sobota, 27 lipca 2019

16. Kochasz go?

Mówią iż zakupy to domena kobiet. Osobiście nie uważałam się za zakupoholiczkę, jednak skłamałabym mówiąc, że buszowanie po wieszakach nie sprawia mi radości. Szukałam unikatów, czegoś, co wpadnie mi w oko. Uwielbiałam bawić się modą. Już jako mała dziewczynka projektowałam sukienki dla lalek oraz organizowałam amatorskie pokazy mody z ubrań mojej matki. O dziwo, nigdy nie była na mnie zła z tego powodu. Dość często powtarzała, że pobudza to moją kreatywność.
Moda do dziś była dla mnie zabawą i eksperymentem. Starałam się, aby styl zawsze podkreślał moją osobowość. Dziecięcą radość sprawiały mi wszelkie komplementy. Dzięki ciężkiej pracy połączyłam moje hobby i pracę w jedno. Sprawiało mi to przyjemność, co było nagrodą za wszystkie wylane łzy.
Na początku kwietnia czekała mnie sesja zdjęciowa dla marki Mim Shoes, której zostałam oficjalną twarzą. Chociaż dokładniej rzecz ujmując, moje nogi były jej pierwszoplanową postacią. Było to dla mnie nowym i ciekawym doświadczeniem. Kompletnie nie czułam zmęczenia gdy wychodziłam ze studia. Dlatego też postanowiłam, iż odwiedzę Centrum Handlowe.
Mary wyjechała na kilka dni na Majorkę, aby spędzisz czas z Angelem. Ich związek stał się oficjalny, co nie umknęło uwadze mediów. Zaczęto łączyć fakty i zastanawiać się kto kogo "zeswatał". Osobiście cieszyłam się szczęściem mojej przyjaciółki. Lubiłam Angela i tak jak mówił Marco, był najbardziej ogarnięty z całej piątki.
Wchodziłam do moich ulubionych butików, starając się nie za bardzo rzucać w oczy. W skupieniu przeglądałam wieszaki, w głowie analizując z czym mogłabym połączyć poszczególne części garderoby. Nie byłam obładowana torbami, aczkolwiek nie wychodziłam z pustymi rękoma. W pewnej chwili miałam wrażenie, że znajoma sylwetka mignęła mi w tłumie. Westchnęłam ciężko i powróciłam do oglądania nowej kolekcji. Nie minęła minuta gdy mój telefon dał o sobie znać. Niechętnie wyciągnęłam go z torby. Na widok znajomego ciągu cyfr poczułam zimno na karku.
- Czego chcesz? - syknęłam.
- Nadal masz mój numer telefonu.
- I kto to mówi? - zironizowałam. Niepewnie rozejrzałam się wokół w poszukiwaniu męskiej sylwetki. Wcale mi się nie wydawało. Był tutaj na prawdę, a co gorsza, również mnie dostrzegł. Nie rozumiałam jednak w co on pogrywał. - Nie łatwo zapomnieć numer, który niegdyś znało się na pamięć.
- To prawda.
- Czego chcesz Alvaro?
- Chcę porozmawiać. Poświęć mi pięć minut.
- Ty chyba żartujesz. - zaśmiałam się nerwowo.
- Maria, proszę Cię. Muszę z Tobą porozmawiać zanim ... pamiętasz knajpę mojego kuzyna? - przerwał gwałtownie. - Tą niedaleko starego stadionu Atletico? Trwa tam remont, ale będziemy mogli w spokoju porozmawiać. Nikt nam nie przeszkodzi i nikt nas nie zauważy. To nie jest pułapka.
- Mam Ci zaufać po tym wszystkim? - prychnęłam.
- Nie ruszymy dalej jeśli nie przeprowadzimy tej rozmowy. Będę na Ciebie czekać. - rozłączył się.
Stałam przez chwilę w miejscu, spoglądając na telefon w mojej dłoni. Nie wiedziałam co robić. Z jednej strony chciałam tej rozmowy. Nigdy tak na prawdę nie zamknęliśmy wspólnego rozdziału. Jednak z drugiej strony nie miałam tej pewności, czy aby na pewno nie jest to pułapka. Morata i jego najbliżsi za bardzo zaszli mi za skórę, aby komukolwiek z nich zaufać.
Musiałam jednak zaryzykować. Dla mojego życia z którym powinnam ruszyć na przód. Obiecałam sobie, że po zakończeniu układu z Marco wyjadę na wymarzone wakacje, aby odciąć się od tego wszystkiego. Oczami wyobraźni widziałam Azję, którą od zawsze chciałam odwiedzić. A potem wrócę i z wysoko podniesioną głową rozpocznę nowy rozdział w moim życiu, w którym nie będzie piłkarzy oraz tej idiotycznej medialnej rywalizacji. Musiałam być silna i zdusić w sobie ból, który pojawiał się na samą myśl o tym wszystkim.
Dla ostrożności zaparkowałam dwie ulice dalej. Miałam wrażenie, że wszyscy się na mnie patrzą, co oczywiście było absurdem. Ruszyłam w stronę znajomego miejsca, uważnie rozglądając się wokół. Zawahałam się przed samymi drzwiami, lecz po chwili pchnęłam je z odwagą. Wokół na podłodze walały się puszki z farbą, a stoły i krzesła okryte były białymi płótnami. Na barowym krześle siedział Alvaro Morata we własnej osobie, bawiąc się telefonem.
- Przyszłaś.
- Wyłącz telefon i mów co masz mi do powiedzenia.
- Aż tak mi nie ufasz? Myślisz, że Cię nagrywam? - prychnął nerwowo. Założyłam ręce na piersi, oczekując iż spełni moją prośbę. Zrobił to, aczkolwiek niechętnie. - Zadowolona?
- Wybacz, ale nie ufam Ci. I tak na prawdę wcale Cię nie znam. Nie wiem czy byłam zaślepiona miłością do Ciebie czy może zmieniłeś się z czasem, ale faktem jest że stałeś się dla mnie obcą osobą. A to, że jestem co rusz atakowana przez Twoich najbliższych, wcale nie działa na Twoją korzyść.
- Zakazałem im insynuacji pod Twoich adresem.
- Czyli zdawałeś sobie z tego sprawę przez ostatni czas? - zaśmiałam się nerwowo. - Dlaczego nagle teraz? Co się zmieniło Alvaro? Zrozumieliście, że jedynie się ośmieszanie, czy jest drugie dno tego wszystkiego?
- Nie ma drugiego dna. Możesz w to uwierzyć bądź nie, ale nadal jesteś dla mnie ważną osobą. - uniosłam wzrok pełen politowania ku górze. - Po prostu pogubiliśmy się w tym wszyscy. Wiesz jaka jest moja matka ...
- Twoja matka? - prychnęłam. - Wierzy Ci we wszystko! To Ty zrzuciłeś całą winę za nasze rozstanie na mnie! Nie mogliśmy się po prostu rozejść jak normalni ludzie? Musiałeś mnie zdradzać, a potem twierdzić, że to przez mój brak wsparcia? Przecież odpychałeś mnie za każdym razem gdy chciałam Ci pomóc! Rozumiem, że się zakochałeś. Że ona była na miejscu. Ale istnieją jakieś granice godności.
- Sama zaczęłaś porównywać Marco do mnie. - zarzucił mi.
- A wiesz dlaczego? - spojrzałam wprost w jego oczy. - Bo mam dość odgrywania ofiary! Nie mam sobie nic do zarzucenia! Już wystarczająco długo ja i moi najbliżsi znosiliśmy wasze insynuacje pod moim adresem. Skończyło się, rozumiesz? Po za tym, nie powiedziałam nic, co nie byłoby prawdą.
- Poczułaś się pewniej przy Asensio? - przymrużył wściekle swoje oczy. - Myślisz, że masz wparcie ludzi bo was uwielbiają, więc będziesz opowiadać ...
- To o to chodzi! - przerwałam mu. - Przestraszyłeś się mojego ostatniego wywiadu i boisz się, że będą kolejne. To dlatego zabroniłeś mówić wszystkim o mnie! Nie chcesz mnie prowokować i stąd ta rozmowa! Co się z Tobą do cholery jasnej stało!? - nie wytrzymałam i zaczęłam na niego wrzeszczeć.
- Może nigdy mnie nie znałaś. - odpowiedział z goryczą w głosie.
- Znałam Alvaro Moratę, któremu sodówka nie uderzyła do głowy. Liczył się dla Ciebie Real Madryt, Twoi przyjaciele, rodzina ... nie bycie w centrum medialnego zainteresowania za wszelką cenę. Co się z Tobą stało? - pokręciłam bezsilnie głową.
- Kochasz go? - zapytał niespodziewanie.
- Słucham?
- Pytam, czy kochasz Marco. - spojrzał wprost w moje oczy.
- A co to ma do rzeczy? - zaśmiałam się nerwowo.
- Bo chcę mieć pewność, że na prawdę jesteś szczęśliwa. Że kochasz i jesteś kochana. Że on dba o Ciebie i jesteś dla niego najważniejsza. Maria, ja muszę to wiedzieć! 
- Kocham. - odchrząknęłam.
- Więc możesz już iść. - odwrócił się ode mnie, po czym podszedł do okna. Przez chwilę wpatrywałam się w jego plecy, nie bardzo rozumiejąc co się przed chwilą wydarzyło. Chciał, abym zaprzeczyła. Byłam tego pewna. Przez kilka sekund był dawnym Alvaro, w którego spojrzeniu można było dostrzec szczerość i niewinność. Zniknął, wraz z moją odpowiedzą. 

