niedziela, 28 kwietnia 2019

3. Hasztag #AfterSex


- Jeśli zadzwonisz do mnie. Pójdziemy do Twojego domu. Zostaniemy w łóżku. Bez piżamy, bez piżamy ...

Budzący się do życia Madryt był czymś niesamowicie pięknym. Zresztą, wschody i zachody słońca miały w sobie coś magicznego. To jeden z pozytywów dla którego codziennie motywowałam się, aby wstać z łóżka. Poranny jogging był oczywiście pomysłem Mary, a ja brałam udział we wszystkich jej szalonych eskapadach. No dobra, czepiam się. Dzięki naszym porannym przebieżkom miałam idealnie podkreślone mięśnie nóg oraz zgrabny tyłek.

- Kochanie, dziś nie będziemy spać. Nie przyniosłam piżamy. Ponieważ nie miałam ochoty ...

Codziennie zastanawiałam się w jaki sposób ogłosić mój "związek" z Asensio bądź podsycić jakiekolwiek plotki na nasz temat. Miał rację, jego fanki przeprowadziły profesjonalne śledztwo. Wzięły pod uwagę wszelakie możliwości, jednak na ten moment o tytuł "miłości Marco Asensio" wygrywała ze mną niejaka Sandra Garal, słynna dziewczyna o "twarzy anioła i słodkim głosie".

- Pokazując wszystko, wszyściutko. Kiedy przychodzę, niszczymy łóżko ...

Zresztą, większość czasu spędzałam na przygotowywaniach do gali, która miała się odbyć za tydzień w Sevilli. Nagrody filmowe Goya były prestiżowym wydarzeniem w całej Hiszpanii. Nie byle komu wysyłano zaproszenia. Dlatego też, gdy tylko dostałam własną wejściówkę, myślałam że pobudzę cały Madryt swoim piskiem radości. Od razu zaczęłam gorączkowo przygotowywać się do tego dnia, aby wyglądać idealnie. Po żmudnych poszukiwaniach, w mojej garderobie wisiała przepiękna suknia zaprojektowana przez Yolancris. Nie mogłam się doczekać, aż założę ją na siebie.

- Zawsze byłam damą. Ale jestem królową w łóżku ... 

- Co kupiłaś swojemu chłopcu na urodziny? - Mary przyciszyła radio, przerywając tym nasze poranne karaoke. Zacisnęłam dłonie na kierownicy, spoglądając na nią kątem oka. Wzrok miała wbity w swojego Iphona, stukając swoimi paznokciami wiadomość. - Myślisz, że mogę napisać mu per "szwagier"?
- Że co? - wydukałam.
- Tworzę dla Marco życzenia urodzinowe. - wywróciła oczami. Zatrzymałam samochód na światłach, po czym posłałam jej zdezorientowane spojrzenie. - Oh! Nie wiesz? Marco dzisiaj kończy dwadzieścia trzy lata! Ale z Ciebie ukochana, nie ma co. -  pokręciła zażenowana głową.
- Nie podnoś mi z samego rana ciśnienia. - zagroziłam jej. Samochody ruszyły, więc i ja nacisnęłam pedał gazu. - Skąd mogłam wiedzieć? Ja nawet nie wiem jak ma to wszystko wyglądać. Mamy publikować wspólne zdjęcia? Pokazywać się od czasu do czasu w swoim towarzystwie na ulicy? Mam przyjść na mecz?
- Macie stworzyć iluzję związku. Ludzie mają myśleć, że jesteście razem. Pombito, nikt Ci do łóżka nie zaglądnie, aby upewnić się czy Asensio w nim śpi.
- Jeszcze by tego brakowało. - mruknęłam.
- Żeby zaglądnęli wam do łóżka?
- Dopiero mówiłaś, że to tylko moje łóżko!
- Wypada, żebyś chociaż złożyła mu życzenia. - zauważyła. Westchnęłam ciężko, parkując przed swoją kamienicą. Oparłam głowę o zagłówek i przymknęłam powieki. Co miałam zrobić? Wysłać mu wiadomość z życzeniami? Zadzwonić? Złożyć je osobiście?
- Jesteś genialna! - uśmiechnęłam się szeroko. - Dwie pieczenie na jednym ogniu! Łóżko, życzenia,  potwierdzenie. - odpięłam szybko pasy i wręcz wyskoczyłam z samochodu. Była 8 rano, więc o ile dobrze pamiętałam, piłkarze Realu Madryt zawsze stawiali się w ośrodku o 10. Jeśli szybko się ogarnę, zanim Marco dojedzie do Valdebebas, wszyscy będą wiedzieć że jest ze mną w związku.
- Pombito, zaczekaj! - Mary wbiegała za mną po schodach.
- Nie mam czasu! Muszę szybko coś załatwić!
- Niby gdzie się tak spieszysz?!
- Do Marco! - odkrzyknęłam jej. Z kieszeni dresów wyciągnęłam klucz i przekręciłam go w zamku. Pchnęłam drzwi i wbiegłam do swojego mieszkania. - Potem Ci wszystko wyjaśnię! Po prostu obserwuj moje konto na Instagramie!
- Chcesz mu wskoczyć do łóżka zanim wstanie i zrobić wspólną fotkę? - wysapała padając na kanapę. - Hasztag #AfterSex będzie zbyt wulgarny w waszym przypadku i wcale to nie będzie ... aua! Butem?! - wrzasnęła trzymając w dłoniach mojego adidasa, którego parę sekund wcześniej w nią rzuciłam.
- Żadnego hasztagu i żadnego Marco w łóżku!
- Czyli łóżko będzie?
- Czepiasz się! - odkrzyknęłam z łazienki, zdejmując z siebie spocone ubrania. Zazwyczaj zaraz po joggingu uwielbiałam brać długi prysznic, jednak tym razem musiał być on błyskawiczny. Zanim odkręciłam wodę, usłyszałam jak Mary śpiewa za moimi drzwiami. Nie miałam jednak nic odpowiedniego pod ręką, aby w nią rzucić.

- Wpadnij na moje bon-bon. Czekam na telefon od ciebie, strzel mi gola ...!

