Amsterdam. Wenecja Północy. Setki malowniczych kanałów, tysiące rowerów, morze kolorowych kwiatów, coffee shopy i słynna na cały świat dzielnica czerwonych latarni. To miasto oczarowało mnie od pierwszego wejrzenia. Nigdy dotąd nie miałam okazji, aby odwiedzić Holandię. Stało się to dość niespodziewanie dzięki Lidze Mistrzów oraz zaskakującemu pochodzeniu mojego "chłopaka".
- Co to znaczy, czy byłam w Holandii?! - syknęłam przez zęby, gdy tylko pan Gilberto opuścił nas w celu odebrania dzwoniącego telefonu. - Dlaczego mam wrażenie, że chcesz mnie wsadzić na minę? I co Holandia ma wspólnego z Twoją babcią i jej balkonikiem? - założyłam ręce na piersi.
- Co to znaczy, czy byłam w Holandii?! - syknęłam przez zęby, gdy tylko pan Gilberto opuścił nas w celu odebrania dzwoniącego telefonu. - Dlaczego mam wrażenie, że chcesz mnie wsadzić na minę? I co Holandia ma wspólnego z Twoją babcią i jej balkonikiem? - założyłam ręce na piersi.
- Mijn naam is Marco Asensio Willemsen. - odpowiedział w jakimś dziwnym bełkocie. Uchyliłam usta, patrząc na niego jak na dziwaka. Wywrócił rozbawiony oczami z powodu mojego nieogarnięcia. - Właśnie przedstawiłem Ci się po niderlandzku. Jestem w połowie Holendrem.
- Że co? - wydukałam.
- Moja mama była Holenderką. Willemsen to holenderskie nazwisko. - wyjaśnił. Cholera jasna, muszę poprosić Mary o korepetycje. Zdecydowanie miała większą wiedzę na temat życia prywatnego Asensio niż ja. - We wtorek wylatujemy do Amserdamu na mecz z Ajaxem. Tata i Igor również się tam wybierają, bo to najlepsza okazja do odwiedzenia rodziny.
- I członkiem tej rodziny jest Twoja babcia? Chcesz ją oszukać?
- Nie znasz jej. - westchnął, drapiąc się nerwowo po karku. - To najbardziej uparta osoba na świecie. Tata miał rację. Prędzej czy później i tak by się tu zjawiła. Posłuchaj, wcale nie musisz się zgadzać. Powiemy, że akurat w tym okresie czasu masz swoje zobowiązania.
- Choć z drugiej strony poznanie Twojej rodziny przeze mnie ... - spojrzałam na niego porozumiewawczo. - Nie ... nie możemy ich w to wciągnąć ...
- Moja mama była Holenderką. Willemsen to holenderskie nazwisko. - wyjaśnił. Cholera jasna, muszę poprosić Mary o korepetycje. Zdecydowanie miała większą wiedzę na temat życia prywatnego Asensio niż ja. - We wtorek wylatujemy do Amserdamu na mecz z Ajaxem. Tata i Igor również się tam wybierają, bo to najlepsza okazja do odwiedzenia rodziny.
- I członkiem tej rodziny jest Twoja babcia? Chcesz ją oszukać?
- Nie znasz jej. - westchnął, drapiąc się nerwowo po karku. - To najbardziej uparta osoba na świecie. Tata miał rację. Prędzej czy później i tak by się tu zjawiła. Posłuchaj, wcale nie musisz się zgadzać. Powiemy, że akurat w tym okresie czasu masz swoje zobowiązania.
- Choć z drugiej strony poznanie Twojej rodziny przeze mnie ... - spojrzałam na niego porozumiewawczo. - Nie ... nie możemy ich w to wciągnąć ...
Zeskoczyłam z roweru, po czym przypięłam go do specjalnego stojaka. Moja dwugodzinna przejażdżka po Amsterdamie w towarzystwie Igora oraz jego kuzynostwa sprawiła mi wiele frajdy. Aaron i Tess okazali się być najlepszymi przewodnikami po tym przepięknym mieście, a po za tym byli sympatycznymi ludźmi. W głębi duszy czułam wyrzuty sumienia związane z bezczelnym oszukiwaniem ich.
Dlaczego wylądowałam w Amsterdamie? Nie miałam innego wyjścia. Florentino Perez zadzwonił do mnie z samego rana, oznajmiając, że zabukował mi bilet na samolot jak i na sam mecz. Po meczu na Wanda Metropolitano niektórym ludziom zaczął przeszkadzać fakt, że byłam byłą dziewczyną Alvaro Moraty. Nie winiłam ich, w końcu doskonale zdawałam sobie sprawę z tego, jak ta sytuacja wygląda dla postronnej osoby. Musiałam "ocieplić" swój wizerunek i "udowodnić", że na prawdę kochałam Marco Asensio. W końcu miłość nie wybiera.
Igor wraz z panem Gilberto czekali na mnie na lotnisku. Na mój widok senior Asensio zażartował mówiąc, że na prawdę musiałam stęsknić się za Marco, skoro rzuciłam wszystko dla wyjazdu do Holandii. Był pociesznym człowiekiem, w którego oczach dostrzegałam błysk smutku i przygnębienia. Domyśliłam się, że ma to związek ze zbyt wczesnym utraceniem ukochanej żony. Współczułam całej trójce z całego serca. Pani Willemsen musiała być cudowną osobą.