*

- Przepraszamy.
- Nie jesteśmy jakimiś zboczeńcami! Po prostu tak nam się weszło ... po za tym byłaś pod pościelą!
- Nie pomagasz Berto!
- To Twoje słowa!
- Oni chcieli powiedzieć, że jest nam okropnie wstyd za ten poranny incydent. Nic nas nie usprawiedliwia, ale byłoby miło gdybyś nam wybaczyła. Przysięgam na własny honor, że niczego nie widzieliśmy.
- Ty masz honor Javi?
- Berto!
- Może po prostu wstaniecie z tych kolan? To wcale nie jest potrzebne. - odchrząknęłam nerwowo. Marco poprosił, abym popołudniu przyjechała do jego domu. W holu natknęłam się na klęczących młodych mężczyzn z bukietami kwiatów w dłoniach. Rozbawiony Asensio znajdował się za nimi, nonszalancko oparty o ścianę. - Po prostu zapomnijmy o tym całym incydencie.
- To po co kupowałem kwiaty?
- Berto!
- Są piękne. - zaśmiałam się pod nosem.
- Widzisz głąbie? Kobietom daje się kwiaty, bo je uwielbiają. Naucz się tego, a może wreszcie znajdziesz tą jedyną. - jeden z chłopaków podniósł się z kolan i stanął na przeciwko mnie. - Jestem Javi. I jeszcze raz przepraszam.
- Dziękuję. - wzięłam od niego pierwszy bukiet.
- A ja jestem Brandon!
- Marco dużo o was mówił. - zauważyłam. Cała trójka zerknęła niepewnie w stronę Asensio. - Oczywiście w samym superlatywach. - zastrzegłam rozbawiona. Dobrze, że było ich tylko trzech, bo w innym przypadku nie pomieściłabym w rękach czwartego bukietu. - Skoro uparliście się na kwiaty to wystarczyłby tylko jeden.
- Powiedzmy, że nie mogliśmy się zdecydować.
- Znając życie pokłóciliście się w kwiaciarni. - odezwał się do tej pory milczący Marco. - Daj, pomogę Ci. - wziął ode mnie dwie wiązanki, po czym skinął w stronę kuchni. Jego przyjaciele udali się do salonu, gdzie najprawdopodobniej stoczyli bój o PlayStation. Wywnioskowałam to z ich krzyków. - Nie mam żadnych wazonów. Co może je zastąpić?
- Masz trzy miniaturki pucharów Ligi Mistrzów.
- Serio?
- Żartuje. - zaśmiałam się. - Nie zbezczeszczałabym ich za nic w świecie, więc może być jakiś garnek. O ile coś takiego posiadasz. - otworzyłam górną szafkę stając lekko na palcach. - Marco! - pisnęłam czując jego ręce oplatające mnie w pasie. Ustami zaczął oznaczać moją szyję i ramię. - Twoi przyjaciele są za ścianą.
- Niestety. - puścił mnie niechętnie. - Jak minął dzień?
- Muszę Ci o czymś powiedzieć. - westchnęłam ciężko. Marco zerknął na mnie uważnie znad ekspresu. - Rozmawiałam dzisiaj z Moratą. - brzdęk spadającej łyżeczki rozległ się po całej kuchni. Wyraz twarzy Asensio momentalnie się zmienił. Stał się nagle stanowczy i podejrzliwy. - Myślałam, że dzięki tej rozmowie zamknę pewien etap mojego życia. A okazało się, że spanikował z powodu mojego wywiadu. Mogę mieć jedynie pewność, że jego najbliżsi przestaną o mnie dyskutować. Boją się, że sprowokują mnie tym do dalszych wypowiedzi.
- Skontaktował się z Tobą?
- Można powiedzieć, że wpadliśmy na siebie w Centrum Handlowym. - oparłam się o szafkę obok niego i opowiedziałam wszystko. Dosłownie wszystko. Podświadomie nie chciałam mieć przed nim tajemnic, szczególnie jeśli chodziło o sprawę z Moratą. Podzieliłam się z nim nawet przemyśleniami dotyczącymi ostatniego pytania. Choć tak na prawdę nadal nie wiedziałam co Alvaro chciał tym osiągnąć.
- Pamiętasz jak Ci mówiłem, że zachowuje się on jak pies ogrodnika?
- To by oznaczało, że nadal mnie kocha. Co jest kompletną bzdurą. - podałam mu filiżanki, które zalał świeżą kawą. - Albo zrobił to z premedytacją, abym tak sądziła. Tylko nie rozumiem jednego. Dlaczego?
- Teoria Mary o jego wybujałym ego wydaje się być co raz bardziej prawdopodobna. Jak widać i ja go tak na prawdę nie poznałem. Pogrywa w jakąś chorą grę. Nie spotykaj się z nim więcej, bo mam wrażenie że chce zasiać w Tobie wątpliwości. Chyba że ... będziesz ze mną szczera? - położył dłonie na moim biodrach i spojrzał prosto w oczy. - Czujesz coś jeszcze do niego?
- Marco, już raz odpowiedziałam Ci na to pytanie. Nie, nie kocham go. Jego widok nie wywołuje we mnie żadnych emocji. Dzisiaj przekonałam się, że Alvaro Morata to jedynie moja przeszłość. Nie mam zamiaru więcej z nim rozmawiać.
- Marco, oddajesz mi wygraną walkowerem?! - zawołał Javi.
- Twoje niedoczekanie!
- Ktoś musi się zająć damą!
- O co chodzi?
- Cóż, za każdym razem gdy przyjeżdżają, toczymy ze sobą batalię. Znaczy, rozgrywamy turniej piłkarski. I teraz jakby jest moja kolej, abym zmierzyć się z Javim. - Marco podrapał się nerwowo po karku.
- Dzieciaczki. - uśmiechnęłam się słodko.

*

W towarzystwie Marco i jego przyjaciół spędziłam udane popołudnie. Fakt, że rozgrywali pomiędzy sobą turniej, wcale nie doprowadzał mnie do nudy. Wprost przeciwnie. Berto, mimo specyficznego charakteru, okazał się być jaskinią wiedzy dotyczącej kompromitujących momentów z życia Asensio. Biedny Marco przegrał w swoim pojedynku z Javim, ponieważ co jakiś czas musiał rzucać w "kapusia" poduszkami.
Z kolei Brandon był mistrzem gotowania czegoś z niczego. Prawdopodobnie dzięki niemu cała piątka nie padła nigdy z głodu. Chciałam mu nawet pomóc, jednak jak na prawdziwego dżentelmena przystało, pozwolił mi jedynie patrzeć. W końcu byłam gościem!
Nasz poranny incydent stał się jedynie zabawną anegdotą. Z szerokim uśmiechem postawiłam trzy piękne bukiety na komodzie. To było bardzo miłe z ich strony, aczkolwiek Marco miał na to nie mały wpływ.
Do kieliszka nalałam czerwonego wina, czując iż potrzebuje tego po ciężkim dniu. Ułożyłam się wygodnie na kanapie, włączając ulubioną playlistę. Po salonie rozbrzmiały jej pierwsze takty. Westchnęłam błogo. Uwielbiałam takie leniwe i pełne relaksu wieczory. Czasami pobycie z samym sobą było niczym błogosławieństwo. Szczególnie gdy Twoje życie przypomina bieganinę.
Leniwie przesuwałam palcem po moim Iphonie, przeglądając media społecznościowe oraz czytając wiadomości z całego dnia. Z uśmiechem spojrzałam na opublikowane przez Mary zdjęcie. Przedstawiało ono ją samą w towarzystwie Angela. Wyglądali razem idealnie i właśnie taki komentarz zostawiłam.
W pewnej chwili otrzymałam powiadomienie od jednego z fanów Moraty. Irytowali mnie ludzie, którzy oznaczali mnie na zdjęciach Alice bądź odwrotnie. Nie rozumiałam tego. Dlaczego ktoś tracił swój cenny czas na porównywanie nas, skoro nigdy z nami nie rozmawiał i tak na prawdę nie znał? Westchnęłam ciężko i z nudów zaglądnęłam w owy post. Był nim krótki filmik, więc bez zastanowienia go włączyłam.
Scena, jakby w teatrze, a na nim Alvaro z Alice. Prowadzący coś do nich mówił, a ludzie siedzący na sali w skupieniu przyglądali się całemu przedstawieniu. Z boku wisiał wielki szyld "Magic Show". W pewnej chwili mężczyzna chwycił Alice za ręce i odwrócił tyłem do Moraty. Przez kilka sekund mówił coś o wyborze kart. Nagle Alvaro uklęknął na jedno kolano, a prowadzący wskazał go blondynce. Wstrzymałam oddech, nie wierząc w to co widzę. Dopiero teraz dostrzegłam komentarze pełne gratulacji oraz życzeń na nowej drodze życia. Oświadczyny? Na scenie w teatrze? Przed publicznością? Po tym jak ...

Bo chcę mieć pewność, że na prawdę jesteś szczęśliwa. Że kochasz i jesteś kochana. Że on dba o Ciebie i jesteś dla niego najważniejsza. Maria, ja muszę to wiedzieć!

- W co Ty pogrywasz Alvaro? - szepnęłam.

***

Jaka jest przyczyna dziwnego zachowania Alvaro? ^^ Zaznaczam iż we oświadczyny na prawdę miały miejsce, także to akurat nie moja wyobraźnia.

