sobota, 25 maja 2019

7. Mijn naam is Marco Asensio Willemsen.

Amsterdam. Wenecja Północy. Setki malowniczych kanałów, tysiące rowerów, morze kolorowych kwiatów, coffee shopy i słynna na cały świat dzielnica czerwonych latarni. To miasto oczarowało mnie od pierwszego wejrzenia. Nigdy dotąd nie miałam okazji, aby odwiedzić Holandię. Stało się to dość niespodziewanie dzięki Lidze Mistrzów oraz zaskakującemu pochodzeniu mojego "chłopaka".

- Co to znaczy, czy byłam w Holandii?! - syknęłam przez zęby, gdy tylko pan Gilberto opuścił nas w celu odebrania dzwoniącego telefonu. - Dlaczego mam wrażenie, że chcesz mnie wsadzić na minę? I co Holandia ma wspólnego z Twoją babcią i jej balkonikiem? - założyłam ręce na piersi.
- Mijn naam is Marco Asensio Willemsen. - odpowiedział w jakimś dziwnym bełkocie. Uchyliłam usta, patrząc na niego jak na dziwaka. Wywrócił rozbawiony oczami z powodu mojego nieogarnięcia. - Właśnie przedstawiłem Ci się po niderlandzku. Jestem w połowie Holendrem.
- Że co? - wydukałam.
- Moja mama była Holenderką. Willemsen to holenderskie nazwisko. - wyjaśnił. Cholera jasna, muszę poprosić Mary o korepetycje. Zdecydowanie miała większą wiedzę na temat życia prywatnego Asensio niż ja. - We wtorek wylatujemy do Amserdamu na mecz z Ajaxem. Tata i Igor również się tam wybierają, bo to najlepsza okazja do odwiedzenia rodziny.
- I członkiem tej rodziny jest Twoja babcia? Chcesz ją oszukać?
- Nie znasz jej. - westchnął, drapiąc się nerwowo po karku. - To najbardziej uparta osoba na świecie. Tata miał rację. Prędzej czy później i tak by się tu zjawiła. Posłuchaj, wcale nie musisz się zgadzać. Powiemy, że akurat w tym okresie czasu masz swoje zobowiązania.
- Choć z drugiej strony poznanie Twojej rodziny przeze mnie ... - spojrzałam na niego porozumiewawczo. - Nie ... nie możemy ich w to wciągnąć ...

Zeskoczyłam z roweru, po czym przypięłam go do specjalnego stojaka. Moja dwugodzinna przejażdżka po Amsterdamie w towarzystwie Igora oraz jego kuzynostwa sprawiła mi wiele frajdy. Aaron i Tess okazali się być najlepszymi przewodnikami po tym przepięknym mieście, a po za tym byli sympatycznymi ludźmi. W głębi duszy czułam wyrzuty sumienia związane z bezczelnym oszukiwaniem ich.
Dlaczego wylądowałam w Amsterdamie? Nie miałam innego wyjścia. Florentino Perez zadzwonił do mnie z samego rana, oznajmiając, że zabukował mi bilet na samolot jak i na sam mecz. Po meczu na Wanda Metropolitano niektórym ludziom zaczął przeszkadzać fakt, że byłam byłą dziewczyną Alvaro Moraty. Nie winiłam ich, w końcu doskonale zdawałam sobie sprawę z tego, jak ta sytuacja wygląda dla postronnej osoby. Musiałam "ocieplić" swój wizerunek i "udowodnić", że na prawdę kochałam Marco Asensio. W końcu miłość nie wybiera.
Igor wraz z panem Gilberto czekali na mnie na lotnisku. Na mój widok senior Asensio zażartował mówiąc, że na prawdę musiałam stęsknić się za Marco, skoro rzuciłam wszystko dla wyjazdu do Holandii. Był pociesznym człowiekiem, w którego oczach dostrzegałam błysk smutku i przygnębienia. Domyśliłam się, że ma to związek ze zbyt wczesnym utraceniem ukochanej żony. Współczułam całej trójce z całego serca. Pani Willemsen musiała być cudowną osobą.
- Widzimy się po meczu? - zagadnęła Tess, gdy Igor wraz z Aaronem omawiali wszelkie szczegóły. Przytaknęłam, chyba ze zbytnim entuzjazmem. Prawda była taka, że obawiałam się tego spotkania. Mieliśmy zostać w Amsterdamie do jutrzejszego dnia. Marco również, choć podejrzewałam że pan Perez maczał w tym palce. To było oczywiste, że czekała mnie wizyta w domu rodzinnym Pani Willemsen. - Mogę opublikować nasze wspólne zdjęcie?
- Oczywiście. Sama miałam to zrobić. - uśmiechnęłam się, co odwzajemniła. Nie chciałam traktować tego niewinnego gestu jako "promocję", aczkolwiek taka myśl pojawiła się w mojej głowie. - Jeszcze raz dziękuję wam za wspaniały dzień. Amsterdam jest cudowny.
- Koniecznie musicie przyjechać z Marco podczas lata. - zarządziła. - Oczywiście to miasto jest piękne o każdej porze roku, nawet wtedy gdy pada deszcz, ale gdy kwitną te wszystkie kwiaty ... po prostu magia! Po za tym, jest tu wiele idealnych miejsc dla Twoich postów.
- Genialny pomysł. - odchrząknęłam.
Chwilę później pożegnaliśmy się z Tess i Aaronem. Razem z Igorem weszliśmy do hotelu, od razu kierując się w stronę windy. W środku oparłam się o metalową ścianę i wypuściłam ze świstem powietrze.
- Nie potrafię. - jęknęłam.
- Co takiego?
- Dlaczego Twoje kuzynostwo nie okazało się być naburmuszonymi Holendrami z chłodnym podejściem do obcych ludzi? Na prawdę ich polubiłam. Aaron trochę przypomina mi Marco, oczywiście jeśli chodzi o charakter. Z kolei Tess ... tak sympatyczna osoba jak ona, nie zasłużyła na to, aby męczyć się z waszą trójką. - mruknęłam, na co Igor parsknął śmiechem. - Jestem perfidną oszustką. - wyciągnęłam telefon, słysząc powiadomienie. Ktoś oznaczył mnie na swoim poście. Uśmiechnęłam się pod nosem na widok zdjęcia opublikowanego przez Tess.


Tess Heijkoop : Cudowny dzień z cudowną osobą 💚 #Amsterdam
mariapombo : Dziękuję Ci za możliwość zobaczenia tego pięknego miasta Twoimi oczami. Nigdy nie zapomnę tego dnia! 🚲👭💚 #Amsterdam #Tess #Soulmate

*

Na Johan Cruyff ArenA było bardzo chłodno. Z wdzięcznością przyjęłam od pana Gilberto szalik, którym okręciłam pół twarzy. Dłonie schowałam w kieszenie od płaszcza i z niecierpliwością zerkałam na elektryczny zegar. Ten mecz to była istna katorga dla mnie. Marco nie grał, a jego kolegom nie bardzo udawało się opuszczać własne pole karne. Igor klął pod nosem, a jego ojciec nerwowo wodził wzrokiem w tą i z powrotem. Z ulgą przyjęłam informację o końcu pierwszej połowy.
Zmarznięta do szpiku kości, nie miałam nawet ochoty, aby wyciągnąć telefon. Moją powinnością było informować świat o takich wydarzeniach, a raczej o mojej obecności w tak ważnych momentach. Ale czy zostałoby to dobrze odebrane? Drużynie Asensio po prostu szło źle, a ja miałam w głowie tylko Instagram?
- Mario, może idź do bufetu? - zatroskany głos pana Gilberto wyrwał mnie z umysłowego samosądu. - Napij się czegoś ciepłego i zostań tam na drugą połowę. Holandia w lutym nie należy do zbyt ciepłych krajów. Ja już się do tego przyzwyczaiłem, ale szkoda abyś Ty się przeziębiła.
- Wytrzymam. - posłałam mu uśmiech.
- Skąd ja to znam. Powiedziałem to samo mojej żonie gdy pierwszy raz tu przyjechałem. Z gorącej Majorki do zimnego Amsterdamu. Wylądowałem w szpitalu na zapalenie płuc. - zaśmiał się, lecz po chwili jego twarz spochmurniała. Domyśliłam się, że to z powodu wspomnienia o żonie. - O, już wychodzą. - odchrząknął.
Druga połowa wcale nie zaczęła się lepiej. Nie byłam żadnym ekspertem, ale pewne rzeczy aż rzucały się w oczy. Dopiero w sześćdziesiątej minucie Real zdołał wyjść na prowadzenie. Kibice nie zdążyli nawet odetchnąć z ulgą, a był już remis. Wypuściłam ze świstem powietrze. Mary wspominała, że w tym sezonie gra cień wielkiej drużyny, ale nie sądziłam, że aż tak. Liga Mistrzów była ich ostatnią szansą.
Po chwili na boisku pojawił się Marco. Miałam nadzieję, że uda mu się umieścić piłkę w siatce. Skoro zaciągnął mnie do tego zimnego kraju, powinien zrobić wszystko, aby nie poszło to na marne. Już wystarczające tortury przeszłam!