- Widzimy się po meczu? - zagadnęła Tess, gdy Igor wraz z Aaronem omawiali wszelkie szczegóły. Przytaknęłam, chyba ze zbytnim entuzjazmem. Prawda była taka, że obawiałam się tego spotkania. Mieliśmy zostać w Amsterdamie do jutrzejszego dnia. Marco również, choć podejrzewałam że pan Perez maczał w tym palce. To było oczywiste, że czekała mnie wizyta w domu rodzinnym Pani Willemsen. - Mogę opublikować nasze wspólne zdjęcie?
- Oczywiście. Sama miałam to zrobić. - uśmiechnęłam się, co odwzajemniła. Nie chciałam traktować tego niewinnego gestu jako "promocję", aczkolwiek taka myśl pojawiła się w mojej głowie. - Jeszcze raz dziękuję wam za wspaniały dzień. Amsterdam jest cudowny.
- Koniecznie musicie przyjechać z Marco podczas lata. - zarządziła. - Oczywiście to miasto jest piękne o każdej porze roku, nawet wtedy gdy pada deszcz, ale gdy kwitną te wszystkie kwiaty ... po prostu magia! Po za tym, jest tu wiele idealnych miejsc dla Twoich postów.
- Genialny pomysł. - odchrząknęłam.
Chwilę później pożegnaliśmy się z Tess i Aaronem. Razem z Igorem weszliśmy do hotelu, od razu kierując się w stronę windy. W środku oparłam się o metalową ścianę i wypuściłam ze świstem powietrze.
- Nie potrafię. - jęknęłam.
- Co takiego?
- Dlaczego Twoje kuzynostwo nie okazało się być naburmuszonymi Holendrami z chłodnym podejściem do obcych ludzi? Na prawdę ich polubiłam. Aaron trochę przypomina mi Marco, oczywiście jeśli chodzi o charakter. Z kolei Tess ... tak sympatyczna osoba jak ona, nie zasłużyła na to, aby męczyć się z waszą trójką. - mruknęłam, na co Igor parsknął śmiechem. - Jestem perfidną oszustką. - wyciągnęłam telefon, słysząc powiadomienie. Ktoś oznaczył mnie na swoim poście. Uśmiechnęłam się pod nosem na widok zdjęcia opublikowanego przez Tess.
- Oczywiście. Sama miałam to zrobić. - uśmiechnęłam się, co odwzajemniła. Nie chciałam traktować tego niewinnego gestu jako "promocję", aczkolwiek taka myśl pojawiła się w mojej głowie. - Jeszcze raz dziękuję wam za wspaniały dzień. Amsterdam jest cudowny.
- Koniecznie musicie przyjechać z Marco podczas lata. - zarządziła. - Oczywiście to miasto jest piękne o każdej porze roku, nawet wtedy gdy pada deszcz, ale gdy kwitną te wszystkie kwiaty ... po prostu magia! Po za tym, jest tu wiele idealnych miejsc dla Twoich postów.
- Genialny pomysł. - odchrząknęłam.
Chwilę później pożegnaliśmy się z Tess i Aaronem. Razem z Igorem weszliśmy do hotelu, od razu kierując się w stronę windy. W środku oparłam się o metalową ścianę i wypuściłam ze świstem powietrze.
- Nie potrafię. - jęknęłam.
- Co takiego?
- Dlaczego Twoje kuzynostwo nie okazało się być naburmuszonymi Holendrami z chłodnym podejściem do obcych ludzi? Na prawdę ich polubiłam. Aaron trochę przypomina mi Marco, oczywiście jeśli chodzi o charakter. Z kolei Tess ... tak sympatyczna osoba jak ona, nie zasłużyła na to, aby męczyć się z waszą trójką. - mruknęłam, na co Igor parsknął śmiechem. - Jestem perfidną oszustką. - wyciągnęłam telefon, słysząc powiadomienie. Ktoś oznaczył mnie na swoim poście. Uśmiechnęłam się pod nosem na widok zdjęcia opublikowanego przez Tess.
Tess Heijkoop : Cudowny dzień z cudowną osobą 💚 #Amsterdam
mariapombo : Dziękuję Ci za możliwość zobaczenia tego pięknego miasta Twoimi oczami. Nigdy nie zapomnę tego dnia! 🚲👭💚 #Amsterdam #Tess #Soulmate
*
Na Johan Cruyff ArenA było bardzo chłodno. Z wdzięcznością przyjęłam od pana Gilberto szalik, którym okręciłam pół twarzy. Dłonie schowałam w kieszenie od płaszcza i z niecierpliwością zerkałam na elektryczny zegar. Ten mecz to była istna katorga dla mnie. Marco nie grał, a jego kolegom nie bardzo udawało się opuszczać własne pole karne. Igor klął pod nosem, a jego ojciec nerwowo wodził wzrokiem w tą i z powrotem. Z ulgą przyjęłam informację o końcu pierwszej połowy.
Zmarznięta do szpiku kości, nie miałam nawet ochoty, aby wyciągnąć telefon. Moją powinnością było informować świat o takich wydarzeniach, a raczej o mojej obecności w tak ważnych momentach. Ale czy zostałoby to dobrze odebrane? Drużynie Asensio po prostu szło źle, a ja miałam w głowie tylko Instagram?