Publikuję rozdział po dość pechowym jak i dobijającym dla Marco tygodniu, w którym zerwał więzadła krzyżowe, czyli doznał najgorszej z możliwych kontuzji dla piłkarza. Jak widać życie pisze scenariusze, które są zdecydowanie gorsze od moich "wypocin".


niedziela, 21 lipca 2019

15. Przysięgam.

Guillermo Fernandez Cortes pojawił się na świecie. Dumny tatuś ogłosił to światu publikując zdjęcie z niemowlakiem w ramionach. Z szerokim uśmiechem pisałam gratulacje dla Nacho i Marii siedząc w taksówce. Odnotowałam iż muszę kupić prezent dla nowego członka ich rodziny i odwiedzić w najbardziej odpowiednim czasie.
Podziękowałam kierowcy za pomoc z walizką, po czym opłaciłam przejazd z lotniska pod moją kamienicę, zostawiając skromny napiwek. Westchnęłam ciężko spoglądając na budynek. Powrót do szarej rzeczywistości czas zacząć. W progu minęłam sąsiadkę, która obrzuciła mnie krytycznym spojrzeniem. Starsza kobieta mruknęła pod nosem o zakazie trzaskania drzwiami, po czym dumnie odeszła w sobie znaną stronę.
Nie lubiłam korzystania z wind z powodu lekkiej klaustrofobii, dlatego postanowiłam wciągnąć swoje bagaże po schodach. Mieszkałam na czwartym piętrze, co dość szybko dało mi w kość. Przez pobyt na Kubie zaniedbałam wszelkie wysiłki fizyczne, dlatego lekki trening był mi w tym momencie jedynie na rękę.
- Zostaw. Pomogę Ci. - usłyszałam gdy byłam na półpiętrze. Zaskoczona zadarłam głowę ku górze, dostrzegając Marco we własnej osobie. Zerwał się ze schodów na których siedział, aby w kilka sekund pojawić się obok mnie.
- Co Ty tu robisz? - wydukałam idąc w ślad za nim i moją walizką. Bez słowa postawił ją przed drzwiami i spojrzał na mnie z niepewną miną.
- Przepraszam. Przesadziłem.
- Nie musisz. Miałeś prawo do swoich słów, a ja nie powinnam robić Ci scen. - odchrząknęłam przekręcając klucze w zamku. Marco jedynie ciężko westchnął i przypatrywał się moim poczynaniom, co doprowadzało mnie do lekkiej dekoncentracji. - Jak było w Maroku? - zapytałam wchodząc do mieszkania.
- To co powiedziałem na koniec ... - wszedł za mną i zamknął drzwi. - ... byłem wściekły na to, że uwierzyłaś Sandrze. Nie spałem z nią i nie potrafię powiedzieć Ci skąd wie o bliźnie. Taka jest prawda, ale zrozumiem jeśli w to nie uwierzysz.
- Wierzę. - szepnęłam. - Wiem kiedy kłamiesz.
- Wiesz? - wydukał zaskoczony.
- Nie potrafisz spojrzeć prosto w oczy. Uciekasz wzrokiem na wszystkie strony. Śmiejesz się nerwowo. - odłożyłam klucze na komodę. - Ciągniemy to od dwóch miesięcy, więc zdążyłam Cię poznać.
- Więc uwierzysz mi, że nie pojechałem do Maroka na podryw?
- A nie pojechałeś? - spojrzałam na niego uważnie.
- Nie. - wyznał, na co poczułam jak przysłowiowy kamień spada z mojego serca. Wiedziałam, że mówi prawdę. - Powiedziałem to pod wpływem nerwów. Byłem wściekły, że Sandra znów miesza się w moje życie. To prawda, nie byłem z Tobą do końca szczery. Ale to wcale nie jest tak, że chodziłem tam, aby co noc przelecieć inną dziewczynę. To był jeden jedyny raz. Zaraz po moim zerwaniu z Mariną. Carla była jedną z hostess. Nie będę się usprawiedliwiał, potrzebowałem wówczas ... sam nie wiem jak to nazwać. Nic jej nie obiecywałem, zresztą chyba jej na tym nie zależało. Miało to pozostać pomiędzy nami, ale okazało się, że pochwaliła się koleżankom.
- Myślisz, że to od niej Sandra wie o bliźnie?
- Nie wiem. Na prawdę nie wiem. To możliwe. - westchnął. - Sandra obsługiwała nasz stolik w listopadzie. Ewidentnie chciała, abym zwrócił na nią swoją uwagę. Nauczyłem się ignorować takie zachowania, ale ona była natarczywa. W końcu poprosiłem właściciela, aby przydzielił nam inną hostessę. Nie chciałem ujawniać powodu, bo mimo wszystko nie chcę, aby ktoś stracił przeze mnie pracę. Była wściekła. To wtedy informacje o moim przebywaniu w Soho wyszły na światło dzienne. To prawda, chodziłem z chłopakami na imprezy. Ale robiłem to w wolne wieczory. Nigdy przed czy po meczu. Piłem drinka bądź dwa, albo wcale. Nigdy nie przyszedłem skacowany na trening. Przysięgam.
- Pan Perez zna całą prawdę?
- Tak. Sam do niego przyszedłem gdy pojawiły się pierwsze artykuły. Powiedział, że nie zabrania nam wychodzenia na miasto, o ile potrafimy się pilnować. Miałem się skupić na leczeniu kontuzji i tak też było. Ostatni raz byłem w Soho na początku roku. Chciałem porozmawiać z Sandrą, ale nic do niej nie docierało. Parę dni później wszyscy mogli przeczytać, że jesteśmy w związku. Wtedy Presi przedstawił mi swój plan.
- Teraz rozumiem. Tak na prawdę chciał pozbyć się Sandry.
- Nie doceniliśmy jej. Może i straciła zainteresowanie mediów, ale nie przeszkodziło jej to w konfrontacji z Tobą. Gdybym wiedział że się tam wybieracie, to zrobiłbym wszystko, aby odwieść was od tego pomysłu. Nie ufam jej, nie wiem do czego jest zdolna. Szlag mnie trafia na samą myśl, że odważyła się do Ciebie podejść! A jeśli coś by Ci zrobiła? Nie darowałbym sobie tego!
- Spokojnie. - podeszłam do niego i położyłam dłoń na ramieniu. - Zobaczyła mnie i wykorzystała okazję. Nie sądzę, aby odważyła się zrobić coś więcej. Nie wydaje się być aż tak pewna siebie. Zresztą, nie mam zamiaru przekraczać próg Soho. I najlepiej by było gdybyście z chłopakami znaleźli dla siebie inne miejsce.
- To na pewno.
- Przepraszam Cię Marco. - szepnęłam patrząc mu w oczy.
- Wierzysz mi. To jest o wiele lepsze niż przeprosiny. - uśmiechnął się. - Przychodząc tutaj, sądziłem że zrzucisz mnie ze schodów. I wcale nie miałbym Ci tego za złe. Po prostu zapamiętaj jedną rzecz. Nigdy nie zrobię czegoś, co mogłoby Ci zaszkodzić. Jesteśmy w tym razem.
- Długo tu siedziałeś?
- Ponad dwie godziny. - wzruszył ramionami. - Muszę ostrzec mojego przyjaciela, że lepiej z Mary nie zadzierać. Najpierw nie chciała mi powiedzieć o której wracacie, a potem podała mi zbyt wczesną godzinę. Zrozumiałem, że to rodzaj jej zemsty. Moje mięśnie trochę to odczuły, ale zasłużyłem.
- To znaczy? - zaniepokoiłam się.
- Muszę rozruszać mięśnie karku. To wszystko.
- Może ja je rozmasuję?
- O nie, nie. Wierzę w Twoje sprawne ręce, ale nie ufam swoim. - mruknął. Zmarszczyłam czoło, nie bardzo rozumiejąc o czym mówi. - Maria, po prostu ... nie dotykaj mnie bez potrzeby, dobrze? Jestem tylko facetem, a Ty niesamowicie seksowną kobietą. Nie sądziłem, że będzie to aż tak trudne. Szczególnie po nocy w moim domu. Nie chcę więcej usłyszeć że ...
- Marco, ja nie żałuję tamtej nocy. - przerwałam mu. - Źle zrozumiałeś moje słowa podczas kłótni. Obydwoje jesteśmy dorośli i to była nasza wspólna decyzja. Masz rację, od tamtej pory każdy nasz dotyk wywołuje jakąś iskrę, a może to po prostu skutek naszego niesamowicie udanego zbliżenia. Boże, brzmi to trochę jak fabuła tego idiotycznego filmu Sex Story. - wywróciłam oczami.
- Teraz wiem, że miał w sobie odrobinę sensu.
- Seks przyjaciół bez zobowiązań?
- Nie mów tego takim tonem jakbyś coś mi proponowała, bo nie tylko mój kark będzie nadawał się do rozmasowania. - oznajmił, na co parsknęłam głośnym śmiechem. - Twoje sukienki podkreślające pośladki też mogłyby ze mną współpracować. - poskarżył się.
- Nie podobają Ci się? - uniosłam brew ku górze. Marco uniósł oczy ku górze, a ja bez zastanowienia rozsunęłam zamek. Jego usta się uchyliły gdy zostałam w samej bieliźnie. Nie wiedziałam co się ze mną działo, ale z każdą chwilą podobało mi się to co raz bardziej. Podeszłam do niego patrząc prosto w ciemne oczy. Doskonale wiedziałam, że czuje to samo co ja. Dłoń położyłam na jego klacie, aby zjechać nią powoli w dół. Usta Marco uchyliły się jeszcze bardziej. - Rzeczywiście potrzebujesz masażu. - szepnęłam pocierając dłonią jego wypukłość.
- Potrzebuje Ciebie. Pode mną. Wijącą się w ekstazie. Z moim imieniem na ustach. - muskał moje wargi własnymi. Po chwili jednak wpił się w nie pełnym pasji pocałunkiem. Jęknęłam przytrzymując się jego karku. Bez zbędnego wysiłku uniósł moje ciało, a kroki skierował w stronę sypialni gdzie postawił mnie przy łóżku. Wykorzystałam okazję, aby pomóc mu w pozbyciu się koszulki oraz spodni. Opadłam plecami na posłanie. Jego usta zaczęły wędrówkę po moim rozgrzanym do granic możliwości ciele. Zacisnęłam dłonie w piąstki, czując że dotarł do najwrażliwszej strefy. Za nic nie mogłam opanować westchnień pełnych rozkoszy, a gdy poczułam go w sobie, straciłam kontakt ze wszystkim wokół. Był tylko Marco, jego usta i przyjemność, którą dzięki niemu zaznawałam. Nigdy wcześniej nie zaznałam aż tak intensywnego finału. Miałam ochotę na przemian śmiać się i płakać z powodu tego cudownego uczucia.
Opadliśmy obok siebie, próbując unormować nasze przyspieszone oddechy. W tym momencie nie chciałam myśleć o błędach, przekraczaniu pewnych granic czy o późniejszych wyrzutach sumienia. Chciałam żyć chwilą i nie wychodzić swoimi myślami po za ściany tej sypialni. W końcu nie robiliśmy nic złego. Ja byłam sama, Marco również. Nikogo nie zdradzaliśmy. Dla całego świata byliśmy parą i może właśnie to miało wpływ na nasze czyny. Czy za bardzo wczuliśmy się w nasze role? Nie potrafiłam odpowiedzieć na to pytanie. Już bardzo dawno temu pogubiłam się w swoim życiu.
- Maria? - Marco położył dłoń na moim brzuchu, delikatnie go muskając. - Jesteś pewna, że chcesz takiej relacji? Wiesz, że nie zrobię niczego wbrew Tobie. - zaznaczył. Pewnie pokiwałam głową, czując ogarniające mnie podekscytowanie.
- Zostaniesz dzisiaj ze mną? - szepnęłam.
- Zostanę. - przygarnął mnie do siebie. Ułożyłam głowę na jego torsie, czując jak gładzi moje nagie ramię. Przymknęłam powieki czerpiąc przyjemną błogość z tej chwili. Nie wiem ile minęło czas. Godzina? Dwie? Może więcej? Dopiero dzwonek do drzwi spowodował iż poderwałam głowę. - Spodziewasz się kogoś?
- Nic mi o tym nie wiadomo. - dość niechętnie opuściłam łóżko. Zarzuciłam na siebie satynowy szlafrok, po czym skierowałam swoje kroki do drzwi wejściowych. Bezszelestnie zerknęłam przez wizjer. Widząc znajomą postać po drugiej stronie, poczułam jak ogarnia mnie przeraźliwe zimno. Spodziewałabym się wszystkich. Dosłownie wszystkich! Ale nie mojego ojca! Zawróciłam spanikowana do sypialni. - Marco, musisz się ukryć! Boże, nie sądziłam że kiedykolwiek to powiem!
- Co się stało? - założył na siebie bokserki.
- To mój ojciec! - odsunęłam swoją szafę, szukając w niej miejsca dla Asensio. - Nie może Cię zobaczyć, a przecież muszę go wpuścić! - natarczywy dźwięk dzwonka wywoływał we mnie co raz większą panikę.
- Chcesz żeby zaczął z Tobą normalnie rozmawiać? - spytał, na co pokiwałam energicznie głową. - To daj mi stanąć z nim twarzą w twarz.
- Oszalałeś? - prychnęłam.
- Przyszedł tu w jednym celu. Chce się upewnić, że planujesz zakończyć nasz układ na dniach. A skoro tego nie zrobisz, wyjdzie stąd jeszcze bardziej wściekły. - zauważył kierując się w stronę drzwi. Rzuciłam się w jego stronę, chcąc powstrzymać przed rychłą śmiercią. - Powiemy mu, że na prawdę jesteśmy razem i da Ci spokój. - chwycił za klamkę. Przepadło. Można by rzec "klamka zapadła". Z przerażeniem wpatrywałam się w czerwoną ze złości twarz ojca.
- Dzień dobry panie Pombo.
- Co Ty tu robisz? - wysyczał. - Co się tu dzieje?!
- Tato, to nie jest tak ...
- Proszę wejść do środka. Wszystko panu wytłumaczę. - poprosił Marco ze stoickim spokojem. - Chyba nie chcemy, aby sąsiedzi mieli przedstawienie. Ani mi, ani Marii to nie pomoże. Wprost przeciwnie.
- Widzę, że się tu zadomowiłeś. - ojciec zmierzył go morderczym wzrokiem, lecz posłusznie wszedł do środka. Stanął na środku salonu z założonymi rękoma. Pod wpływem jego wzroku spuściłam speszona głowę. Miałam na sobie tylko szlafrok, a Marco świecił swoją nagą klatką piersiową. Mój ojciec nie był głupi i doskonale zrozumiał co robiliśmy. Nie sądziłam, że kiedykolwiek spotka mnie tak niezręczna sytuacja.
- Niech pan doceni fakt, że nie schowałem się w szafie.
- Tak Ci jest do śmiechu?
- Nie, szczególnie widząc jej przerażoną twarz. - skinął w moją stronę. - Niech pan posłucha. Doskonale wiem jak to wszystko wygląda. Na pana miejscu zapewne zareagowałbym tak samo. Ale ... sprawy się skomplikowały. Nie mogłem przewidzieć tego, że w pewnym momencie świata nie będę widzieć po za pańską córką.
- Chcesz mi powiedzieć, że ją kochasz? - prychnął.
- Dziwi mi się pan? Obydwaj doskonale wiemy jaką cudowną osobą jest. Kto jak kto, ale pan powinien najlepiej wiedzieć, że trudno jej nie pokochać. - dodał. Poczułam się dziwnie po tych słowach. Spojrzałam niepewnie na mojego ojca, który odchrząknął nerwowo, zaskoczony tym wyznaniem. - Może nasza historia nie zaczęła się tak, jakby pan tego oczekiwał, ale miłość zazwyczaj przychodzi niespodziewanie.
- Cóż ... Maria, to prawda?
- Tak. - szepnęłam.
- Dlaczego mi nie powiedziałaś?
- Bo wtedy ... to było ... niepewne. Przepraszam.
- To prawda, nadal nie podoba mi się ten wasz cały układ. Tak się po prostu nie robi. Ale skoro ma takie skutki ... nie mnie to oceniać. - westchnął. Powinnam poczuć ulgę, ale tak się nie stało. Znów go perfidnie oszukałam. - Przynajmniej miałeś odwagę stanąć ze mną twarzą w twarz. Choćby i w takim wydaniu. Tamten szczur nawet drzwi mi nie otworzył.
- Słucham? - wydukałam. - O kim Ty mówisz?
- O Moracie. Czekałem cierpliwie aż wróci do Madrytu. Złożyłem mu wizytę chcąc powiedzieć co o nim sądzę. Tchórz nie otworzył mi drzwi, ale doskonale wiedziałem że jest po drugiej stronie. - nie wiedziałam nawet jak skomentować te rewelacje. Nie miałam o niczym pojęcia. - Weź sobie to do serca Marco. Jeśli ją skrzywdzisz, nie daruję Ci tego. - zagroził.
- Rozumiem.
- Tato, może napijesz się kawy?
- Z chęcią porozmawiałbym z Twoim chłopakiem. Skoro mam ku temu okazję. - zerknął na niego uważnie. Marco skinął głową, po czym wrócił do sypialni, aby się ubrać. Bez słowa załączyłam ekspres i wyciągnęłam filiżanki. - Córeczko? - poczułam dłoń na ramieniu. - Bardzo Cię przepraszam za tamte słowa. Poniosło mnie. Martwię się o Ciebie i jestem wyczulony na wszystko.
- Już nie jesteś na mnie zły? - spytałam niepewnie.
- Nie jestem. Powiedziałem, że się do Ciebie nie odezwę, ale jak widzisz pierwszy nie wytrzymałem i przyjechałem do Madrytu. - westchnął. Z uśmiechem wtuliłam się w jego ramiona. - Bolą mnie oszczerstwa pod Twoim adresem. Taka osoba jak Ty na to nie zasługuje.
Taka osoba jak ja. Sama już nie wiedziałam kim jestem. Oszukiwałam rodziców, rodzinę oraz bliskich mi ludzi. Wszystko dla dobra iluzji, którą stworzyłam wraz z Marco i Florentino Perezem. Każdy postawiony przeze mnie krok był niczym budowanie zamku z kart. Z obawą oczekiwałam lekkiego podmuchu, który mógł to wszystko zniszczyć.