"Wyglądasz jakbyś była na Biegunie Północnym"
"Skąd wiesz jak wyglądam?"
"Przecież oglądam mecz! Gdy wszedł Marco operator zrobił przybliżenie na Twoją twarz. Angel mówi że nie masz się czym przejmować. Gorzej jakbyś dłubała w nosie"
"Angel?"
"To temat na rozmowę przy winie"


Przymknęłam powieki i policzyłam do dziesięciu. Nie dość, że jestem ze wszystkich stron obserwowana, to własna przyjaciółka romansuje sobie z kumplem Marco. Powoli to wszystko wymykało się nam spod kontroli. Mieliśmy być jedynie aktorami w przedstawieniu, a jednak ten układ zaczynał mieć wpływ na nasze życie.
Nagle Igor skoczył na równe nogi, a pan Gilberto zaczął energicznie klaskać z szerokim uśmiechem na twarzy. Zdezorientowana spojrzałam na Marco, za którym biegli rozradowani koledzy. Dłoń miał wyciągniętą, kreśląc nad nią jakieś kółeczka. Co temu dzieciakowi znowu chodziło po głowie?
- To bramka dla babci. - wyjaśnił Igor, widząc moją zdezorientowaną minę. - Imitacja smarowania masła orzechowego na kromce chleba. To jeden ze specjałów kuchni holenderskiej. Marco nazywa to smakiem swojego dzieciństwa, który kojarzy mu się z babcią.
- Dzieciak. - parsknęłam śmiechem. Nie mogłam jednak ukryć przyjemnego ciepła, które ogarnęło moje serce. Byłam pewna, że babcia Marco będzie zachwycona tym gestem. To było urocze, że myślał o niej w takiej chwili.


Po chwili rozległ się dźwięk gwizdka kończącego drugą połowę. Marzyłam o gorącej herbacie i cierplutkim łóżeczku, jednak w tym momencie mogłam liczyć jedynie na gorąc spowodowany nerwami. Po meczu miałam zostać przedstawiona seniorce rodu. Jak na skazanie szłam do odpowiedniej strefy na stadionie, gdzie czekała na nas rodzina Willemsen.
Już z daleka dostrzegłam zgarbioną staruszkę, która uważnym spojrzeniem skanowała wszystko dookoła. Nieodłączny balkonik stał obok niej. Jak na dziewięćdziesiąt lat wyglądała bardzo sprawnie, a w jej oczach bił młodzieńczy blask. Ledwo przekroczyłam próg, a zostałam postawiona w centrum jej zainteresowania. Byłam zaskoczona widząc ponad dziesięć osób, które zaczęły witać się z panem Gilberto i Igorem. Tess posłała mi szeroki uśmiech i już po chwili pojawiła się obok, aby udzielić mi wsparcia.
- Babcia nie gryzie. - zachichotała.
- Zawsze może być ten pierwszy raz. - mruknęłam. Na całe szczęście w pomieszczeniu pojawił się Marco. Szeroki uśmiech nie schodził mu z twarzy, gdy witał się z członkami swojej rodziny. Przytulali się i poklepywali, dając dowód na to, że mimo dzielących ich kilometrów, nadal byli ze sobą blisko. Na sam koniec Marco podszedł do babci i mocno ją wyściskał. Kobieta położyła swoje kościste dłonie na jego ramionach i zaczęła z nim rozmawiać po niderlandzku. Nie rozumiałam ani słowa, jednak zdradziecki uśmiech pojawił się na moich ustach na ten widok.
Babcia wskazała mu moją osobę i lekko "popchnęła". Marco pokręcił rozbawiony głową, po czym do mnie podszedł. Nasz pierwszy pocałunek był spontaniczny, drugi zaś planowany. Nie zmieniło to faktu, że czułam się lekko niezręcznie. Asensio pociągnął mnie w stronę babci, obejmując ramieniem.
- To jest właśnie Maria, którą chciałaś poznać.
- Jaka Ty jesteś śliczna! - staruszka zaskoczyła mnie swoim angielskim, po czym chwyciła za rękę i uśmiechnęła się szeroko. - Cieszę się, że przyjechałaś z Gilberto do Holandii. Nie wiem ile jeszcze pożyję, a chciałam zobaczyć Cię na żywo. Marco ma bardzo dobry gust. - pogładziła go drugą dłonią po ramieniu. - Pięknie razem wyglądacie.
- Dziękuję. Mi również miło panią poznać. - odchrząknęłam czując jak ogarnia mnie przygnębienie. Staruszka szczerze cieszyła się stworzoną przez nas iluzją. Sądziła, że jej wnuk jest szczęśliwie zakochany, co mijało się z prawdą. - Na pewno radość sprawiła pani dedykacja po strzeleniu bramki. - zagadnęłam, chcąc zmienić temat.
- Oh, tak! - jej twarz pojaśniała. - Mój mały łobuz dalej lubi masło orzechowe. - chwyciła go z czułością za policzek. Parsknęłam śmiechem, zakrywając usta dłonią. - Razem z Astrid przygotowałyśmy dla chłopców zapas. Dla Ciebie również, Mario. To taka nasza rodzinna tradycja.
- Z chęcią spróbuję.
- Babciu, jest już późno. - wtrącił Marco. - Powinnaś odpocząć, a my wrócić do hotelu. Tak jak obiecaliśmy, pojawimy się jutro na obiedzie ...
- Kategorycznie się temu sprzeciwiam! - oburzyła się. - Co to za pomysł z tym hotelem? Nie macie domu w Amsterdamie? Astrid z Tess przygotowały wam pokoje i nawet nie chcę słyszeć odmowy. Nie wiem ile jeszcze pożyję, więc moglibyście sprawić mi tą radość i spać pod moim dachem. - oznajmiła. Marco wywrócił oczami, a reszta rodziny nagle zaczęła udawać, że wcale ich ta konwersacja nie interesuje. - Tess kochanie, pomóż babci. - zwróciła się do wnuczki. Odruchowo podtrzymałam jej dłoń, gdy chciała chwycić się balkoniku. Jej uważne oczy skupiły się na mojej twarzy. - Dziękuję, jesteś bardzo miłą młodą osobą. Przekonaj go, proszę.

*

- I co ja niby miałam zrobić?!
- To jest cwana manipulatorka. Straszy nas swoim odejściem z tego świata odkąd pamiętam. - mruknął Marco, a Igor przytaknął mu skinieniem głowy. Siedziałam spanikowana pomiędzy braćmi Asensio w taksówce, w drodze do rodzinnej posiadłości. - Jest bardzo konserwatywna. Będzie strzegła drzwi do sypialni w której Cię ulokuje.
- Nie rozumiem.
- Żadnego seksu przed ślubem. - parsknął Igor.
- Oh, to ma jak w banku!
Samochód zatrzymał się na podjeździe okazałego domu z czerwonej cegły. Marco uprzejmie przytrzymał mi drzwi i zajął się moim bagażem. Wspólnie podeszliśmy do drzwi wejściowych w których czekała na nas ich ciocia Astrid. Z uśmiechem zaprosiła nas do środka.
Salon był cudownie przytulny. Z kominka buchał ciepły żar, a wokół niego rozstawione były kanapy, fotele i pufy, na których siedzieli członkowie rodziny, pogrążeni w wesołej rozmowie. Typowa rodzinna sceneria. Oczywiście w centrum siedziała babcia Marco, przywołująca nas swoją dłonią. Obok stał fotel mogący pomieścić dwie osoby. Nie bez powody był pusty. Posłałam Marco znaczące spojrzenie, jednak nie miałam innego wyjścia jak zająć zajęte specjalnie dla mnie miejsce.
- Dziękuję. - staruszka pogładziła mnie po dłoni. - Powiedz mi o sobie więcej. Tess i Aaron pokazywali mi Twoje zdjęcia. Jesteś modelką, prawda?
- Cóż, można tak powiedzieć. - posłałam jej uśmiech. - Z początku marzyłam, aby zostać dziennikarką, która pisze o modzie. Nigdy nie widziałam w sobie modelki bo jestem za niska i nie ma we mnie nic specjalnego. Pochodzę z małego miasteczka na północy Hiszpanii, więc wcale nie było mi łatwo. Wyjechałam na rok do Stanów Zjednoczonych, aby podszkolić swój angielski. I właśnie tam, razem z koleżanką, zaczęłyśmy nagrywać krótkie filmiki z naszych podróży, zakupów czy z codziennego życia. Tak dla zabawy. Nazywa się to videoblog. Ku naszemu zaskoczeniu, miałyśmy co raz więcej widzów. Ludziom podobał się mój styl, więc często pytali mnie gdzie kupiłam bluzkę czy sukienkę. Pomyślałam, że to świetny sposób, aby pokazać ludziom swoje pomysły. Zaczęłam publikować zdjęcia i z czasem zgłaszały się do mnie różne agencje z propozycją, abym była twarzą kosmetyków, biżuterii bądź marki ubrań. Z początku traktowałam to jako zabawę czy przygodę, ale dzięki temu pojawiłam się w świecie mody. Kto wie, może kiedyś spełnię marzenie i będę pisała dla jakiegoś modowego magazynu.
- Życzę Ci tego. Ale to nie prawda, że nie ma w Tobie nic specjalnego. Gdyby tak było, sami by się do Ciebie nie zgłaszali. - zauważyła. Szczerze mówiąc, zaskoczyły mnie te słowa. Nigdy nie patrzyłam na swój sukces pod tym kątem. Fakt, nigdy nie chodziłam na żadne castingi ani nie starałam się zwrócić na siebie uwagę za wszelką cenę. - Prawda Marco? - uniosłam zaskoczona głowę, dostrzegając Asensio opartego o mój fotel. Milczał, przysłuchując się naszej rozmowie.
- Oczywiście. Inaczej sam bym jej nie zauważył.
- Przestań. - speszyłam się.
- Skąd dokładnie jesteś Mario? - pani Astrid podała mi filiżankę pełną herbaty, po czym przysiadła się z drugiej strony swojej matki. Marco, uważnie obserwowany przez babcię, zajął miejsce obok mnie. Niby fotel był dwuosobowy, a jednak ledwo się w nim mieściliśmy. - Nie masz urody typowej Hiszpanki.
- Z małej miejscowości niedaleko Santander. Nazywa się Socobio i właściwie jedynym ciekawym miejscem jest tam zabytkowy kościół z dziesiątego wieku. - zaśmiałam się. - Jestem z Baskonii i moi przodkowie również. Daleko mi do dziewczyn z Andaluzji.
- Jesteś piękna i imię też masz piękne. Czyż to nie zbieg okoliczności? - wtrąciła babcia Marco. W salonie zapanowała przerażająca cisza. Poczułam jak siedzący obok mnie Asensio lekko się spiął.
- Mam je po mamie. Taka rodzinna tradycja. - zaśmiałam się nerwowo, chcąc uratować sytuację, chociaż nie rozumiałam co wprowadziło wszystkich w zakłopotanie. - Babcia kazała mi przysiąść na wszystkie świętości, że jeśli będę mieć córkę, to mam jej nadać imię Maria.
- Oh, chciałabym tego dożyć. - oczy staruszki zaświeciły, a rozbawieni Igor i Aaron posłali zdezorientowanemu Marco pełne aluzji spojrzenia. Dopiero w tej chwili do mnie dotarło co palnęłam. Spuściłam wzrok na filiżankę z herbatą chcąc ukryć zaczerwienione policzki. - Ale moi drodzy, pora spać. Jest już północ. Marco? - zwróciła się do wnuka. - Ulokowałam Ciebie i Marię w pokoju z widokiem na wodę.
- Że co? - wydukał. - Razem?
- Dziecko, skończyłam dziewięćdziesiąt lat! Jeśli na prawdę chcesz mi wmówić, że trzymacie się z Marią jedynie za ręce, to lepiej zamilknij i wykorzystaj sytuację, że stałam się nowoczesna. Kiedyś trzeba, prawda? Co nie zmienia faktu, że nadal uważam, że antykoncepcja to grzech. - wstała z trudem i z pomocą swojej córki. Odprowadziłam ją zszokowanym wzrokiem.
Tess zaoferowała się, że pokaże mi gościnną sypialnię. Pomieszczenie było jasne z dużym łóżkiem na samym środku. Mały balkonik wychodził na widok stawu, który był własnością rodziny. Uroczy pomost aż kusił, aby spędzić na nim popołudnie wśród natury. Sypialnia była połączona z łazienką, co było mi jedynie na rękę. Czułabym się niekomfortowo spacerując w szlafroku po korytarzu. Jeden Asensio to i tak było za dużo.
- Za co?! - pisnął czując odbijającą się dłoń od jego głowy.
- Konserwatywna babcia pilnująca drzwi? - zironizowałam ściszonym głosem. - Właśnie dała Ci pozwolenie na zapłodnienie mnie pod jej nosem! - wskazałam ręką na zamknięte drzwi. - Szkoda, że dobitniej Ci nie powiedziała, abyś nie użył dzisiaj gumki!
- Mówiłem Ci już, że wolę bez. - wywrócił oczami. - A po za tym nie mam przy sobie! - dodał uciekając rozbawiony przed pociskiem w postaci poduszki. - Przepraszam Cię bardzo, ale to Ty zaczęłaś mówić o córce, której nadasz imię mojej matki.
- Mojej matki! - poprawiłam go.
- Moja również nazywała się Maria.
- Oh ... nie wiedziałam. - speszyłam się.
- Po prostu chodźmy spać, a aluzjami mojej babci się nie przejmuj. To duże łóżko, więc obiecuję, że nie przekroczę wyznaczonej przez Ciebie linii. - uniósł ręce w geście poddania. Uniosłam z politowaniem jedną brew. - No chyba mi nie powiesz, że mam spać na podłodze!
- Spróbuj mnie dotknąć przez sen, a zobaczysz!