*

Zgasiłam silnik mojego samochodu, po czym jeszcze raz zerknęłam na tabliczkę z numerem domu. O ile Marco nie robił sobie żartów, trafiłam idealnie pod jego bramę. Wyskoczyłam na chodnik, po czym zaczęłam wyciągać z bagażnika potrzebne mi "atrybuty". Po drodze dopadły mnie wątpliwości co do mojego genialnego planu, jednakże nie było już wyjścia. Albo teraz albo nigdy.
- Wyrosłem z baloników. - przywitał mnie Asensio.
- Nie ma na Ciebie rozmiarów? - bezczelnie spuściłam wzrok na jego spodnie, po czym ostentacyjnie wyminęłam go w drzwiach. - A skoro jesteśmy przy temacie. Gdzie jest Twoja sypialnia? - zawołałam z salonu. Bardzo ładnego i stylowego salonu. Aż dziwne, że mieszkał tutaj samotny facet.
- Skoro jesteśmy przy temacie, to wolę bez.
- Dzieciak z Ciebie, wiesz? - westchnęłam.
- Sama zaczęłaś. - wzruszył ramionami, po czym wskazał mi odpowiedni kierunek. Bez zająknięcia się tam udałam, czując jego obecność za sobą. -  Nie musiałaś. - kiwnął w stronę złotych baloników w moich rękach. Dwie literki 2 i 3 połyskiwały w dziennym świetle.
- Musiałam. Dzięki temu nareszcie ogłosimy "nasz związek". - zakreśliłam w powietrzu cudzysłów, po czym wyciągnęłam z reklamówki mój biały szlafroczek. Marco przyglądał mi się zdezorientowany, oczekując jakichkolwiek słów wyjaśnienia. W zamian za to otrzymał ode mnie mój własny telefon. - Zrobisz mi zdjęcie.
- Maria ...
- Możesz się jeszcze wycofać. - zauważyłam, zakładając na siebie szlafrok. - Twoja sypialnia, ja, te balony i pełne miłości życzenia urodzinowe. Nikt nie będzie miał jakichkolwiek wątpliwości. Oczywiście gdy tylko to opublikuje, zostanie wysłany za mną list gończy, ale skoro powiedziałam A, to muszę też powiedzieć B. - zsunęłam z siebie spodnie. Dodam, że szlafrok skutecznie zasłaniał mi tyłek.
- To ma sens. - przyznał. - Wskakuj.
- Na pewno?
- Tak. Ta cała Sandra oznaczyła mnie wczoraj na swoim zdjęciu. Była w jakimś klubie, więc według ludzi, ja również tam byłem. - westchnął ciężko. Autentycznie zrobiło mi się go żal. Doskonale rozumiałam co to znaczy medialna manipulacja. - Teraz będę miał alibi. Spędziłem noc z własną dziewczyną. - puścił mi oczko. Cofam wszystko. Wcale mi go nie żal!
- W co ja się pakuję. - mruknęłam.
- Do mojego łóżka.
- Masz szczęście, że ta pościel bardzo ładnie pachnie i jest cudowna w dotyku. - pogroziłam mu. - Inaczej bym stąd wyszła i takiego kopniaka Ci zasadziła, że dorósłbyś w ciągu kilku sekund. I przestań się szczerzyć! To działa tylko na Twoje fanki! - poczochrałam swoje włosy, nadając im idealny "poranny efekt". Mary miała rację. To rzeczywiście będzie wyglądało jak Hasztag #AfterSex.
Nasza współpraca nad tym jednym jedynym zdjęciem okazała się być kompletną katastrofą. To oczywiste że Marco wybitnym fotografem nie był, ale żeby parskać raz za razem śmiechem? Niby jak miałam w takich "warunkach" przybrać minę zakochanej w nim po uszy dziewczyny, skoro irytował mnie z każdą kolejną minutą?
- Jesteś zbyt sztywna. - zauważył gdy w geście poddania schowałam głowę pod poduszkę. - Za wszelką cenę chcesz być idealna. Słyszałem, że jesteś naturalna i spontaniczna, więc to udowodnij. Nie musisz wyglądać na zakochaną. Masz być szczęśliwa, w końcu Cię zadowoliłem w nocy.
- Nie rozmawiam z Tobą. - mruknęłam spod poduszki. Po chwili poczułam jego palce wbijające się w moje żebra. - Asensio! - pisnęłam na cały Madryt. On jednak nie zaprzestawał torturować mnie łaskotkami. Wiłam się pod nim, próbując za wszelką wydostać się z pod jego władania. Śmiałam się jak opętana, a po moich policzkach zaczęły spływać łzy. - Proszę Cię!
- No! A teraz uśmiechnij się do "obiektywu" i idziemy wypić kawę. - poczochrał moje włosy. Prychnęłam, ale posłusznie chwyciłam za balony. - Tak lepiej. - oznajmił tonem specjalisty. - Nie nadajesz się na profesjonalną modelkę, bo nie masz twarzy ameby.
- Że czego nie mam? - parsknęłam.
- Niedorozwiniętej ameby. - podkreślił. - Te wszystkie pseudo modelki mają twarze bez wyrazu. Uchylone usta i pusty wzrok. Typowe ameby. Jak ta cała Alice. - dodał, po czym za wszelką cenę próbował przybrać taką mimikę. Parsknęłam głośnym śmiechem, nie mogąc się opanować.
Słowa Marco zawierały w sobie wiele prawdy. W przeszłości wiele razy usłyszałam, że nie nadaję się do modelingu. Uwielbiałam śmiać się i wygłupiać do obiektywu, co nie było na rękę fotografom. Nie potrafiłam przybrać poważnej bądź zamyślonej miny. To nie było w moim stylu.
- Gotowe.
- Słucham? - zamarłam. - Przecież w ogóle się nie ustawiłam.
- Osobiście uważam, że Twoje wygłupy z balonikami są o wiele lepsze. - podał mi telefon. - Mówią, że robię najlepszą Americano w Madrycie! - zawołał już z korytarza. - I kompletnie nie obchodzi mnie to, czy pijesz kawę czy nie!
- Jakby cokolwiek Cię obchodziło. - mruknęłam spoglądając na jego dzieło. Znów ten cholerny dzieciak miał rację. Wyszło naturalnie, a moja twarz wręcz promieniowała radością. Wystarczyło tylko wyciszyć głos, dodać odpowiedni opis i Voilà!


Wszystkiego Najlepszego z okazji urodzin! 🎉🎊🎁 
Dziękuję Ci, że każdą chwilę spędzoną z Tobą oraz za to, że wywołujesz szeroki uśmiech na mojej twarzy. Jesteś najlepszym tym, co mnie spotkało w Nowym Roku, a jest to dopiero początek. Bo przecież to, co najlepsze, dopiero przed nami 😍 Zasługujesz na wszystko, co najlepsze. Dlatego życzę Ci, abyś wszystkie Twoje cele zostały osiągnięte. Ze swojej strony obiecuję wspierać Cię i wiernie trwać przy Twoim boku 💕 #23


- Myślisz, że powinnam dodać coś więcej?
- Dla mnie idealnie. Żadnego misia czy innego zwierzaka.
- Właśnie z tym miałam problem. - zaśmiałam się, siadając przy wysepce w jego kuchni. Marco zmierzył mnie uważnym spojrzeniem, w dłoniach trzymając dwie filiżanki. - Nie wiedziałam, co bardziej do Ciebie pasuje. Misio, króliczek czy myszka? - przechyliłam głowę, skanując jego sylwetkę z góry na dół.
- Myszka?
- Przecież żartuje! - wywróciłam oczami. Jeszcze chwila, a zamordowałby mnie wzrokiem. - To co? Publikować? - upewniłam się, po czym mój post poszedł w świat. Odkładając telefon, poczułam lekkie poddenerwowanie. Doskonale wiedziałam, co się teraz wydarzy. Wielki szum w mediach i histeria jego fanek. Już słyszałam te pytania! Co? Gdzie? Jak? I dlaczego? Gdyby to był prawdziwy związek, nie zwracałabym na to uwagi i omijałabym szerokim łukiem odpowiadanie na pytania dziennikarzy. Ale co innego obiecaliśmy Florentino i to mnie przerażało.