*

- Ciebie również miło widzieć Mary. - zanuciłam zaraz po tym gdy moja przyjaciółka wpadła niczym strzała do mojego mieszkania. Zamknęłam drzwi, które kilka sekund wcześniej przed nią otworzyłam, po czym skierowałam się w ślad za nią do salonu. - Stęskniłaś się?
- Był tutaj? Przeprosił Cię? Wybaczyłaś mu?
- Powoli. - jęknęłam.
- Chodzi mi o Marco!
- Doskonale wiem kogo masz na myśli. - wyciągnęłam sok z lodówki, po czym rozlałam go do dwóch szklanek. Mary usiadła na krześle barowym, przyglądając się mi z nieukrywaną ciekawością. - Czekał na mnie pod drzwiami. Wyjaśniliśmy sobie wszystko. Okazuje się, że zareagowałam zbyt nerwowo.
- Należało mu się. Powinien być z Tobą szczery.
- To już bez znaczenia.
- Wiesz, rozmawiałam z Angelem. - upiła łyk soku. Na samo wspomnienie o najlepszym przyjacielu Marco jej policzki uroczo się zarumieniły. - Powiedział mi, że Marco nie mógł sobie znaleźć miejsca w Maroku. Chodził jak struty i cały czas na nich warczał. - zachichotała. - Podobno bardzo irytowały go nasze zdjęcia z Kuby.
- Niby dlaczego? - usiadłam na przeciwko niej.
- Zżerały go wyrzuty sumienia. Skontaktował się ze mną gdy byłyśmy jeszcze w Ameryce Południowej. Pytał kiedy wracamy i o której zastanie Cię w Madrycie. Oczywiście udawałam twardą i chciałam, żeby trochę się pomęczył. - oznajmiła dumnie, na co sama pokręciłam z rozbawieniem głową. - Faceci są skomplikowani, ale bez nich byłoby nudno.
- Angel wrócił na Majorkę?
- Jeszcze nie. - uśmiechnęła się pod nosem.
- Szczerzysz się jak mysz do sera. Gadaj!
- Jest cudowny! - rozanielona ułożyła głowę na blacie. - We wszystkim. Dosłownie we wszystkim. - podkreśliła. Zmarszczyłam czoło, myśląc intensywnie nad jej słowami. Dopiero jej wzrok pełen aluzji podziałał na moje szare komórki. - Koniec z absencją! Nie mogłam się powstrzymać. Zresztą ... on chyba też.
- I tak długo wytrzymaliście. - zachichotałam.
- Z nikim nie było mi tak dobrze. To chyba miłość.
- Co ma miłość do ... zresztą nie ważne. - wzięłam nasze szklanki, po czym zaczęłam opłukiwać pod kranem. Zawsze wiedziałam iż Mary lubi wyolbrzymiać różne rzeczy, szczególnie te dotyczące związków, jednak tym razem dziwne uczucie ogarnęło moją duszę. Mimowolnie porównałam relacje Mary i Angela do mojej i Marco, co było kompletnym absurdem.