***

Mój ulubiony rozdział ^^ Inspiruje się prawdziwymi wydarzeniami, także babcia i balkonik pojawili się w prawdziwym życiu :)

sobota, 18 maja 2019

6. Kumpela.

Sesja zdjęciowa promująca biżuterię Agatha Paris była dla mnie niekończącą się katorgą. Od paru dni wszystko mnie irytowało i doprowadzało do szału. Chciałam zapomnieć o wydarzeniach z Wanda Metropolitano, jednak niezawodne plotkarskie media nie chciały mi w tym pomóc. Na domiar złego, po mojej głowie wciąż krążyły słowa pani Susany.
Zadowolona jesteś z siebie? Oczywiście, że nie. Z każdym kolejnym dniem co raz bardziej żałowałam, że zgodziłam się na udział w tej szopce. Gardziłam ludźmi, którzy sprzedaliby własną duszę, aby być w centrum zainteresowania. Do tej pory starannie oddzielałam życie prywatne od zawodowego, a teraz? Całkowicie straciłam kontrolę nad tym wszystkim. Nie chciałam być porównywana do Campello.
Nie jest Ci wstyd? Oczywiście, że było mi wstyd. Podświadomie chciałam, aby Alvaro dotknęła wiadomość o moim związku z Marco. Chciałam, aby poczuł się źle z tego powodu. Jednak jego gwałtowna reakcja na murawie wcale nie przyniosła oczekiwanej satysfakcji. Miałam wyrzuty sumienia z powodu konfliktu, które media w tym momencie wyolbrzymiały i podkoloryzowały.
Zobacz do czego doprowadziła Twoja zazdrość! Czy na prawdę byłam zazdrosna? Czy to dlatego zgodziłam się na uknuty plan przez Florentino Pereza? Nie kochałam Alvaro Moraty, tego byłam absolutnie pewna. Ale pragnęłam tego, aby choć przez chwilę poczuł się tak, jak ja się czułam po naszym rozstaniu. To on mnie zdradził, nie ja jego.
Zakryłam twarz dłońmi, czując jak głowa zaczyna mi pulsować. Za dużo analizowania oraz pytań bez odpowiedzi. Może Mary miała rację? Może powinnam skupić się na sobie, a nie na opinii innych?
Chwyciłam do dłoni telefon, który dał o sobie znać. Kolejne irytujące powiadomienie, które podniosło mi ciśnienie. Kolejny artykuł o mnie jako o winnej konfliktu pomiędzy Moratą i Asensio. Cudownie!
W tym samym momencie drzwi garderoby, w której aktualnie się znajdowałam, otworzyły się szeroko. To rozwścieczyło mnie jeszcze bardziej.
- Cholera jasna! Asensio, czy matka nie nauczyła Cię pukać?! - krzyknęłam, odrzucając telefon na blat. Piłkarz stanął jak wryty, patrząc na mnie zaskoczony. - Przy najbliżej okazji powiem jej, że jesteś niewychowanym gówniarzem! - stanęłam na przeciwko niego, zaciskając swoje pięści. - Powinna coś z tym zrobić, bo gdzieś zdecydowanie popełniła błąd!
- Powodzenia. - mruknął. Zimny dreszcz przebiegł po moich ramionach z powodu tonu jego głosu. Jego twarz niewyrażana emocji, aczkolwiek oczy stały się dziwnie smutne. Odwrócił się na pięcie, mijając zaskoczoną Mary, po czym trzasnął głośno drzwiami. Podskoczyłam przestraszona, nie rozumiejąc dlaczego tak zareagował. Do tej pory raczej nie miał problemów z pyskowaniem do mnie.
- Oszalałaś?! - Mary posłała mi rozczarowane spojrzenie.
- Niech nauczy się pukać! - prychnęłam.
- Nie o tym mówię! Jak mogłaś coś takiego powiedzieć o jego matce. - pokręciła zażenowana głową. Uchyliłam usta, jednak głos ugrzązł w moim gardle. Przecież powiedziałam to pod wpływem emocji!
- Aż takim maminsynkiem jest?
- Raczej był. - mruknęła. Wbiłam w nią zaskoczone spojrzenie. Mary wzięła do rąk swój telefon, a następnie zaczęła coś w nim szukać. Po chwili miałam przed oczami powtórkę z prezentacji Marco jako nowego piłkarza Realu Madryt. Przez chwilę zniecierpliwiona przysłuchiwałam się przemówieniu Florentino Pereza. Kamera najechała na Marco, który siedział w towarzystwie Igora i starszego mężczyzny, prawdopodobnie ojca. Zmarszczyłam brwi, analizując całą sytuację. Gdzie była jego matka w takim momencie?
- Witam wszystkich. - przy mównicy stanął lekko zestresowany Marco. Niekoniecznie się temu dziwiłam. - To dla mnie wyjątkowy dzień, bo spełnia się moje dziecięce marzenie. To ogromny zaszczyt i dziękuję prezesowi i całemu klubowi. Od zawsze chciałem założyć tę koszulkę i właśnie nadszedł ten dzień. Dziękuję mojemu tacie i mojemu bratu, którzy są ze mną dzisiaj i zawsze mnie wspierali w drodze do tego miejsca, oraz mojej mamie ... - głos mu się załamał. Zakrył swoje usta dłonią, chcąc uspokoić swoje emocje. -  ... która opiekuje się mną z nieba. - dodał, po czym odwrócił oczy pełne łez w drugą stronę. Florentino chcąc uratować sytuację, objął go ramieniem i zaprosił rodzinę do wspólnego zdjęcia.
- Mary ... ?
- Jego matka nie żyje. Zmarła dość niedawno na raka.
- O Boże. - zakrywał usta dłonią, czując jak łzy napływają do moich oczu. Byłam kretynką. Byłam pozbawioną uczuć kretynką! Nie wiedziałam, ale to żadne usprawiedliwienie. Jak mogłam coś takiego mu powiedzieć?! Uderzyłam w jego najczulszy punkt. Jego łzy podczas samego wspomnienia o matce były dowodem na to, że nadal nie pogodził się z brutalną rzeczywistością. Ale czy ktoś mógł się mu dziwić?
- Myślałam, że wiesz.
- Mary, nasz układ nie zobowiązuje do opowiadania o prywatnych sprawach czy problemach. Wątpię, aby mówił o tym każdej nowo poznanej osobie. Po za tym, powinnam się domyślić! - jęknęłam zażenowana. - Cały czas mówił tylko o ojcu, Igor także. Nawet przez mikrosekundę nie pomyślałam o matce.
- Więc co teraz?