"Dziękuję Myszko 🐭  Już za Tobą tęsknie 😘"

- Zdrajca! - oburzyłam się. Marco jedynie wyszczerzył swoje idealne ząbki, po czym skupił się na piciu kawy. Dodam, że genialnej kawy! Jego słowa nie były zwykłym popisem. Nasze telefony raz za razem dawały o sobie znać. W końcu zirytowana wyciszyłam własny i wrzuciłam go do kieszeni bluzy. - Wywołaliśmy Armagedon.
- Potrzebny nam kolejny krok myszko.
- Jeszcze raz mnie tak nazwiesz, to pożałujesz!
- Dobrze, myszko.

***

W ten jakże depresyjny i deszczowy dzień pojawia się kolejny rozdział. Informacja o "związku" Marco i Marii poszła w świat ^^ jak zareagują na to ich znajomi oraz fani, o wrogach nie wspominając?

Życzę wam Majówki bardziej udanej niż pogody :)

niedziela, 21 kwietnia 2019

2. Mr. & Mrs. "M".

Zadarłam brodę ku górze, spoglądając na wysoki, oszklony budynek. Ogromna budowla zrobiła na mnie nie małe wrażenie. Nie dziwne, że urzędował tu na co dzień bajecznie bogaty biznesmen, który rozpoczynał swoją przygodę z dorosłym życiem jako zwykły Inżynier. Podziwiałam jego samozaparcie oraz ciężką pracę, dzięki której osiągnął to wszystko.
Wchodząc do obszernego holu, zerknęłam dyskretnie na zegarek spoczywający na moim nadgarstku. Na całe szczęście nie byłam spóźniona. Jeszcze tego by brakowało! Pewnym krokiem podeszłam do recepcji, za którą stała piękna młoda kobieta z idealnym uśmiechem.
- Dzień dobry. - odezwała się, zanim zdążyłam uchylić swoje usta. - W czym mogę pani pomóc? 
- Nazywam się Maria Pombo. - zaczęłam, po uprzejmym przywitaniu się z recepcjonistką. - Byłam umówiona z panem Perezem na godzinę 13.
- Proszę za mną. - gestem ręki wskazała mi kierunek. Posłusznie szłam obok niej, spoglądając na ściany obwieszone różnymi dyplomami oraz zdjęciami z ważnych dla tej korporacji wydarzeń. Wszędzie widniał dumny napis ACS Group, którego Florentino Perez był prezesem. - Carmen. - recepcjonistka zwróciła się do kobiety siedzącej za biurkiem. Domyśliłam się, że jest to osobista sekretarka Pereza. - Pani Pombo już jest. Powiadom prezesa. - poprosiła.
Chwilę później drzwi do królestwa zostały przede mną otwarte. Weszłam niepewnie, czując ogarniające mnie przytłoczenie. Zaciekawiona rozejrzałam się wokół. Długi stół konferencyjny, miniaturki pucharów zdobytych przez Real Madryt na szykownej komodzie, zdjęcia ...
- Pani Pombo. - charakterystyczny głos Florentino Pereza odezwał się z drugiej strony pomieszczenia. Stało tam ogromne biurko, za którym siedział prezes we własnej osobie. Wstał uprzejmie ze swojego fotela, zapinając guzik od marynarki. - A raczej Maria. Ponad cztery lata minęły odkąd zostaliśmy sobie przedstawieni. - uśmiechnął się, podchodząc do mnie.
- Lizbona. - odchrząknęłam.
- La Decima. - podkreślił, spoglądając na jeden z pucharów.
- To było szaleństwo. - uśmiechnęłam się pod nosem na wspomnienie majowej nocy na stadionie w Lizbonie. Tak ważnej dla kibiców Realu Madryt. - Wariowałam z nerwów, mimo że kompletnie nie znam się na piłce nożnej. Boże, ja nawet popłakałam się po golu Ramosa. - zaśmiałam się.
- A ja dostałem karę za zbyt ostentacyjne świętowanie tej bramki, co prezesowi klubu po prostu nie wypadało. - wzruszył ramionami. - Długo wyczekiwana wygrana w Lidze Mistrzów, na dodatek przeciwko Atletico ... ano właśnie. - westchnął. - Usiądź proszę. Zaraz Ci wszystko wyjaśnię. Masz ochotę na coś do picia?
- Poproszę wodę. Jeśli można. - usiadłam posłusznie w niesamowicie wygodnym fotelu, obserwując jak Perez sprawnie sięga po karafkę i nalewa do pustej szklanki przeźroczystą ciecz. Podziękowałam, biorąc ją do ręki. Mężczyzna usiadł na swoim miejscu, spoglądając na mnie uważnie.
- Mario, jesteś mądrą dziewczyną. Dlatego będziesz na mnie zła, za co na wstępie Cię przepraszam. - przyznał. Zaskoczona tymi słowami, uniosłam brwi ku górze. - Wiesz, od zawodników Realu Madryt wymagam całkowitego oddania dla klubu. Nie chcę tutaj najemników, jeśli rozumiesz o co mi chodzi. - przytaknęłam niepewnie. - Wymagam również, aby starali się dobrze zachowywać, ponieważ są wzorcem dla wielu młodych ludzi, jak i dzieci. Ktoś mógłby nazwać to 'PR', ale to najlepszy klub na świecie, dlatego muszę trzymać dłoń na pulsie.
- Panie Perez, ja na prawdę wszystko rozumiem. - odłożyłam ostrożnie szklankę na blat biurka. - Wręcz podziwiam, że z tak ogromnym perfekcjonizmem i zaangażowaniem dba pan o własną firmę, jak i o Real Madryt. Ale nie rozumiem jednej rzeczy. Co ja ma z tym wspólnego?
- Pomyślałem, że moglibyśmy sobie pomóc nawzajem.
- Nadal nie rozumiem. - mruknęłam skołowana. Perez uśmiechnął się tajemniczo pod nosem, po czym podał mi najnowsze wydanie dziennika MARCA. Skrzywiłam się na widok okładki. - Doskonale pan wie, że nie jesteśmy razem. Według niego, przeze mnie. - odrzuciłam gazetę.
- Co jest bzdurą. Nie tylko Ciebie zdradził.
- Nie chcę mieć z nim nic wspólnego.
- I w tym właśnie mogłabyś mi pomóc. - przyznał. - Traktowałem go jak syna, a on wbił mi nóż w plecy. Znalazłem mu świetny klub, aby mógł zdobyć potrzebne doświadczenie. Sprowadziłem z powrotem do Madrytu. Jednak w Turynie stracił pokorę i uwierzył, że jest kimś na miarę Cristiano Ronaldo. Nie szanował decyzji Zizou, który był sprawiedliwy wobec wszystkich i sadzał go na ławce za karę. Mieliśmy nadzieję, że w ten sposób coś zrozumie. Ale on wolał się poddać i po sezonie odejść do Londynu. Bo tak łatwiej, prawda?
