sobota, 29 czerwca 2019

12. Nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło.

Premiery, premiery i jeszcze raz premiery. Nie pamiętam kiedy ostatni raz byłam w kinie jako zwykły widz. Wspaniale było dostawać zaproszenia na takie wydarzenia, jednak z czasem przekonałam się, że jest to bardzo męczące. Byłam na każdym kroku obserwowana. Nie mogłam pozwolić sobie na kupno dużego kubełka popcornu, bo kolejnego dnia przeczytałabym w internecie, iż Maria Pombo prowadzi niezdrowy styl życia! A Cola? Jedynie dietetyczna! Której, nawiasem mówiąc, szczerze nie znosiłam.
Strzeliłam sobie w stopę, wymuszając na Marco wypad do kina dla dobra naszych przyjaciół. Nie byłam fanką takich filmów, ale dla Mary byłam w stanie się poświęcić. A jeśli o nią chodzi, tak do końca nie chciała uwierzyć, że był to pomysł Angela. Oczywiście sama wizja zobaczenia się z nim okazała się być silniejsza, ale wcześniej zdążyła zadać mi kilka dość podchwytliwych pytań.
Zdezorientowana spojrzała na ciemnego Jeepa, który zaparkował obok nas. Marco wyskoczył od strony pasażera, uśmiechając się cwaniacko. Gestem dłoni wskazał Mary, aby zajęła jego miejsca, a przede mną otworzył tylne drzwi.
- Ubrałyście się ciepło jak prosiłem?
- Mieliśmy iść do kina.
- Jedziemy do kina. - podkreślił.
- W środku lasu? - parsknęłam na widok koców starannie ułożonych w kosteczkę. Na nich leżała męska bluza z kapturem. Przywitałam się z Angelem, który był dzisiejszym kierowcą, po czym usiadłam posłusznie na wyznaczanym dla mnie miejscu. - Co kombinujecie?
- Zabieramy was do kina samochodowego, niecierpliwa kobieto. - Asensio zamknął za sobą drzwi, po czym dał znak przyjacielowi, aby ruszał. - Gdy Angel szukał odpowiedniej godziny seansu filmu, wyskoczyła mu strona "Autocine Madrid RACE". Mieliśmy się tam wybrać z chłopakami zaraz po otwarciu, ale nie było okazji.
- Otworzyli podczas ostatnich wakacji! - Mary odwróciła się do nas podekscytowana. - Mówiłam Ci o tym, Pombito. Któregoś dnia tygodnia puszczają stare filmy.
- Możliwe. - przyznałam. Wspomnienie naszej rozmowy sprzed paru miesięcy pojawiło się w mojej głowie. Poczułam obezwładniające mnie podekscytowanie. Nigdy nie byłam w takim miejscu. Kina samochodowe kojarzyły mi się jedynie ze Stanami Zjednoczonymi oraz amerykańskimi filmami. Mimo spędzenia roku w Michigan, nie miałam przyjemności, aby odwiedzić to miejsce. - Czyj to samochód?
- Należy do Igora. Powiesi nas za ... znaczy nie daruje nam jeśli dostrzeże na nim choćby jedną ryskę. - poprawił się Marco, wprowadzając nas w rozbawienie. - Obściskiwać się w nim też nie możemy. Słyszałeś Angel? - przyjaciel bez zastanowienia pokazał mu środkowy palec, nie odrywając wzroku od drogi.
Na miejsce dotarliśmy po pół godzinnej jeździe. Angel zajechał pod kasę, która wyglądem przypominała okienko w McDonald’s. "Widownia" była ogromnym parkingiem, przed którym umiejscowiony był robiący duże wrażenie ekran. Dość szybko udało nam się znaleźć odpowiednie miejsce. Marco założył na głowę kaptur, pytając na co mamy ochotę. Po krótkiej dyskusji, Angel i Mary postanowili sami udać się po przekąski. Obecność moja i Asensio mogłaby stworzyć nie małe zamieszanie.
- Masz podejrzliwie zbyt dobry humor. - zauważyłam gdy Marco "zanurkował" pod siedzenie w wiadomym jedynie dla siebie celu.
- To źle?
- Tego nie powiedziałam. - wywróciłam oczami. - Jeszcze przedwczoraj miałeś początkowe objawy depresji, a dzisiaj szczerzysz się jak mysz do sera. Co Ty tam szukasz? - zerknęłam znad jego głowy. W rękach trzymał pudełko z napisem Nike, które po chwili mi podał. - Co to?
- Myszka jest jedna. - zastrzegł. - Jutro czeka mnie sesja zdjęciowa. Z tej okazji otrzymałem od Nike unikalne buty z nowej kolekcji, na których jest moje imię. Te są dla Ciebie. - dodał. Zmarszczyłam czoło, po czym uchyliłam wieko. Nowiutkie białe adidasy za kostkę wyszyte miały na boku imię "MARIA". Przeniosłam zdezorientowane spojrzenie na Marco. - Spóźniony prezent Walentynkowy od mojego sponsora.
- To Twoja sprawka?
- Sam byłem zaskoczony. Mają nadzieję na małą reklamę.
- Są genialne, ale ...
- Skończmy na tym, że są genialne. - przerwał mi. - Dzisiaj przeprowadziłem dość zaskakującą rozmowę. W Valdebebas pojawił się Zizou. Wraca do nas. - uśmiechnął się szeroko. - Jutro zostanie to oficjalnie ogłoszone. Oczywiście nie uratujemy obecnego sezonu, ale ... powiedział że liczy na mnie w przyszłym sezonie.
- Nie jestem zaskoczona. - zaśmiałam się. - Ale to cudowna wiadomość. Lepszej motywacji do ciężkiej pracy raczej nie mógłbyś dostać.
- To prawda.
- Ta bluza to również Twój prezent od sponsora? - wskazałam na górną część garderoby, złożoną w staranną kostkę na kocach.
- Przezorny zawsze ubezpieczony. Wziąłem ją dla takiego jednego uparciucha, który nie rozumie prośby "Ubierzcie się ciepło". Twoja cienka kurtka jest tego dowodem. - westchnął teatralnie. Wyszczerzyłam niewinnie swoje ząbki i zamieniłam swoje wierzchnie ubranie na ciepłą bluzę.
- Mieliśmy iść do kina.
- Jesteśmy w kinie.
- Dlaczego zrobiliście z tego tajemnicę?
- Przecież lubicie niespodzianki. - oznajmił, jakby to było najnormalniejszą rzeczą na świecie. - Florentino pytał czy pojawisz się na meczu Reprezentacji. Dostałem powołanie na marcowe mecze.
- Alvaro również?
- Zdawałem sobie sprawę z takich okoliczności gdy zgadzałem się na ten układ. Zresztą, po meczu na Wanda Metropolitano jego zachowanie zaczęło mnie bawić. Mam zamiar totalnie go zignorować. - wyciągnął z kieszeni telefon. - Presi mówił również o braku naszych wspólnych zdjęć.
Zerknęłam niepewnie na bluzę, jednak Marco kolejny raz wyśmiał moje wyimaginowane problemy. Pociągnął mnie w swoją stronę, przez co wylądowałam plecami na jego klacie. Objął mnie delikatnie, a swoimi ustami subtelnie dotknął miejsca za moim uchem. Zadrżałam pod wpływem tego doznania.
- Mówiłem, że będzie Ci zimno. - szepnął.
- Mam jeszcze koc. - odchrząknęłam. - Miałeś zrobić zdjęcie. - uśmiechnęłam się delikatnie do "obiektywu". Po chwili nos Marco otarł się o moją skórę, a oddech wywołał kolejne dreszcze. Przełknęłam ciężko ślinę czując jak jego usta muskając moją szyję. - Marco ...
- Mają tu popcorn o smaku bekonu! - Mary gwałtownie wparowała do samochodu. W ciągu mikrosekundy usiadłam sztywno na swoim miejscu, nerwowo poprawiając włosy. - Nie lubisz wynalazków, więc wzięłam Ci zwykły solony. - podała mi duży kubeł. Angel spojrzał na nas podejrzliwie. Po chwili jednak nacisnął guzik powodujący otworzenie się dachu.
Wokół pogasły wszystkie światła, a na ogromnym ekranie przestano wyświetlać reklamy. Owinęłam się szczelnie kocem, dziękując w duchu za ogarniającą mnie ciemność. Byłam przekonana, że moje policzki nadal były podejrzliwie zarumienione.
Nigdy nie byłam miłośniczką filmów tego gatunku, jednak dla Mary byłam w stanie zrobić wszystko. Zajadłam się smacznym popcornem, spoglądając na jej zafascynowaną twarz. Co chwilę wymieniali się z Angelem komentarzami na temat fabuły oraz efektów specjalnych. W pewnej chwili byłam święcie przekonana iż przyjaciel Marco nie ma pojęcia co się dzieje na ekranie. Wolał przez większość czasu obserwować święcące się oczy Mary. Pasowali do siebie, tego byłam pewna.
Kątem oka zerknęłam na Marco, który nie odezwał się ani słowem od wparowania naszych przyjaciół. Z założonymi rękoma spoglądał na akcję filmu. Dopiero gdy podsunęłam mu kubeł z popcornem pod nos, uraczył mnie swoim spojrzeniem. Jego dłoń musnęła moją. Zmarszczyłam czoło, ponieważ poczułam lodowate zimno. Dotarło do mnie, że Marco nie miał czym się okryć. Bez zastanowienia przysunęłam się do niego bliżej.
- Co robisz? - szepnął.
- Przyszła dziennikarka potrzebuje prywatnego grzejnika. - posłałam mu niewinny uśmiech, kłamiąc prosto w oczy. Doskonale zdawałam sobie sprawę, że Marco uniósłby się honorem, gdybym zaproponowała mu podział koca. Rzucając to niewinne kłamstewko, spowodowałam iż objął mnie w pasie rękoma. Jego dłonie wylądowały na moim brzuchu, chroniąc się przed chłodem.
- To chyba nie był dobry pomysł.
- Na szczycie Wieży Eiffla wiałby zimny wiatr. - rzuciłam rozbawiona, opierając się plecami o jego tors. Resztką koca okryłam jego nogi. - A po za tym, ten popcorn jest o wiele lepszy od francuskich dań. - podsunęłam mu przysmak pod usta. - Już mi ciepło, a Tobie?
- Mam wrażenie, że to Ty jesteś tym grzejnikiem. - zaśmiał się, obejmując mnie mocniej. Po chwili z powrotem skupił się na fabule, a ja na zajadaniu popcornu i karmieniu nim Marco od czasu do czasu. Później, dostrzegając dno, próbowałam sama wkręcić się w film, jednak z marnym skutkiem. Moje powieki nagle stały się cięższe, a ciepło jedynie zachęcało do drzemki. Nawet nie wiedziałam kiedy zasnęłam.

Czułam jak ktoś niesie mnie po schodach. Nie miałam jednak sił i ochoty, aby choć na chwile uchylić swoje oczy. Usłyszałam dźwięk przekręcających kluczy w drzwiach ...
- Jej sypialnia jest na końcu tego korytarza. - usłyszałam jak przez mgłę głos Mary. Otarłam policzek o męskie ramię, czując znajomy zapach perfum. Tych samych, którymi  przesiąknięta była bluza. Po chwili ostrożnie "wylądowałam" na łóżku i zostałam okryta pościelą.
- Nie budź jej. - szept Marco rozległ się nade mną.

- Jasne. Możecie jechać. - wyszli z sypialni, a ja ponownie odpłynęłam w ramionach, tym razem należących do Morfeusza.


*


Jestem niesamowicie podekscytowana dzisiejszym wieczorem. Bycie twarzą nowej kolekcji Agatha Paris jest dla mnie ogromnym zaszczytem oraz powodem do dumy. Dziękuję za danie mi tej szansy. To była cudowna i niezapomniana przygoda! #mariapomboxagatha 📸