Z duszą na ramieniu stanęłam przed drzwiami jego domu. O dziwo brama była otwarta, dzięki czemu wślizgnęłam się na podjazd bez problemu. Przez całą drogę układałam sobie w głowie to, co chciałam mu powiedzieć. Jednak na sam koniec stwierdziłam, że jestem żałosna. Żadne moje przeprosiny nie cofną tego, co powiedziałam.
- Co tu robisz? - spytał zaskoczony.
- Marco ... ja ... przepraszam. - wyjąkałam spuszczając głowę. Nigdy w życiu nie było mi aż tak wstyd. - Jestem poddenerwowana całą tą sytuacją. Wszystko mnie irytuje. Wyżyłam się na Tobie, a przecież nie jesteś niczemu winny. Na dodatek powiedziałam ... nie wiedziałam ... po prostu jestem idiotką. - jęknęłam.
- Następnym razem zapukam. Zdążyła mnie tego nauczyć.
- Proszę Cię, przestań! Powiedziałam to pod wpływem emocji. Przepraszam. Oczywiście byłoby miło gdybyś zapukał, bo kolejnym razem mogę nie mieć nic na sobie ... - kąciki jego ust lekko się uniosły. - ... ale to nie ma nic wspólnego z tym jak Cię wychowała mama. Podejrzewam, że byłeś niezłym łobuzem i nie mogła nic na to poradzić.
- Może trochę. - uśmiechnął się.
- Wybaczysz mi?
- A mam inne wyjście, skoro nigdy wcześniej nie usłyszałem aż tak szczerych przeprosin? - westchnął. Przybrałam niewinną minę, uśmiechając się do niego uroczo. Parsknął śmiechem, po czym otworzył szerzej drzwi. - Wchodź, właśnie przygotowałem kawę.
W skupieniu przyglądałam się jak kładzie przede mną filiżankę pełną kawy. Podziękowałam uśmiechem, po czym chwyciłam ją w swoje dłonie. Wielki głaz spadł z mojego serca, jednak nadal czułam się źle z wypowiedzianymi przeze mnie słowami, które zapewne go zraniły.
- Mógłbyś otworzyć kawiarnię. - zauważyłam.
- Aż takim beznadziejnym piłkarzem jestem? - zaśmiał się, po czym usiadł na przeciwko mnie. Upiłam kolejny łyk, zachwycając się niepowtarzalnym smakiem. - Mieliśmy porozmawiać o tym, co się wydarzyło po meczu. - zauważył. Momentalnie się spięłam. Po naszym pocałunku, bez słowa udaliśmy się do samochodu, po czym opuściliśmy Wanda Metropolitano. Marco odwiózł mnie i Mary do mojego mieszkania. Na odchodne szepnął, że musimy porozmawiać.
- Przepraszam, poniosło mnie.
- Nie mówię o pocałunku. - uniósł zabawnie brwi. - To akurat było miłe, a po za tym kiedyś musiało do tego dojść. Spontaniczność jest o wiele lepsza niż Twoje analizowanie, czy aby na pewno nie wyjdzie to sztucznie. Wolałbym raczej porozmawiać o tym, czego chciała od Ciebie matka Alvaro. Igor przedstawił mi swoją wersję.
- Muszę mu podziękować. - westchnęłam przeczesując swoje włosy. - Kompletnie mnie zaskoczyła, a on bez zastanowienia stanął w mojej obronie. Oskarżyła mnie o to, że z premedytacją niszczę Twoją przyjaźń z Alvaro. I chociaż bardzo chciałabym się tym nie przejmować, doskonale zdaję sobie sprawę z tego, że ma ona sporo racji. Tak jakby wiedziała o naszym układzie.
- Nigdy nie przyjaźniłem się z Moratą. - pociągnął łyk swojej kawy. - Owszem, jesteśmy kumplami, ale nieszczególnie utrzymywaliśmy kontakt gdy wyjechał do Anglii. Szczerze mówiąc, jego furia jedynie zmotywowała mnie do strzelenia tej bramki. Mogę mu być tylko wdzięczny. - wyszczerzył swoje zęby. Od razu przypomniałam sobie o ich chwilowej pyskówce.
- Coś Ci powiedział, prawda?
- Dolać Ci kawy? - westchnął wstając ze swojego miejsca.
- Co on Ci powiedział? - spytałam z napięciem w głosie.
- Męskie sprawy. - wzruszył ramionami dolewając do swojej filiżanki kawy. Zirytowana stanęłam obok niego i założyłam ręce na piersi. Spojrzał na mnie kątem oka, po czym westchnął ciężko. - Serio chcesz to usłyszeć? Od razu mówię, że nie będziesz zadowolona.
- Mów.
- Powiedział, że jesteś sztywna w łóżku. - mruknął patrząc na mnie niepewnie. Chwilę mi zajęło, aby zrozumieć sens tych słów. Moje policzki zapłonęły, a dłonie mechanicznie zacisnęły się w pięści. Spodziewałam się wszystkiego. Wszystkiego! Ale nie czegoś tak bezczelnego! Emocje emocjami, ale istniały jakiekolwiek granice przyzwoitości! - Nie denerwuj się, bo nie ma czym. Obydwoje wiemy, dlaczego tak powiedział. Zresztą ... zripostowałem go. - wzruszył ramionami.
- Co to znaczy? - wydukałam.
- Powiedziałem, że to widocznie on jest beznadziejny, bo ja nie miałem absolutnie żadnych problemów, aby doprowadzić Cię do szaleństwa. - zrobił krok w tył, jakby obawiał się że zaraz rzucę w niego pierwszym lepszym garnkiem. Uchyliłam zszokowana usta, czując kolejny napływ gorąca na mojej twarzy. - Przepraszam. Za bardzo się wczułem.
- Dzieciak z Ciebie! - warknęłam.
- Lubisz tego dzieciaka, myszko. - puścił mi oczko.
- Cóż, może trochę. - usiadłam na swoim miejscu. - Szczerze mówiąc, sądziłam że nasza współpraca będzie gorzej wyglądać. Jako się dogadujemy. - wzruszyłam ramionami. - A do tego parzysz cudowną kawę.
- Wiadomo. - uśmiechnął się. - Ale to prawda, nie musimy się zbytnio wysilać, aby ich sprowokować. Jakie miałaś relacje z jego rodziną skoro Twoja osoba nadal jest w centrum ich zainteresowania?
- Myślę, że dobre. - wzruszyłam ramionami. - Przez jakiś czas wydawało mi się, że możemy być z Martą przyjaciółkami, a pani Susana zawsze była dla mnie bardzo miła. Z jego ojcem nie miałam praktycznie styczności. W każdym bądź razie według ich opinii to ja ponoszę winę za nasze zerwanie, którego praktycznie nie było. - mruknęłam, spuszczając wzrok na filiżankę.
- Co to znaczy?
- To znaczy, że nie zerwaliśmy ze sobą. Odkryłam że spotkał się z Alice za moimi plecami. Zrobiłam mu awanturę, ale przekonywał mnie, że to nic nie znaczy. Powiedzmy że mieliśmy ciche dni gdy wyjeżdżałam. Ale żadne z nas nawet nie zająknęło się o rozstaniu. Kilka dni później Alice opublikowała ich wspólne zdjęcie z pełnym miłości opisem. Z kolei nasze zniknęły z jego profilu. Tak wyglądało nasze zerwanie, które podobno było moją winą. - spojrzałam na Marco, którego wzrok wbity był w blat stołu. W dłoni okręcał filiżankę, wyraźnie zamyślony. - Znałeś inną wersję, prawda?
- Że wolałaś skupić się na karierze niż na wsparciu, którego potrzebował? 
- Brzmi znajomo.
- Mógł po prostu z Tobą zerwać. - wzruszył ramionami. - Chociaż to dla mnie dziwne. Sam Cię zdradził, ale wpadł w furię z mojego powodu. - spojrzał wprost w moje oczy. Chciałam mu odpowiedzieć, jednak nie dopuścił mnie do słowa. - Nie mówię, że Ci nie wierzę. Isco również napomknął mi o jego zdradzie, a przecież są przyjaciółmi, więc powinien trzymać jego stronę. Po prostu jego zachowanie nie trzyma się kupy. Albo ma o sobie wysokie mniemanie albo nadal coś do Ciebie czuje i zachowuje się jak pies ogrodnika.
- Bzdura. - parsknęłam.
- Nie zerwał z Tobą. - zauważył.
- Jak inaczej wytłumaczysz jego zdradę? Związek z Alice?
- No i właśnie to nie ma dla mnie sensu. - podrapał się nerwowo po głowie, po czym wbił we mnie stanowczy wzrok. - A Ty? Czujesz coś do niego?
- Nie kocham go. - odpowiedziałam pewnie. - Może to zabrzmi dziwnie, ale mam do niego sentyment. Spędziliśmy ze sobą dwa lata, więc zdążyłam go poznać. Nie mieści mi się w głowie to, jak się zmienił. To już nie jest ten sam Alvaro. W tym na pewno bym się nie zakochała.
- Cóż, sam zdążyłem poznać jego irytującą stronę.
- Marco? - zaczęłam niepewnie. Jedna rzecz wciąż nie dawała mi spokoju. - Gdy pierwszy raz rozmawialiśmy w garderobie, wspomniałeś że chcesz się zemścić na Alice. Czy ...
- Nigdy nie zainteresowałbym się tą amebą
- Więc?
- Zniszczyła mój związek. - oznajmił. Zaskoczona uniosłam brwi ku górze. - Nie bezpośrednio, ale miała w tym swój udział. Sara ma swoje wady, ale doskonale poznała się na Alice. Pamiętasz jak opowiadałem Ci o tym, że była idealnym materiałem na przyjaciółkę dla Campello? - spytał, na co kiwnęłam głową w odpowiedzi. - Alice zawsze przymila się do osób, które według niej coś więcej znaczą. Sara jest aktorką i dziewczyną Isco, czyli najpopularniejszego obecnie piłkarza w Hiszpanii. Zaraz po Ramosie oczywiście. Maria, żona Nacho, z kolei jest jedną z najbardziej lubianych wśród kibiców "WAGs" czy jak to się mówi.
- Nazywała ją w wywiadach przyjaciółką. - zauważyłam. - Sama Maria przyznała, że to zbyt wiele powiedziane. Myślisz, że chciała wykorzystać jej wizerunek do własnych celów?
- Skoro Maria "ją lubi" to znaczy że musi być super osobą. - zironizował. - Ona kocha być w centrum zainteresowania. Nie wiem, może leczy takim zachowaniem swoje kompleksy, bo to nie jest do końca normalne. Powiedziała Marinie, że jeśli chce coś znaczyć i być lubianą, musi stworzyć w mediach wizerunek idealnej i uwielbianej.
- Marinie?
- Mojej byłej dziewczynie. - westchnął ciężko i opadł na oparcie krzesła. - Zaprzyjaźniły się. Nie byłem z tego powodu zadowolony, ponieważ wiedziałem, że Alice zainteresowała się Mariną tylko ze względu na mnie. Dzień po dniu obserwowałem jak zamienia ją we własną kopię. Zaczęliśmy się o to spierać, a ona przestała przypominać dziewczynę którą pokochałem. Moglibyśmy wypić razem butelkę Whisky bo spotkało nas to samo. - zauważył uśmiechając się smutno. - W każdym bądź razie gdy zaczęła opowiadać dziennikarzom szczegóły naszego związku, powiedziałem dość.
- Tak łatwo się poddała?
- Marco Asensio złamał mi serce. - zacytował. - Maria, byłem sceptycznie nastawiony do naszego układu. Jesteś osobą publiczną, więc wizerunek dziewczyny z sąsiedztwa z początku wydawał mi się fałszywy. Ale Twoje słowa przed galą ... miałaś rację. Specjalnie przedstawiłem to tak, abyś to Ty była ważniejsza. Zrobiłem to dla dobra naszej umowy. Twoje podziękowania mnie zaskoczyły. Zrozumiałem, że to było dla Ciebie ważne, lecz nie ze względu na samo pojawienie się. Mogłabyś być moją kumpelą. - zaśmiał się.
- Nie przyjaźnię się z gówniarzami. - wytknęłam mu język.
- Marco! Znów zapomniałeś zamknąć bramę! - usłyszeliśmy nawoływanie z holu. Zamarłam. Zanim nieznajomy mi mężczyzna wszedł do kuchni, Marco zdążył mnie poinformować, że to jego ojciec. - Oh, nie wiedziałem że masz gościa. - speszył się uroczo na mój widok, po czym odstawił zakupy na blat.
- Dzień dobry. - uśmiechnęłam się.
- Przynajmniej jest okazja do tego, abyście się poznali. - Marco wstał, na co z grzeczności uczyniłam to samo. Stanął obok, obejmując mnie w pasie. - Tato, to jest właśnie Maria, która trochę się stresowała spotkaniem z Tobą. - pomiędzy nami, a panem Asensio była wysepka, więc bez problemu mogłam kopnąć Marco w kostkę. - Kochanie, to mój tata Gilberto. I wcale nie gryzie.
- Kompromitujesz mnie. - mruknęłam.
- Marco ma specyficzne poczucie humoru. - zauważył jego ojciec. - Miło mi Cię poznać Mario. Cieszę się, że jesteś prawdziwa. - uśmiechnął się pod nosem, na co jego syn wywrócił oczami. - Raczej to nie mnie powinnaś się obawiać. Marco, dzwoniła babcia. - zwrócił się do niego bezpośrednio. - Pytała czy przedstawisz jej tą uroczą młodą damę.
- Babcia? - wydukałam.
- Aaron pokazał jej wasze zdjęcia z gali.
- Zabije go. - syknął pod nosem.
- Powiedziała, że masz ją natychmiastowo do niej przywieźć, bo nie wie ile jeszcze pożyje. A koniecznie musi poznać dziewczynę, której dedykujesz swoje gole. W sumie moja teściowa ma rację droga Mario. Musisz być dla niego bardzo ważna. - uśmiechnął się, po czym zaczął wypakowywać zakupy.
- Mam po babci poczucie humoru. Przeżyje nas wszystkich.
- Albo wpadnie tutaj ze swoim balkonikiem. Znasz ją.
- Maria, byłaś w Holandii?