- Mario, może idź do bufetu? - zatroskany głos pana Gilberto wyrwał mnie z umysłowego samosądu. - Napij się czegoś ciepłego i zostań tam na drugą połowę. Holandia w lutym nie należy do zbyt ciepłych krajów. Ja już się do tego przyzwyczaiłem, ale szkoda abyś Ty się przeziębiła.
- Wytrzymam. - posłałam mu uśmiech.
- Skąd ja to znam. Powiedziałem to samo mojej żonie gdy pierwszy raz tu przyjechałem. Z gorącej Majorki do zimnego Amsterdamu. Wylądowałem w szpitalu na zapalenie płuc. - zaśmiał się, lecz po chwili jego twarz spochmurniała. Domyśliłam się, że to z powodu wspomnienia o żonie. - O, już wychodzą. - odchrząknął.
Druga połowa wcale nie zaczęła się lepiej. Nie byłam żadnym ekspertem, ale pewne rzeczy aż rzucały się w oczy. Dopiero w sześćdziesiątej minucie Real zdołał wyjść na prowadzenie. Kibice nie zdążyli nawet odetchnąć z ulgą, a był już remis. Wypuściłam ze świstem powietrze. Mary wspominała, że w tym sezonie gra cień wielkiej drużyny, ale nie sądziłam, że aż tak. Liga Mistrzów była ich ostatnią szansą.
Po chwili na boisku pojawił się Marco. Miałam nadzieję, że uda mu się umieścić piłkę w siatce. Skoro zaciągnął mnie do tego zimnego kraju, powinien zrobić wszystko, aby nie poszło to na marne. Już wystarczające tortury przeszłam!
Zmarznięta do szpiku kości, nie miałam nawet ochoty, aby wyciągnąć telefon. Moją powinnością było informować świat o takich wydarzeniach, a raczej o mojej obecności w tak ważnych momentach. Ale czy zostałoby to dobrze odebrane? Drużynie Asensio po prostu szło źle, a ja miałam w głowie tylko Instagram?
- Mario, może idź do bufetu? - zatroskany głos pana Gilberto wyrwał mnie z umysłowego samosądu. - Napij się czegoś ciepłego i zostań tam na drugą połowę. Holandia w lutym nie należy do zbyt ciepłych krajów. Ja już się do tego przyzwyczaiłem, ale szkoda abyś Ty się przeziębiła.
- Wytrzymam. - posłałam mu uśmiech.
- Skąd ja to znam. Powiedziałem to samo mojej żonie gdy pierwszy raz tu przyjechałem. Z gorącej Majorki do zimnego Amsterdamu. Wylądowałem w szpitalu na zapalenie płuc. - zaśmiał się, lecz po chwili jego twarz spochmurniała. Domyśliłam się, że to z powodu wspomnienia o żonie. - O, już wychodzą. - odchrząknął.
Druga połowa wcale nie zaczęła się lepiej. Nie byłam żadnym ekspertem, ale pewne rzeczy aż rzucały się w oczy. Dopiero w sześćdziesiątej minucie Real zdołał wyjść na prowadzenie. Kibice nie zdążyli nawet odetchnąć z ulgą, a był już remis. Wypuściłam ze świstem powietrze. Mary wspominała, że w tym sezonie gra cień wielkiej drużyny, ale nie sądziłam, że aż tak. Liga Mistrzów była ich ostatnią szansą.
Po chwili na boisku pojawił się Marco. Miałam nadzieję, że uda mu się umieścić piłkę w siatce. Skoro zaciągnął mnie do tego zimnego kraju, powinien zrobić wszystko, aby nie poszło to na marne. Już wystarczające tortury przeszłam!
"Wyglądasz jakbyś była na Biegunie Północnym"
"Skąd wiesz jak wyglądam?"
"Przecież oglądam mecz! Gdy wszedł Marco operator zrobił przybliżenie na Twoją twarz. Angel mówi że nie masz się czym przejmować. Gorzej jakbyś dłubała w nosie"
"Angel?"
"To temat na rozmowę przy winie"
"Angel?"
"To temat na rozmowę przy winie"
Przymknęłam powieki i policzyłam do dziesięciu. Nie dość, że jestem ze wszystkich stron obserwowana, to własna przyjaciółka romansuje sobie z kumplem Marco. Powoli to wszystko wymykało się nam spod kontroli. Mieliśmy być jedynie aktorami w przedstawieniu, a jednak ten układ zaczynał mieć wpływ na nasze życie.
Nagle Igor skoczył na równe nogi, a pan Gilberto zaczął energicznie klaskać z szerokim uśmiechem na twarzy. Zdezorientowana spojrzałam na Marco, za którym biegli rozradowani koledzy. Dłoń miał wyciągniętą, kreśląc nad nią jakieś kółeczka. Co temu dzieciakowi znowu chodziło po głowie?
- To bramka dla babci. - wyjaśnił Igor, widząc moją zdezorientowaną minę. - Imitacja smarowania masła orzechowego na kromce chleba. To jeden ze specjałów kuchni holenderskiej. Marco nazywa to smakiem swojego dzieciństwa, który kojarzy mu się z babcią.