- Uciec. - szepnęłam. - I zrobić z siebie ofiarę.
- Dokładnie. - westchnął. - Na prezentacji obiecywał mi, że da z siebie wszystko. Bo to jego dom! A w ostatnich miesiącach sezonu dogadał się z nowym klubem za moimi plecami.
- Przykro mi. Nie tylko panu wiele obiecywał. - zironizowałam.
- Jednak nie to zabolało mnie najbardziej. - podniósł gazetę. - Dowiedziałem się o tym parę tygodni temu od zaufanej osoby. Za początku nie wierzyłem. Ale stało się to faktem. - wskazał na tytuł, który dopiero teraz przeczytałam. - Na dniach zostanie piłkarzem Atletico. Największego wroga Realu Madryt. Zdradzając tym samym swój dom, jak to sam pięknie określił. Napluł nam wszystkim w twarz.
- W Londynie gwiazdor też się nie odnalazł? - prychnęłam, zakładając ręce na piersi. - Skoro zdecydował się na Atletico, to musi być nieźle zdesperowany. Wciąż jednak nie rozumiem, co ja mam z tym wspólnego.
- Chcesz się zemścić. Nie wierzę, że nie. - wbił we mnie pełne pewności spojrzenie. - Chcesz mu pokazać, jak wiele stracił. Trzymałaś rękę na pulsie i dbałaś, aby jego życie prywatne nie koligowało z życiem zawodowym. Dlatego miałem nadzieję, że pomożesz nam zrobić z niego świetnego i pokornego piłkarza, a nie celebrytę, któremu sodówka uderzyła do głowy. Nie sądziłem jednak, że niejaki pan Campello przedstawi mu swoją córkę i uknuje chytry plan.
- Mogę mu być tylko wdzięczna. - przyznałam.
- To prawda.
- Więc?
- Jeśli chodzi o aspekt sportowy, on doskonale wie, że żaden wybór nie przebije Realu Madryt. Wybrał Atletico, bo zdaje sobie sprawę, że nie ma tutaj powrotu. Sam zatrzasnął sobie drzwi. To już jest jego wielką porażką, choć zapewne przygotowuje przemówienie pełne fałszywej miłości do nowego klubu. - przytaknęłam mu bez zawahania. Jeśli chodzi o mydlenie oczu to mój były ukochany był w tym najlepszy. - Ale to już nie jest mój problem. Bez mojej ingerencji strzelił sobie w stopę. Moje myśli skupiają się na innym piłkarzu. A skoro wyjaśniłem Ci tą sytuację, która może Cię jedynie zmotywować do zgody, przejdę do najważniejszej części.
- Byłabym wdzięczna. - westchnęłam.
- Gazety uwzięły się na jedną z naszych młodych gwiazd. Chłopak nie jest niczemu winny, po za tym, że jest przystojny i cholernie dobrze gra w piłkę. Zdarzył mu się słabszy okres gry z powodu kontuzji, ale według prasy, winnymi są nocne eskapady do klubów i liczne romanse. Oczywiście jest to stek bzdur, ale ludzie powoli zaczynają w to wierzyć. - potarł swoje skronie. - Przyczepiono mu łatkę "łamacza serc".
- Prasa potrafi zniszczyć człowiekowi życie. - przyznałam.
- Dokładnie. Jednak uderzając w Marco, uderzają również w dobre imię klubu. A ja nie mogę na to pozwolić. Dlatego zmuszony zostałem, aby odświeżyć swój stary plan, mający na celu złagodzenie całej sytuacji.
- To znaczy?
- Znaleźć mu dziewczynę idealną.
- Znaleźć mu co? - parsknęłam.
- PR, droga Mario. Nawet nie zdajesz sobie sprawy, jakie pozytywne są tego skutki. Wypróbowałem to już na Sergio Ramosie i Cristiano Ronaldo. - uchyliłam zaskoczona usta, nie mogąc uwierzyć w to, co słyszę. - Mój ukochany kapitan ... to był dopiero lovelas! W końcu zirytowany walnąłem pięścią w stół. Pilar Rubio również potrzebowała takiego układu, więc idealnie się dogadali. A jak sama wiesz, w czerwcu jest ich ślub, a po Bernabeu biega mi trzech małych i rozkosznych Ramosów. A jeśli chodzi o Cristiano, cóż. Ściągnąłem go do Madrytu pod jednym warunkiem. Miał się ustatkować. Medialnie oczywiście. Irina Shayk potrzebowała rozgłosu, więc układ był idealny. Obydwoje na tym dobrze wyszli. Oczywiście ich związek się "rozpadł", ale jej nazwisko zostało rozpoznawalne na całym świecie, a ludzie uwierzyli, że Cristiano potrafi być w stałym związku.
- Skontaktował się pan ze mną bo mam być kolejną Pilar i Iriną? - wydukałam po przetworzeniu w swojej głowie tych wszystkich informacji. - Panie Perez, ja nie potrzebuję kreowania dobrego wizerunku ani rozgłosu!
- Potrzebujesz zemsty na Alvaro Moracie.
- W jaki sposób?!
- Spotykając się z jego byłym kolegą z drużyny. Ty i Marco stworzylibyście parę idealną. Przyćmilibyście Moratę i Campello, którzy w ostatnim czasie byli ulubieńcami mediów. Ona jest tak zdesperowana, że musi umawiać się z paparazzi! Wyobrażasz sobie jej wściekłość? Ty nawet palcem nie musisz kiwnąć. A on? Myślisz, że przyjmie z obojętnością wiadomość, że jesteś dziewczyną Marco?
- Ja nie jestem taka, panie Perez.
- Oczywiście, że nie jesteś. - posłał mi spojrzenie zatroskanego ojca. - Dlatego potrzebujesz czasu, aby podjąć decyzję. Uszanuję Twoją odmowę Mario. Jak powiedziałem na wstępnie, jesteś mądrą dziewczyną. Dlatego idealnie pasowałabyś do Marco.
- Marco ... on wie?
- Marco Asensio. - podkreślił. Westchnęłam ciężko na wspomnienie artykułu, który czytałam przedwczoraj w górach. Perez miał rację. Uwzięli się na niego i to bardzo. - Wie. Zareagował tak samo nerwowo jak Ty. Mam wyrzuty sumienia, że wciągam was w to wszystko. Ale muszę mu pomóc za wszelką cenę. W przeciwieństwie do Alvaro ma ogromną pokorę i ciężko pracuje. Nigdy mnie nie zdradzi, wierzę w to. 