***


Musiałam wtopić ten przykry moment który jest furtką do kolejnych wydarzeń ^^

niedziela, 12 maja 2019

5. Campello kontra Pombo.

Już w tą sobotę na Wanda Metropolitano odbędą się wiosenne derby pomiędzy Atletico, a Realem Madryt. Jednak to nie sportowemu aspektowi owego wydarzenia się przyglądniemy. W ostatnich tygodniach w hiszpańskich mediach notorycznie przewijają się dwa nazwiska. Campello i Pombo. Dwie piękne kobiety, które są kochane bądź znienawidzone. Nie ma nic pomiędzy. Łączy je nie tylko status WAG, ale i związek z Alvaro Moratą. Nic więc dziwnego, że są na każdym kroku porównywane. Jednakże wydawać się może, że Maria całkowicie zapomniała o Moracie, oddając swoje serce Marco Asensio. Jak sama przyznała "jest szczęśliwa i zakochana" czego dowodem jest jej wzrok skierowany na ukochanego. Ten niespodziewany związek podbił serca ludzi, robiąc z Marco i Marii najpopularniejszą parę tygodnia. Słynna Pombito wysunęła się na prowadzenia w prywatnych Derbach z Campello. Jak będzie na boisku?

Derby Madrytu. Mecz, którym żyła cała stolica Hiszpanii. Na ulicach pełno było kibiców w białych i czerwonych koszulkach, przekrzykujących się, bądź intonujących klubowe przyśpiewki. Tych bardziej fanatycznych i agresywnych policja starała się "usuwać" z drogi. Im bliżej godziny "0", tym napięcie bardziej rosło, z czym nie wszyscy potrafili sobie poradzić.
Stałam pod stadionem Atletico Madryt, patrząc niepewnie na Mary, która prowadziła "relacje live" w swojej koszulce z herbem Realu Madryt. Jej zagrzewanie do walki było urocze, ale co chwile musiałam studzić jej zapędy. Szczególnie gdy kibice Rojiblancos posyłali nam nieprzyjemne spojrzenia. Z dumą obnosiła się z nazwiskiem "Asensio" na swoich plecach. A jakże! Od gali w Sewilli stali się przyjaciółmi.
Niecierpliwie zerknęłam na zegarek. Nie miałam ochoty przychodzić tu dzisiaj, jednak pan Perez zauważył, że moja obecność jedynie wprowadzi Moratę w furię. Z kolei Marco umówił mnie i Mary ze swoim bratem, który powinien tu być lada chwila. Nie wiedziałam dlaczego, ale czułam lekki stres przed poznaniem Igora Asensio.
- Niech wiedzą kto rządzi w Madrycie!
- Mary, na Boga! Opanuj się!
- Nie obawiaj się, nikt nas nie tknie. - wyszczerzyła się szeroko, ale posłusznie schowała telefon do kieszeni. - Twój rycerz w białym trykocie załatwił Ci obstawę. - kiwnęła głową w stronę miejsca za moimi plecami. Zmarszczyłam czoło, odwracając się na pięcie. Brat Marco uśmiechnął się tajemniczo, mierząc mnie uważnie nieodgadnionym spojrzeniem. Obok niego stał nieznajomy mi chłopak z sympatycznym wyrazem twarzy.
- Hej. Długo czekacie?
- Nie, jesteście na czas. Aczkolwiek zdążyłyśmy narobić sobie wrogów. - posłałam Mary pełne aluzji spojrzenie. W odpowiedzi uśmiechnęła się speszona, spoglądając niepewnie na towarzysza Igora. Okazało się, że ów chłopak nazywał się Angel i był jednym z przyjaciół Marco. Po krótkim zapoznaniu, ruszyliśmy wspólnie w stronę wejścia.
Asensio pomyślał o wszystkim. Załatwił nam miejsca przy samej murawie, wśród większej ilości kibiców Realu Madryt. Siedziałam pomiędzy Mary i Igorem, w skupieniu spoglądając na rozgrzewających się piłkarzy. Co chwile dolatywało do mnie wesołe paplanie przyjaciółki, która znalazła z Angelem wspólny język. Jednak w jej spojrzeniu było coś dziwnego, a policzki rumieniły się niekoniecznie od chłodnego powietrza.
- Marco raczej nie zagra. - zauważył Igor.
- Wspominał żebym nie robiła sobie zbyt wielkich nadziei. - wywróciłam oczami na wspomnienie naszej porannej rozmowy. - Zadzwonił z pytaniem czy już przećwiczyłam swój taniec radości po zdobyciu przez niego gola. - Igor parsknął śmiechem, kręcąc z politowaniem głową. - Nie przeszkadza Ci to? No wiesz, nasz układ.
- Posłuchaj, mnie również zaczęły denerwować te plotki. Sam zacząłem je dementować, ale to walka z wiatrakami. Jeśli ten układ ma mu w jakikolwiek sposób pomóc, to ja się na to piszę. - wzruszył ramionami, po czym przeniósł wzrok z murawy na moją osobę. - Przede wszystkim Marco zgodził się na to ze względu na naszego ojca. On nie rozumie "tego świata". To, w jaki sposób media zaczęły przedstawiać Marco, było przeciwieństwem tego, na jakich mężczyzn starał się nas wychować. Chciał mu wierzyć, ale ... sama rozumiesz.
- Marco prosił, aby przede wszystkim on nie dowiedział się prawdy.
- Ja również o to proszę.
- Postaram się. - obiecałam. - Chociaż to bardzo trudne. Mam wrażenie, że każdy kto na mnie patrzy, doskonale wie jaka jest prawda. Zaczynam panikować.
- To znaczy, że jesteś prawdziwa. I nikogo nie udajesz.
- O Boże! Alice zaczęła mnie obserwować! - naszą konwersację przerwał pisk Mary. Brunetka zatkała swoje usta dłonią, patrząc spanikowanym wzrokiem na wyświetlacz swojego telefonu. Cała nasza trójka spojrzała na nią zdezorientowana. - Co ona ode mnie chce? Czuję się taka ... obserwowana! Ale w negatywnym tego słowa znaczeniu!
- To dowód na to, że zaczyna przypatrywać się temu, co robi Maria. - zauważył rozbawiony Igor. - Musiała prześledzić Twoje życie i Twoich znajomych. Spędzacie ze sobą dużo czasu, więc będzie miała na Ciebie oko. - zwrócił się bezpośrednio do mnie. - Widać dla niej "Campello kontra Pombo" to coś więcej niż tylko wymysł mediów.
- Dlaczego mówisz to tak, jakby chciała mnie zamordować?
- Właśnie! - zawtórowała mi Mary.
- Medialne zabójstwo, gdzieś o tym słyszałem. - Angel wzruszył ramionami, po czym wyrwał mojej przyjaciółce telefon. - Uśmiech proszę! Skoro jest tak bardzo zainteresowana tym co robisz, to chociaż wrzuć jej coś interesującego.