***

 I co teraz? ^^ 


niedziela, 14 lipca 2019

14. Nie musimy kogoś kochać, aby obawiać się, że go stracimy.

Wszechobecna salsa, zabytkowe auta na ulicach, opary słodkiego drinka Cuba Libre oraz zapach cygar Montecristo. Hawana. Gorąca stolica Kuby. Kolorowe i podniszczone budynki, nadające temu miastu swój własny i niepowtarzalny charakter. W hotelu ostrzeżono nas, abyśmy uważały na swoje głowy gdy będziemy przechadzać się pomiędzy ciasnymi uliczkami. Podobno co rusz jakaś cegłówka bądź kawałek tynku lądowały na chodniku. Ale dzięki moim wyjazdom nauczyłam się dość ważnej rzeczy. Jeśli chcesz poczuć prawdziwy klimat miasta oraz wyczuć bijące w nim serce, powinnaś udać się do najstarszej jego części. Bez względu na to czy jest to niebezpieczne czy też nie.
Spacer po La Habana Vieja można było śmiało porównać do podróży w czasie. "Stara Hawana" zachwycała swą kolonialną architekturą, od której nie można było oderwać oczu. Na każdym kroku można było tu wpaść na rodowitych Kubańczyków, którzy z nieodłącznymi cygarami w ustach przyglądali się turystom. Dość chętnie pozowali do zdjęć, oczywiście za drobną opłatą.
Szeroki uśmiech oraz błyszczące oczy Marty były dowodem na to, iż właśnie spełniło się jej największe marzenie. Kuba zawsze była miejscem jej przeznaczenia. Nie bez powodu wybrała to miasto na swoją ostatnią podróż jako panna. Byłam szczęśliwa mogąc być przy niej w takim momencie.
Przechadzając się przez stary bazar wdychałam zapach świeżych warzyw i owoców, którego nie można było poczuć w supermarketach. Marta i jej przyjaciółki wariowały w rytm salsy, którą pogrywał zespół starszych Kubańczyków, ku uciesze turytów. Pokręciłam rozbawiona głową na widok Mary, okręcanej wokół własnej osi przez jednego z mężczyzn.
- Czemu mam wrażenie, że nie masz humoru? - zagadnęła Lucia gdy płaciłam za smakowicie wyglądająca pomarańczę. - Uśmiechasz się i śmiejesz, ale dostrzegam w tym lekki dystans. Coś się stało, prawda?
- Aż tak to widać? - westchnęłam ciężko, na co siostra pokiwała głową. - Miałam zamiar totalnie się zrelaksować i odciąć od Madrytu, ale jak widać bezskutecznie. - usiadłam na murku i zaczęłam obierać owoc. - Wdepnęłam w niezłe bagno. Marco wcale nie jest taki święty jak przedstawiał go Florentino Perez. Tylko czekać, aż popełni jakiś błąd i wszystko wyjdzie na jaw.
- Wasz układ?
- To że pojechał do Maroka na podryw. - mruknęłam.
- Brzmisz jakbyś była zazdrosna.
- Nie jestem zazdrosna! - zdenerwowałam się. - Po prostu jestem wściekła! Oszukali mnie obaj! Było mi go żal, a on zaliczał panienkę za panienką! Pieprzony gwiazdor! Okazuje się, że jest gorszy od Alvaro! - z impetem wrzuciłam skórkę z pomarańczy do kosza.
- Powiedział Ci o tym? - usiadła obok mnie.
- Nie zaprzeczył. A potem sam przyznał, że jedzie do Maroka żeby się zabawić. Biedactwo nie może iść do Soho, więc woli wyjechać z kraju! - zironizowałam. - Tylko czekać, aż ktoś zrobi mu zdjęcie w towarzystwie jakiejś laski. Wyjdę na totalne pośmiewisko!
- Przestań panikować! - zrugała mnie. - Trudno, stało się. Ale skoro do dzisiaj nic nie wypłynęło, to znaczy że potrafi się z tym kryć. Macie tylko układ i tego się trzymaj. Chyba że jest jeszcze coś. - wbiła we mnie stanowcze spojrzenie. Spuściłam głowę totalnie się poddając. - Powiedz mi, że Ty i on nie ... Maria!
- To był tylko seks.
- Czy Ty się słyszysz?! To był największy błąd jaki mogłaś popełnić! Wystarczy, że raz pójdziecie do łóżka i wszystko się zmienia! Popatrz jak Cię teraz nosi, bo cały czas myślisz co on tam wyprawia!
- Mam to gdzieś!
- Czyżby?
- Tak! - zerwałam się na równe nogi. - Mam tak samo prawo do dobrej zabawy jak i on! Udowodnię wam to wszystkim!


mariapombo: Half of my heart is in Havana 🔥

*

Santa María del Mar była to najpopularniejsza plaża na całej Kubie. Marta wprost nie wyobrażała sobie swojego "tygodnia panieńskiego" bez imprezy w tak urokliwym miejscu. "Beach Party" - oznajmił nam młody Kubańczyk, gdy wysiadłyśmy z zamówionych taksówek. Moja siostra do szczęścia nie potrzebowała nic więcej. Z piskiem radości rzuciła się ku złocistemu piaskowi.
Już w oddali można było dostrzec kolorowe światła i ozdoby. W tle leciała popularna muzyka z domieszką tradycyjnych rytmów salsy. Nogi wręcz same rwały się do tańca. Za punkt honoru obrałam sobie dobrą zabawę! Dość z rozmyślaniem o niedojrzałym dzieciaku, który mnie oszukał.
- Z kim rozmawiałaś? - zwróciłam się do Mary, która przez chwilę szła kilka kroków za nami, z telefonem przy uchu. - Jaka była umowa, Fernandez? Miałyśmy się z nimi nie kontaktować.
- To nie Angel. - wywróciła oczami. - Nie rozmawiałam z nim od paru dni. Widać zbyt dobrze się bawi, aby napisać chociażby jedną wiadomość. - mruknęła. Momentalnie ogarnęła mnie złość na owych przedstawicieli płci męskiej. Zepsutego humoru Mary im nie daruję! - Widziałaś ich zdjęcia? Porozbierani niczym greccy Bogowie.
- Niech sobie ten dzieciak robi co chce.
- A mi się wydaje że ...
- Rozmawiałyśmy już o tym. - przerwałam jej. Nie miałam zamiaru drugi raz wysłuchiwać podejrzeń Mary co do niewinności Marco. Był oszustem i babiarzem. Sypiał z Sandrą, naobiecywał jej złotych gór, a teraz dziwi się że dziewczyna ma na jego punkcie obsesje. Był ofiarą niesprawiedliwych mediów? Też mi coś! - Koniec tematu Asensio. Idziemy wypić Cuba Libre, a potem widzę Cię na parkiecie maleńka. To panieński wyjazd mojej siostry, więc ma być najlepszy z najlepszych!
- Aż się boję co się będzie działo na Twoim. - zachichotała.
- Obiecuję Ci, iż będziemy noszone na rękach przez super przystojnych i super umięśnionych niewolników niczym Kleopatra. - puściłam jej oczko. Głośny wybuch śmiechu Mary można było zapewne usłyszeć w Hiszpanii. - Módl się tylko, aby mój potencjalny narzeczony miał w sobie coś o wiele więcej. Wypadałoby do niego wrócić.
Chwyciłam Mary za nadgarstek pociągając do pozostałych dziewcząt. Po chwili wzniosłyśmy pierwszy toast za Martę. Rum z Coca Colą nie wydawał się być czymś specjalnym, lecz tutaj, na Kubie, potocznie znany jako Cuba Libre, miał swój specyficzny i niepowtarzalny smak. I był mocny. Bardzo mocny. Nie od dzisiaj wiadomo, że rum był trunkiem piratów, rabusiów i innych drani, czyli po prostu facetów z głową do picia. Zrozumiałam to dopiero wtedy, gdy udało mi się złapać powietrze. Impreza z każdą chwilą rozkręcała się co raz bardziej. Z podziwem spoglądałam na kubańskie pary wirujące w rytmie salsy. Dwie lewe nogi to zbyt mało powiedziane gdybym chciała porównać z nimi swoje umiejętności taneczne. W pewnej chwili stwierdziłam, że nie będę im zawadzać na parkiecie i po prostu usiadłam przy barze.
- Poproszę Margaritę. - rzuciłam przez ramię, nie mogąc oderwać zaczarowanego wzroku od tańczących par. Dopiero rozbawione chrząknięcie zmusiło mnie do odwrócenia głowy. Z uwagą spojrzałam na uśmiechniętego barmana. - Coś nie tak?
- Byłoby miło gdyby panienka uraczyła mnie spojrzeniem gdy składa zamówienie. - odparł zabierając się za mojego drinka. Moje policzki zalała fala zawstydzenia w postaci irytujących rumieńców.
- Przepraszam, po prostu ...
- W porządku. Rozumiem. - postawił przede mną trunek. - Nie jest panienka pierwszą, którą oczarowali. - skinął głową w stronę parkietu. - Kradną mi całe show. Może i nie tańczę jak oni, ale potrafię w spektakularny sposób przyrządzać drinki. - podrzucił szklankę, która okręciła się wokół własnej osi, po czym chwycił ją drugą ręką i nalał alkohol.
- Robi wrażenie. - przyznałam.
- Tylko tyle? - uniósł zabawnie brew ku górze.
- Powiedzmy, że nie jest to moja pierwsza wizyta przy barze. - zaśmiałam się. Przystojny barman chwycił się za serce z teatralną rozpaczą wymalowaną na twarzy. - Ale jesteś jednym z najlepszych.
- Bardzo panienka jest miła.
- Jestem Maria. - wyciągnęłam ku niemu dłoń. Irytowały mnie słowa "pani" czy "panienka" oraz wywyższanie mojej osoby przez moich rówieśników. Tym bardziej iż ów barman wyglądał na starszego ode mnie o dobre pięć lat.
- Pablo.
- Nie jesteś stąd prawda?
- Inny akcent? - błysnął zębami, na co kiwnęłam twierdząco głową. - Jestem Kolumbijczykiem. Przyjechałem tutaj, aby odnaleźć siebie. Albo swoje przeznaczenie. - dodał tajemniczo.
Pablo okazał się być bardzo interesujących rozmówcom. Przy barze spędziłam większość czasu, nie mogąc oderwać się od dyskusji z nim na wiele tematów. Dowiedziałam się iż zjeździł praktycznie całą Amerykę Południową, jednak jak dotąd nie znalazł miejsca swojego przeznaczenia.