Pokaz nowej kolekcji Agatha Paris zbiegł się ze zgrupowaniem Reprezentacji Narodowej. Byłam za to niezwykle wdzięczna losowi. Nie miałam ochoty na przebywanie w promieniu kilkunastu metrów z Alvaro. Dzięki porannej rozmowie z Marco, uspokoiłam swoje skołatane nerwy. Omijali się z Moratą szerokim łukiem co było nam wszystkim na rękę. Mogłam bez problemu skupić się na wieczorze, podczas którego to ja byłam najważniejszą osobą.
Z szerokim uśmiechem pozowałam fotografom mając u boku główną projektantkę biżuterii. Carlota była niezwykle uzdolniona, tworząc unikalne naszyjniki czy bransoletki, których byłam prawdopodobnie największą fanką.
W oddali dostrzegłam Mary, która machała do mnie energicznie. Przeprosiłam Carlotę i udałam się w stronę przyjaciółki.
- Jako moja osoba towarzysząca powinnaś być na ściance. - zauważyłam rozbawiona, całując jej policzek. - To zapewne nudne co powiem, ale wyglądasz przepięknie.
- Dziękuję, Ty również. Pamiętaj, że obiecałaś wywiad na wyłączność dla mojego vloga! - zastrzegła, na co przytaknęłam ze śmiechem. - Mam dla Ciebie niespodziankę! - pisnęła, podskakując w miejscu. Chwyciła mnie za ramiona i odwróciła w bok. Palcem wskazała na dwie osoby stojące pod ścianą. Uchyliłam zaskoczona usta, aby parę sekund później wpaść w ramiona swoim siostrom.
- Co wy tu robicie?
- Pilnujemy Cię. Czyli nic nowego.
- Nie mogło zabraknąć nas podczas tak ważnego wydarzenia. - Lucia, najstarsza i najrozsądniejsza z nas, położyła dłoń na moim ramieniu. - I przeprosić. Nie wiedziałyśmy, że tata jest w domu. Próbowałam jakoś na niego wpłynąć, ale skończyło się na tym, że do nas również się nie odzywa. Ma żal, że nie wybiłyśmy Ci tego z głowy.
- Za to ja nie mam do was żalu. - westchnęłam. - Wiem, że nigdy byście mnie nie zdradziły. Tata zawsze skradał się jak kot, przez to znał wszystkie nasze sekrety.
- O moich schadzkach z Xavierem w stodole również się dowiedział. - mruknęła Marta, rozbawiając nas. - Do dzisiaj mi to wypomina. A najgorsze, że opowiedział to Luisowi!
- Dobrze, że Twój narzeczony jest tak samo postrzelony jak Ty i przyjął to wybuchem śmiechu. - rzuciła Lucia. - Nie mogę uwierzyć, że pierwszego czerwca zostaniesz mężatką. Ba! Że Ty i Luis się pobieracie! Myślałam, że tata zawału dostanie gdy się o tym dowie.
- Luis świata nie widzi po za Martą, więc dla taty jest to wystarczające. - uśmiechnęłam się. - Nie mogę się doczekać, bo na pewno będzie cudownie. - dodałam, na co Marta objęła mnie wzruszona. - Ale najpierw zrobimy jej najbardziej szalony wieczór panieński. - dodałam konspiracyjnie przyciszonym głosem. - Cały tydzień na Kubie!
- Bez facetów!
- Ale najpierw chcę zdjęcie z wami na ściance! - chwyciłam je za nadgarstki i pociągnęłam w odpowiednią stronę. Miałam najlepsze starsze siostry na świecie, co podkreślałam na każdym kroku. Lucia, jak przystało na najstarszą z nas, była najbardziej dojrzała i zawsze pilnowała, abyśmy nie narobiły głupot. Była również najodważniejsza, co poskutkowało wyrobieniem przez nią licencji pilota. Z kolei Marta nigdy nie potrafiła usiedzieć w miejscu. Od zawsze miała duszę podróżnika, stąd pomysł na prowadzenie bloga z relacjami z jej podróży. Razem ze swoim narzeczonym Luisem, zwiedzali świat wzdłuż i wszerz.
Nigdy nie rozumiałam dlaczego ich biologiczna matka postanowiła odejść. Z dnia na dzień spakowała swoje rzeczy, zostawiając naszemu ojcu podpisane papiery rozwodowe i dwie małe córeczki, które jej potrzebowały. Do dziś nie wiadomo gdzie się udała, jednak ani Lucia, ani Marta, nie chcą wypowiadać się na ten temat. Dla nich mamą jest moja własna, która od samego początku potraktowała je jak swoje własne. Nigdy nie dała im odczuć, że to ja jestem dla niej najważniejsza.
Przedstawiłam je Carlocie, a następnie przechadzałam się z nimi pośród szklanych gablot. Co chwilę ktoś mnie zaczepiał, aby zamienić kilka słów bądź poprosić do wspólnego zdjęcia. Z niewymuszoną uprzejmością starałam się poświęcić każdemu choć chwilę.
- Pombito? - usłyszałam za sobą niepewny głos Mary. - Musimy porozmawiać. Natychmiast. Chodźcie do łazienki. - skinęła głową w stronę "zaplecza". Wymieniłyśmy z siostrami zdezorientowane spojrzenia, lecz posłusznie ruszyłyśmy za moją przyjaciółką. Mary sprawdziła każdą kabinę, upewniając się czy jesteśmy same. To znaczy we czwórkę. - Alice tu jest.
- Słucham? - zaśmiałam się.
- Weszła tu jakby nigdy nic ze swoją przyjaciółką. Najpierw pozowała na ściance, a następnie udzieliła wywiadu. - ściszyła konspiracyjnie głos. - Zachwalała biżuterię, a gdy zapytano ją o Ciebie, odpowiedziała że nie interesuje ją wasz wyimaginowany konflikt medialny. Jej widok wywołał w dziennikarzach ekstazę!
- Mary, mogłabyś pracować w wywiadzie. - parsknęła Marta. - Nikt normalny nie przychodzi na wydarzenie związane w dużej mierze z byłą dziewczyną obecnego partnera. To już nie chodzi o to, że chce pokazać iż traktuje Marię neutralnie. Honor by mi na to nie pozwolił!
- Chyba że nazywasz się Alice Campello i Twoim zamiarem jest zepchnąć Marię w cień. - zironizowała moja przyjaciółka. - Aż taka głupia nie jest, doskonale wie jakie to dla Pombito ważne! Chce jej zniszczyć ten wieczór.
- I udało jej się. - mruknęłam.
- To nie prawda. - Lucia chwyciła mnie za ramiona i spojrzała prosto w oczy. - Pokaż jej, że jesteś mądrzejsza. Zignoruj ją. Miej satysfakcję z jej obecności! To dla Ciebie tutaj przyszła, nie dla tej biżuterii. Pomyśl o rozgoryczeniu, które pchnęło ją do tego, aby tu wejść. Wyjdź z łazienki z uśmiechem i pokaż wszystkim, że jesteś silniejsza.
- Potrafisz odpowiadać na niewygodne pytania.
- Jednak to ona ma ciekawsze rzeczy do powiedzenia.
- Jest coś o wiele ciekawszego. - zauważyła niepewnie Mary. Posłałyśmy jej trzy spojrzenia pełne niemego pytania. - Marco Asensio. Obydwoje unikacie pytań o swój związek, a dziennikarzy wręcz skręca, aby czegokolwiek się dowiedzieć. Może najwyższa pora, aby wykonać polecenie Pereza?
- Mam opowiadać o moim związku z Marco? Nie skonsultowałam tego z nim. Nie mogę improwizować! - spanikowałam, jednak w głębi duszy wiedziałam, że to moja jedyna szansa, aby wyjść z cienia.
- Od kiedy kobieta konsultuje cokolwiek z mężczyzną? - prychnęła Marta. - To my podejmujemy decyzję, a oni mają nam przytakiwać. Oczywiście musimy tak ich okręcać wokół palca, aby sądzili że to oni podjęli decyzję. Choć raz w życiu mnie posłuchaj, w końcu jako pierwsza wychodzę za mąż.
- Marco mnie zabije.

Dziewczyny miały rację. Nie mogłam dać Alice satysfakcji. Wyszłam z łazienki z podniesioną głową oraz szerokim uśmiechem. Gdyby nie te cztery bliskie mi osoby i ich wsparcie, na pewno schowałabym głowę w piasek. Już z daleka dostrzegłam Campello popijającą szampana w towarzystwie niższej brunetki. Śmiała się zwracając na siebie uwagę ludzi wokół.
- Maria? - przede mną wyrosła znajoma dziennikarka Hola España. - Mogłabym Cię poprosić o wywiad? Znalazłabyś dla nas kilka minut? - skinęła na dwie inne osoby z mikrofonami w dłoniach. Na jednym napisane było Europa Press, a na drugim Lecturas. Mogłam być pewna podchwytliwych pytań.
- Oczywiście. - posłałam im uśmiech. - Może być tutaj?
- Idealnie. Zostałaś wybrana twarzą najnowszej kolekcji Agatha Paris. Główna projektantka wyznała nam, że to właśnie ona wybrała Cię do kampanii. Opowiedz nam o waszej współpracy.
- Carlota jest niesamowitą osobą z ogromnym talentem. Jestem zakochana we wszystkich jej projektach. Jednak słowo "współpraca" nie jest zbyt trafne. Ja nazwałabym to świetną zabawą i mile spędzonym czasem. To była dla mnie niezwykle ekscytująca przygoda. Czuję ogromną dumę gdy patrzę na moje zdjęcia. To wielki zaszczyt móc promować te wszystkie cuda.
- Jak opisałabyś nową kolekcję?
- Na pewno uznacie, że nie jestem zbyt obiektywna, ale jestem zachwycona każdym naszyjnikiem, każdą bransoletką i każdą parą kolczyków. - podkreśliłam, mówiąc najszczerszą prawdę. - Carlota projektuje to wszystko z sercem. Jestem przekonana, że każda kobieta i nastolatka znajdzie tu coś dla siebie. Choć będzie to bardzo trudne i mówię to z własnego doświadczenia. Wybierając się na Galę Nagród Filmowych Goya miałam ogromny problem, aby na cokolwiek się zdecydować. Najchętniej założyłabym wszystko! - zaśmiałam się.
- Jesteś kolejną WAG, która została twarzą Agatha Paris. Pierwszą była Sara Carbonero. Czujesz się z tego powodu doceniona? - przeszywające oczy dziennikarki "Lecturas" wbiły się we mnie niczym szpony.
- Dla mnie Sara Carbonero jest przede wszystkim dziennikarką oraz osobą, którą mogę się inspirować. I nie ma to nic wspólnego z jej życiowym partnerem, a stylem ubioru oraz byciem człowiekiem twardo stąpającym po ziemi. Trudno powiedzieć, abym została doceniona jako WAG, skoro zaczynając współpracę z Agatha Paris nie byłam związana z Marco. Po za tym nie sądzę, aby miał on cokolwiek wspólnego z biżuterią. - zażartowałam chcąc rozładować gęstą atmosferę.
- Może kiedyś będzie miał.
- Kto wie. - wzruszyłam ramionami. - To pytanie do Marco.
- Niestety nie mógł Ci towarzyszyć dzisiejszego wieczoru, ale za to masz pełne wsparcie w postaci swojej przyjaciółki oraz sióstr.
- Mam ogromne szczęście mając je wszystkie przy sobie.
- Pojawiła się również Alice Campello. Jesteś zaskoczona?
- Każdy jest tu mile widziany. - odpowiedziałam, za wszelką cenę próbując kontrolować moją mimikę. - Wcale nie jestem zaskoczona zainteresowaniem jakim cieszy się ta kolekcja. Jak już mówiłam, Carlota wykonała świetną pracę, więc trudno przejść obok tego wszystkiego obojętnie. Im więcej ludzi tym lepiej.
- Nie masz wrażenie, że pojawiła się z Twojego powodu?
- Ja jedynie promuję tą kolekcję, więc jestem najmniej ważnym elementem całej tej układanki. Osobiście uważam, że te wszystkie cuda tego nie potrzebują. To nie dla mnie ludzie tutaj wchodzą.
- Nie wolałabyś wspierać teraz Marco?
- Gdybym mogła to nie rozstawałabym się z nim w ogóle. - zaśmiałam się. - Jednak mam swoje zobowiązania, a on swoje. Nie jesteśmy jedynie zakochaną parą. Przede wszystkim jesteśmy przyjaciółmi i partnerami. Doskonale wiedzieliśmy z kimś się wiążemy. Miłość nie wybiera, jednak później trzeba nauczyć się żyć w związku i bardzo często iść na kompromis. Nie ma tu miejsca dla egoistów. Idąc takim tokiem rozumowania, Marco musiałby zrezygnować z meczu, aby towarzyszyć mi dzisiejszego wieczora. Dla mnie byłoby to nie do przyjęcia i na pewno bym na to nie pozwoliła.
- Jednak po odpadnięciu z Ligi Mistrzów musiał radzić sobie sam. Nie byłaś obecna na Santiago Bernabeu tamtego wieczora. Wybrałaś przyjęcie urodzinowe swojej matki.
- Szczerze mówiąc, Marco dokonał decyzji za mnie. Byłam pomiędzy młotem, a kowadłem, a on wręcz rozkazał mi jechać do Santander. Wiedział jakie to dla mnie ważne, ponieważ starannie planowałam niespodziankę dla mojej mamy. Kolejny raz udowodnił mi jakim wspaniałym jest człowiekiem. Jednak to nie prawda, że musiał sam poradzić sobie z tą porażką. Wróciłam do Madrytu w środku nocy. - odpowiedziałam zaskakując tym dziennikarzy.
- Informacja o waszym związku była ogromną niespodzianką. Mimo waszej popularności i regularnej aktywności na portalach społecznościowych, nikt nawet nie podejrzewał, że macie ze sobą coś wspólnego. Mijają dwa miesiące, a wy nie publikujecie wspólnych zdjęć.
- Nie myślimy o tym, gdy jesteśmy razem. Chcemy po prostu cieszyć się sobą. Instagram przede wszystkim kojarzy mi się z moją praca, a jak doskonale wiecie, staram się za wszelką cenę oddzielać życie prywatne od zawodowego. Chciałabym, aby ludzie uszanowali to, że chcemy pewne rzeczy zachować dla siebie. Naszą miłością chcemy dzielić się przede wszystkim ze sobą.
- Jednak mogłabyś nam powiedzieć jak wygląda Twoimi oczami Marco Asensio? Czym Cię oczarował i rozkochał w sobie?
- Tym, że zawsze jest sobą. - uśmiechnęłam się. - Bez względu na to czy jest wśród rodziny, przyjaciół czy swoich fanów. To zawsze ten sam chłopak. Media potrafią być brutalne i przedstawić człowieka w złym świetle, mimo że prawda jest całkowicie inna. Wiem to z własnego doświadczenia.
- Źle Cię oceniono?
- Zarzucono mi to, co nie było prawdą. Ale to już przeszłość i nie mam zamiaru do tego wracać. Na ten moment jestem szczęśliwa z kimś, kto szanuje moją pracę i niezależność. Jak już mówiłam, w związku nie ma miejsca dla egoistów. Nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło.

***

Dzisiaj trochę dłużej ponieważ nie widziałam sensu w "ucinaniu" tego rozdziału ":) Zresztą, kolejny to już inna historia ^^ Miłego weekendu!

sobota, 22 czerwca 2019

11. Zawsze byliśmy jak pięć palców u jednej dłoni.

- Chciał zostać sam? Mógł powiedzieć co i jak! Przecież jesteśmy kumplami i mówimy sobie o wszystkim! Zrozumielibyśmy!
- Zamknij się Berto!
- Sam się zamknij!
- To nie miało być tylko na niby?
- Naga dziewczyna w jego łóżku na pewno nie jest na niby! Patrz jak ją obejmuje władczo! Chyba po to, aby mu nie uciekła ...
- Do cholery jasnej co wy tu robicie?!