*

Uwielbiałam współpracować z Mary. Nazywałam ją swoją biznesową partnerką. Sesje zdjęciowe, podróże i wszelkie projekty w jej towarzystwie sprawiały mi ogrom radości. Była moją przyjaciółką, bratnią duszą, wręcz siostrą bliźniaczką! W końcu to nie przypadek, że nosiłyśmy to samo imię. Choć tak bardzo się od siebie różniłyśmy. Dość często żartowałam, że Mary przyćmiewa mnie swoją urodą. Była typową Hiszpanką o lśniących czarnych włosach oraz ciemnej cerze. A gdy się śmiała ... śmiała się całą sobą!
Sesja zdjęciowa promująca błyszczyki Bobbi Brown była jedną wielką zabawą. Miałyśmy wyglądać na szczęśliwe i roześmiane, co wcale nie było trudne w towarzystwie Mary. Dzisiaj zdecydowanie musiała wstać prawą nogą. Tańczyła, skakała i śmiała się do rozpuku. Co udzielało się też mi! Cała ekipa była zadowolona z efektów, a my wręcz rozczarowane, że to już koniec.
- Podjęłaś już decyzję?! - zawołała Mary zza parawanu. Po zakończonej sesji udałyśmy się do garderoby, gdzie usiadłam przed ogromnym lustrem, zmywając z siebie makijaż. Od mojej rozmowy z panem Florentino minęło parę dni. Alvaro został oficjalnie przedstawiony jako piłkarz Atletico Madryt, a Alice Campello zdążyła udzielić obszernego wywiadu dla Hola España o szczęśliwym powrocie do Madrytu. Jakby to kogoś w ogóle obchodziło.
To nie tak, że byłam zazdrosna. Kochałam Alvaro, ale to było parę lat temu. Gdy wyjechał do Turynu, obiecaliśmy sobie, że ta rozłąka nie wpłynie na nasz związek. Odwiedzałam go bardzo często, czasami zaniedbując przy tym własne obowiązki. Podczas jednej z takich wizyt, przeglądając zdjęcia na jego telefonie, przypadkowo włączyłam wiadomość od Alice Campello. Okazało się, że mój ówczesny ukochany, prowadził z nią ożywioną dwuznaczną dyskusję. Z której ewidentnie wynikało, że pierwsze spotkanie mieli już za sobą. Poczułam się zdradzona. Dla mnie to nie był zwykły flirt, jak próbował mi to wytłumaczyć. Wybuchła pomiędzy nami awantura. Miałam nadzieję, że gdy emocje opadną, przyjedzie za mną do Madrytu bądź zadzwoni. Niestety. Parę dni później Alice opublikowała ich wspólne zdjęcia z pełnym miłości opisem.
A potem byli wszędzie. Dosłownie wszędzie! Gdy Alvaro wrócił do Realu Madryt, Alice wykorzystywała każdą możliwą okazję, aby udzielić wywiadu na temat szczegółów z ich życia. Sama gubiła się w historiach o początkach ich znajomości. Oczywiście ludzi oraz media zaczęło interesować to, co się stało ze mną. Dlaczego z dnia na dzień Alvaro ogłosił nowy związek, skoro byliśmy razem kilka dni wcześniej. Miałam ochotę stanąć przed kamerą i opowiedzieć swoją wersję, ale za każdym razem dochodziłam do wniosku, że nie będę się poniżała.
Za to Alvaro zrobił coś, czego nie wybaczę mu do końca życia. Podczas jednego z wywiadów został zapytany o moją osobę. Zgrabnie z tego wybrnął, dając do zrozumienia ciekawskiego dziennikarzowi, że nie ma ochoty odpowiadać. Za to popołudniu opublikował filmik, gdzie razem ze swoim przyjacielem śpiewają w samochodzie piosenkę o materialistce, która zostawiła swojego chłopaka z powodu słabszego okresu w jego życiu. Na koniec Alvaro dodał "to jest moja odpowiedź". Wszyscy zrozumieli co miał na myśli. Zrzucił całą winę na mnie.
Czekałam. Cierpliwie czekałam na to, aż los upomni się o zapłatę za bycie hipokrytą. Alvaro zaczął zachowywać się jak gwiazda, stąd jego częsta obecność na ławce rezerwowych. Okazał się nie być piłkarzem na miarę Realu Madryt. A było to jego największym marzeniem. Teraz musiał się poniżyć i wybrać ofertę największego wroga swojego ukochanego klubu. Doskonale znałam jego opinię na temat Atletico Madryt. Kibice Rojiblanco nie zasługiwali na to, aby ich barwy reprezentował taki hipokryta jak on.
Było jednak drugie dno tej decyzji, z czego doskonale zdawał sobie sprawę Florentino Perez. W Anglii Alvaro i Alice nie byli tak popularni jak w Hiszpanii. Na Wyspach Brytyjskich nikt nie interesował się tym, co Campello miała do powiedzenia na temat ich związku. Najnowszy wywiad dla Hola España był tego dowodem. Sława i bycie w centrum zainteresowania za wszelką cenę. Nawet kosztem wartości, które były tak bardzo ważne dla klubów piłkarskich w Madrycie. Perez chciał im to odebrać, piekąc dwie pieczenie na jednym ogniu. Marco miałby święty spokój, a ja swoją satysfakcję. Ale czy na prawdę mi na tym zależało? Na zemście?
- Nie rozumiem nad czym Ty się zastanawiasz. - Mary usiadła obok mnie. - Pokażesz im gdzie raki zimują, a i sama będziesz miała z tego niezłe korzyści. Przecież to Marco Asensio! TEN Marco Asensio. - poruszała charakterystycznie brwiami.
- Mam "udawać" jego dziewczynę. - poruszałam paluszkami w powietrzu. - Po za tym, jego fanki nie dadzą mi żyć. Już raz to przerabiałam. - westchnęłam ciężko, po czym sama udałam się za parawan. - Wiesz jak to będzie wyglądało? Najpierw byłam w związku z jednym piłkarzem Realu Madryt, a teraz z następnym. Ludzie wyrobią sobie o mnie niezłą opinię. - prychnęłam.