- Dzieciak. - parsknęłam śmiechem. Nie mogłam jednak ukryć przyjemnego ciepła, które ogarnęło moje serce. Byłam pewna, że babcia Marco będzie zachwycona tym gestem. To było urocze, że myślał o niej w takiej chwili.
Po chwili rozległ się dźwięk gwizdka kończącego drugą połowę. Marzyłam o gorącej herbacie i cierplutkim łóżeczku, jednak w tym momencie mogłam liczyć jedynie na gorąc spowodowany nerwami. Po meczu miałam zostać przedstawiona seniorce rodu. Jak na skazanie szłam do odpowiedniej strefy na stadionie, gdzie czekała na nas rodzina Willemsen.
Już z daleka dostrzegłam zgarbioną staruszkę, która uważnym spojrzeniem skanowała wszystko dookoła. Nieodłączny balkonik stał obok niej. Jak na dziewięćdziesiąt lat wyglądała bardzo sprawnie, a w jej oczach bił młodzieńczy blask. Ledwo przekroczyłam próg, a zostałam postawiona w centrum jej zainteresowania. Byłam zaskoczona widząc ponad dziesięć osób, które zaczęły witać się z panem Gilberto i Igorem. Tess posłała mi szeroki uśmiech i już po chwili pojawiła się obok, aby udzielić mi wsparcia.
- Babcia nie gryzie. - zachichotała.
- Zawsze może być ten pierwszy raz. - mruknęłam. Na całe szczęście w pomieszczeniu pojawił się Marco. Szeroki uśmiech nie schodził mu z twarzy, gdy witał się z członkami swojej rodziny. Przytulali się i poklepywali, dając dowód na to, że mimo dzielących ich kilometrów, nadal byli ze sobą blisko. Na sam koniec Marco podszedł do babci i mocno ją wyściskał. Kobieta położyła swoje kościste dłonie na jego ramionach i zaczęła z nim rozmawiać po niderlandzku. Nie rozumiałam ani słowa, jednak zdradziecki uśmiech pojawił się na moich ustach na ten widok.
Babcia wskazała mu moją osobę i lekko "popchnęła". Marco pokręcił rozbawiony głową, po czym do mnie podszedł. Nasz pierwszy pocałunek był spontaniczny, drugi zaś planowany. Nie zmieniło to faktu, że czułam się lekko niezręcznie. Asensio pociągnął mnie w stronę babci, obejmując ramieniem.
- To jest właśnie Maria, którą chciałaś poznać.
- Jaka Ty jesteś śliczna! - staruszka zaskoczyła mnie swoim angielskim, po czym chwyciła za rękę i uśmiechnęła się szeroko. - Cieszę się, że przyjechałaś z Gilberto do Holandii. Nie wiem ile jeszcze pożyję, a chciałam zobaczyć Cię na żywo. Marco ma bardzo dobry gust. - pogładziła go drugą dłonią po ramieniu. - Pięknie razem wyglądacie.
- Dziękuję. Mi również miło panią poznać. - odchrząknęłam czując jak ogarnia mnie przygnębienie. Staruszka szczerze cieszyła się stworzoną przez nas iluzją. Sądziła, że jej wnuk jest szczęśliwie zakochany, co mijało się z prawdą. - Na pewno radość sprawiła pani dedykacja po strzeleniu bramki. - zagadnęłam, chcąc zmienić temat.
- Oh, tak! - jej twarz pojaśniała. - Mój mały łobuz dalej lubi masło orzechowe. - chwyciła go z czułością za policzek. Parsknęłam śmiechem, zakrywając usta dłonią. - Razem z Astrid przygotowałyśmy dla chłopców zapas. Dla Ciebie również, Mario. To taka nasza rodzinna tradycja.
- Z chęcią spróbuję.
- Babciu, jest już późno. - wtrącił Marco. - Powinnaś odpocząć, a my wrócić do hotelu. Tak jak obiecaliśmy, pojawimy się jutro na obiedzie ...
- Kategorycznie się temu sprzeciwiam! - oburzyła się. - Co to za pomysł z tym hotelem? Nie macie domu w Amsterdamie? Astrid z Tess przygotowały wam pokoje i nawet nie chcę słyszeć odmowy. Nie wiem ile jeszcze pożyję, więc moglibyście sprawić mi tą radość i spać pod moim dachem. - oznajmiła. Marco wywrócił oczami, a reszta rodziny nagle zaczęła udawać, że wcale ich ta konwersacja nie interesuje. - Tess kochanie, pomóż babci. - zwróciła się do wnuczki. Odruchowo podtrzymałam jej dłoń, gdy chciała chwycić się balkoniku. Jej uważne oczy skupiły się na mojej twarzy. - Dziękuję, jesteś bardzo miłą młodą osobą. Przekonaj go, proszę.
- I co ja niby miałam zrobić?!
- To jest cwana manipulatorka. Straszy nas swoim odejściem z tego świata odkąd pamiętam. - mruknął Marco, a Igor przytaknął mu skinieniem głowy. Siedziałam spanikowana pomiędzy braćmi Asensio w taksówce, w drodze do rodzinnej posiadłości. - Jest bardzo konserwatywna. Będzie strzegła drzwi do sypialni w której Cię ulokuje.
- Nie rozumiem.