Zdezorientowana uchyliłam powieki. Ręka Marco obejmowała mnie w pasie, a on sam pochrapywał uroczo pod nosem, wtulony w moje plecy. Uniosłam powoli głowę dostrzegając młodych mężczyzn stojących nad łóżkiem. Nad nami. Cała trójka posłała mi swoje niewinne uśmiechy.
- AAA! - wrzasnęłam gdy tylko dotarło do mnie, że to wcale nie jest sen. Zakryłam się szczelniej pościelą, patrząc z przerażeniem na Angela, który stał w drzwiach ze wściekłością wymalowaną na twarzy. Ocknięty moim wrzaskiem Marco uniósł głowę, nie rozumiejąc przez chwilę co się dzieje.
- Co wy tu robicie?! - jego krzyk wściekłości było słychać prawdopodobnie w całym Madrycie. - Wynocha stąd! - wskazał ręką drzwi. Cała trójca posłusznie opuściła pomieszczenie. Ostatni chciał coś jeszcze dodać, jednak Angel zdołał zdzielić go ręką przez głowę i wypchnąć na korytarz. - Maria ...
- Nic nie mów! - pisnęłam. - Odwróć się!
- Ale ...
- Proszę! - spojrzałam na niego błagalnie. Kiwnął głową i na całe szczęście, aczkolwiek niechętnie, odwrócił się w drugą stronę. Wyskoczyłam spod pościeli zbierając części swojej garderoby. Z przerażeniem zauważyłam, że brakuje najważniejszej rzeczy. A co gorsza, znajdowała się ona w pomieszczeniu z kumplami Marco. Nigdy w życiu nie spojrzę im w oczy!
- Przepraszam.
- Przestań. Przecież nie wpuściłeś ich specjalnie. - mruknęłam naciągając sukienkę. - Ale swoją drogą mieliby w sobie choć odrobinę przyzwoitości. Myślałam, że dostanę zawału gdy ich nad sobą zobaczyłam. Mam nadzieję, że Ty masz więcej oleju w głowie. - dodałam nerwowo.
- Przeproszą Cię na kolanach. Obiecuję.
- Nie potrzebuję ich przeprosin tylko ... - stanęłam niepewnie obok niego. Uniósł głowę z niemym pytaniem w oczach. - ... moja bielizna została w salonie. - odchrząknęłam nerwowo. Marco uchylił usta patrząc na mnie zdezorientowany. Dopiero po chwili dotarł do niego sensu moich słów. - Nie wspominając o całym bałaganie. - jęknęłam zażenowana, ukrywając twarz w dłoniach.
- Przyniosę! - zerwał się z łóżka. Taktownie odwróciłam się w stronę okna gdy wyciągał z szafy czyste bokserki. - Oni nie są źli, na prawdę. Mają lekkie odchylenia od normy, ale ... ani słowem nie zająkną się na ten temat. Doskonale wiedzą, że jedno spojrzenie pełne aluzji, a zginą brutalnie z moich rąk.
- Chcę po prostu stąd wyjść. - mruknęłam.
- Maria. - chwycił mnie ostrożnie za nadgarstek i odwrócił w swoją stronę. - Przepraszam. To nie tak powinno wyglądać. Wiem, że czujesz się zawstydzona, ale to im powinno być wstyd. Nie chcę żebyś się tym dołowała, albo czegokolwiek żałowała. - dodał patrząc niepewnie w moje oczy.
- Sądziłam, że zostanie to pomiędzy nami.
- Zostanie. Nie wiedzą i nie dowiedzą się szczegółów. - wyszczerzył swoje idealne ząbki, aby mnie rozbawić. - Dziękuję za wszystko. Oczywiście mam na myśli Twoje słowa w nocy. Potrzebowałem kilku mocnych słów zamiast bezsensownego głaskania po głowie i chodzenia wokół mnie na palcach. To jest bardzo irytujące, dlatego wolałem zostać sam, chociaż podświadomie wcale tego nie chciałem.
- Podziękuj mojej mamie. - uśmiechnęłam się.
- Może powinienem porozmawiać z Twoim ojcem?
- Powiedział, że nie chce Cię widzieć na oczy. - westchnęłam ciężko. - Zresztą, po dzisiejszej nocy na pewno by Cię zamordował.
- Myślę, że byłoby to tego warte.
- Marco! - strzeliłam go przez ramię czując jak moje policzki płoną. - Idź już proszę do salonu. Chyba, że kolekcjonujesz damską bieliznę. - dodałam wymownie. Asensio jedynie parsknął śmiechem, po czym opuścił pomieszczenie.
Usiadłam ciężko na łóżku, zastanawiając się, jak wyjść stąd będąc niezauważoną. Nigdy w życiu nie czułam się aż tak zażenowana i zawstydzona! Prędzej pod ziemię się zapadnę, niż narażę się na ich spojrzenia. W nocy dałam się ponieść emocjom i pożądaniu, co miało negatywne skutki w tym momencie. Ale czy żałowałam tego?
- Proszę. - Marco oddał mi moją własność. - Przestań się zamartwiać. Cały czas siedzą w kuchni niczym myszy pod miotłą i niczego nie zauważyli. Nie wyjdą stamtąd pod groźbą śmierci z moich rąk.
- Wolałabym się z nimi nie widzieć. Pobudka była wystarczająca. - spojrzałam na niego niepewnie. Skinął głową, po czym oznajmił że mnie odprowadzi. Cierpliwie czekałam aż założy na siebie pozostałe części garderoby. Niepewnie opuściłam jego sypialnie, słysząc przyciszone głosy, które dochodziły z kuchni. Szybkim krokiem skierowałam się do drzwi wyjściowych, a następnie na zewnątrz. - Nie musisz iść ze mną do samochodu. Masz gości.
- Oni są tu bardziej zadomowieni ode mnie. - parsknął.
- Wiedzą, prawda? - otworzyłam drzwi od strony kierowcy.
- Tak. Są moimi przyjaciółmi, choć zachowują się jak niedorozwinięci. - westchnął opierając się bokiem o mój pojazd. - Ale są godni zaufania. Angel już im strzelił kazanie. Z całej naszej piątki jest chyba najbardziej ogarnięty.
- Długo się znacie?
- Od dziecka. Zawsze byliśmy jak pięć palców u jednej dłoni.
- Piękne słowa.
- Poznaliśmy się w szkółce piłkarskiej na Majorce, a potem wylądowaliśmy w jednej klasie. - uśmiechnął się pod nosem na samo wspomnienie. - Pilnowali żeby sodówka nie uderzyła mi do głowy, a odkąd mieszkam w Madrycie, zawsze któryś przy mnie jest. Gdyby nie oni ... nie wiem jak poradziłbym sobie ze stratą mamy. Nie zostawiali mnie samego nawet na sekundę. Berto nawet stał pod drzwiami łazienki. - parsknął śmiechem, po czym odwrócił głowę.
- Ej. - dotknęłam jego zarośniętego policzka. - Pokazywanie prawdziwych uczuć nie jest powodem do wstydu. Wprost przeciwnie. - Marco spojrzał na mnie zamglonymi oczami. W tym samym momencie obok zaparkował samochód. Synchronicznie zerknęliśmy w stronę wysiadającego Igora w towarzystwie pana Gilberto. - Dzień dobry.
- Dzień dobry Mario. - uśmiechnął się. - Już wróciłaś?
- Wróciłam w nocy.
- Oh, więc zajęłaś się moim uparciuchem?
- Uparciuch to idealne słowo. - zaśmiałam się, na co Marco wywrócił oczami. - Ale zostawiam panów samych i uciekam. Bądź grzeczny. - rzuciłam całując Asensio w policzek.
- Zawsze jestem.
- Powiedzmy.

*


- Wiedziałam że prędzej czy później Asensio strzeli Ci gola. To po prostu wbrew naturze opierać się takiemu przystojniakowi jak on. - oznajmiła Mary głosem filozofa, mieszając łyżeczką w swojej kawie. Zwierzanie się jej na środku kawiarni raczej nie było dobrym pomysłem.
- Mary! - syknęłam rozglądając się spanikowana na boki.
- Nie udawaj cnotliwej tylko gadaj jak było.
- Czy ta niezbędna informacja dotycząca piłkarza Twojej ukochanej drużyny jest Ci potrzebna do dalszego egzystowania? - mruknęłam, na co zaczęła energicznie kiwać głową. - Hmm ... jak się mówi na strzelenie trzech goli podczas jednego meczu? - zmarszczyłam czoło. Mary wytrzeszczyła swoje oczy. - Ah! Hattrick! - strzeliłam palcami.
- Następnym razem ustrzelicie Manitę? - wydukała.
- Manitę?
- Pięć goli podczas jednego meczu?
- Ugh, nie będzie żadnej Manity. - wywróciłam oczami. - Następnego razu również nie będzie. Obydwoje mieliśmy po prostu długi i ciężki dzień. Potrzebowaliśmy ... zapomnieć. Skupić się na czymś innym. - dodałam upijając łyk kawy. - Wydaje mi się, że chciałam zrobić ojcu na złość.
- A mi się wydaje że nie. - parsknęła. - Zawsze byłaś posłuszna i szanowałaś zdanie swoich rodziców. Nawet grzecznej dziewczynce smakuje zakazy owoc. Taka nasza kobieca natura. Chociaż przed sobą przyznaj, że to był po prostu nieziemski seks i przestań mi mydlić oczy. Sama wbijałaś mi do głowy, że pójście na całość z nieznajomym jest złe. - wytknęła mi.
- Marco nie jest nieznajomym. - szepnęłam.
- Co z rodzicami?
- Tata nie odezwie się do mnie dopóki nie zakończę tego wszystkiego. Liczy, że zrobię to na dniach. Potem mam wyznać mamie całą prawdę i okazać skruchę. - potarłam skroń. - Zasugerował mi również, aby Marco pokazał się w towarzystwie innej dziewczyny. Nie mogę mu tego zrobić. Właśnie z tego powodu zgodził się na ten układ. A ja nie chcę znów wyjść na tą złą. - mruknęłam.
- Jesteś dorosła. Masz prawo robić co chcesz.
- Wszystko byłoby dobrze gdyby nie podsłuchał rozmowy moich sióstr. Czuje się rozczarowany z powodu mojego oszustwa. Nigdy się nie okłamywaliśmy, a ja odstawiam przedstawienie na cały kraj. Ale masz rację. - dopiłam kawę i odsunęłam od siebie filiżankę. - Jestem dorosła i mam prawo do własnych wyborów i błędów.
- I spania z kimkolwiek chcesz.
- Też. - zaśmiałam się. - A jak z Angelem?
- Ni jak. - wzruszyła ramionami. - Pojutrze rano wraca na Majorkę. Chyba niezbyt przypadłam mu do gustu jako dziewczyna. - mruknęła przygnębiona.
- Głuptas z Ciebie. - dotknęłam jej dłoni. - Sama mówiłaś, że miło wam się rozmawiało. Musi wracać na wyspę bo tam mieszka i pracuje. To nie oznacza, że zerwie z Tobą kontakt. Jestem pewna, że szybko zatęskni za taką ślicznotką jak Ty.
- Myślisz? - spojrzała na mnie z nadzieją.
- Niech się troszeczkę o Ciebie postara.
- Po meczu miał mnie zabrać do restauracji, ale wyszło jak wyszło. Martwił się o Marco, co oczywiście rozumiem. Sądziłam, że dzisiaj się odezwie, ale mój telefon milczy. Pewnie chcą spędzić czas w męskim towarzystwie. - odwróciła nieobecny wzrok w stronę okna. Nie poznawałam jej. To nie była moja szalona Mary, która zadurzyła się w kolejnym chłopaku. Tu działo się coś poważniejszego. - Jestem żałosna. Nawet wyobrażałam sobie, że pójdziemy na podwójną randkę.
- My?
- Ja, Angel, Ty i Marco. W końcu według całego kraju jesteście po uszy w sobie zakochani. - zniżyła ton głosu. - Oni są nierozłączni, a wam przydałoby się znów pokazać publicznie w swoim towarzystwie. Zawsze moglibyście powiedzieć, że to ja i Angel was zapoznaliśmy.
- Mary? Jesteś genialna! Zadzwonię do Marco i ...
- Nie! - wyrwała mi telefon.
- Dlaczego?
- Nie chcę mu się narzucać ani go do czegokolwiek zmuszać.