- Miłość nie wybiera. - zanuciła.
- Jest ode mnie młodszy.
- Dwa lata. Wielkie mi halo!
- Nie mydl mi oczu Fernandez! - wychyliłam głowę zza parawanu. - Widzisz w tym "związku" własne korzyści w postaci wejściówek VIP na mecze Realu Madryt i przebywanie w towarzystwie piłkarzy tego klubu. - Mary w odpowiedzi wytrzeszczyła swoje ząbki. - Przynajmniej jesteś szczera.
- Kocham Cię Pombito. - puściła mi oczko. - Zaraz wracam. - wyszła z garderoby. Westchnęłam ostentacyjnie, po czym ściągnęłam z siebie sweterek Zary, który razem ze mną promował błyszczyki Bobbi Brown. Musiałam jak najszybciej podjąć decyzję, bo w razie mojej odmowy pan Perez musiałby poszukać kogoś innego. O ile nie miał kilku wariantów w zanadrzu.
- Dostałam zaproszenie na casting od Intimissimi. Dość oryginalne! - zaśmiałam się naciągając obcisłe spodnie na swój tyłek. Chwilę wcześniej drzwi znów się otworzyły. Nikt inny nie mógł tu wejść po za Mary. - Załączyli do niego komplet bielizny. To chyba miało mnie zachęcić i w sumie zdało egzamin. Ich projekty są cudowne! Spójrz na ten ... - wyszłam zza parawanu i stanęłam jak wryta.
Na krześle, które kilka minut wcześniej zajmowała moja przyjaciółka, siedział nie kto inny jak Marco Asensio we własnej osobie, bawiący się jednym z błyszczyków. Uniósł swoją głowę, skanując moje ciało od stóp do ... pisnęłam zakrywając swoją klatkę piersiową. Stałam przed nim w samym biustonoszu!
- Wy kobiety jesteście dziwne. - przymrużył swoje powieki. - Nie macie żadnych oporów, aby paradować w bikini przed całą plażą ludzi, a piszczycie jakbyście zobaczyły mysz, gdy jesteście w bieliźnie. Zdajecie sobie sprawę, że dla nas facetów to żadna różnica?
- Co Ty tu robisz?! Kto Ci pozwolił wejść?!
- Muszę prosić o zgodę, aby zobaczyć się z moją dziewczyną? - posłał mi pełen ironii uśmiech. Prychnęłam wściekle, po czym wróciłam za parawan. - Powinnaś iść na ten casting! Sama góra była zachęcająca, więc w całości ... chociaż nie. Jako Twój chłopak raczej powinienem być na nie.
- Po pierwsze! - wróciłam do niego w pełni ubrana. I wściekła do granic możliwości! - Jeszcze nie zgodziłam się, aby brać udział w tej szopce. A po drugie ... nie nauczono Cię pukać?!
- Chciałem Ci zrobić niespodziankę. - wzruszył ramionami.
- Morderczą! Prawie zawału dostałam!
- No dobra, przepraszam. - uniósł dłonie w geście poddania. - Nie sądziłem, że ktoś tu jest. Zapytałem na korytarzu o Marię, więc wskazano mi to pomieszczenie. Facet dodał, że wyszłaś na chwilę i zaraz wrócisz.
- Moja przyjaciółka Maria wyszła. - syknęłam. Zaczęłam się nerwowo miotać po garderobie, nie wiedząc w co ręce włożyć. Jego pojawienie kompletnie wytrąciło mnie z równowagi. - Mogłeś się przynajmniej odezwać gdy mnie usłyszałeś!
- I tyle stracić? - uśmiechnął się szeroko.
- Dobra, nie ważne! - machnęłam ręką. Ta dyskusja kompletnie nie miała sensu, a jedynie wprowadzała mnie w jeszcze większe zażenowanie. Ciężko usiadłam na krześle obok niego. - Co Ty tu robisz? Jeszcze nie podjęłam żadnej decyzji.
- Presi ma znajomości wszędzie. - wzruszył ramionami. - Doskonale wiedział gdzie jesteś i co robisz. Kazał mi tu przyjść. Mamy obydwoje wszystko omówić.
- Ale ja ...
- Gdybyś nie chciała się zgodzić, to byś się nie zgodziła. - parsknął. - Zwlekasz z podjęciem decyzji, bo kusi Cię wizja zemsty. Chcesz się zemścić na Moracie, a ja na Campello. Dodatkowo będę miał święty spokój z doszywaniem mi przez prasę kolejnych idiotek. Im szybciej zaczniemy, tym szybciej zakończymy tą farsę.
- Chcesz się zemścić na Alice? Dlaczego? - wydukałam.
- A czy ja się Ciebie pytam dlaczego Twój związek z moim kumplem się zakończył? - prychnął. - Spotykanie się z jego byłą wcale nie jest dla mnie komfortową sytuacją. Stawiam na szali nasze dobre relacje.
- Nie musiałeś się zgadzać.
- Skończy z tą fałszywą skromnością. Chcąc nie chcąc zostałaś moją partnerką w zbrodni. - wzruszył ramionami. - Coś w rodzaju Mr. & Mrs. Smith. My możemy się nazywać Mr. & Mrs. "M". M jak Marco i Maria.
- Dzieciak z Ciebie. - wywróciłam oczami.
-  Na dniach ogłosimy nasz związek. Odpowiada Ci to Mamacita? - wstał ze swojego krzesła. - Kobiety są bardziej romantyczne, więc zostawiam to Tobie. Zacząłem Cię już obserwować na Instagramie i zrobiłem sobie fotkę z tym kolesiem. - głową wskazał drzwi. - Na pewno już opublikował, więc moje fanki rozpoczęły dochodzenie.
- Sądzisz, że szybciej nas połączą niż sami to ogłosimy? - uniosłam brew ku górze. Marco kiwnął głową, po czym zerknął na swój telefon. - Powiedz, ale tak szczerze. Gdyby nie ta cała sytuacja ... zgodziłbyś się na to przedstawienie?
- Nie.
- Więc jest nas dwoje. - westchnęłam.
- Mam do Ciebie tylko jedną prośbę. Szczególnie jedna osoba ma się nie dowiedzieć, że jest to ukartowane. - spojrzał na mnie stanowczo, aczkolwiek dostrzegłam w jego oczach błysk niepewności. - Mój ojciec. On tego nie zrozumie.