Mówią, że dom to nie budynek, a ramiona miłości Twojego życia. Człowiek opleciony nimi czuje spokój i bezpieczeństwo. Wie wówczas iż jest we właściwym dla siebie miejscu. Że odnalazł to, czego całe życie szukał.

Rozmyślałam nad jego słowami szykując się kolejnego wieczoru do wyjścia. Zapytałam Pablo o najlepszym klub w mieście i dość błyskawicznie otrzymałam odpowiedź. El Gato Tuerto może nie był najpopularniejszym wyborem przez turystów, ale dzięki temu można było wtopić się w tłum Kubańczyków. Chłopak sam wyznał, że jest tam częstym gościem i zapoznał się z właścicielem.
- Maria, co Ty właściwie wiesz o tym Pablo? - Mary oparła się o ścianę obok lustra przed którym tuszowałam swoje rzęsy. - Oczywiście oprócz tego, że jest bardzo przystojny i dobrze zbudowany. Skąd pewność, że nie jest to typowy wakacyjny podrywacz, który wyhacza turystki?
- Te słowa brzmią znajomo. - zaśmiałam się pod nosem.
- Więc mogłabyś się do nich dostosować, skoro jesteś ich autorką. - mruknęła obrażona. Westchnęłam ciężko odkładając tusz do rzęs. - Rozumiem, że jesteś wściekła na Marco. Ale łamiesz własne zasady dla dziecinnej zemsty. Skoro uważasz Asensio za babiarza, który pojechał do Maroka na łowy, to sądzisz że Twój wyskok w jakikolwiek sposób go ruszy?
- Oszalałyście wszystkie. - jęknęłam, wznosząc oczy ku niebu. - Nie jestem zazdrosna o Marco, a tym bardziej nie mam zamiaru wskakiwać z tego powodu do łóżka Pablo. Po prostu miło nam się rozmawiało i obiecałam wypić z nim drinka. To wszystko, więc przestańcie panikować. W przeciwieństwie do Asensio, potrafię się pilnować.

Pierwsze co ujrzałam po przekroczeniu progu klubu to gęsto zadymiona sala. Tu niestety nie obowiązywał zakaz palenia papierosów. Miałam wrażenie że w ciągu kilku sekund cała przesiąknęłam tym okropnym odorem. Wraz z dziewczynami przedzierałyśmy się przez tłum ludzi do zarezerwowanego specjalnie dla nas stolika. Stało się to dzięki znajomościom Pablo, który stwierdził że to dla niego żaden problem.
- To klub żywcem wyciągnięty z Dirty Dancing 2! - zachwycona Marta nie wiedziała gdzie oczy podziać. - A co drugi Kubańczyk to sobowtór głównego bohatera Diego!
- Wychodzisz za mąż. - przypomniała jej Lucia.
- Ale żaden z nich nie dorasta mojemu Luisowi do pięt. - zironizowała przyszła panna młoda, uśmiechając się słodko do najstarszej z nas. - Jak zawsze nie dałaś mi dokończyć.
- Jestem Twoim głosem rozsądku.
- Witam piękne panie. - nad nami wyrósł Pablo z szerokim uśmiechem. Jego wzrok został wbity w moją osobę. - Mam nadzieję, że stolik przypadł wam do gustu. Poprosiłem Pedro, aby odpowiednio się wami zajął.
- Boję zapytać w jakim sensie. - rzuciła jedna z dziewczyn. Na całe szczęście chłopak zdołał odejść, a słowa Natalii zatuszowała głośna muzyka. Po chwili na jego miejscu stanął kelner pytając o nasze alkoholowe preferencje.
Dzisiejszego wieczoru postawiłyśmy na Tequilę, która na niektóre z dziewcząt zadziałała zbyt onieśmielająco. Doradzanie Marcie oraz szczegóły z ich życia intymnego nie były tym, co chciałyby usłyszeć moje uszy. Mary chichrała się pod nosem i co rusz przeglądała Instagram w poszukiwaniu śladu obecności Angela. Nie mogłam wtrącać się w jej życie miłosne, jednak obawiałam się jej złamanego serca. Miałam nadzieję, że przyjaciel Marco nie było taki sam jak on.
- Mogę? - przed moim nosem wylądowała dłoń Pablo. Kiwnęłam z uśmiechem głową, po czym udałam się z nim na parkiet. Może i Kolumbijczyk nie był aż tak wybitnym tancerzem jak Kubańska para na plaży, ale też nie stawał na palcach od moich stóp. Zdecydowanie poprawił mój humor, który od kilku dni nie należał do najlepszych. Po powrocie do Madrytu miałam zamiar porozmawiać z panem Perezem, ale z drugiej strony nie miałam tej pewności, czy i on nie został oszukany. - Ziemia do Marii. - zaśmiał się Pablo gdy wykończeniu usiedliśmy przy barze.
- Przepraszam. Zamyśliłam się.
- Zauważyłem tą przypadłość po raz kolejny. Albo jesteś amatorską myślicielką albo masz jakiś problem. - przechylił zabawnie głowę i spojrzał wprost w moje oczy. - Najlepiej wygadać się nieznajomemu. Nie będę Cię oceniał.
- Pablo, czy można być zazdrosnym o kogoś kogo się nie kocha? - spytałam niepewnie. - To znaczy, nie wiem czy to jest zazdrość. Raczej frustracja, złość ... nie ma mowy o  głębszych uczuciach.
- Nie musimy kogoś kochać, aby obawiać się że go stracimy.
- To jest raczej nieuniknione.
- Więc stąd ta frustracja, prawda? Ta osoba stała się dla Ciebie ważna i sama myśl o jej utracie wzbudza w Tobie negatywne emocje. Boisz się, że te odczucia nie są odwzajemnione. Irytuje Cię to, że masz związane ręce i nie możesz nic z tym zrobić.
- Jestem tylko osłoną dymną.
- Jesteś tego pewna?
- Po naszej ostatniej rozmowie, a raczej kłótni? I po tym, czego się dowiedziałam? Tak, jestem tego pewna. Najśmieszniejsze w tym wszystkim jest to, że nie mogę powiedzieć tego, iż mnie nie szanuje. Myślałam że ... że jesteśmy przyjaciółmi. A raczej dobrymi kumplami. Ale oszukiwał mnie przez cały czas.
- Może miał powód?
- Miał. Obawiał się, że mu nie pomogę.
- To poważny argument. Potrzebował Twojej pomocy, bo sam nie mógł sobie poradzić z zaistniałą sytuacją. Czasami jesteśmy w sytuacji bez wyjścia. Nie wszystkim jest łatwo wyznać prawdę, przez co lista ich kłamstw się wydłuża. Rozumiem, że wysłuchałaś jego wyjaśnień?
- Wszystkiemu zaprzeczył. - prychnęłam.
- I nie wyjaśnił niczego?
- To znaczy ... chciał, ale ... pokłóciliśmy się. - Pablo uniósł brwi ku górze. - Byłam wściekła! Myślałam, że znam jego wersję wydarzeń, a okazało się że to było jedno wielkie kłamstwo. Opowiedziałaby mi kolejną bajeczkę!
- Albo prawdę.
- Tego nie wiesz!
- Ty też nie.
- Bronisz go!
- Staram się być obiektywny. Nie wysłuchałaś go, więc nie wiesz czy nie istnieje inny powód, dla którego Cię oszukał. Powiedziałaś że macie dobre relacje, a on sam Cię szanuje. Może bał się, że zmienisz o nim zdanie? Maria, dowiedziałaś się czegoś co spowodowało Twoją wściekłość. Ale mimo to, nadal nie chcesz go stracić. Zależy Ci na nim mimo tej całej złości.
- Może rzeczywiście za bardzo na niego naskoczyłam. - przyznałam szczerze, bawiąc się papierową serwetką. - Nie miałam prawa robić mu scen.
- Maria, przeraziło Cię to, że nie jest taką osobą za jaką go miałaś. - dotknął delikatnie mojej dłoni. - Ale najważniejsze jest to, jaki jest w Twoim towarzystwie. Jak się wówczas zachowuje.