*

Wieczorem przygotowałam sobie gorącą kąpiel z mnóstwem piany. Na brzegach wanny porozstawiałam świeczki zapachowe, które zapaliłam przed zanurzeniem się w cudownej wodzie. Westchnęłam błogo, przymykając powieki. Tego właśnie potrzebowałam. Totalnego relaksu. Kolejnego dnia czekał mnie wywiad dla Hola España oraz zgrabne wymigiwanie się przed pytaniami o Marco.
Irytujący dźwięk telefonu wyrwał mnie z rozmyślania o niebieskich migdałach. Przeklinając na cały świat, sięgnęłam po niezbędną do życia rzecz w obecnych czasach.
- Asensio pchasz się w gips.
- Przeszkodziłem Ci w schadzce z kochankiem?
- Nie w głowie mi kochankowie.
- Nie dziwię Ci się.
- Bardzo śmieszne. - zironizowałam wyczuwając rozbawienie w jego głosie. Doskonale wiedziałam do czego pije. - Przerywasz mi relaksującą kąpiel. Mam nadzieję, że masz mi do powiedzenia coś niezwykle interesującego.
- Rozmawiałem dzisiaj z Florentino. Ubolewa nad tym, że nie publikujemy wspólnych zdjęć i nie pokazujemy się publicznie. Oczywiście miał na myśli bycie w centrum medialnego zamieszania. A my nawet uciekliśmy przed paparazzi.
- Krótko mówiąc, musimy gdzieś wyjść razem. - westchnęłam ciężko. - Liczę że zaprosisz mnie na randkę marzeń kochanie. - przybrałam słodki głos, który wywołał u Marco wybuch niekontrolowanego śmiechu. - Ale taką spektakularną, żebym miała o czym opowiadać przed kamerami. Zaimponowałbyś mi romantyzmem.
- Przykro mi myszko, ale nie dam rady zabrać Cię na romantyczną kolację do Paryża. Mój prywatny odrzutowiec jest w naprawie. Następnym razem.
- Ale na samym szczycie Wieży Eiffla! - zastrzegłam.
- Obiecuję. Choćbym miał Cię tam wnieść na plecach.
- Marco, nie widziałeś może ... oh, rozmawiasz ...
- Dobrze, że jesteś tato. Potrzebuję pomysłu nad randkę marzeń. Jakie miejsce wybrałeś, aby zaimponować mamie?
- Marco przestań sobie robić żarty z takich rzeczy. Co sobie Maria o Tobie pomyśli? Oh, no już dobrze! To były inne czasy, a pójście do kina równało się z wyjściem do najdroższej restauracji obecnie. Zdobyłem bilety na film "Uwierz w ducha". Twoja matka przepłakała pół seansu, a potem powiedziała, że nie widziała piękniejszego filmu.

- Również uwielbiam ten film. Teraz takich nie robią.
- Więc odpada. Z najciekawszych obecnie filmowych pozycji są jedynie Avengersi, ale akurat na randkę z nimi zabieram Angela.
- Mary uwielbia tą serię. - zauważyłam. - Przez nią musiałam obejrzeć wszystkie poprzednie części. Trudno cokolwiek mi powiedzieć na ten temat bo większość seansów po prostu przespałam.
- Jak można spać na tej serii?! Ale zaraz ... Mary lubi tą serię? Angel! Mary lubi Avengersów! Masz już jakiś punkt zaczepienia!
- O czym Ty mówisz?
- Ma ten sam problem co ja. Szuka pomysłu na randkę marzeń, aby zaimponować dziewczynie. Od rana snuje się po domu niczym cień. Oczywiście on to randką nie nazywa, a jedynie przyjacielskim spotkaniem. Myśli, że mam debil na czole napisane.
- Bo masz!
- No dobrze kochanie, skoro już kupiłeś cztery bilety to ostatecznie mogę się wybrać do kina. - westchnęłam ciężko. - Ale użyczysz mi swojego ramienia i kupisz wielki kubeł popcornu.
- Idziemy na film czy do kina?
- Zbereźnik.
- Nieźle to sobie wykombinowałaś myszko.


 marcoasensio10 : Pięć palców u jednej dłoni 🖐 #tbt #Friends #Javi #Brandon #Angel #Berto

***

Cóż, wiem że takiego poranka w wykonaniu Marco i Marii się nie spodziewałyście ^^ Jak będą wyglądać ich dalsze relacje? Czy nocny "incydent" będzie miał wpływ na ich dalszy układ? Okaże się to w kolejnych rozdziałach :)

niedziela, 16 czerwca 2019

10. Odepchnij mnie.

- Niespodzianka! - krzyknęliśmy po zaświeceniu się światła. Twarz mojej matki z początku wyrażała przerażenie, następnie zaskoczenie, a na sam koniec zalała się łzami wzruszenia. Starannie przygotowaliśmy dla niej przyjęcie urodzinowe, które miało być dobrze strzeżoną niespodzianką.
- Wszystkiego Najlepszego! - rzuciłam się na jej szyję.
- Co Ty tu robisz? - dotknęła z czułością moich policzków.
- Mamo, to Twoje urodziny. - zaśmiałam się. - Doskonale wiesz, że wszystko mam starannie zaplanowane. To wprost niemożliwe, aby zabrakło mnie tutaj podczas wszystkich ważnych wydarzeń. A Twoje święto właśnie takie jest. Po za tym, tak bardzo się stęskniłam.
- Ja również za Tobą tęskniłam. - mocno mnie objęła. - Sądziłam, że dzisiejszy wieczór spędzisz na stadionie. Ignacio wspominał coś o Lidze Mistrzów. Nie wolałabyś wspierać w tym momencie Marco?
- Na boisku mu nie pomogę. Da sobie radę.
- Skoro tak mówisz. - uśmiechnęła się. - Zaprosiłabyś go do nas. Albo my z ojcem wpadniemy któregoś dnia do stolicy. Bardzo chciałabym go poznać. Ty pojechałaś w tym samym celu do Holandii. Santander jest bliżej. - zauważyła z lekkim wyrzutem w głosie.
- Porozmawiam z nim. - obiecałam.
Z uśmiechem przyglądałam się jak mama zdmuchuje świeczki z urodzinowego tortu, a następnie przyjmuje życzenia od rodziny i swoich przyjaciół. Uwielbiałam moje życie w Madrycie, jednak brakowało mi na co dzień tych wszystkich ludzi. Wśród nich czułam się bezpieczna i nie obawiałam się być sobą.
Dzisiejszego wieczoru Real Madryt rozgrywał rewanżowy mecz w Lidze Mistrzów. Tym razem to Ajax Amsterdam był gościem, a drużyna z Madrytu gospodarzem. Mary wraz z przyjaciółmi i ojcem Marco udała się na Santiago Bernabeu, aby wspierać drużynę Królewskich. Ja również miałam się tam znaleźć, ale z przerażeniem zorientowałam się, że to wydarzenie koliguje z przyjęciem urodzinowym mojej mamy, który sama starannie zaplanowałam. Marco, na samo wspomnienie o tym, natychmiastowo kazał mi pojechać do Santander.
- Czyli załączamy meczyk w sąsiednim pokoju. - mój kuzyn Ignacio, zapalony kibic piłki nożnej oraz Realu Madryt, zatarł z uciechy swoje dłonie. Wywróciłam zażenowana oczami. Chciałam skomentować jego zachowanie, jednak Ignacio był już był w drodze do telewizora. No dobra, sama byłam ciekawa jak drużynie Marco pójdzie ten mecz. Czułam lekkie poddenerwowanie na samą myśl.
- Maria? Możemy porozmawiać? - zaskoczona spojrzałam na ojca, który wydawał się być dziwnie poważny i stanowczy. Skinęłam w odpowiedzi głową i ruszyłam za nim w stronę tarasu. Po drodze chwyciłam ciepły sweter, którym się owinęłam.
- Coś się stało? - ostrożnie przymknęłam za nami drzwi. Ojciec wyciągnął z kieszeni paczkę papierosów oraz zapalniczkę. - Tato, przecież rzuciłeś! - jęknęłam zrezygnowana, widząc jak odpala jednego. - Nie myśl, że będę Cię kryć przed mamą!
- Ja Cię kryję od jakiego czasu.
- Słucham? - wydukałam.
- Chcę wiedzieć jedno. Zapłacili Ci za to? - spojrzał na mnie pełnym rozczarowania wzrokiem. Przełknęłam ciężko ślinę rozumiejąc wszystko w mig. Dowiedział się. Nie wiedziałam w jaki sposób, ale jednak stało się to, czego obawiałam się najbardziej. - Odpowiedz!
- Nie.
- Więc dlaczego?
- Tato, to nie tak ...
- Więc jak?! - prychnął. - Dajesz się całować i obmacywać obcemu chłopakowi na oczach całej Hiszpanii! Wiesz jak to wygląda?! Wiesz jak to się nazywa?! - przymknęłam powieki, czując jak do moich oczu napływają łzy. - Niczego Ci nie brakuje! Zdobyłaś to wszystko w uczciwy sposób! Pieniądze, popularność ... jesteśmy z mamą pewni, że w końcu osiągniesz swój prawdziwy cel. Byłem z Ciebie taki dumny! A Ty zaczęłaś się bawić w damę do towarzystwa!
- To nie jest tak!
- Dlaczego się na to zgodziłaś? Podaj mi choć jeden sensowny argument! - zarządził. W mojej głowie pojawiły się setki odpowiedzi, ale każda z nich wydawała mi się być żenująca. Doskonale wiedziałam, że tata tego nie zrozumie. Ba! Ja sama nie wiedziałam co tak na prawdę pchnęło mnie w ten układ. - Tylko mi nie mów, że ma to coś wspólnego z Moratą. Chcesz żeby był zazdrosny?
- Może ... nie wiem. - jęknęłam. - Tato, ja się w tym wszystkim pogubiłam. Chyba chciałam, aby choć przez chwilę poczuł się tak, jak ja się czułam. Ale nie dało mi to zamierzonej satysfakcji. Zrzucił na mnie całą winę, chciałam się odegrać ...
- Twoją najlepszą zemstą było całkowite zignorowanie go. Życie własnym życiem. Zdobywanie zamierzonych celów. Udawało Ci się to przez ostatnie lata, więc co się nagle zmieniło? - wyrzucił peta do kosza. Nie odpowiedziałam. Nie potrafiłam. - Powiedzieć Ci do czego ta cała sytuacja  doprowadzi? Jak będą Cię postrzegać ludzie? W końcu zakończycie ten układ, a Morata dalej będzie z tamtą dziewczyną. Asensio znajdzie sobie nową, a Ty? Zostaniesz z łatką tej, która spotyka się od czasu do czasu z piłkarzami. Będą się zastanawiać, który będzie następny. - pociągnęłam nosem, czując jak łzy spływają po moich policzkach. - Dziecko, przestaną Cię traktować poważnie. Przerwij to natychmiast i postaw jeden warunek.
- Słucham?
- Dla Asensio to i tak bez znaczenia, więc to niech on będzie wszystkiemu winny. Wystarczy, że pokaże się w towarzystwie jakiejś dziewczyny i ...
- Nie ma mowy! - oburzyłam się. - Marco to nie Alvaro!
- Chcesz żeby wina znów spadła na Ciebie?
- To moja sprawa jak to zakończę! - zdenerwowałam się. - Ale na pewno nie zrobię z Marco tego złego! Jesteśmy w tym razem i razem doprowadzimy to do końca!
- Popełniasz błąd za błędem!
- Może! Ale to są moje błędy!
- Dziecko, chcę dla Ciebie jak najlepiej!
- Więc mi zaufaj!
- Jak?! Gdybym nie podsłuchał rozmowy Twoich sióstr to nie miałbym o niczym pojęcia! Planowałem przeprowadzić z nim poważną rozmowę, chcąc się upewnić, czy to aby nie kolejny Morata, który złamie Ci serce!
- Nie uchronisz przed tym żadnej z nas. Nie uchroniłeś mnie wtedy, nie uchronisz i teraz. Nie chciałam, abyś się dowiedział. Wiedziałam, że tego nie zrozumiesz i nie mam Ci tego za złe. Boli mnie to, że się na mnie zawiodłeś, ale stało się i muszę to doprowadzić do końca.
- Czujesz coś do tego chłopaka?
- Czystą sympatię. Moglibyśmy być dobrymi przyjaciółmi. - uśmiechnęłam się smutno. - Ale los zdecydował za nas i po tym układzie nasze drogi się rozejdą. Marco jest w porządku, na pewno być go polubił.
- Nie chcę go widzieć na oczy.
- Rozumiem. Ale mama ...
- Jej również w to nie wciągniesz. - zastrzegł stanowczo. - Jak mogło Ci w ogóle przejść przez głowę oszukanie jej! Wiesz jak się ucieszyła na wiadomość, że jesteś zakochana i szczęśliwa? Jak przeżywała Twoje złamane serce? Pamiętasz co mi obiecywałaś przed zamieszkaniem w stolicy? Że zawsze pozostaniesz sobą. Zobacz co wielkie miasto z Tobą zrobiło!
- Przepraszam. - szepnęłam.
- Po prostu to zakończ, a potem wyznaj matce całą prawdę. Dopiero wtedy będę chciał  Tobą rozmawiać. - opuścił taras, zostawiając mnie zalaną łzami. Zdawałam sobie sprawę z tego, że miał rację. Rozczarowałam go, a teraz nie chciał mnie nawet znać.
Zgadzają się na ten układ straciłam całkowitą kontrolę nad własnym życiem. Perfidnie oszukiwałam najbliższych, którzy cieszyli się moim wyimaginowanym szczęściem. Jak miałam spojrzeć mamie prosto w oczy i wyznać, że wcale nie kocham Marco? Że to wszystko było jedną wielką mistyfikacją? Z powodu głupiej satysfakcji mogłam stracić całkowicie jej zaufanie. A rodzina Marco? Babcia? Staruszka polubiła mnie od pierwszego wejrzenia i to z wzajemnością. Jak ona przyjmie tą wiadomość?
Pociągnęłam nosem wyciągając z kieszeni telefon. Musiałam natychmiast zadzwonić do Florentino Pereza i oznajmić mu, że kończę ten układ. Prawdopodobnie siedział w tym momencie w swojej loży na stadionie, ale co z tego? Moja rodzina była najważniejsza! Marco na pewno zrozumie moją decyzję.
- Ciociu, nie płacz. - poczułam drobną rączkę na swoim policzku. Odłożyłam telefon i posłałam uśmiech małej Carlocie. - Temu wujkowi będzie jeszcze bardziej przykro gdy zobaczy Twoje łzy.
- O czym Ty mówisz? - zmarszczyłam czoło.
- Wujek Ignacio powiedział, że jego gol nie wystarczył, bo tamci strzelili cztery. - wzruszyła ramionami. Przez chwile analizowałam słowa czterolatki, nie bardzo orientując się w tym co mówi. - I ten wujek Marco był bardzo smutny.
- Słucham? - wydukałam. Szybko sprawdziłam wynik meczu czując jak ogarnia mnie przerażające zimno. Ajax strzelił drużynie Marco cztery gole. Jeden jedyny dla drużyny Królewskich należał właśnie do Asensio, ale tak jak wspominała Carlota, nie wystarczyło to do awansu. Real Madryt odpadł z Ligi Mistrzów. Ostatnia nadzieja na ten sezon pękła niczym bańka mydlana. Bez zastanawiania wybrałam numer Mary.
- Tak?
- Jak Marco?
- Nie chce z nikim rozmawiać. Ani z tatą, ani z Igorem, ani z Angelem ... po prostu wziął klucze od samochodu i pojechał do domu. Powiedział, że chce zostać sam.
- Brzmi bardzo znajomo. - westchnęłam przeczesując nerwowo swoje włosy. Identycznie reagował Morata na wszelkie porażki i niepowodzenia. Sam chciał mierzyć się ze swoimi problemami. Zamykał się w domu, nie dopuszczając nikogo do siebie.
- Może Ty do niego zadzwoń?
- Jestem ostatnią osobą, która może mu pomóc. Przepraszam Cię Mary, ale muszę kończyć. - dodałam szybko, po czym się rozłączyłam. Na taras weszła mama z kocem w rękach, mierząc mnie zatroskanym spojrzeniem.
- Siedzisz tu od dwóch godzin. - okryła mnie ciepłym pledem. - Ignacio powiedział co się stało. Tak mi przykro. Marco na pewno jest załamany. - potarła moje zmarznięte dłonie. Przytaknęłam niepewnie, zdając sobie sprawę, że to najodpowiedniejszy moment, aby wyznać jej prawdę.
- Mamo, muszę Ci coś powiedzieć.
- Musisz wracać do Madrytu. Rozumiem
- Nie, to nie to. Marco i tak nie chce nikogo widzieć.
- I Ty na prawdę w to wierzysz? - uniosła brew ku górze. - Kochanie, to zrozumiałe że Marco nie chce od nikogo litości. Ale jak każdy potrzebuje wsparcia najbliższej osoby. Mężczyźni wcale nie są tacy silni emocjonalnie, jak próbują nam to wmówić. Po za tym nauka na błędach jest najbardziej przydatną nauką.
- Nie rozumiem.
- Podświadomie wiesz o czym mówię. - poprawiła moje włosy. - Nie lubię gdy prowadzisz samochód w nocy, ale im szybciej wyjedziesz, tym szybciej dojedziesz. Nie zwlekaj, bo doskonale wiem że i tak nie zaśniesz. Wolałabym, abyś nie wsiadała za kierownicę nad ranem.
- Nie wiem czy to dobry pomysł.
- Chcesz znów płakać w poduszkę, bo nie byłaś zbyt stanowcza? - uchyliłam usta, jednak nie wydobył się z nich żaden dźwięk. - To taka sama sytuacja, Maria. Napraw swoje błędy z przeszłości. - ucałowała moją skroń, po czym zniknęła za szklanymi drzwiami.