***

Zaskoczone? Marco wcale nie jest taki zły ... chyba ^^

Moje drogie, z okazji nowego rozdziału chciałabym wam życzyć Wesołych Świąt Wielkiej Nocy! I mokrego Dyngusa! ^^

poniedziałek, 15 kwietnia 2019

1. Marzę o Vogue.

- Maria!
- Tutaj!
- Maria!
- Z prawej strony!
- Maria!
- Uśmiech!

Zdusiłam w sobie irytację i próbując za wszelką cenę nie mrugać powiekami, pozowałam fotoreporterom na tak zwanej "ściance". Policzki bolały mnie od szerokiego uśmiechu, a oczy wręcz bolały od połyskujących fleszów. Obawiałam się zrobić krok, aby przez przypadek się nie potknąć. Na całe szczęście osoba odpowiadająca za całe zamieszanie "zaprosiła mnie" do wejścia na odpowiednią salę. Przez chwilę moje oczy przyzwyczajały się do przyciemnionego światła, poddane torturom kilka sekund wcześniej.
Jedna z hostess wskazała miejsce, zarezerwowane specjalnie dla mnie. Podziękowałam jej uśmiechem, po czym usiadłam w pierwszym rzędzie, rozglądając się dyskretnie za Mary. Moja przyjaciółka pojawiła się tu przede mną, zapewne buszując ze swoim telefonem pośród modelek w garderobie. Kolejny odcinek jej Vloga będzie na pewno niezwykle interesujący dla fanów mody.
- Zobaczcie kto tu jest! - oho! O wilku mowa. Odwróciłam głowę w stronę Mary, posyłając szeroki uśmiech do jej "obiektywu". - Maria Pombo! Bardziej wam znana jako moja Pombito! - zaśmiałam się machając do "fanów" jej Vloga. - Po pokazie postaram się zdać wam relację zza kulis. Buziaki!
- Hej świrze. - cmoknęłam ją w policzek.
- Świetna sukienka. - zacmokała z aprobatą, lustrując moją sylwetkę z góry na dół. - Imitacja garnituru? - spytała, na co pokiwałam głową. - Rzeczywiście ukrywa spożywczą ciążę. Rozmawiałam przez chwilę z Beatriz. - jak zwykle zmieniła temat z szybkością światła. - Dostałyśmy od niej pozwolenie na wizytę zza kulisami. 
- Świetnie. Chętnie zamienię z nią kilka słów. - wyciągnęłam z torebki swojego Iphona. Sprawnie weszłam na Instagram włączając funkcję relacji. - Pora pokazać ludziom, gdzie obecnie się znajdujemy. - częścią mojej pracy było zdawanie relacji praktycznie z każdego mojego wyjścia. Czasami było to irytujące, ale i zabawne. Mój agent podkreślał na każdym kroku, że jeśli chcę zaistnieć w tej branży, powinnam być aktywna na portalach społecznościowych. Na całe szczęście sprawowałam kontrolę nad tym, co pojawiało się w sieci.
Po chwili światło przygasło, a oświetlony został jedynie wybieg. Z głośników wydobyły się takty nieznanej mi francuskiej piosenki. Pierwsza z modelek pojawiła się przed naszymi oczami. A następnie kolejna i kolejna. W skupieniu przyglądałam się każdej z nich, a raczej temu, co miały na sobie. Nic się nie zmieniło. Beatriz nadal była genialną projektantką, idealnie trafiającą w mój gust. Byłam przekonana, że moja garderoba zapełni się kilkoma sukienkami oraz dodatkami, które wyszły z pod jej ręki.
Kątem oka zerknęłam na Mary i innych ludzi, który co jakiś czas filmowali lub fotografowali modelki. Osobiście nie chciałam tracić czasu na relacjonowanie tego wszystkiego, obawiając się, że pominę coś niezwykle ciekawego. 
Na sam koniec na wybiegu pojawiła się Beatriz. Podziękowała z szerokim uśmiechem, kłaniając się widowni. Wstałam ze swojego miejsca klaszcząc energicznie razem z innymi. Jej ciężka praca zasłużyła na te owacje. Pokaz okazał się ogromnym sukcesem!

Razem z Mary udałyśmy się za kulisy. Dzięki specjalnym plakietkom mogłyśmy to zrobić bez problemu. Moja szalona przyjaciółka wyciągnęła telefon i tyle ją widziałam. Pokręciłam rozbawiona głową, po czym zaczęłam przechadzać się po tak zwanym "backstage'u". 
- Maria? - usłyszałam za sobą niepewny, ale i znajomy głos. Przymknęłam powieki i wciągnęłam powietrze. Powoli, aczkolwiek niechętnie, odwróciłam się w stronę brunetki. Mój wzrok padł na jej kilkumiesięczny ciążowy brzuch, na którym trzymała dłoń. Trzecie dziecko w drodze. Osobiście bawiłam poprzednią dwójkę. - Cieszę się, że Cię widzę.
- Doprawdy? - mruknęłam.
- Pombito. - westchnęła ciężko.
- Uwierzyłaś mu.
- Doskonale wiesz, że nie chciałam brać strony żadnego z was. Byłam pomiędzy młotem, a kowadłem. - wbiła we mnie pełne skruchy spojrzenie.
- Zaprzyjaźniłaś się z nią. - zironizowałam. - Widać wszystkie WAGs trzymacie się razem. - dodałam, lecz po chwili poczułam wyrzuty sumienia. W końcu sama byłam jedną z nich i w ten sposób się poznałyśmy. Lubiłam jednak Marię, żonę słynnego Nacho. Poczułam się zdradzona, gdy nie stanęła po mojej stronie.  - Przepraszam. Zachowuję się jak dziecko. Nie powinnaś się denerwować.
- Przyjaźń to zbyt wiele powiedziane. - zauważyła. - Owszem, spędziłyśmy ze sobą trochę czasu ze względu na chłopaków. Nie sądziłam jednak, że widzi we mnie przyjaciółkę. To słowo ma dla mnie głębsze znaczenie.
- Widać lubi opowiadać bajki w gazetach. - wzruszyłam ramionami, na co moja imienniczka przytaknęła. - Znacie już płeć? - kiwnęłam w stronę brzucha. Jej ciąża była o wiele bardziej fascynującym tematem do rozmowy. I na prawdę mnie interesowała.
- Kolejny chłopiec. - uśmiechnęła się szeroko, gładząc z czułością uroczą wypukłość. - Alejandra jest troszeczkę niepocieszona, ale obiecała pomoc w opiece nad dzidziusiem. Z kolei Nachito oznajmił, że zamknie bobasa w szafie. - wywróciła oczami, a ja parsknęłam śmiechem. - Muszę się pomęczyć do kwietnia.
- Gratuluję wam. I na prawdę się cieszę.
- Opowiedz lepiej, co u Ciebie! - zachęciła. - Gdy zobaczyłam Twoją twarz na okładce najnowszego Elle España, nie było mowy, abym nie kupiła. To prawda, co tam napisali. Jesteś dosłownie wszędzie! To prawda, że będziesz promowała szminki i błyszczyki Bobbi Brown?
- Tak, razem z Mary, która gdzieś tu się kręci. - zaśmiałam się, rozglądając wokół w poszukiwaniu przyjaciółki. - To będzie specjalna walentynkowa edycja. Zaczynamy w przyszłym tygodniu.
- Rozkręcasz się.
- Uwielbiam to i przy okazji świetnie się bawię. - przyznałam. - Jednak w miarę rozsądku. Projekt musi mnie zainteresować i mieć sens. Okładka Elle España to mój wielki sukces, ale marzę o Vogue.
- Widzę ją oczami mojej wyobraźni! - roześmiałyśmy się. Nie zdawałam sobie sprawy z tego, jak bardzo brakowało mi jej towarzystwa. - A życie prywatne? - zagadnęła. - Przepraszam, nie powinnam pytać.
- Wyleczyłam złamane serce, ale nie spotkałam jeszcze odpowiedniego kandydata na życiowego partnera. - wyznałam bez problemu. - Wiesz, z perspektywy czasu zrozumiałam, że wyszło mi to jedynie na dobre. Udowodniłam mu, że nasze rozstanie kompletnie mną nie wstrząsnęło, a wprost przeciwnie. Nie był wart moich łez czy wpakowywania w siebie litrów lodów na kanapie.
- Dodatkowe kalorie nigdy nie były Ci straszne.
- Fakt, a przecież nie wyglądam jak anorektyczka. - dodałam z aluzją. Maria uniosła zabawnie brwi, a po chwili zawtórowała mi głośnym śmiechem. 

Niby facet nie pies i na kości nie poleci. A jednak zdarzały się wyjątki.