Na stadionie Wanda Metropolitano rozległy się pierwsze takty hymnu Atletico. Kibice wstali ze swoich miejsc, oklaskując wchodzących na murawę zawodników. Nigdy nie byłam fanką piłki nożnej, aczkolwiek rozumiałam rywalizację pomiędzy tymi dwoma klubami. Spoglądając jednak na Alvaro, który ustawiał się na swojej pozycji w czerwonym trykocie, nie mogłam pojąć, co go skłoniło do takiej decyzji. Kochał Real Madryt i niejednokrotnie to podkreślał. A jednak założył na siebie koszulkę największego wroga. Czy był aż tak zdesperowany?
Co się stało z chłopakiem, którego poznałam na domówce u przyjaciół? Doskonale pamiętałam wrzeszczące męskie towarzystwo, oglądające mecz Królewskich w sąsiednim pokoju. Ten szał radości Alvaro po golu Cristiano Ronaldo, a później pijacki śpiew "Hala Madrid" na całe gardło. Nie chciałam mu uwierzyć, gdy powiedział, że jest piłkarzem i od nowego sezonu będzie oficjalnym zawodnikiem pierwszej drużyny. Cieszył się jak dziecko, urzekając mnie swoją wrażliwością.
Pamiętałam jego dziecięcą radość po każdym strzelonym golu. Irytację, gdy nie wszystko szło po jego myśli. Pamiętałam łzy radości w Lizbonie, gdy zawieszał medal na mojej szyi. Dziękował za wsparcie i wiarę, podkreślając, że to wszystko dzięki mnie. Bzdura, sam do tego doszedł, jednak pamięć tej magicznej chwili była dowodem na to, że kiedyś na prawdę byliśmy ze sobą szczęśliwi.
- GOL! - wrzasnęły trybuny.
Błyskawicznie ocknęłam się ze swoich wspomnień. Zdezorientowane spojrzenie wbiłam w Moratę, który w szale radości biegł w stronę trybuny Rojiblancos. Ostentacyjnie celebrował strzelenie gola swojej byłej drużynie. Co się z Tobą stało Alvaro?
- Spalony! - parsknął śmiechem Angel.
- Karma to suka! - krzyknęła Mary zacierając dłonie.
Niespodziewanie ogarnęła mnie satysfakcja, a serce zaczęło bić jak oszalałe. Przed oczami miałam jego zszokowaną twarz. Bramka nie została uznana. Ośmieszył się swoją celebracją. Chciał wbić szpilkę białej stronie Madrytu, a został sprowadzony do parteru. Czyżby Florentino Perez miał rację? Stracił pokorę? Przecież miał jej aż nad to!
- Co się z Tobą stało? - szepnęłam.
- Słucham? - Igor zerknął na mnie zdezorientowany.
- Gdy się denerwuję to zaczynam sama do siebie mówić. - posłałam mu niewinny uśmiech. Pokiwał zrozumiale głową, po czym skupił się na piłce wędrującej od nogi do nogi.
Nie skłamałam. Na prawdę zaczęłam się denerwować. Jakaś cząstka sentymentu do Realu Madryt we mnie pozostała. W końcu tyle czasu spędziłam na Santiago Bernabeu! Chciałam, aby wygrali. Chciałam, aby dostał nauczkę. Może to nie było zbyt humanitarne z mojej strony, ale jak inaczej miał odzyskać pokorę?
Wspaniały gol Casemiro "z przewrotki" wywołał u nas wybuch radości. Oczywiście owy zwrot usłyszałam od Igora. Razem z Mary zaczęłyśmy skakać w swoich ramionach, zanosząc się ze śmiechu. Atmosfera meczu kompletnie nas pochłonęła. Nawet relacja live mojej przyjaciółki nie wytrąciła mnie z równowagi.
Prawdopodobnie byłam najbardziej oburzoną osobą gdy Vinicius padł w polu karnym. No, oczywiście po wściekniętej Mary. Swoją drogą, faulowanie dziecka powinno być karalne, prawda? Osiemnaście lat to wciąż wiek ochronny! Szczególnie, że mężczyźni na zawsze pozostają dziećmi. Gdyby arbiter nie odgwizdał karnego, mielibyśmy na prawdę trudne zadanie, aby utrzymać Mary na trybunach. Już się szykowała na wtargnięcie na murawę!
Real Madryt wyszedł na prowadzenie, co niezmiernie mnie satysfakcjonowało. Jednak do końca meczu pozostało sporo czasu. A jeden gol różnicy to praktycznie nic! Kurcze, jeszcze ze dwa mecze w towarzystwie Igora i Angela, a zostanę ekspertem piłki nożnej.
- Marco! - pisnęła Mary, wskazując palcem na Asensio. Stał przy linii bocznej, poprawiając swoje spodenki. W skupieniu słuchał wskazówek trenera, gotowy do wejścia na murawę. Uchyliłam zaskoczona usta. Sam stwierdził, że nie ma szans na jakiekolwiek minuty w tym meczu!
- Mam nadzieję, że wyjdzie z tego bez szwanku. - mruknął Igor. Spojrzałam na niego zdezorientowana, nie rozumiejąc o czym mówi. - Atletico sobie nie radzi, więc zaczyna się rzeźnia. Marco jest po kontuzji. - westchnął ciężko. To było po prostu niesamowite jakie wsparcie miał Marco w swoim starszym bracie. Aczkolwiek wprowadził w mnie w stan poddenerwowania.
Niestety, ale miał rację. Nie przewidzieliśmy jednak jednego. Zszokowana wpatrywałam się w Alvaro, który z premedytacją podciął Marco. Stało się to, na co plotkarskie media liczyły. Asensio podniósł się z murawy i coś krzyknął w stronę Moraty. Napięcie pomiędzy nimi było wręcz namacalne, a ja miałam wrażenie, że wszyscy na mnie patrzą i obwiniają za ową sytuację. Co przecież było bzdurą!
Jeden faul. Drugi faul. Trzeci faul. Pyskówka i odciągnięcie Marco przez Sergio Ramosa. Czy Alvaro już kompletnie oszalał?! Prowokował i przy każdej możliwej okazji zrównywał Marco z murawą. Czy pan Perez również to przewidział? To była furia o jakiej mi mówił? Cholera, przecież byli kumplami! Nasz układ miał nie wpłynąć na ich relacje. Boże, jaka ja naiwna byłam!
Pięć minut przed końcem Marco puścił się lewą stroną boiska. Luka Modric spojrzał w jego stronę, po czym wrzucił piłkę w pole karne. Zamarłam. Jak w zwolnionym tempie spoglądałam jak Asensio przygotowuje się do strzału, a następnie umieszcza piłkę w siatce. Pisk radości wydobył się w mojego gardła. Wpadłyśmy z Mary w swoje ramiona, objęte przez Angela.
Marco podbiegł do trybun na których siedziałyśmy. Odszukał nas wzrokiem, po czym swoimi palcami utworzył literę "M". Owy gest skierował w moją stronę. Igor zagwizdał pod nosem, a z ust Mary wydobyło się urocze "awwwww". Ja natomiast wpatrywałam się zszokowana w cwaniacki wyraz twarzy Asensio.
- Rywalizację Campello kontra Pombo wygrywa Pombito.