Zawsze jest sobą. Bez względu na to czy jest wśród rodziny, przyjaciół czy swoich fanów. To zawsze ten sam chłopak.

Słowa, wypowiedziane przeze mnie podczas wywiadu, niespodziewanie pojawiły się w mojej głowie. Nie były one starannie zaplanowane, a spontaniczne. To była moja pierwsza myśl o Marco. Nie mógł być aż tak wyrafinowany. Po prostu nie mógł!

***

Dzisiaj wakacyjno - przerywnikowo :) 

piątek, 5 lipca 2019

13. Blizna na plecach.

"Maria Pombo przerywa milczenie : Zarzucono mi to, co nie było prawdą! Teraz jestem szczęśliwa z kimś, kto szanuje moją pracę i niezależność."

W piątkowy wieczór na Puerta del Sol oficjalnie przedstawiono nową kolekcję biżuterii Agatha Paris, której twarzą została słynna Pombito. Pokaz okazał się być ogromnym sukcesem, czego dowodem była liczna frekwencja i same pozytywne opinie. Pośród tłumu nie zabrakło znanych twarzy, w tym Alice Campello, której obecność była największym zaskoczeniem. Nie przeszkodziło to jednak Marii błyszczeć. Pombito nazwała współpracę z Agatha Paris "cudowną i niezapomnianą przygodą", wychwalając pracę Carloty Fernandez, głównej projektantki. Jednak to nie jej pochlebne opinie znalazły się na głównych stronach gazet. Znana z chronienia swojej prywatności, dyplomatycznie odpowiadała na pytania dotyczące jej związku z Marco Asensio, nie potrafiąc jednak ukryć blasku zakochanej kobiety. Nieoczekiwanie jednak przyznała, że w przeszłości została postawiona w złym świetle przez media, które zarzuciły jej coś, co nie było zgodne z prawdą. Większość twierdzi, że to była aluzja dotycząca jej trzyletniego związku z Alvaro Moratą. To właśnie Marii zarzucono winę z powodu ich rozstania, a najbliżsi piłkarza Rojiblanco jasno dawali do zrozumienia w swoich słowach, że nie wsparła go ona odpowiednio. Czy aby na pewno?
"Na ten moment jestem szczęśliwa z kimś, kto szanuje moją pracę i niezależność. W związku nie ma miejsca dla egoistów." Związek Alvaro Moraty i Marii Pombo został wystawiony na próbę, gdy piłkarz wyjechał do Włoch. Pombito została w Madrycie, gdzie jej praca i kariera z dnia na dzień zaczęły się rozwijać. Znajdowała jednak ona czas, aby odwiedzać swojego ukochanego w Italii. "Czasami trzeba wysłuchać obydwóch stron, zanim kogokolwiek się oceni" skomentowała Maria Fernandez, najbliższa przyjaciółka Pombo.
"Nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło" to ostatnie słowa Pombito podczas wywiadu. Nie da się ukryć, że to w Marco Asensio znalazła ona idealnego partnera. Z jej wypowiedzi wynika, iż piłkarz Los Blancos rozumie jej potrzeby i szanuje niezależność. Co więcej, może on liczyć na jej ogromne wsparcie. Podczas gdy kibice sądzili, iż kolejny raz Maria nie wspiera odpowiednio swojego ukochanego, ona była już w drodze, aby jak najszybciej się przy nim znaleźć.


*


Girls' Night 💥


Najpopularniejszy klub nocny w Madrycie nazywał się "Soho". Nie łatwo było dostać się do jego wnętrza. Większość ludzi na darmo stało w długich kolejkach, zazdrośnie spoglądać na VIP-y, które bez problemu przekraczały próg. Jeszcze parę lat temu sama znajdowałam się pośród nich, klnąc na ludzką niesprawiedliwość. Znienawidziłam takie miejsca do szpiku kości, a jednak nie mogłam zignorować zaproszenia, który podarował mi Santi.
Moje siostry były zachwycone wypadem do klubu. Były moim warunkiem, który postawiłam mojemu agentowi. Albo one idą ze mną, albo zostaję w domu. Jutrzejszego dnia wracały do Santander, więc chciałam nacieszyć się nimi do woli. Z niecierpliwością oczekiwałam naszego wyjazdu na Kubę, aby świętować ostatnie chwile Marty w roli niezamężnej panny.
- Marco się odzywał? - zagadnęła Mary, gdy moje siostry udały się do łazienki. Pokręciłam przecząco głową, upijając łyk Pina Colady. - Nie sądzę, aby to miało związek z Twoim wywiadem. W końcu przedstawiłaś go w samych superlatywach, a po za tym, taka była umowa. Perez tego od was oczekiwał. - dodała.
- Czuję się z tym fatalnie. - mruknęłam.
- Oh, przestań! - zdenerwowała się. - Za każdym razem gdy plują Ci w twarz, Ty udajesz że deszcz pada. Dłużej nie mogę tego znieść! Wina zawsze jest pośrodku, choć w waszym przypadku jej większość spoczywa na Alvaro. Zachował się jak dupek! Jestem bardzo dumna z powodu tego wywiadu i Twoich słów. Pokonałaś go jego własną bronią!
- Nie zapominaj, że jest on w tym momencie na zgrupowaniu. Razem z Marco. Co, jeśli doszło pomiędzy nimi do spięcia? Wiesz jaki jest Alvaro ...
- Doskonale wiem jaki jest Alvaro. - zironizowała. - To zapatrzony w siebie egoista z wybujałym ego! Nie wiem kto mu wmówił, że jest na jednym poziomie z Cristiano i Messim, ale wyrządził mu tym ogromną krzywdę. Stawiam na mamusię!
- Żałuję zakazu dotyczącego Twojego pójścia na całość. Od jakiegoś czasu nie miałaś faceta i zaczynasz wariować. - parsknęłam rozbawiona. Moja przyjaciółka zawsze uroczo się wściekała. Mary przymrużyła powieki, posyłając mi mordercze spojrzenie.
- Jesteś cwana bo trzy razy zostałaś zaspokojona.
- Mary!
- O czym rozmawiacie? - przy stoliku pojawiły się moje siostry. Mary uchyliła swoje usta, jednak zdołałam kopnąć ją w kostkę. Oznajmiłam towarzystwu swoje wyjście do łazienki, po czym skierowałam swoje kroki w odpowiednią stronę. Stanęłam przed ogromnym lustrem, przyglądając się swojej twarzy. Wyciągając z torebki puder, usłyszałam za plecami trzask drzwi. Automatycznie uniosłam głowę. W odbiciu lustrzanym dostrzegłam brunetkę, która wydała mi się dziwnie znajoma, a przecież miałam pamięć do twarzy.
- Cóż za spotkanie. - posłała mi pełen ironii uśmiech. Odwróciłam się ku niej zaskoczona. Dopiero teraz dostrzegłam iż ubrana była w identyczną sukienkę jaką miały na sobie inne hostessy w klubie. - Pozwolił Ci przyjść do klubu w którym bardzo dobrze jest znany?
- Przepraszam, ale chyba mnie z kimś mylisz. - odpowiedziałam. Wrzuciłam puder z powrotem do torebki, po czym ruszyłam w stronę wyjścia. Brunetka automatycznie zastąpiła mi drogę. Dzięki temu, zauważyłam plakietę z imieniem "Sandra". - Oh, teraz rozumiem. - westchnęłam ciężko. Miałam "przyjemność" stanąć oko w oko z dziewczyną "o twarzy anioła i słodkim głosie".
- Przyszłaś dowiedzieć się prawdy? - założyła ręce na piersi, spoglądając na mnie z góry. Dosłownie. W końcu była o połowę głowy ode mnie wyższa. - Domyśliłaś się, że Twój idealny Marco wcale nie jest idealny? A może od samego początku o tym wiedziałaś?
- Na prawdę uważasz, że potraktuję Cię jako wiarygodne źródło jakichkolwiek informacji? Po tym, jak utrzymywałaś że jesteście razem, mimo że w tym samym czasie był on ze mną? - uniosłam brew ku górze. Oczywiście, że kłamałam. Musiałam jednak odegrać przed nią swoją rolę. - Trzeba być zdesperowaną osobą bądź mieć niewiarygodne parcie na szkło, aby odstawić taką szopkę.
- Nie kłamałam. Byliśmy razem, a raczej ... dość intensywnie spędzaliśmy wspólnie czas. - podkreśliła. - Nie wiem co Ci naobiecywał, ale prawdopodobnie to samo co innym dziewczynom tutaj. W tym i mnie.
- Nie obchodzi mnie przeszłość Marco.
- Twój facet jest zwykłym dziwkarzem. - syknęła wściekle.
- Tak nisko się oceniasz?
- Uważaj, bo mam dowody na to. - zagroziła. - Nie bez powodu jest to klub dla VIP-ów. Tutaj mogą być spokojni o to, że ich ekscesy nie wyjdą na światło dzienne. Marco i jego ekipa są tu stałymi gości. Właśnie w ten sposób się poznaliśmy. Byłam głupia i naiwna, sądząc że jestem dla niego wyjątkowa. Okazało się, że nie byłam ani pierwsza ani ostatnia.
- Co chcesz zyskać, mówiąc mi o tym wszystkim? - spojrzałam jej stanowczo w oczy. Nie wierzyłam w ani jedno słowo. Jej zachowanie było skandalicznie nie tylko w mediach, ale i w tym momencie. - To bardzo możliwe, że tu przychodził. Pamiętasz, kiedy był tu ostatni raz?
- Wybacz, nie zapisałam. - zironizowała.
- Czyżby? - rozbawiona uniosłam brwi ku górze. - Śledzisz każdy jego krok, a jednak umknęła Ci tak ważna rzecz. Jestem przekonana, że nie było go tu od paru miesięcy. I jestem wręcz pewna, że nie pojawił się tutaj odkąd jesteśmy razem. - mina Sandry była dowodem na to, że miałam rację. - Jakie jeszcze oszczerstwa rzucisz pod jego adresem?
- Ty serio sądzisz, że jest on w Tobie bezgranicznie zakochany i zmienił się na lepsze? Jesteś jeszcze bardziej naiwna ode mnie.
- A jednak to ze mną jest i się tego nie wstydzi. - przesadziłam i doskonale o tym wiedziałam. Jednak chęć usunięcia Sandrze tego ironicznego "uśmieszku" z twarzy była silniejsza od mojej samokontroli. - Posłuchaj, nie chcę zabrzmieć niegrzecznie, ale jeśli nadal będziesz stała mi na drodze to bez zastanowienia udam się do Twojego szefa. Jestem gościem tego klubu, a Ty zachowujesz się w stosunku do mnie skandalicznie. Po za tym, nie chcę słyszeć więcej oszczerstw i insynuacji pod adresem Marco, bo będziemy zmuszeni wejść na drogę prawną. To powoli zamienia się w obsesyjne prześladowanie.
- Blizna na plecach. W kształcie strzałki. - rzuciła zanim opuściłam łazienkę. Mimo narastającej we mnie wściekłości i irytacji, nie zatrzymałam się nawet na pół kroku. Nie zamierzałam dawać jej tej cholernej satysfakcji. Cholera jasna, w co ja się wpakowałam?!