- Żadnego seksu przed ślubem. - parsknął Igor.
- Oh, to ma jak w banku!
Samochód zatrzymał się na podjeździe okazałego domu z czerwonej cegły. Marco uprzejmie przytrzymał mi drzwi i zajął się moim bagażem. Wspólnie podeszliśmy do drzwi wejściowych w których czekała na nas ich ciocia Astrid. Z uśmiechem zaprosiła nas do środka.
Salon był cudownie przytulny. Z kominka buchał ciepły żar, a wokół niego rozstawione były kanapy, fotele i pufy, na których siedzieli członkowie rodziny, pogrążeni w wesołej rozmowie. Typowa rodzinna sceneria. Oczywiście w centrum siedziała babcia Marco, przywołująca nas swoją dłonią. Obok stał fotel mogący pomieścić dwie osoby. Nie bez powody był pusty. Posłałam Marco znaczące spojrzenie, jednak nie miałam innego wyjścia jak zająć zajęte specjalnie dla mnie miejsce.
- Dziękuję. - staruszka pogładziła mnie po dłoni. - Powiedz mi o sobie więcej. Tess i Aaron pokazywali mi Twoje zdjęcia. Jesteś modelką, prawda?
- Cóż, można tak powiedzieć. - posłałam jej uśmiech. - Z początku marzyłam, aby zostać dziennikarką, która pisze o modzie. Nigdy nie widziałam w sobie modelki bo jestem za niska i nie ma we mnie nic specjalnego. Pochodzę z małego miasteczka na północy Hiszpanii, więc wcale nie było mi łatwo. Wyjechałam na rok do Stanów Zjednoczonych, aby podszkolić swój angielski. I właśnie tam, razem z koleżanką, zaczęłyśmy nagrywać krótkie filmiki z naszych podróży, zakupów czy z codziennego życia. Tak dla zabawy. Nazywa się to videoblog. Ku naszemu zaskoczeniu, miałyśmy co raz więcej widzów. Ludziom podobał się mój styl, więc często pytali mnie gdzie kupiłam bluzkę czy sukienkę. Pomyślałam, że to świetny sposób, aby pokazać ludziom swoje pomysły. Zaczęłam publikować zdjęcia i z czasem zgłaszały się do mnie różne agencje z propozycją, abym była twarzą kosmetyków, biżuterii bądź marki ubrań. Z początku traktowałam to jako zabawę czy przygodę, ale dzięki temu pojawiłam się w świecie mody. Kto wie, może kiedyś spełnię marzenie i będę pisała dla jakiegoś modowego magazynu.
- Życzę Ci tego. Ale to nie prawda, że nie ma w Tobie nic specjalnego. Gdyby tak było, sami by się do Ciebie nie zgłaszali. - zauważyła. Szczerze mówiąc, zaskoczyły mnie te słowa. Nigdy nie patrzyłam na swój sukces pod tym kątem. Fakt, nigdy nie chodziłam na żadne castingi ani nie starałam się zwrócić na siebie uwagę za wszelką cenę. - Prawda Marco? - uniosłam zaskoczona głowę, dostrzegając Asensio opartego o mój fotel. Milczał, przysłuchując się naszej rozmowie.
- Oczywiście. Inaczej sam bym jej nie zauważył.
- Przestań. - speszyłam się.
- Skąd dokładnie jesteś Mario? - pani Astrid podała mi filiżankę pełną herbaty, po czym przysiadła się z drugiej strony swojej matki. Marco, uważnie obserwowany przez babcię, zajął miejsce obok mnie. Niby fotel był dwuosobowy, a jednak ledwo się w nim mieściliśmy. - Nie masz urody typowej Hiszpanki.
- Z małej miejscowości niedaleko Santander. Nazywa się Socobio i właściwie jedynym ciekawym miejscem jest tam zabytkowy kościół z dziesiątego wieku. - zaśmiałam się. - Jestem z Baskonii i moi przodkowie również. Daleko mi do dziewczyn z Andaluzji.
- Jesteś piękna i imię też masz piękne. Czyż to nie zbieg okoliczności? - wtrąciła babcia Marco. W salonie zapanowała przerażająca cisza. Poczułam jak siedzący obok mnie Asensio lekko się spiął.
- Mam je po mamie. Taka rodzinna tradycja. - zaśmiałam się nerwowo, chcąc uratować sytuację, chociaż nie rozumiałam co wprowadziło wszystkich w zakłopotanie. - Babcia kazała mi przysiąść na wszystkie świętości, że jeśli będę mieć córkę, to mam jej nadać imię Maria.
- Oh, chciałabym tego dożyć. - oczy staruszki zaświeciły, a rozbawieni Igor i Aaron posłali zdezorientowanemu Marco pełne aluzji spojrzenia. Dopiero w tej chwili do mnie dotarło co palnęłam. Spuściłam wzrok na filiżankę z herbatą chcąc ukryć zaczerwienione policzki. - Ale moi drodzy, pora spać. Jest już północ. Marco? - zwróciła się do wnuka. - Ulokowałam Ciebie i Marię w pokoju z widokiem na wodę.
- Że co? - wydukał. - Razem?