- Przecież dyskutowaliśmy o tym zanim podpisałeś kontrakt. Wiedzieliśmy, że będzie ciężko. Ja również Cię potrzebuje, ale wiem że nie mogę Cię mieć na kiwnięcie palcem.
- Kiwnięcie palcem?! Jestem tutaj sam!
- Przyjeżdżam tak często jak tylko mogę! Podpisałam kilka kontraktów i muszę je wypełnić. Nie mogę ich zerwać, nie stać mnie na pokrycie kosztów.
- Więc ja je pokryję.
- Alvaro ...
- Koszta są tylko Twoją wymówką. Doskonale zdaje sobie sprawę, że skupiasz się wyłącznie na swojej karierze. Nie dostrzegasz tego, że Cię potrzebuję!
- Odpychasz mnie za każdym razem! Nie odbierasz moich telefonów! Zamykasz się w domu i nikogo do siebie nie dopuszczasz! Zawsze tak robisz, a potem masz pretensje, że byłeś sam w ciężkiej chwili!
- Bo nie potrzebuje litości!
- Więc zastanów się czego tak właściwie chcesz! 



Czując niemiłosierny ból w karku mijałam tabliczkę z napisem "Madryt". Dwugodzinna droga z Santander dała mi mocno w kość, a do tego sprzeczne emocje nie dawały ani chwili wytchnienia. Nigdy nie uważałam, że jestem bez winy jeśli chodzi o rozstanie z Alvaro. W jednym miał rację, nie wsparłam go wystarczająco w trudnych momentach. Odległość mi to wszystko utrudniała, a do tego dochodziły zobowiązania zawodowe. Zbyt dużo wzięłam sobie na głowę.
Starałam się jak tylko mogłam. Każdą wolną chwilę wykorzystywałam po to, aby lecieć do Turynu. Dzwoniłam. Pisałam. A jednak co jakiś czas odpychał mnie i moje próby wsparcia. Marco miał rację. Morata mógł ze mną zerwać skoro nie byłam dla niego wystarczająca. Jego decyzja na pewno złamałaby mi serce, jednak zdrada i zrzucenie całej winy na moje barki było o wiele boleśniejsze.
Dlaczego jednak mnie odpychał? Dlaczego Marco odpycha swoich najbliższych? Przecież to nie litość, a chęć wsparcia i bycia przy danej osobie w trudnym momencie. Podobno to my kobiety jesteśmy niezdecydowane i gdy mówimy Nie, oznacza to Tak. Okazuje się, że mężczyźni byli tacy sami, a nawet gorsi. Wyrośnięci gówniarze!
Zaparkowałam przed domem Marco o drugiej nad ranem. Sama nie wiedziałam, co tutaj robię. Ostatnio moje czyny i rozum to były dwie różne rzeczy. Zapukałam donośnie w drzwi. Wątpiłam w jego spokojny sen. Na pewno wierci się jak nienormalny na łóżku, analizując każdą minutę przegranego meczu.
- Czego w zdaniu "chcę zostać sam" nie zrozumieliście?! - w progu pojawił się Marco Asensio we własnej osobie. Ubrany jedynie w szare spodnie od dresu, świecący swoim nagim i umięśnionym torsem. - Maria? - wydukał zaskoczony. - Miałaś być w Santander.
- Jesteś skończonym egoistą Asensio jeśli sądzisz, że będziesz dołować się w samotności. Ojciec nazwał mnie damą do towarzystwa i nie chce widzieć na oczy! Kto według Ciebie ma gorzej? - pociągnęłam niespodziewanie nosem.
- Twój ojciec po prostu się martwi i prędzej czy później mu przejdzie. - westchnął ciężko, po czym wpuścił mnie do środka.
- Łatwo Ci mówić. Twój tata też się o Ciebie martwi, a Ty co wyprawiasz? - założyłam ręce na piersi. - Samotność wcale nie jest odpowiednim wyjściem. Rozumiem, że masz doła, ale obecność najbliższych jedynie by Ci pomogła.
- Nie chcę litości.
- To nie jest żadna litość!
- Zawaliłem, rozumiesz? Zawaliłem cały sezon i moja przyszłość w tym klubie wisi na włosku! Nie chcę słuchać, że wszystko będzie dobrze! - wrzasnął. - Przegraliśmy wszystkie tytuły w jeden pieprzony tydzień!
- Cała drużyna zawaliła, nie tylko Ty.
- Ale mogłem zrobić więcej!
- Niby co? - prychnęłam. - Rozdwoić się?
- Stać mnie na więcej!
- Więc weź się w garść i udowodnij wszystkim, że jest to prawdą! Wyciągnij wnioski z popełnionych błędów. To nie jest koniec świata, wprost przeciwnie. Może Ci to wyjść jedynie na dobre. - podeszłam do komody na której stały miniaturki pucharów. - Zdobyliście trzy Ligi Mistrzów pod rząd! Nie sądzę, aby to było takie łatwe. - strzeliłam palcami. - Jesteście ambitni i to naturalne, że chcecie więcej i więcej. Ale czasami zaciągnięcie hamulca ręcznego jest potrzebne, aby docenić to, co zdobyliście do tej pory.
- Mówiłaś mu to samo? - prychnął.
- Pieprzyć Moratę! - odwróciłam się gwałtownie od komody. - Tu chodzi o Ciebie! Ty się nie poddajesz! Nie gwiazdorzysz! Winy szukasz najpierw w sobie. Chcesz wziąć tą przegraną na swoje barki. Cholera, rozumiem Florentino i jego słowa o Tobie. - zaśmiałam się nerwowo. - Jeśli sądzisz, że pozwoli Ci odejść to jesteś w wielkim błędzie! Nie zawiedziesz go, jestem pewna. - dodałam. Marco wpatrywał się we mnie nieodgadnionym wzrokiem od którego poczułam gorąc na ciele. Kilka sekund później pokonał dzielącą nas odległość i pewnym ruchem posadził mnie na komodzie. Jęknęłam gdy złączył nasze usta w pełnym pasji pocałunku. Z pełnym zaangażowaniem oddałam ten gest, czując że to coś, czego w tej chwili potrzebuję. Niczym tonący powietrza. - Całujesz też zdecydowanie lepiej. - wyszeptałam.
- Odepchnij mnie. Nawet nie mam ...
- Mówiłeś, że wolisz bez. - kąciki moich ust lekko się uniosły. Jego ciemne od pożądania oczy wywiercały mi dziurę w twarzy. Na ten widok straciłam resztki samokontroli. - To nic nie znaczy. Jutro wracamy do starego układu, jasne?
- Tylko seks? - upewnił się, na co kiwnęłam głową. Jego dłonie wślizgnęły się pod moją sukienkę. Wstrzymałam oddech gdy dotknął mojej bielizny. - Nie będziesz żałować?
- Jestem dorosła, wiem co robię. - wydukałam czując jak zsuwa ze mnie zbędną koronkę. Przez przypadek strąciłam jeden z pucharów, jednak Marco nic sobie z tego nie zrobił, a jedynie zrzucił resztę. Niecierpliwie pomogłam zsunąć mu dresy, po czym objęłam nogami jego biodra. Czując go w sobie miałam wrażenie, że rozpadam się na małe kawałeczki. Żadne z nas nie miało ochoty na czułości. Obydwoje chcieliśmy zaznać ogromnej przyjemności, którą zapewnić mogły nam nasze złączone ciała. Komoda trzęsła się przy każdym jego pchnięciu, potęgując to niesamowite doznanie. Nie kontrolowaliśmy naszych westchnień rozkoszy, marząc jedynie o kulminacyjnym momencie, który zbliżał się z każdą sekundą. Zamarłam wykrzykując jego imię. Przyjemne ciepło rozlało się w moim podbrzuszu. Opadłam na ramię Marco próbując uspokoić przyspieszony do granic możliwości oddech. - Zdecydowanie nie będę żałować. - wydyszałam.
- A ja zdecydowanie nie zamierzam dzisiaj spać. - wymruczał w moje ucho, które lekko nadgryzł. Po chwili chwycił mnie na swoje ręce i skierował kroki w stronę sypialni. - Dobrze pamiętam, że ubóstwiasz moją pościel?

***


Obiecałam totalne zaskoczenie? Mam nadzieję, że choć w jednym procencie mi się to udało ^^