Słońce powoli zaczęło wschodzić za oknem. Wodziłam paznokciami po skórze Marco, wsłuchując się w jego zadowolony pomruk. Leżał na brzuchu, wtulony w poduszkę. Powieki miał przymknięte, ale doskonale wiedziałam, że nie śpi.
- Co to? - wyszeptałam, zakreślając okrąg wokół blizny na jego plecach. - Niech zgadnę, szalone dzieciństwo?
- Mówiłem Ci już, że byłem łobuzem. - kąciki jego ust lekko się uniosły. - Pozostałości po wspinaczce. Przeskoczyło się nie jedno ogrodzenie. Dwie szwy. Mama była przerażona i wściekła zarazem ...
- Wygląda jak strzałka.
- Doktor źle zszył. Przynajmniej ma to ciekawy wygląd.

*

Uwielbiałam podróżować oraz poznawać nowe miejsca. Moja praca otworzyła mi drzwi na świat, sprawiając że uwielbiałam ją z każdym dniem co raz bardziej. Tym razem moim celem była Kuba, gdzie miałam spędzić cały tydzień w towarzystwie wspaniałych kobiet. Tylko my i świetna zabawa! Marta nie bez powodu wybrała akurat to miejsce. Zawsze marzyła o przyjeździe do tego kraju.
Dokładnie sprawdziłam, czy aby na pewno wszystko spakowałam. Zadowolona zasunęłam walizkę, mając najważniejszą rzecz z głowy. Z samego rana czekał mnie długi lot, jednak w takim towarzystwie nie łatwo było o nudę. Potrzebowałam ich wszystkich niczym tlenu. Potrzebowałam oderwać się od Madrytu i od tego całego układu. Potrzebowałam choć na chwilę znów poczuć się sobą. Bez analizowania każdego postawionego przeze mnie kroku.
Sandra zasiała we mnie ziarno niepewności. Do tej pory traktowałam ją jako zdesperowaną materialistkę, która upatrzyła sobie Marco jako trampolinę do sukcesu. Jednak z każdą minutą jej wersja wydawała się być dla mnie dość racjonalna. Czyżby Marco się nią zabawił? Złamał jej serce? To by wyjaśniało jej zachowanie. W końcu każda kobieta reaguje inaczej na porzucenie.
Tak na dobrą sprawę wcale nie znałam Marco. Florentino Perez utrzymywał, iż media piszą bzdury o jego imprezowaniu. Ale przecież w każdej plotce jest ziarenko prawdy. Sandra nie kłamała mówiąc, że ten klub jest stworzony dla sławnych osób. Można było liczyć tam na całkowitą dyskrecję. Wiedziała o jego bliźnie, więc musieli w jakiś sposób się poznać. A to miejsce byłoby ku temu idealne.

"Mój ukochany kapitan ... to był dopiero lovelas! W końcu zirytowany walnąłem pięścią w stół ..." 


" ... pod jednym warunkiem. Miał się ustatkować. Medialnie oczywiście ... "


Co, jeśli nie znałam całej prawdy? Czy pan Perez i Marco zawarli inną umowę za moimi plecami? Czy prezes Realu Madryt nakazał Asensio zaprzestania imprezowania i ustatkowania się? Nasza współpraca była podejrzliwie zbyt idealna. Coś tu zdecydowanie było nie tak.
Podeszłam do drzwi wejściowych, słysząc pukanie kilka sekund wcześniej. Nacisnęłam klamkę i otwarłam je szeroko. Widok Marco był dla mnie totalnym zaskoczeniem. W końcu Reprezentacja miała do rozegrania jeszcze jeden mecz. W Maroku.
- Zwiałeś dzieciaku?
- Stęskniłem się za moją myszką. Czy to nie odpowiedni powód? - błysnął swoimi zębami. Posłałam mu pełne politowania spojrzenie, po czym wpuściłam do środka. - A tak poważnie, to Enrique zwolnił mnie z towarzyskiego meczu. Mam wolny weekend, więc wybiorę się do Maroka prywatnie. Przynajmniej Angel nie będzie tęsknił za Mary, gdy będziecie na Kubie. Będziecie grzeczne, prawda?
- I mówi to osoba, która zorganizowała męski wypad? - prychnęłam. Wyciągnęłam z lodówki wodę i nalałam mu do szklanki. Nawet nie musiałam pytać. Niektóre szczegóły znałam na pamięć. - Właściwie to zaczęłyśmy już wczoraj. Santi załatwił nam wejściówki do Soho. - spojrzałam na niego uważnie.
- Jak było? - odchrząknął odkładając pustą szklankę.
- Pytasz o naszą zabawę czy o informacje, które tam otrzymałam na Twój temat? - założyłam ręce na piersi. Westchnął ciężko i odwrócił twarz w stronę okna. - Nie wierzę. Po prostu nie wierzę. - zaśmiałam się nerwowo. - Jak mogłam dać się w to wciągnąć!
- Maria, to nie tak ...
- Posłuchaj mnie uważnie Asensio. - zarządziłam stanowczo. - Nie interesuje mnie co tam robiłeś, a raczej ile lasek przeleciałeś. Miałam prawo wiedzieć dlaczego tak na prawdę zgodziłeś się na ten układ. Miałam Ci pomóc, a nie tuszować Twoje zachowanie!
- Nic złego nie zrobiłem! Nie wiem co usłyszałaś, ale to nie jest do końca prawdą! Może zamiast na mnie naskakiwać niczym zazdrosna żona, wysłuchałabyś mojej wersji!
- Myślałam, że znam Twoją wersję - warknęłam.
- Nie zgodziłabyś się.
- Oczywiście, że nie! W życiu nie ryzykowałabym dla jakiegoś babiarza, bo już nawet nie chcę powiedzieć głośno tego, jak Cię tam nazywają! Czuję się jak idiotka! Oszukaliście mnie wszyscy! Broniąc Ciebie, zagroziłam Sandrze sądem! Miała rację mówiąc, że jestem naiwna!
- Sandra z Tobą rozmawiała? Jak mogłaś jej uwierzyć?!
- Nie wierzyłam, dopóki nie podała mi  dość znaczącego szczegółu. Powiedziałeś, że nie miałeś z nią nic wspólnego, a jednak "dość intensywnie spędzaliście razem czas". - zacytowałam słowa dziewczyny. Marco jedynie zaśmiał się nerwowo. - Twoja reakcja na samą nazwę tego klubu była dość wymowna!
- Sandra kłamie.
- Doprawdy? - prychnęłam. - To skąd wiedziała o Twojej bliźnie na plecach? - Asensio zacisnął usta, nie wiedząc co powiedzieć. - Nasz układ trwa do ślubu Sergio Ramosa, czyli do połowy czerwca. Taka była umowa na którą się zgodziłam. Mam nadzieję, że do tego czasu w mediach nie pojawi się żadna informacja dotycząca Twojego niemoralnego zachowania. To już nie chodzi tylko o Ciebie, ale i o mnie! Dlatego zachowuj się w tym Maroku bo teraz doskonale rozumiem po co się tam wybierasz! A jeśli Angel jest taki sam jak Ty, to niech trzyma się z dala od Mary!
- Odkąd zgodziłem się na ten układ, nie zrobiłem niczego co mogłoby Ci zaszkodzić. Wprost przeciwnie. - odpowiedział pełnym żalu głosem. - A Angela w to nie mieszaj!
- Nie musiałeś, bo przespałeś się ze mną!
- To Ty to powiedziałaś. - zastrzegł. - Po za tym, nie zrobiłem nic wbrew Twojej woli! Powiedziałaś, że to tylko seks i nie będziesz niczego żałowała, więc nie rób mi teraz wymówek, jasne?!
- Nie powiedziałam że ...
- A po za tym, jestem dorosły i mogę robić co chcę! Nie jesteśmy razem, więc nie masz prawa robić mi scen! Trzymam się umowy, więc Ty też nie wychodź po za jej granice i  swoje opinie na temat mojego życia zachowaj dla siebie! Chcesz jej wierzyć? Proszę bardzo! Jadę do Maroka wyhaczyć kolejną naiwną i Tobie nic do tego! - dodał, po czym wyszedł z mojego mieszkania głośno trzaskając drzwiami.

***

Czy wam się też nie wydawało, że Marco jest zbyt idealny? ^^