- Dziecko, skończyłam dziewięćdziesiąt lat! Jeśli na prawdę chcesz mi wmówić, że trzymacie się z Marią jedynie za ręce, to lepiej zamilknij i wykorzystaj sytuację, że stałam się nowoczesna. Kiedyś trzeba, prawda? Co nie zmienia faktu, że nadal uważam, że antykoncepcja to grzech. - wstała z trudem i z pomocą swojej córki. Odprowadziłam ją zszokowanym wzrokiem.
Tess zaoferowała się, że pokaże mi gościnną sypialnię. Pomieszczenie było jasne z dużym łóżkiem na samym środku. Mały balkonik wychodził na widok stawu, który był własnością rodziny. Uroczy pomost aż kusił, aby spędzić na nim popołudnie wśród natury. Sypialnia była połączona z łazienką, co było mi jedynie na rękę. Czułabym się niekomfortowo spacerując w szlafroku po korytarzu. Jeden Asensio to i tak było za dużo.
- Za co?! - pisnął czując odbijającą się dłoń od jego głowy.
- Konserwatywna babcia pilnująca drzwi? - zironizowałam ściszonym głosem. - Właśnie dała Ci pozwolenie na zapłodnienie mnie pod jej nosem! - wskazałam ręką na zamknięte drzwi. - Szkoda, że dobitniej Ci nie powiedziała, abyś nie użył dzisiaj gumki!
- Mówiłem Ci już, że wolę bez. - wywrócił oczami. - A po za tym nie mam przy sobie! - dodał uciekając rozbawiony przed pociskiem w postaci poduszki. - Przepraszam Cię bardzo, ale to Ty zaczęłaś mówić o córce, której nadasz imię mojej matki.
- Mojej matki! - poprawiłam go.
- Moja również nazywała się Maria.
- Oh ... nie wiedziałam. - speszyłam się.
- Po prostu chodźmy spać, a aluzjami mojej babci się nie przejmuj. To duże łóżko, więc obiecuję, że nie przekroczę wyznaczonej przez Ciebie linii. - uniósł ręce w geście poddania. Uniosłam z politowaniem jedną brew. - No chyba mi nie powiesz, że mam spać na podłodze!
- Spróbuj mnie dotknąć przez sen, a zobaczysz!
Mój ulubiony rozdział ^^ Inspiruje się prawdziwymi wydarzeniami, także babcia i balkonik pojawili się w prawdziwym życiu :)
Nagle Igor skoczył na równe nogi, a pan Gilberto zaczął energicznie klaskać z szerokim uśmiechem na twarzy. Zdezorientowana spojrzałam na Marco, za którym biegli rozradowani koledzy. Dłoń miał wyciągniętą, kreśląc nad nią jakieś kółeczka. Co temu dzieciakowi znowu chodziło po głowie?
- To bramka dla babci. - wyjaśnił Igor, widząc moją zdezorientowaną minę. - Imitacja smarowania masła orzechowego na kromce chleba. To jeden ze specjałów kuchni holenderskiej. Marco nazywa to smakiem swojego dzieciństwa, który kojarzy mu się z babcią.
- Dzieciak. - parsknęłam śmiechem. Nie mogłam jednak ukryć przyjemnego ciepła, które ogarnęło moje serce. Byłam pewna, że babcia Marco będzie zachwycona tym gestem. To było urocze, że myślał o niej w takiej chwili.
Po chwili rozległ się dźwięk gwizdka kończącego drugą połowę. Marzyłam o gorącej herbacie i cierplutkim łóżeczku, jednak w tym momencie mogłam liczyć jedynie na gorąc spowodowany nerwami. Po meczu miałam zostać przedstawiona seniorce rodu. Jak na skazanie szłam do odpowiedniej strefy na stadionie, gdzie czekała na nas rodzina Willemsen.
Już z daleka dostrzegłam zgarbioną staruszkę, która uważnym spojrzeniem skanowała wszystko dookoła. Nieodłączny balkonik stał obok niej. Jak na dziewięćdziesiąt lat wyglądała bardzo sprawnie, a w jej oczach bił młodzieńczy blask. Ledwo przekroczyłam próg, a zostałam postawiona w centrum jej zainteresowania. Byłam zaskoczona widząc ponad dziesięć osób, które zaczęły witać się z panem Gilberto i Igorem. Tess posłała mi szeroki uśmiech i już po chwili pojawiła się obok, aby udzielić mi wsparcia.
- Babcia nie gryzie. - zachichotała.
- Zawsze może być ten pierwszy raz. - mruknęłam. Na całe szczęście w pomieszczeniu pojawił się Marco. Szeroki uśmiech nie schodził mu z twarzy, gdy witał się z członkami swojej rodziny. Przytulali się i poklepywali, dając dowód na to, że mimo dzielących ich kilometrów, nadal byli ze sobą blisko. Na sam koniec Marco podszedł do babci i mocno ją wyściskał. Kobieta położyła swoje kościste dłonie na jego ramionach i zaczęła z nim rozmawiać po niderlandzku. Nie rozumiałam ani słowa, jednak zdradziecki uśmiech pojawił się na moich ustach na ten widok.
Babcia wskazała mu moją osobę i lekko "popchnęła". Marco pokręcił rozbawiony głową, po czym do mnie podszedł. Nasz pierwszy pocałunek był spontaniczny, drugi zaś planowany. Nie zmieniło to faktu, że czułam się lekko niezręcznie. Asensio pociągnął mnie w stronę babci, obejmując ramieniem.