sobota, 8 czerwca 2019

9. Audi A7 Sportback 50 TDI!

Stanęłam przed kamienicą uważnie rozglądając się wokół. Zirytowana zerknęłam na zegarek, którego wskazówki były dowodem na to, iż Asensio spóźniał się już dobre pięć minut. Najpierw sam do mnie zadzwonił, prosząc o przysługę, a teraz miał czelność nie zjawić się na czas. Nienawidziłam spóźnień. Miałam alergię na to zjawisko! Sama wolałam być na miejscu kilka minut wcześniej niż pojawić się po czasie.
Za plecami usłyszałam dźwięk silnika. Zerknęłam przez ramię, mając nadzieję że jaśnie pan się zjawił. Z irtytacją wypuściłam powietrze dostrzegając ciemny kolor pojazdu, który o dziwo zatrzymał się obok mnie. Jeszcze taniego podrywacza mi brakowało!
- Cześć myszko. - wyszczerzył się Marco.
- Miałeś biały samochód. - wydukałam zaskoczona.
- Ten jest nowy. Odebrałem go wczoraj. Wskakuj. - kiwnął głową. Niepewnie okrążyłam czarne Audi, po czym zajęłam miejsce pasażera. Wszystko wręcz lśniło, aż strach było dotknąć. - Szlag. Powinienem Ci otworzyć drzwi.
- Nie pajacuj. Co się stało z tamtym samochodem?
- Musiałem oddać. - wzruszył ramionami, po czym włączył się do ruchu. - Tak na prawdę nie jestem właścicielem tego samochodu. Audi jest jednym z głównych sponsorów Realu Madryt, więc co sezon daje nam po jednym wozie w prezencie.  To znaczy każdy piłkarz wybiera sobie model i do woli nim jeździć. - wyjaśnił. Zaskoczona uniosłam brwi ku górze. Zdecydowanie Ci faceci mieli więcej szczęścia niż rozumu. - Nazywają to reklamą. Po prostu po Madrycie muszę poruszać się tym samochodem. A już na pewno mam nim jeździć na każdy trening i na zgrupowania przed meczami. Podpisałem umowę, której nie mogę zerwać.
- To śmieszne.
- Dwa lata temu mogliśmy zatrzymać samochody. Wygraliśmy wówczas Ligę Mistrzów i Ligę Hiszpańską. Taki mały prezent od Florentino. A skoro jesteśmy przy temacie prezentów ... potrzebuję Twojej pomocy. - westchnął ciężko. - Zajrzyj proszę do schowka i wyciągnij niebieską kopertę. - posłusznie wykonałam jego prośbę. Uważnie przyglądnęłam się kopercie na której koślawymi literami napisane było "Marco". - To zaproszenie na kinderbal. Syn Keylor Navasa kończy pięć lat. Nie mam zielonego pojęcia co kupić dziecku w prezencie.
- Nie rozumiem w czym Ty widzisz problem. Wy nigdy nie dojrzewacie. Lubicie wszystko co związane z motoryzacją i sportem. Ten chłopiec niczym nie różni się od tatusia i jego kolegów. - zachichotałam, na co Marco posłał mi mordercze spojrzenie. - Ale to urocze, że tak się tym przejmujesz. I że w ogóle się tam wybierasz. To na pewno wiele znaczy dla ... jak on ma na imię?
- Mateo.
- Ślicznie. - uśmiechnęłam się. - Pomogę Ci, ale pod jednym warunkiem. - zastrzegłam gdy zaparkował pod Centrum Handlowym El Jardin de Serrano. - Pozwolisz mi choć przez chwilę poprowadzić to cacko. - złożyłam dłonie jak do modlitwy i przybrałam niewinną minkę.
- Masz mnie za idiotę?
- Potrafię jeździć samochodem!
- To Audi A7 Sportback 50 TDI!
- Zatrzymałam się na słowie Audi. Dziękuję! - cmoknęłam go w policzek i wyskoczyłam z samochodu zanim zdążył zareagować. Po chwili pojawił się obok mnie w czapce z daszkiem. Równym krokiem ruszyliśmy przed siebie w stronę sklepu zabawkowego. - Powiedz mi coś więcej o tym chłopcu. - poprosiłam.
- Cóż, do tej pory widywałem go jedynie podczas piłkarskich wydarzeń. - wzruszył ramionami. - Kopał z nami piłkę, więc na pewno to lubi. Keylor kiedyś wspominał, że jak na swój wiek jest bardzo kreatywny. Aha! Są dość religijną rodziną, więc sama rozumiesz.
- Czyli butelka Ognistej odpada. - mruknęłam rozbawiona. Przekroczyliśmy próg sklepu czując na sobie zaciekawione spojrzenia. Pociągnęłam Marco w głąb pomieszczenia, szukając wzrokiem odpowiedniej półki. - Tadam! - okręciłam się wokół własnej osi, wskazując na otaczające nas pudełka.
- Klocki Lego. - zaśmiał się. - Jesteś genialna.
- Większość pójdzie na łatwiznę i kupi mu coś związanego z piłką nożną. Albo samochody. Dzieciaki uwielbiają klocki, szczególnie te kreatywne. Z siostrami i kuzynostwem mieliśmy całe pudła! Budowałyśmy z nich dosłownie wszystko.
- Masz siostry? - oderwał wzrok od kolorowych pudełek.
- Lucię i Martę. - wzruszyłam ramionami.
- Na pewno jesteś najmłodsza. - uśmiechnął się. Przytaknęłam zaskoczona. - Mały roztrzepaniec. - poczochrał mnie po włosach, po czym uchylił się rozbawiony przed moją ręką. - Wiedzą?
- Umm ... siostry tak. Nie wiedziałam jak mam wyjaśnić tą sytuację rodzicom. - westchnęłam ciężko. - I tak są dość sceptycznie nastawieni do "naszego związku". Boją się, że okażesz się być drugim Moratą.
- To zrozumiałe. Martwią się o Ciebie.
- Wiesz, żałuję że nie poznaliśmy się w innych okolicznościach. Mógłbyś być moim kumplem, którego przedstawiłabym im z przyjemnością. - uśmiechnęłam się smutno pod nosem, po czym chwyciłam jedno z pudeł. - Sądzę, że to będzie idealny prezent dla Mateo.
Krążyłam po sklepie podczas gdy Marco regulował zapłatę. Młoda ekspedientka wychodziła wręcz z siebie, aby zwrócił na nią swoją uwagę. Kompletnie nie robiąc sobie problemu z mojej obecności. Uważnie przyglądnęłam się profilowi Asensio, który cierpliwie czekał aż dłonie dziewczyny przestaną się trząść. Był przystojny, nawet bardzo. Na samą myśl o jego wysportowanym ciele moje policzki niebezpiecznie zaczynały płonąć. Ale czy to był powód do takiego zachowania?
Doskonale pamiętałam żenujące sceny z przeszłości gdy fanki prosiły Alvaro o zdjęcie czy też autograf. Oczywiście rozumiałam ich chęć posiadania pamiątki z idolem, jednak piski oraz zalotne uśmiechy były lekko przesadzone. Tym bardziej że zdawały sobie sprawę z mojej obecności obok. Nie raz sprzeczałam się o to z Moratą, który nie widział w takim zachowaniu niczego złego. Uwielbiał być w centrum zainteresowania. Próbowałam podchodzić do tego z dystansem i zaufaniem, jednak nie miłe uczucie za każdym razem ogarniało moje serce.
- Ziemia do myszki. - poczułam na swoim policzku usta Asensio, po czym objął mnie ramieniem. Spojrzałam na niego zdezorientowana. - Ewakuujemy się stąd w trybie natychmiastowym. Następnym razem dam Ci swoją kartę. Uregulujesz rachunek za mnie. Jakoś wątpię w zbiegi okoliczności i zawieszoną kasę fiskalną. - mruknął wyprowadzając mnie ze sklepu.
- Często Cię to spotyka?
- Uwierz, za często. - westchnął ciężko. - Masz ochotę na coś do jedzenia? - zapytał, lecz pokręciłam przecząco głową. - To chociaż kupię Ci Shake'a. Zasłużyłaś. - zaczął ciągnąć mnie do pobliskiego baru. W pewnym momencie zatrzymał się gwałtownie i odwrócił za siebie. - Paparazzi. - jęknął.
- Jeszcze tego nam dzisiaj brakowało. - mruknęłam, zerkając kątem oka na  mężczyznę z aparatem w dłoniach, który  "ukrywał się" za rośliną kompozycją. - Damy radę go zgubić? - zwróciłam się do Marco, który w odpowiedzi zerknął na moje botki na obcasie. - Wybacz, nie sądziłam że będę uciekać przed ... Marco! - pisnęłam gdy niespodziewanie pociągnął mnie za dłoń i zaczął biec. Ok, uprawiałam z Mary jogging, ale byłam zwykłym amatorem! Na pewno nie mogłam się równać z profesjonalnym piłkarzem, który w ciągu pięciu sekund pokonywał dystans od jednej bramki do drugiej! - Mam obcasy! - krzyknęłam gdy wybiegliśmy na parking.
- Z wami to tak zawsze! - odezwał się sprinter roku. Na całe szczęście nie zaparkował daleko, więc po kilku sekundach mogłam dyszeć wykończona na miejscu pasażera. Serce o mały włos, a wyskoczyłoby mi z piersi! - Żyjesz? -  spytał wielce rozbawiony.
- Nie gadam z Tobą! - wydyszałam. - Było powiedzieć jakie atrakcje szykujesz! Założyłabym adidasy albo rolki! - wrzasnęłam pełnym ironii głosem. Asensio jednak nic sobie nie zrobił z mojej wściekłości.
- Do urodzin Mateo Ci przejdzie? - spytał. Posłałam mu zdezorientowane spojrzenie. - Czyli nie powiedziałem Ci, że wybieramy się tam razem? - podrapał się nerwowo po karku. Uchyliłam zszokowana usta, patrząc na niego jak na wariata. - Zaproszenie obejmuje naszą dwójkę. Żonie Keylora bardzo na tym zależy. Jest bardzo miła i otwarta na nowe znajomości. Niektóre ... jak to się mówi na dziewczyny piłkarzy?
- WAGs? Wiem o co chodzi. - westchnęłam ciężko. - Zapominasz, że byłam jedną z nich parę lat temu. Chodzi o integrację. Dość często spotykacie się na terenie prywatnym, więc dobre stosunki pomiędzy życiowymi partnerkami są mile widziane. Byłam dość blisko z Marią i Vicky, ale na przykład doskonale pamiętam Clarice, żonę Marcelo. Jej szczególnie zależało na tym, abyście się czuli jak w rodzinie.
- Bo tak jest. - uśmiechnął się pod nosem. - Zdobyliśmy trzy Ligi Mistrzów pod rząd bo jesteśmy rodziną. Sergio i Marcelo zawsze nam to powtarzają. Są najlepszymi kapitanami na świecie.
- Są dla Ciebie jak bracia.
- To prawda. Poznałaś Andreę?
- Minęłyśmy się. - poruszyłam w powietrzu paluszkami.
- Zrozumiem jeśli nie będziesz chciała tam ze mną pójść. Jakoś to wytłumaczę prezesowi. - wzruszył ramionami. - W końcu nie musimy cały czas pokazywać się w swoim towarzystwie.
- Florentino Perez również tam będzie?
- Nie przechodzimy przez najlepsze chwile. - westchnął ciężko. - Kontuzje, zmęczenie Mundialem, wypalenie ... odkąd odszedł od nas Zizou, wszystko dosłownie się wali. Została nam jedynie Liga Mistrzów, chociaż bez niego będzie bardzo trudno. Presi okazuje nam jeszcze większe wsparcie, stąd jego obecność na urodzinach Mateo. - wyjaśnił, po czym zjechał z głównej drogi.
- Oczekuje mojej obecności.
- Nikt Cię do niczego nie zmusi.
- Umowa to umowa. - westchnęłam. - Po za tym muszę z nim porozmawiać. Dokąd jedziesz? - spytałam zdziwiona. Zamiast w stronę Centrum, Marco bez mrugnięcia okiem kierował się po za miasto. - Chcesz mnie wywieźć i zamordować?
- Jedno z drugim ma coś wspólnego. - zatrzymał samochód na poboczu, po czym obdarzył mnie swoim zainteresowaniem. - Jeśli zrobisz temu cacku krzywdę, wylądujesz w lesie dwa metry pod ziemią. - zastrzegł.
- Masz w bagażniku łopatę? - błysnęłam ząbkami.
- Wskakuj za kierownicę zanim się rozmyślę.

*

Idąc przez ogród udekorowany różnokolorowymi balonami oraz serpentynami, miałam wrażenie że znalazłam się w jakiejś czarodziejskiej krainie. Na samym środku stała okazała dmuchana zjeżdżalnia, która była ogromną imitacją prehistorycznego dinozaura. Z jego paszczy co rusz wyskakiwało kolejne dziecko. Obok, kobieta przebrana za Arlekina przedstawiała show z bańkami mydlanymi. Zaczarowane oczy najmłodszych ani na sekundę nie oderwały się od jej poczynań. Dalej umiejscowiona była trampolina, z której dochodziły głośne piski i śmiechy radości. Wokół biegały dzieci z wymalowanymi farbkami twarzami, wymachując w rączkach czym się tylko dało.
- Mam wrażenie, że Twój kolega zatrudnił całe Wesołe Miasteczko. - zaśmiałam się nerwowo, zerknęłam na idącego obok mnie Marco. Posłusznie trzymałam się jego dłoni, aby nie zaginąć w tym kolorowym  gąszczu. Skłamałabym mówiąc, że się nie denerwuje. Równym krokiem szliśmy w stronę białego namiotu, w którym siedzieli rodzice dzieciaków, spoglądając na nich czujnym okiem. A wśród nich znajome mi twarze, których reakcji lekko się obawiałam.
- Witajcie. - przed nami stanął uśmiechnięty mężczyzna z południowoamerykańskim akcentem. - Cieszę się, że przyjęliście zaproszenie od Mateo. Gdzieś tu biega ... - rozejrzał się wokół, po czym machnął ręką w stronę chłopca w koszulce Realu Madryt. Pięciolatek posłusznie zbliżył się do nas.
- Hej mały. - Marco wyciągnął ku niemu dłoń, którą uścisnął. - Dziękuję za zaproszenie. To dla Ciebie. - podał mu zapakowane przeze mnie pudełko. - Wszystkiego Najlepszego. Mam nadzieję, że trafiliśmy z prezentem.
- Dziękuję. - Mateo posłał nam nieśmiały uśmiech.
- Poznajcie się. To Maria, moja dziewczyna. - Asensio położył dłoń na dole moich pleców. - Kochanie, to właśnie Keylor Navas. - Kostarykanin uprzejmie ucałował moje policzki, jeszcze raz dziękując za nasze przybycie.
- Wejdźcie proszę do namiotu. Dzięki Bogu pogoda się udała i dzieciaki mogą wyszaleć się w ogrodzie. - zmierzył uważnym wzrokiem całe zbiegowisko. - Andrea już czeka wewnątrz. Thiago chyba wyczuł przyjęcie, bo nie ma zamiaru zasnąć.
Przekraczając "próg" namiotu, poczułam zaciekawione spojrzenia, które padły na naszą dwójkę. Marco, jakby nigdy nic, zaczął się ze wszystkimi witać. Dostrzegając Marię, wielki kamień spadł z mojego serca. Zanim jednak do niej podeszłam, przede mną wyrosła piękna kobieta z niemowlakiem na rękach.
- Ty na pewno jesteś Maria. - posłała mi swój idealny uśmiech. W mig zrozumiałam, że stoi przede mną gospodyni, z którą powinnam najpierw się przywitać. - Andrea. Cieszę się, że przyjęłaś nasze zaproszenie.
- Za które bardzo dziękuję. - odwzajemniłam gest. - To bardzo miłe z waszej strony. Mam nadzieję, że prezent spodoba się Mateo. Marco podszedł do tego bardzo poważnie, chociaż to ja odpowiadam za ostateczny wybór.
- Mężczyźni. - zaśmiała się. - Liczy się sam gest. Przepraszam Cię, ale muszę uciekać do kolejnych gości. Mam nadzieję, że kiedyś będziemy miały szansę dłużej ze sobą porozmawiać. Bardzo lubimy z mężem Marco i cieszymy się jego szczęściem. - dodała na odchodne, wprowadzając mnie w kolejne wyrzuty sumienia.
Asensio uprzejmie odsunął mi krzesło. Znaleźliśmy się przy jednym stoliku z Marią i jej mężem Nacho oraz z Isco. Zaskoczyła mnie nieobecność Sary. Widać łatka "dziewczyny piłkarza" przeszkadzała jej do tego stopnia, że wolała nie pokazywać się w towarzystwie innych "WAGs".
- Myślałam, że nigdy sobie nie pójdą. - mruknęła zniecierpliwiona Maria, gdy tylko męskie towarzystwo poszło szukać dzieciaków. Za chwilę miał pojawić się tort, więc ich obecność była wręcz obowiązkowa. - W tej chwili mi się spowiadaj! Myślałam, że z krzesła spadnę gdy zobaczyłam Twój wpis!
- Oh, mówisz o Marco ...
- Oczywiście, że mówię o Tobie i Marco! - podkreśliła. - Jak to się stało? Gdzie się poznaliście? Gdy ostatni raz się widziałyśmy, nie dałaś nawet po sobie poznać, że jesteś kimś zainteresowana. Gdyby nie ten uroczy balast ... - wskazała na swój brzuch. - ...  wpadłabym do Ciebie niczym burza na ploteczki!
- To się stało bardzo szybko. - odchrząknęłam.
- Miłość od pierwszego wejrzenia?
- Można tak powiedzieć ...
- Jestem ciekawy czy poznasz tą panią. - usłyszałam za sobą głos Isco. Zaciekawiona odwróciłam się w jego stronę. Moją twarz rozświetlił uśmiech na widok chłopca obok jego nóg. Mały Isco spoglądał na mnie nieśmiało, jednak w jego oczkach pojawił się błysk.
- Ciocia Maria. - szepnął.
- Jak Ty urosłeś! - zachwyciłam się kucając na przeciwko niego. - Gdzie się podział mój mały bąbelek? I co na jego miejscu robi ten przystojny młody mężczyzna? - połaskotałam go pod bródką, na co zaczął uroczo chichotać.
- Ciociu, przyjdziesz też na moje urodziny?
- A będzie zjeżdżalnia? - szepnęłam konspiracyjnie. Junior zaczął energicznie kiwać główką. - W takim razie jeśli dostanę zaproszenie, to na pewno się pojawię. - obiecałam. W tym samym momencie pojawił się tort, więc dzieciaki pobiegły w stronę Mateo.