Czułam się dziwnie pusta w środku. Nie brałam udziału w ożywionej dyskusji podczas naszego oczekiwania na Marco. Oparta plecami o maskę samochodu obserwowałam przewijających się ludzi. Dzięki dzisiejszej wygranej Realu Madryt oraz bramce strzelonej przez Marco, wyszliśmy na prowadzenie w tej idiotycznej rywalizacji.
Jedna rzecz nie dawała mi spokoju. Byłam w związku z Alvaro przez dwa lata, a mimo to, nigdy nie zadedykował mi bramki. Owszem, dziękował za wsparcie, ale na tym zazwyczaj się kończyło. Zresztą, nie oczekiwałam tego. Nie mogłam jednak ukryć przykrości, która ogarnęła moje serce, gdy pierwszy raz zobaczyłam w telewizji cieszynkę z literą "A" skierowaną do kamer.
- Zadowolona jesteś z siebie? - zaskoczona uniosłam swój wzrok na Susanę Martin. Stała przede mną z zaciętością wymalowaną na twarzy. Kompletnie nie przypominała miłej kobiety, którą zapamiętałam. - Sprawia Ci radość prowokowanie go? Nadal nie pogodziłaś się z waszym rozstaniem?
- Słucham? - wydukałam.
- To wszystko jest ukartowane. Wiem o tym! - syknęła, a mnie ogarnęła panika. Kompletnie nie byłam przygotowana na taką sytuację. Matka Alvaro nie mogła wszystkiego się domyślić! - Nie jest Ci wstyd? Marco i mój syn są przyjaciółmi! Zobacz do czego doprowadziła Twoja zazdrość!
- Pani Susano, proszę odejść. - obok mnie pojawił się Igor. - Proszę nie obwiniać Marii za to, że Alvaro nie radzi sobie z emocjami. Rozumiem, że przechodzi przez słabszy okres w karierze, ale to nie powód, aby bezpodstawnie zrzucać na kogoś winę. To raczej ja powinienem mieć pretensje o to, jak pani syn potraktował mojego brata na boisku. Mam wrażenie, że to raczej przez niego przemawiała zazdrość.
- Chyba żartujesz! - prychnęła ironicznie.
- Jak inaczej to pani opisze? - rozłożył ręce. - Rzucił się na niego od pierwszej chwili, wiedząc że dopiero co wrócił po kontuzji. Przyjaźń przyjaźnią, choć w przypadku Marco i Alvaro to zbyt dużo powiedziane, ale mój brat ma prawo ułożyć sobie życie z kimkolwiek chce. Mylnie pani sądzi, że cały świat kręci się wokół pani syna. Zresztą, to pani synowa śledzi przyjaciół Marii, chyba nie zdając sobie sprawy jak łatwo to sprawdzić. Czyż to nie dziwne? Bo nie chcę użyć słowa "chore".
- Igor, daj spokój. - poprosiłam.
- To pani powinno być wstyd. - objął mnie opiekuńczo ramieniem, wpatrując się w czerwoną ze złości twarz Susany Martin. - Winnych problemów syna proszę szukać gdzie indziej. Atakuje ją pani, a mimo to, dostaje w zamian szacunek. I to ona jest tą złą? - prychnął. - Proszę mnie nawet nie rozśmieszać.
- Mamo! - obok nas pojawiła się Marta, siostra Alvaro. - Daj spokój. Nie warto. - zerknęła na mnie kątem oka. Zabawne, ale miałyśmy ze sobą świetny kontakt. Jednak Alvaro był oczkiem w głowie matki i starszej siostry. To, co powiedział, zawsze było święte. Nie winiłam ich jednak za to. Ponad ich głowami dostrzegłam Alvaro z Alice, którzy weszli na parking, a z drugiej strony ...
- Masz rację. Nie warto. - zwróciłam się do Marty. Poczułam nagły napływ pewności siebie i odwagi. Cholera jasna, przecież nie byłam ofiarą! - Ja już dawno ruszyłam ze swoim życiem, widać Alvaro mimo "porzucenia mnie" nadal ma z tym problem. Przekaż Alice, że nie życzę sobie, aby stalkowała moich przyjaciół, jasne?
Posłałam im uśmiech pełen ironii, po czym pewnym krokiem ruszyłam w stronę zbliżającego się do nas Marco. Już z daleka widziałam jego niezadowoloną minę, gdy tylko dostrzegł całe zbiegowisko.
- Maria, co się ... - nie dokończył, ponieważ mu przerwałam. Chwyciłam jego policzki w swoje dłonie i złożyłam na ustach pocałunek.

***


W kolejnym rozdziale Maria i Marco szczerze ze sobą porozmawiają, dzięki czemu dowiecie się kilku nowych faktach ^^ na przykład dlaczego Asensio chce się zemścić na Alice.

niedziela, 5 maja 2019

4. Wspaniale widzieć was razem!

Marco Asensio i Maria Pombo najgorętszą parą 2019 roku?!

Tak nieoczekiwanego zwrotu akcji chyba nikt się nie spodziewał. Jeszcze parę dni temu Hiszpania żyła domniemanym związkiem Asensio z niejaką Sandrą Garal, a dziś już wiadomo, że młody zawodnik Realu Madryt oddał swoje serce Marii Pombo, której popularność rośnie z każdym kolejnym dniem. Słynna "Pombito" złożyła pełne miłości życzenia urodzinowe swojemu ukochanemu, na które odpowiedział w nie mniej romantyczny sposób. To nie może być żart! Fani owej pary zdążyli już ochrzcić ją mianem "Marcia". Chyba wszyscy nie możemy się doczekać, aż zobaczymy Marco i Marię razem!

Sewilla zawsze kojarzyła mi się z Flamenco, walką byków oraz żarem lejącym się z nieba. To tutaj biło serce Hiszpanii. Stolica Andaluzji była kolebką naszych tradycji oraz kolorowego folkloru. Stąd pochodziły piękne kobiety o typowo hiszpańskiej urodzie, którym taki mieszaniec z Santander jak ja, bardzo tego zazdrościł. To było rodzinne miasto Mary. Wystarczyło na nią spojrzeć.
Dzisiejszego wieczoru miały tu zostać rozdane Nagrody Filmowe Goya. Wydarzenie, na które czekałam zniecierpliwiona od kilku tygodni. Już wczorajszego wieczora wylądowałyśmy z Mary w stolicy Andaluzji, aby móc w spokoju przygotować się do gali. Do samego rozpoczęcia zostało parę godzin, jednak chcąc wyglądać idealnie, musiałyśmy poświęcić na to więcej czasu.
Oficjalną marką kosmetyków podczas Nagród Filmowych Goya było Sensilis. Każda z kobiet, która otrzymała zaproszenie na galę, miała tą przyjemność bycia malowaną przez profesjonalnych makijażystów pracujących dla owej firmy kosmetycznej. To było zabawne, jak i ekscytujące. Czułam się ważna siedząc przed ogromnym lustrem. Trudno było mi ukryć dziecinne podekscytowanie.
- Gotowe. - Alba, kobieta która zajęła się moim makijażem, z uśmiechem odsunęła się na bok, odsłaniając moje oblicze. Rzadko się zdarzało, aby fryzjer bądź charakteryzator idealnie wpasowywał się w nasze gusta. A jednak. Alba wysłuchała moich próśb, choć wydawało mi się, że wyglądałam zdecydowanie lepiej niż zamierzałam.
- Po prostu ... WOW. - zaśmiałam się. - Dziękuję.
- Cała przyjemność po mojej stronie. - dygnęła zabawnie, po czym sięgnęła po papierową torebkę z dumnym napisem "Sensilis". - To dla Ciebie. Każda z was otrzymuje dziś od nas drobny upominek. Oczywiście mając nadzieję na małą reklamę. - puściła mi oczko.
- Zdecydowanie o was wspomnę.
- Chciałabym ... chociaż nie. To głupie. Przepraszam. - speszyła się, po czym dość nerwowo zaczęła układać kosmetyki na toaletce. Zmarszczyłam czoło, przyglądając się jej uważnie. Zdecydowanie chciała mnie o coś zapytać bądź poprosić, jednak uznała, że przekroczyłaby tym pewne granice.
- Sama ocenię, czy to głupie. Po prostu to z siebie wyduś. - posłałam jej zachęcający uśmiech. Zerknęła na mnie niepewnie, po czym założyła kosmyk włosów za ucho. Cierpliwie czekałam, aż zbierze się na odwagę.
- Mój synek jest fanem Realu Madryt. - wydukała. - Uwielbia Marco Asensio. Jest jego wielkim fanem. Wszystkie ściany w pokoju ma wyklejone jego plakatami. - wywróciła zabawnie oczami. - Pomyślałam, o ile to nie jest żaden problem, a Ty i Marco ...
- Mam poprosić Marco o autograf dla Twojego syna?
- Tak. Znaczy ... to tylko prośba! Zrozumiem jeśli ...
- Myślę, że Marco potrafi pisać. Chyba. - mruknęłam zamyślona. Alba wpatrywała się we mnie zdezorientowana, po czym synchronicznie parsknęłyśmy śmiechem. - Podaj mi swoje namiary. Przy najbliższej okazji poproszę Marco, aby napisał dedykację dla Twojego synka. - miałam jedynie nadzieję, że nie będzie to stanowiło dla niego żadnego problemu.