- To jest właśnie Maria, którą chciałaś poznać.
- Jaka Ty jesteś śliczna! - staruszka zaskoczyła mnie swoim angielskim, po czym chwyciła za rękę i uśmiechnęła się szeroko. - Cieszę się, że przyjechałaś z Gilberto do Holandii. Nie wiem ile jeszcze pożyję, a chciałam zobaczyć Cię na żywo. Marco ma bardzo dobry gust. - pogładziła go drugą dłonią po ramieniu. - Pięknie razem wyglądacie.
- Dziękuję. Mi również miło panią poznać. - odchrząknęłam czując jak ogarnia mnie przygnębienie. Staruszka szczerze cieszyła się stworzoną przez nas iluzją. Sądziła, że jej wnuk jest szczęśliwie zakochany, co mijało się z prawdą. - Na pewno radość sprawiła pani dedykacja po strzeleniu bramki. - zagadnęłam, chcąc zmienić temat.
- Oh, tak! - jej twarz pojaśniała. - Mój mały łobuz dalej lubi masło orzechowe. - chwyciła go z czułością za policzek. Parsknęłam śmiechem, zakrywając usta dłonią. - Razem z Astrid przygotowałyśmy dla chłopców zapas. Dla Ciebie również, Mario. To taka nasza rodzinna tradycja.
- Z chęcią spróbuję.
- Babciu, jest już późno. - wtrącił Marco. - Powinnaś odpocząć, a my wrócić do hotelu. Tak jak obiecaliśmy, pojawimy się jutro na obiedzie ...
- Kategorycznie się temu sprzeciwiam! - oburzyła się. - Co to za pomysł z tym hotelem? Nie macie domu w Amsterdamie? Astrid z Tess przygotowały wam pokoje i nawet nie chcę słyszeć odmowy. Nie wiem ile jeszcze pożyję, więc moglibyście sprawić mi tą radość i spać pod moim dachem. - oznajmiła. Marco wywrócił oczami, a reszta rodziny nagle zaczęła udawać, że wcale ich ta konwersacja nie interesuje. - Tess kochanie, pomóż babci. - zwróciła się do wnuczki. Odruchowo podtrzymałam jej dłoń, gdy chciała chwycić się balkoniku. Jej uważne oczy skupiły się na mojej twarzy. - Dziękuję, jesteś bardzo miłą młodą osobą. Przekonaj go, proszę.
*
- I co ja niby miałam zrobić?!
- To jest cwana manipulatorka. Straszy nas swoim odejściem z tego świata odkąd pamiętam. - mruknął Marco, a Igor przytaknął mu skinieniem głowy. Siedziałam spanikowana pomiędzy braćmi Asensio w taksówce, w drodze do rodzinnej posiadłości. - Jest bardzo konserwatywna. Będzie strzegła drzwi do sypialni w której Cię ulokuje.
- Nie rozumiem.
- Żadnego seksu przed ślubem. - parsknął Igor.
- Oh, to ma jak w banku!
Samochód zatrzymał się na podjeździe okazałego domu z czerwonej cegły. Marco uprzejmie przytrzymał mi drzwi i zajął się moim bagażem. Wspólnie podeszliśmy do drzwi wejściowych w których czekała na nas ich ciocia Astrid. Z uśmiechem zaprosiła nas do środka.
Salon był cudownie przytulny. Z kominka buchał ciepły żar, a wokół niego rozstawione były kanapy, fotele i pufy, na których siedzieli członkowie rodziny, pogrążeni w wesołej rozmowie. Typowa rodzinna sceneria. Oczywiście w centrum siedziała babcia Marco, przywołująca nas swoją dłonią. Obok stał fotel mogący pomieścić dwie osoby. Nie bez powody był pusty. Posłałam Marco znaczące spojrzenie, jednak nie miałam innego wyjścia jak zająć zajęte specjalnie dla mnie miejsce.
- Dziękuję. - staruszka pogładziła mnie po dłoni. - Powiedz mi o sobie więcej. Tess i Aaron pokazywali mi Twoje zdjęcia. Jesteś modelką, prawda?
- Cóż, można tak powiedzieć. - posłałam jej uśmiech. - Z początku marzyłam, aby zostać dziennikarką, która pisze o modzie. Nigdy nie widziałam w sobie modelki bo jestem za niska i nie ma we mnie nic specjalnego. Pochodzę z małego miasteczka na północy Hiszpanii, więc wcale nie było mi łatwo. Wyjechałam na rok do Stanów Zjednoczonych, aby podszkolić swój angielski. I właśnie tam, razem z koleżanką, zaczęłyśmy nagrywać krótkie filmiki z naszych podróży, zakupów czy z codziennego życia. Tak dla zabawy. Nazywa się to videoblog. Ku naszemu zaskoczeniu, miałyśmy co raz więcej widzów. Ludziom podobał się mój styl, więc często pytali mnie gdzie kupiłam bluzkę czy sukienkę. Pomyślałam, że to świetny sposób, aby pokazać ludziom swoje pomysły. Zaczęłam publikować zdjęcia i z czasem zgłaszały się do mnie różne agencje z propozycją, abym była twarzą kosmetyków, biżuterii bądź marki ubrań. Z początku traktowałam to jako zabawę czy przygodę, ale dzięki temu pojawiłam się w świecie mody. Kto wie, może kiedyś spełnię marzenie i będę pisała dla jakiegoś modowego magazynu.