Kinderbal z każdą chwilą co raz bardziej się rozkręcał. Po mojej początkowej nerwowości nie zostało ani śladu. Nikt nie patrzył na mnie nieprzychylnym wzrokiem, a samo towarzystwo Marii było nie tylko moim wybawieniem, ale i miło spędzonym czasem.
Wracając z łazienki dostrzegłam w oddali Florentino Pereza pogrążonego w rozmowie z nieznanym mi mężczyzną. Niepewnie się do nich zbliżyłam, mając nadzieję na choć chwilową rozmowę z Prezesem. Gdy tylko znalazłam się w zasięgu jego wzroku, przeprosił swojego rozmówce.
- Witaj Mario.
- Dzień dobry panie Perez. - odwzajemniłam uśmiech, który mi posłał. - Moglibyśmy porozmawiać? Sądzę, że jest wiele kwestii jakie musimy omówić. - dodałam. Mężczyzna skinął głową, po czym wskazał mi odległy zakątek ogrodu.
- Muszę przyznać, że jesteście z Marco bardzo wiarygodni. Gdybym nie znał prawdy, uwierzyłbym wam w każdy gest i w każde słowo. Tak jak sądziłem, media są wami zachwycone. Zaprzestano pisać o kolejnych wyimaginowanych podbojach Marco, a i druga strona medalu zareagowała tak jak przewidzieliśmy.
- Ile to ma trwać?
- Nie rozumiem.
- Obydwoje doskonale wiemy, że nie możemy tego ciągnąć w nieskończoność. - założyłam ręce na piersi i posłałam mu stanowcze spojrzenie. - To jest bardziej skomplikowane niż może się wydawać. Szczególnie chodzi mi tu o nasze rodziny i znajomych, których musimy oszukiwać. Źle się z tym czuję i wierzę, że Marco również.
- Mieliście tego pełną świadomość.
- Ale nie podpisywaliśmy cyrografu. Chcę po prostu wiedzieć, jak zaplanował pan zakończenie tego układu. Oczywiście rozumiem, że teraz jest to niemożliwe, ponieważ wszyscy wierzą, że jesteśmy w sobie bezgranicznie zakochani. Musimy to delikatnie rozwiązać, bo od razu zastrzegam, że nie ma mowy o jakichkolwiek zdradach. Chcę po prostu wiedzieć ... kiedy?
- Do końca sezonu. - oznajmił. - Musicie pojawić się razem na ślubie Sergio i Pilar. Potem jakakolwiek decyzja będzie należała do was. Także to, w jaki sposób to zakończycie.

- Ciociu! - podbiegł do mnie mały Isco, gdy wracałam po rozmowie z Florentino Perezem. - Wejdziesz ze mną na zjeżdżalnie? Wujek Marco powiedział, że jesteś odważna! A ja chciałbym pokazać Alejandrze, że też jestem! - dodał konspiracyjnie przyciszonym głosem.
- Zaraz, zaraz! Co Ci powiedział wujek Marco?
- Że jesteś odważna.
- I że wejdę na dmuchaną zjeżdżalnie, tak? - Junior pokiwał głową. - Gdzie on jest? - mruknęłam. Posłuszne dziecko wskazało palcem na winowajcę, stojącego obok jego tatusia. Chwyciłam czterolatka za rękę i pociągnęłam w stronę piłkarzy. - Marco, czy Tobie słoneczko przygrzało?
- Dlaczego? - wyszczerzył się w moją stronę. W odpowiedzi wskazałam na Juniora, a następnie na moją sukienkę, która sięgała mi przed kolano. - No przecież ślicznie wyglądasz. Prawda Isco? - zwrócił się do chłopca.
- Doskonale wiesz o co mi chodzi.
- Chodź synku, ja z Tobą wejdę. - wtrącił się rozbawiony Alarcon. - Ciocia z wujkiem muszą poważnie porozmawiać.
- Będą się całować? Fuj!
- Jak mogłeś mu powiedzieć, że wejdę razem z nim na ... mmm! - Marco przyciągnął mnie jednym ruchem do siebie i skutecznie uciszył pocałunkiem. - Co Ty robisz? - wyszeptałam w jego usta.
- Jesteśmy obserwowani.
- Ja wiem że miłość jest ślepa, ale nie wiem jak bardzo musiałabym być w Tobie zakochana, aby nie zauważyć Twojej głupoty. - syknęłam. - W sukience na dmuchanej zjeżdżalni? Chciałeś żeby wszyscy zobaczyli co pod nią mam?
- A właśnie. - położył dłonie na moich biodrach. - Byłaś na tym castingu? - zapytał, lecz w odpowiedzi pokręciłam przecząco głową. - Dlaczego? Przecież mówiłaś, że się zdecydowałaś.
- Alice została ich nową twarzą. - wzruszyłam ramionami. Zaskoczony Asensio uniósł brwi ku górze. - Mój agent mnie o tym poinformował, więc stwierdziłam że pokazywanie się tam nie ma żadnego sensu. Z logicznego punktu widzenia ona bardziej się do tego nadaje. Jest chudsza i ...
- Co Ty mówisz? - oburzył się.
- Marco, ja nie jestem modelką. Jestem za niska i ... no wiesz.
- Promowanie bielizny bez biustu? Śmiech na sali! - parsknął. - Nie patrz tak na mnie. Pewne rzeczy rzucają się mężczyźnie w oczy prawda? Nie bez powodu powiedziałem Ci w Amsterdamie żebyś poszła na ten casting.
- Bezczelnie mnie podglądałeś!
- Mały szczegół. - wzruszył ramionami.
- Po za tym, jesteś nieobiektywny.
- Nie spieraj się ze mną, bo jesteśmy obserwowani. - szepnął przyciągając mnie znów do siebie. Automatycznie zarzuciłam ręce na jego szyję. W ostatnim czasie przyzwyczailiśmy się do pocałunków, których świadkami byli inni ludzie. Musiałam przyznać, że Marco potrafił całować i te niewinne gesty zaczęły sprawiać mi przyjemność.

***


Mały przerywnik :) Akcja w kolejnym rozdziale będzie dość ... zaskakująca ^^ mam nadzieję, że uda mi się was zaskoczyć :)

niedziela, 2 czerwca 2019

8. Pocałuj mnie.

Śpiąc, wyczuwałam przyjemne ciepło. Byłam zawieszona pomiędzy jawą a snem, nie mogąc zdecydować się, czy to odpowiednia chwila do rozpoczęcia przeze mnie dnia. Czułam się po prostu dobrze. Zrelaksowana i pozbawiona wszystkich problemów. Do tego ten cudowny zapach, którym przesiąknięta była pościel.
Mrucząc pod nosem, przejechałam dłonią po przyjemnej powierzchni. Zmarszczyłam czoło, czując twarde wypukłości pod palcami oraz lekkie drżenie. Niechętnie uniosłam powieki, rozglądając się zaspanym wzrokiem po pomieszczeniu. Mój wzrok padł na rozbawioną twarz Asensio, który zadziornie uniósł brew ku górze.
- Spróbuj mnie dotknąć przez sen, a zobaczysz? - zacytował moje własne słowa, po czym zacmokał z dezaprobatą. - Myszko, ja mam rączki przy sobie. Nie żeby mi to przeszkadzało, ale Twoja dłoń niebezpiecznie zbliża się do ... - zerwałam się spanikowana. Cudowna w dotyku pościel okazała się być klatką piersiową Asensio, w którą przez sen się wtulałam. A zapach? Cholera, jakich ten dzieciak perfum używa?
- Przepraszam. - wydukałam. - Dlaczego mnie nie obudziłeś?
- Bo jest jeszcze wcześnie?
- Nie o to mi chodzi. - zdenerwowałam się. - Mogłeś mnie obudzić gdy ... albo odsunąć ... ugh, gdzie masz koszulkę?! - rękę bym sobie dała uciąć za to, że kładł się spać w podkoszulku.
- Nie sądziłem, że męska klata działa na Ciebie niczym magnes. - wyszczerzył swoje idealne zęby, za co dostał po głowie poduszką. - Myszko, było mi po prostu gorąco. Zawsze śpię w samych bokserkach. - przeciągnął się. Zmierzyłam jego umięśniony tors uważnym wzrokiem. To idiotyczne, ale w mojej głowie błyskawicznie porównałam go do Alvaro. Aż poczułam gorąc na policzkach typując zwycięzce. - Chcesz mi powiedzieć, że jednak nie jestem dzieciak?
- Ugh, oczywiście że jesteś! A teraz się odwróć, chcę iść do łazienki. - rozkazałam. Ostentacyjnie wywrócił oczami, ale posłusznie położył poduszkę na swojej twarzy. Wyskoczyłam spod pościeli, naciągając koszulkę nocną. Szybkie kroki skierowałam do łazienki, chwytając po drodze swoją podręczną walizkę.
- Powinnaś iść na ten casting bielizny.
- Zboczeniec! - pisnęłam rzucając w niego tubką kremu, która nawinęła mi się pod rękę. W odpowiedzi otrzymałam jedynie jego śmiech, stłumiony przez poduszkę. Trzasnęłam drzwiami od łazienki, czując jak podnosi mi się ciśnienie. Całkowicie zignorowałam kolejną falę gorąca, która pojawiła się po jego słowach. 

*

Największe wsparcie Alvaro Moraty.

Nie jest tajemnicą, że nowy nabytek Atletico Madryt przechodzi przez nie najlepszy moment w swojej karierze. Powrót do stolicy Hiszpanii jak na razie nie okazał się być lekarstwem na słabszy okres. Na całe szczęście Alvaro może liczyć na wsparcie swojej rodziny oraz ukochanej, która od pierwszego dnia podbiła serca jego najbliższych. Susana Martin, matka piłkarza, zachwycona jest swoją synową.
"Alice jest piękna nie tylko z zewnątrz, ale i wewnątrz. Pokochałam ją jak własną córkę, co było dość łatwe. Życie mojego syna nabrało barw gdy tylko ją poznał. Nareszcie ma przy swoim boku kogoś, na kogo może liczyć w każdym momencie. Jestem szczęśliwa ze świadomością, że Alice jest częścią naszej rodziny."
Czyżby to oznaczało, że najbliżsi Alvaro przewidują jego rychły ślub z Alice? Campello błyskawicznie zareagowała na słowa teściowej publikując na swoich portalach społecznościowych ich wspólne zdjęcie z opisem :
"Jestem wzruszona, jak i zaskoczona tymi pięknymi słowami! Ja również Cię kocham "mamo". Ale tak bardzo, bardzo, bardzo!"
Nie możemy jednak przejść obojętne obok aluzji, którą można wyczuć w słowach Susany, oraz wydarzeniach, które miały miejsce w ostatnich Derbach Madrytu. Brutalne starcia Moraty i Asensio, których inicjatorem był piłkarz Atletico, stały się głównym tematem plotkarskich mediów. Zaniepokojeni kibice Reprezentacji Narodowej obwinili za to Marię Pombo, która trzy lata temu była w związku z Moratą, a teraz jest szczęśliwa przy boku młodej gwiazdy Realu Madryt. Jesteśmy pewni, że słowa Susany Martin o braku odpowiedniego wsparcia tyczyły się Marii. Nie jest tajemnicą, że słynna "Pombito" nigdy nie była ulubienicą matki Moraty. Przy okazji zapytaliśmy kobietę o to wydarzenie.
"To było typowe sportowe starcie, jakich sporo w takich meczach. Nie ma absolutnie żadnego problemu pomiędzy moim synem, a Marco Asensio. Mam wrażenie, że ludzie jedynie czekali na to, aby zinterpretować to tak, a nie inaczej. Przeszłość mojego syna, o której zapomniał raz na zawsze, nie ma żadnego wpływu na teraźniejsze wydarzenia. Alvaro jest szczęśliwy z kobietą swojego życia."
Co na to Marco i Maria? Jedyną osobą z ich otoczenia, która zabrała głos w ten sprawie, jest Igor Asensio. Starszy brat nie podziela jednak zdania Susany Martin.
"Mój brat grał ostrożnie ze względu na kontuzję z której dopiero co się wykaraskał. Jestem pod wrażeniem jego cierpliwości oraz opanowania. Nie dał się sprowokować, a jedynie zmobilizował się do strzelenia ważnej bramki, którą od paru tygodni planował zadedykować Marii. Obydwoje są szczęśliwi i nie interesuje ich w jakim kontekście pisze o nich prasa."
Maria nie była ulubienicą rodziny Moraty, za to z pewnością podbiła serca najbliższych Asensio. Wraz z ojcem i bratem Marco, udała się do Holandii, aby wspierać swojego ukochanego i poznać krewnych ze strony matki. Reporter Real Madryt TV zdołał uchwycić chwilę gdy Asensio z dumą przedstawiał babci swoją ukochaną. Dowiedzieliśmy się, że Ana Willemsen jest zachwycona Marią. Marco dostał zgodę od Florentino Pereza, na spędzenie z rodziną dodatkowego dnia. Oczywiście z Pombito u swojego boku.