*

Vielha e Mijaran było malowniczym miasteczkiem znajdującym się na granicy hiszpańsko - francuskiej. Osobiście uwielbiałam odkrywać nowe miejsca, szczególnie te mało popularne lub po prostu nie modne. Ale to właśnie one miały w sobie najwięcej uroku. Spacerując samotnie pośród obsypanych śniegiem budynków, postanowiłam zadedykować temu miejscu kolejny wpis na moim blogu.
Razem ze znajomymi wybraliśmy ten kurort, chcąc spędzić weekend z dala od miejskiego zgiełku. Pół dnia szaleliśmy na stoku bądź na wygłupach w śniegu. W końcu to mało znane zjawisko w Hiszpanii! Potrzebowałam jednak chwili samotności, chcąc naładować baterie przed kolejnymi zawodowymi wyzwaniami. A trudno o to wśród ludzi z którym na co dzień się współpracuje. Uwielbiałam tą ekipę, a Mary była dla mnie niczym siostra bliźniaczka. Jednak raz na jakiś czas potrzebowaliśmy od siebie odpocząć.
Nawet nie zauważyłam gdy moja chwila samotności zamieniła się w trzygodzinny spacer. Karta pamięci w aparacie zawalona była mnóstwem zdjęć, które koniecznie musiałam przeglądnąć po powrocie do Madrytu i wybrać najlepsze do wpisu. Usatysfakcjonowana otrzepałam swoją kurtkę i buty ze śniegu, po czym weszłam do naszego domku.
- Umarł ktoś? - spojrzałam na Mary i Rubena, którzy siedzieli z niezadowolonymi minami na kanapie przed telewizorem. Reszta towarzystwa rozeszła się po swoich pokojach bądź udała się na drinka do pobliskiej knajpy.
- Real Madryt znów przegrał. U siebie! - rzuciła rozgoryczona Mary. Nasz fotograf jedynie jej przytaknął, przeglądając smętnie swoje konto na Twitterze. Był wręcz uzależniony od tego serwisu społecznościowego. Nawet nie musiałam zerkać na wyświetlacz jego telefonu, aby się upewnić czy mam rację. - I to dwoma golami! Nie strzelając przy tym żadnego. Na litość Boską, to tylko Sociedad!
- Życie. - wzruszyłam ramionami, po czym udałam się do uroczej kuchni. Zaglądnęłam do lodówki, dumając nad tym, co przygotować na kolację. Mary przyczłapała zaraz za mną, siadając w stanie początkowej depresji przy wysepce. - Macie ochotę na ...
- Zaczynam rozumieć Solariego. - walnęła pięścią w stół. - Isco gra totalną padakę! Wypompował się robiąc tej całej Sarze dzieciaka i teraz wlecze się smętnie po murawie. Mógł lepiej dać Asensio szansę ... ugh, przepraszam. Co mówiłaś? Wiesz doskonale, że jestem Madridistką z krwi i kości. Przeżywam wszystko jak stonka wykopki! - otworzyła swojego laptopa i zaczęła coś w nim przeglądać.
- Wiem, znam Cię nie od dzisiaj. - zaśmiałam się. Postanowiłam być siostrą miłosierdzia i przygotować dla Mary i Rubena kanapki. Tak na pocieszenie! Dlatego kompletnie się na tym skupiłam, obserwując obgryzającą paznokcie przyjaciółkę. Strzeliłam ją po łapkach, dostając w zamian pełne oburzenia spojrzenie. - Zajmij swoje ząbki czymś innym. - podsunęłam jej talerz z kanapkami. - A skoro jesteśmy przy temacie ... musimy zapisać się do Sofii na nowe pazurki. Ty koniecznie. - wytknęłam jej język i zaniosłam Rubenowi jego porcję.
Chwilę później telefon Mary się rozdzwonił, więc wyszła do swojego pokoju, aby w spokoju porozmawiać ze swoim kolejnym "nowym" chłopakiem. Zaciekawiona przesunęłam laptopa w swoją stronę, czytając artykuł, który ją zainteresował.

"Tajemnice romansu pomiędzy Marco Asensio i Sandrą Garal"

Studentka Architektury, Stosunków Międzynarodowych, modelka czy po prostu kelnerka jednego z madryckich klubów ... w ostatnim czasie te sprzeczne informacje, dotyczące nowej miłości młodej gwiazdy Realu Madryt, pojawiały się w mediach i wśród dyskusji jego zagorzałych fanek. Kim jest tajemnicza Sandra? Dotarliśmy do przyjaciół dziewczyny, chcąc zweryfikować owe dane. Okazuje się, że Marco i Sandra spotykają się ze sobą od trzech do czterech miesięcy, a poznali się w klubie nocnym Shoko. Jej najbliżsi opisują ją jako niezależną dziewczynę "o twarzy anioła i słodkim głosie". Młoda kobieta ma na swoim koncie nie jedno złamane męskie serce. Miejmy nadzieję, że Sandra pomoże Marco wrócić na odpowiedni poziom, który prezentował w poprzednich sezonach. Aktualnie Marco więcej czasu spędza na ławce niż na boisku ... 

- Twarz anioła i słodki głos? Mdli mnie. - skrzywiłam się, zamykając klapę z nieplanowanym hukiem. - Zresztą, co mnie to obchodzi. - powiedziałam sama do siebie. Zebrałam talerze postanawiając je umyć. Na dwójkę pogrążoną w depresji nie miałam co liczyć.
Nie zdążyłam nawet odkręcić kurka z wodą, a i mój telefon dał o sobie znać. Zaskoczona zerknęłam na wyświetlacz. Kogo jak kogo, ale odzewu mojego agenta o tej porze się nie spodziewałam.
- Hej Santi. Czy coś się stało?
- Bomba Pombito! Dosłownie bomba! Dwie pieczenie na jednym ogniu! - ekscytował się, dosłownie wrzeszcząc do telefonu. Westchnęłam ciężko, opierając się o wysepkę. Współpracowałam z nim od dwóch lat, więc doskonale wiedziałam, że trzeba przeczekać jego wybuch radości bądź i złości. - Na początku się wściekniesz. Na pewno się wściekniesz! Ale gdy to przemyślisz i dowiesz się o pewnym wielkim powrocie, dojdziesz do takich samych wniosków co ja!
- Szczegóły Santi.
- Osobiście skontaktował się ze mną Florentino Perez.
- Kto? - wydukałam.
- Nie wiesz kim on jest? - zdziwił się.
- Cholera jasna, Santi! Doskonale wiem kim jest Florentino Perez! - zdenerwowałam się. Chwyciłam się za pulsującą skroń i odetchnęłam głęboko. Musiałam się uspokoić. - Lepiej mi wyjaśnij, jaki interes miałby do nas mieć prezes samego Realu Madryt. Przypominam Ci, że żadne z nas nie potrafi porządnie kopnąć piłki!
- Złożył Ci bardzo interesującą propozycję.

***

Zanim akcja się rozwinie, musicie poznać kilka szczegółów ... ale to dzięki rozmowie, którą Maria przeprowadzi z Florentino Perezem :) Na razie chciałam, abyście ją poznali ^^

Zainteresowane tą historią osoby zachęcam do wyrażania swoich opinii :)