- Życzę Ci tego. Ale to nie prawda, że nie ma w Tobie nic specjalnego. Gdyby tak było, sami by się do Ciebie nie zgłaszali. - zauważyła. Szczerze mówiąc, zaskoczyły mnie te słowa. Nigdy nie patrzyłam na swój sukces pod tym kątem. Fakt, nigdy nie chodziłam na żadne castingi ani nie starałam się zwrócić na siebie uwagę za wszelką cenę. - Prawda Marco? - uniosłam zaskoczona głowę, dostrzegając Asensio opartego o mój fotel. Milczał, przysłuchując się naszej rozmowie.
- Oczywiście. Inaczej sam bym jej nie zauważył.
- Przestań. - speszyłam się.
- Skąd dokładnie jesteś Mario? - pani Astrid podała mi filiżankę pełną herbaty, po czym przysiadła się z drugiej strony swojej matki. Marco, uważnie obserwowany przez babcię, zajął miejsce obok mnie. Niby fotel był dwuosobowy, a jednak ledwo się w nim mieściliśmy. - Nie masz urody typowej Hiszpanki.
- Z małej miejscowości niedaleko Santander. Nazywa się Socobio i właściwie jedynym ciekawym miejscem jest tam zabytkowy kościół z dziesiątego wieku. - zaśmiałam się. - Jestem z Baskonii i moi przodkowie również. Daleko mi do dziewczyn z Andaluzji.
- Jesteś piękna i imię też masz piękne. Czyż to nie zbieg okoliczności? - wtrąciła babcia Marco. W salonie zapanowała przerażająca cisza. Poczułam jak siedzący obok mnie Asensio lekko się spiął.
- Mam je po mamie. Taka rodzinna tradycja. - zaśmiałam się nerwowo, chcąc uratować sytuację, chociaż nie rozumiałam co wprowadziło wszystkich w zakłopotanie. - Babcia kazała mi przysiąść na wszystkie świętości, że jeśli będę mieć córkę, to mam jej nadać imię Maria.
- Oh, chciałabym tego dożyć. - oczy staruszki zaświeciły, a rozbawieni Igor i Aaron posłali zdezorientowanemu Marco pełne aluzji spojrzenia. Dopiero w tej chwili do mnie dotarło co palnęłam. Spuściłam wzrok na filiżankę z herbatą chcąc ukryć zaczerwienione policzki. - Ale moi drodzy, pora spać. Jest już północ. Marco? - zwróciła się do wnuka. - Ulokowałam Ciebie i Marię w pokoju z widokiem na wodę.
- Że co? - wydukał. - Razem?
- Dziecko, skończyłam dziewięćdziesiąt lat! Jeśli na prawdę chcesz mi wmówić, że trzymacie się z Marią jedynie za ręce, to lepiej zamilknij i wykorzystaj sytuację, że stałam się nowoczesna. Kiedyś trzeba, prawda? Co nie zmienia faktu, że nadal uważam, że antykoncepcja to grzech. - wstała z trudem i z pomocą swojej córki. Odprowadziłam ją zszokowanym wzrokiem.
Tess zaoferowała się, że pokaże mi gościnną sypialnię. Pomieszczenie było jasne z dużym łóżkiem na samym środku. Mały balkonik wychodził na widok stawu, który był własnością rodziny. Uroczy pomost aż kusił, aby spędzić na nim popołudnie wśród natury. Sypialnia była połączona z łazienką, co było mi jedynie na rękę. Czułabym się niekomfortowo spacerując w szlafroku po korytarzu. Jeden Asensio to i tak było za dużo.
- Za co?! - pisnął czując odbijającą się dłoń od jego głowy.
- Konserwatywna babcia pilnująca drzwi? - zironizowałam ściszonym głosem. - Właśnie dała Ci pozwolenie na zapłodnienie mnie pod jej nosem! - wskazałam ręką na zamknięte drzwi. - Szkoda, że dobitniej Ci nie powiedziała, abyś nie użył dzisiaj gumki!
- Mówiłem Ci już, że wolę bez. - wywrócił oczami. - A po za tym nie mam przy sobie! - dodał uciekając rozbawiony przed pociskiem w postaci poduszki. - Przepraszam Cię bardzo, ale to Ty zaczęłaś mówić o córce, której nadasz imię mojej matki.
- Mojej matki! - poprawiłam go.
- Moja również nazywała się Maria.
- Oh ... nie wiedziałam. - speszyłam się.
- Po prostu chodźmy spać, a aluzjami mojej babci się nie przejmuj. To duże łóżko, więc obiecuję, że nie przekroczę wyznaczonej przez Ciebie linii. - uniósł ręce w geście poddania. Uniosłam z politowaniem jedną brew. - No chyba mi nie powiesz, że mam spać na podłodze!
- Spróbuj mnie dotknąć przez sen, a zobaczysz!
***
Mój ulubiony rozdział ^^ Inspiruje się prawdziwymi wydarzeniami, także babcia i balkonik pojawili się w prawdziwym życiu :)