Westchnęłam ciężko, chowając telefon do kieszeni. Na głowę zarzuciłam kaptur od bluzy, czując chłodne powietrze owiewające moją szyję. Po obiedzie potrzebowałam chwili samotności, więc wymknęłam się z domu wprost na pomost. Usiadłam na samym jego kraju, spoglądając na wodę.
Nie rozumiałam postępowania Susany Martin. Skoro tak bardzo przeszkadzała jej moja osoba, dlaczego na każdym kroku wbijała szpilkę w moje życie? Skoro tak bardzo zachwycona była osobą Alice, dlaczego starała się to na każdym kroku udowodnić? Nie byłam naiwna. Wypowiedziała się z premedytacją, aby odwrócić od Alvaro podejrzenia o zazdrość. Znów cała wina spadała na mnie.
- Przeziębisz się. - usłyszałam za sobą głos Asensio. Po chwili siedział obok mnie, przyglądając się uważnie mojemu profilowi. - Igor powiedział mi o artykule. Czytałaś go, prawda? - spytał, na co kiwnęłam niemrawo głową. - Nie masz powodu do żadnego przygnębienia. Mądrzy ludzie zrozumieją, że to z rodziną Moraty jest coś nie tak, a nie z Tobą.
- Mam już tego dość Marco. Tego porównywania mnie na każdym kroku do niej i robienia ze mnie tej gorszej. To on mnie zdradził, nie ja jego. Czasami żałuję, że nie powiedziałam tego głośno i wyraźnie, ale ...
- Ale nie jesteś nią. - przerwał mi.
- Wcześniej tego nie odczuwałam, ale odkąd zgodziłam się na układ Pereza, mam wrażenie jakbym wsadziła kij w mrowisko. Na prawdę tak bardzo zależy im na idealnym wizerunku? - spojrzałam na niego z desperacją. - Gdybym była zakochana, to nie robiłabym z tego takiego cyrku. Nie próbowałabym udowodnić ludziom, że nie widzę świata po za swoim ukochanym. Wszystkie ważne momenty zachowałabym dla siebie. Nawet jeśli bylibyśmy razem na prawdę, co w czym oni widzą problem?
- Przyćmiliśmy ich. Presi miał rację.
- Ale nie robimy nic szczególnego.
- Może właśnie w tym tkwi cały sens? Żadnemu z nas nie zależy na popularności. Nie pchamy się na siłę na pierwsze okładki gazet. Nie powtarzamy "do porzygu" o tym, jacy jesteśmy szczęśliwi. Po prostu skupiamy się na swoich pasjach i obydwoje ciężko pracujemy na to, co posiadamy. Nikt nigdy nie dał nam nic za darmo.
- Nie wyskakujemy ludziom z lodówek. - mruknęłam.
- Dokładnie. Na prawdę chcesz zostać dziennikarką?
- Tak. Zawsze interesowałam się modą i chcę o niej pisać. Jednak młode osoby nie mają szans na pracę w wielkich magazynach typu Vogue czy ELLE. Do tego potrzeba doświadczenia w tej branży i zabłyśnięcia. Stąd pomysł z prowadzeniem bloga i publikowaniem swoich "outfitów". Szczerze mówiąc, jestem zaskoczona swoim sukcesem.
- Babcia jest zachwycona Twoją zaradnością. - uśmiechnął się. - Zauważyła Twoje przygnębienie i zapytała mnie czy to z powodu Walentynek. - spojrzałam na niego zaskoczona, nie rozumiejąc o czym mówi. - Dzisiaj jest Dzień Zakochanych, więc zapytała czy dałem Ci prezent. Sądziła, że z powodu mojego gapiostwa jesteś nieszczęśliwa.
- Nie uznaję tego święta. Jest śmieszne.
- Wytłumacz to staruszce stojącej za firanką.
- Obserwuje nas? - wydukałam.
- Mówiłem Ci już, że to stara manipulantka. - parsknął śmiechem. - Jakby coś, to zabieram Cię na romantyczną kolację w Madrycie. Ale muszę Cię chociaż objąć, bo  zacznie coś podejrzewać. - poczułam jego ramię oplatające moją sylwetkę. Przyjemne ciepło spowodowało, że przysunęłam się do niego bliżej. - Ej, nie jestem prywatnym grzejnikiem zmarzniętych przyszłych dziennikarek. - rzucił rozbawiony. - Powinnaś wejść do domu.
- Tu mi dobrze. I jest bardzo ładnie.
- To prawda. - omiótł spojrzeniem cały ogród oraz staw. - Boże, daj mi cierpliwość do tej kobiety. - jęknął po chwili. - Stoi w oknie i gestykuluje w moją stronę. Miałaś rację. Liczy na to, że za dziewięć miesięcy urodzisz jej prawnuczkę. Dobrze, że nie miałem przy sobie gumek bo by je poprzebijała. - dodał. Wybuch mojego śmiechu było prawdopodobnie słychać w całym Amsterdamie.
- Mówiłeś, że wolisz bez. - zachichotałam.
- Ale ona o tym wiedzieć nie musi. - mruknął.
- Pocałuj mnie.
- Słucham?
- Po prostu mnie pocałuj. Liczy na to, inaczej nie odejdzie od okna. - zauważyłam. Marco przez chwilę przyglądał mi się uważnie, po czym jego twarz zbliżyła się do mojej. Poczułam jego oddech na swoim policzku, a następnie na ustach. Musnął swoimi moje własne, aby  po chwili złożyć na nich pocałunek. Oddałam pieszczotę, czując przyjemność związaną z tym doznaniem. Jakby jego usta były właśnie po to stworzone. Marco pogłębił pocałunek, a ja pogładziłam jego zarośnięty policzek. Nasze języki znalazły do siebie drogę, wywołując znajomy gorąc na moim ciele. Nie wiem ile trwała ta chwila. Minutę, dwie, a może i cały kwadrans? Prawdą było, że dzięki temu zapomniałam o całym świecie.

*

Teneryfa

Z szerokim uśmiechem wystawiłam twarz do słońca. Po chłodnym i deszczowym Amsterdamie oraz wcale nie lepszym Madrycie, ciepła pogoda była dla mnie niczym lekarstwo na depresję. Potrzebowałam witaminy D niczym tonący tlenu. W takich chwilach jak ta, kochałam swoją pracę jeszcze bardziej. O ile było to możliwe.
W sierpniu ubiegłego roku dostałam propozycję od HOLA España na niezaprezentowanie pięciu najciekawszych outfitów na jesień 2018. Moje propozycje tak spodobały się młodym kobietom, że poproszono mnie o dalszą współpracę. Mimo, że do wiosny pozostawał cały miesiąc, ludzie myślami byli już na wakacjach. Kobiety w ekspresowym tempie chciały zrzucić zbędne kilogramy i zaopatrzyć swój bagaż w najciekawsze stylizacje. A jeśli chodzi o najgorętszą porę roku, największym zainteresowaniem cieszyły się stroje kąpielowe.
- Oddaj mi swój tyłek. - mruknęła Mary, mocząc nogi w basenie. Zaśmiałam się rozbawiona jej słowami, po czym ochlapałam ją wodą. Mój fotograf Alex pogroził mi palcem, więc posłusznie skupiłam się na obiektywie. Nie mieliśmy całego dnia, a przede mną jeszcze prezentacja czterech strojów. - Cycki też, jeśli możesz.
- Jesteś ładniejsza. - zauważyłam.
- Phi! Chcę Twój tyłek!
- Jej tyłek należy do Asensio. - mruknął Alex.
- Mój tyłek należy tylko i wyłącznie do mnie. - podkreśliłam dobitnie, po czym wytknęłam mu język. W tym samym momencie telefon, który leżał na stoliku obok basenu, dał o sobie znać. Mary zerknęła na wyświetlacz, informując o dobijającym się do mnie Santim. Wyciągnęłam dłoń po moją własność. - Słucham?
- Jak sesja?
- Cześć Santi. Ciebie również miło słyszeć. U nas pogoda jest genialna, a jak w Madrycie? - zironizowałam. Lubiłam swojego agenta, ale czasami był aż zbyt bezpośredni. - Oczywiście że nam dobrze idzie. Przygotowywałam się do tego od kilku tygodni. Jedno ze zdjęć pojawi się na okładce, więc traktuje to nad wyraz poważnie.
- Cieszę się. - odchrząknął.
- Coś się stało?
- Dzwonię w związku z castingiem Intimissimi na który zdecydowałaś się wybrać. - zaczął tajemniczo. Oparłam się o brzeg basenu, cierpliwie czekając na dalszą część. - Wiesz, że to włoska marka, prawda?
- Oczywiście, że tak. Nie rozumiem jednak ...
- Alice Campello zaczęła z nimi współpracę. - przerwał mi. Pomiędzy nami zapadła cisza. Zaskoczyła mnie ta informacja. Porównywanie nas do siebie nie wzięło się jedynie z powodu relacji z Moratą. Obydwie pracowałyśmy w tej samej branży. Jednak w przeciwieństwie do mnie, Alice nigdy nie była twarzą żadnej marki. - Jest jeszcze coś. Jej agent zgłosił się do HOLA España.
- Powiedz, że żartujesz. - prychnęłam.
- Odmówili im. Ten magazyn ma swoje zasady i współpracuje jedynie z Hiszpankami. Uznałem jednak, że wolałabyś o tym wiedzieć.
- Potwierdziłeś moją obecność na castingu? - spytałam, lecz na szczęście Santi zaprzeczył. - Więc nie rób tego. Po prostu zignorujmy to zaproszenie. Niestety nie będzie im zaznać uczucia satysfakcji.


- Nie wierzę w zbiegi okoliczności. - mruknęła Mary popijając Margaritę. Zgodnie stwierdziłyśmy, że po pracowitym dniu zasługujemy na drinka. Usiadłyśmy więc ramię w ramię nad brzegiem hotelowego basenu, mocząc bose stopy we wodzie. - Odebrała Ci Alvaro. Nie jest to dla niej wystarczające?
- Wszystko się zmieniło odkąd zgodziliśmy się z Marco na to całe przedstawienie. - westchnęłam ciężko. - Florentino Perez miał rację. Tracą medialny grunt pod nogami. Ale trzeba spojrzeć prawdzie prosto w oczy. Alice jest ode mnie szczuplejsza i wyższa. Idealna do promowania bielizny. - mruknęłam upijając łyk Margarity.
- Od kiedy promowanie anoreksji jest w modzie?
- Od bardzo dawna. - zironizowałam. - Zresztą, mniejsza z tym. - machnęłam ręką. - Mamy ważniejsze tematy do omówienia. Na przykład to, co robił Angel w Twoim mieszkaniu. - spojrzałam na nią pełnym aluzji wzrokiem. Gwałtownie poczerwieniała. - Jaka była umowa?
- Angel nie jest taki! - oburzyła się.
- A jaki jest?
- On jest ... inny. - mruknęła, spuszczając speszony wzrok na wodę. - Czuję się dziwnie w jego towarzystwie. Tracę całą pewność siebie gdy na mnie patrzy. Ten jego uśmiech! - jęknęła. - Po meczu zaczęliśmy ze sobą pisać. Z początku to było zwykłe przekomarzanie się, ale w pewnym momencie zaprosił mnie na kawę. Skończyło się na wspólnym oglądaniu meczu w moim mieszkaniu. Ale tylko na tym!
- Podoba Ci się, prawda?
- To źle?
- Oczywiście, że nie. - pacnęłam ją żartobliwie w nosek. - Cieszę się, że dotrzymałaś danego mi słowa i nie poszłaś na całość na pierwszej randce. A skoro Angel zachował się jak na porządnego faceta przystało, to znaczy że rzeczywiście jest o wiele więcej wart niż Twoje wcześniejsze obiekty westchnień. - zauważyłam, na co Mary energicznie pokiwała głową. - Przynajmniej mamy jakiś pozytyw tej całej szopki.
- Przecież wszystko idzie zgodnie z planem.
- I oby obyło się bez komplikacji.

***

Z okazji gorącego dnia ^^ dla Marco.