Sama zajęłam się moimi włosami, lekko je podkręcając i rozpuszczając. W końcu naturalność była w cenie. Z uśmiechem pogładziłam moją sukienkę, po czym okręciłam się wokół własnej osi. Cieszyłam się tą galą niczym dziecko wypadem do kina. Miałam maleńką nadzieję na poznanie Penelope Cruz, która była moją ulubioną aktorką. Sam fakt przebywania z nią w jednej sali powodował u mnie ogromne podekscytowanie.
- Już idę! - zawołałam, słysząc pukanie do drzwi. Zanim chwyciłam za torebkę, zerknęłam zaskoczona na zegarek. To wprost nieprawdopodobne, aby Mary była gotowa przede mną. - Ktoś Cię podmienił Fernandez, czy nareszcie dorosłaś? - ze śmiechem nacisnęłam na klamkę. - Oh ... - mój własny wzrok spłatał mi figla. Zamrugałam kilkakrotnie powiekami, jednak widok osoby przede mną wcale nie chciał zniknąć.
- Ładnie wyglądasz.
- Co Ty tu robisz? - wydukałam, mierząc męską sylwetkę od góry do dołu. Marco Asensio we własnej osobie. W garniturze Hugo Bossa, wyglądając przy tym niczym milion dolarów. Nonszalancko trzymał dłonie w kieszeniach, uśmiechając się cwaniacko pod nosem. - Nie wiem co kombinujesz, ale ja zamierzam iść na tą Galę, chociażby się paliło. - zastrzegłam.
- Też mam zaproszenie. - wzruszył ramionami.
- Słucham?
- Piłkarze Realu Madryt również dostają zaproszenia na takie dyrdymały. - westchnął ciężko. Uchyliłam oburzona usta, chcąc go zrugać za te słowa. Nie dopuścił mnie jednak do głosu. - Dzwonił do mnie Florentino. Pozwolił Isco towarzyszyć Sarze na tej gali i wręcz rozkazał, abym pojawił się u Twojego boku. Wydarzenie roku w Hiszpanii? Serio?
- Jesteś ignorantem Asensio. - warknęłam.
- W każdym bądź razie powiedział, że szlag trafi Moratę i Campello. Oczywiście dobrał inne słowa. To jak? - wysunął ku mnie swoje ramię, niczym prawdziwy dżentelmen. - Uczynisz mi ten zaszczyt?
- To było miłe. - przyznałam, na co błysnął swoimi zębami w odpowiedzi. - Ale miałam się tam udać z Mary. Musimy na nią zaczekać.
- Spotkałem ją na korytarzu. Na mój widok oznajmiła, że pojedzie sama. Przyjaźnisz się z szurnięta wariatką. - parsknął śmiechem. Te słowa były dowodem na to, że nie pomylił Mary z nikim innym. - Oczywiście w pozytywnym tego słowa znaczeniu. Moi kumple nie są lepsi.
Chwyciłam go pod ramię, po czym równym krokiem ruszyliśmy w stronę wyjścia z hotelu. Musiałam przyznać, że dzięki niemu czułam się o wiele pewniej w szpilkach. Kto by pomyślał, że kobiecie potrzebna jest wówczas podpora w postaci mężczyzny. Szczególnie będzie mi to potrzebne na czerwonym dywanie.
- Marco? - zatrzymałam się gwałtownie przed taksówką. Asensio zamarł z ręką wyciągniętą w kierunku drzwi, po czym wbił we mnie zdezorientowane spojrzenie. - Czerwony dywan. Musimy stanąć razem na ściance! - pisnęłam spanikowana.
- Uwierz mi, wcale nie skaczę z radości z tego powodu.
- Nie o to mi chodzi. - wywróciłam oczami. - Musimy zagrać przed tymi wszystkimi ludźmi zakochaną parę. Nawet nie omówiliśmy szczegółów! Mamy się trzymać za ręce czy obejmować? A jak ktoś nas o coś zapyta? Nawet nie zsynchronizowaliśmy jakiejkolwiek wersji ...
- Będę Cię niewinnie smyrał palcem po tyłku, żeby wszyscy sądzili, że nie mogę oderwać od Ciebie rąk. Może być? - przerwał mi gwałtownie, po czym otworzył przede mną drzwi. - Przestań panikować. Masz być we mnie zakochana, a nie wyglądać jakbyś stała przy mnie za karę.
- Dzieciak z Ciebie. - prychnęłam.
- Już to omówiliśmy myszko.
Droga do Palacio de Exposiciones y Congresos trwała bity kwadrans. Przez cały ten czas nie odezwałam się ani słowem. W skupieniu przysłuchiwałam się rozmowie podekscytowanego taksówkarza z Marco na temat piłki nożnej. Asensio był kompletnie wyluzowany, a uprzejmy uśmiech nie schodził z jego twarzy. Nasz kierowca wręcz promieniował radością z powodu bycia w centrum zainteresowania swojego idola, od którego na sam koniec otrzymał autograf.
Drzwi zostały przed nami otworzone. Pierwszy wyszedł Marco zapinając guzik od swojej marynarki. Uprzejmie podał mi swoją dłoń i pomógł wysiąść z samochodu. Od razu do moich uszu doszły piski i okrzyki fanów stojących przed budynkiem. Przyszli tu dla aktorów, ale prawda była taka, że w tym kraju bardziej ceniło się piłkarzy.
- ASENSIO!!!
- Przyćmisz samą Penelopę Cruz. - mruknęłam rozbawiona pod nosem, po czym chwyciłam go pod ramię. Tak, ten sposób był bardziej bezpieczniejszy od trzymania się za dłonie. - Szczególnie jeśli chodzi o zainteresowanie damskiej widowni. - zerknęłam kątem oka na młodą kobietę, która wachlowała się dłonią na jego widok. Z kolei kolejna skakała w miejscu, piszcząc jak zwariowana.
- Czyżbyś była zazdrosna? - wyszeptał mi do ucha. Uśmiechnęłam się, posyłając mu tajemnicze spojrzenie. Doskonale zdawałam sobie sprawę z tego, że jesteśmy przez wszystkich obserwowani. Wszystkie detale zostaną wyłapane, nawet te najmniejsze. Pewnym krokiem weszliśmy do środka, gdzie błyskawicznie zostaliśmy zaproszeni na ściankę. Wzięłam głęboki oddech, przyglądając się połyskującym fleszom. Z początku uwielbiałam im pozować, ale z czasem robiło się to męczące.
Niespodziewanie Marco splótł nasze dłonie i pociągnął mnie delikatnie w stronę znienawidzonego przez nas miejsca. Uśmiechnęłam się, przybierając minę zakochanej kobiety. Fotoreporterzy zaczęli się przekrzykiwać, chcąc zrobić jak najlepsze ujęcia. Asensio objął mnie swoim ramieniem, przyciągając do siebie bliżej.

- Marco!
- Maria!
- Asensio!

- Co Twoja dłoń robi na dole moich pleców? - syknęłam przez zaciśnięte zęby.
- Nie mogę oderwać rąk od mojej kobiety. - bezczelnie smyrnął palcami moje pośladki, nie odrywając wzroku od połyskujących fleszy. Gdybym mogła, kopnęłabym go w tym momencie w kostkę! Zrobił to bezczelnie i specjalnie! - Wystarczy im.
- Posłuchaj mnie uważnie, Ty nadęty ...
- Silvia Martinez, RTVE! - gdy tylko zeszliśmy "z oczu" fotoreporterom, przed nami wyrosła jedna z dziennikarek. - Czy mogłabym prosić państwa o krótki wywiad?
- Oczywiście. - Marco posłał jej szeroki uśmiech. Nic dziwnego, że ucieszył się z jej obecności. Dzięki temu nie dostał ochrzanu, który specjalnie dla niego przygotowałam. Sama byłam sceptycznie nastawiona do tego wywiadu. Jak wspomniałam mu pod hotelem, nie przygotowaliśmy się na taką ewentualność.
 - Wspaniale widzieć was razem! I to podczas takiego wydarzenia. - Marco jakby instynktownie objął mnie w pasie, przyciągając do siebie bliżej. - Raczej nie jesteś fanem takich gali, prawda? Podejrzewam, że interesuje Cię jedynie gala Złotej Piłki.
- Cóż, to prawda. - przytaknął. - Jednak to jedno z najważniejszych wydarzeń w Hiszpanii, a skoro obydwoje zostaliśmy zaproszeni, niegrzecznie byłoby to zignorować. Maria do ostatniej chwili nie wiedziała, że tu będę. - spojrzał na mnie z czułością. Jak Boga kocham, jakbym nie wiedziała że właśnie odstawia teatrzyk, uwierzyłabym mu we wszystko. - Także udało mi się zrobić jej niespodziankę, a przy okazji wziąć udział w tym wszystkim. - omiótł salę swoim spojrzeniem. - To ciekawe doświadczenie.
- Czy masz swoich faworytów do głównych nagród?
- Szczerze mówiąc, nie mam zbyt wielkiej wiedzy na temat kinematografii. Z nas dwojga to Maria jest ekspertem. Ja jej tylko towarzyszę. - zaśmiał się. Dziennikarka wręcz rozpływała się nad jego "idealnością", ale łaskawie obdarzyła mnie swoim zainteresowaniem i zadała to samo pytanie.
- Jestem wielką fanką Penelope Cruz, więc będę mocno trzymała kciuki za nagrodę dla niej. Dla mnie samo przebywanie z nią w jednym pomieszczeniu jest ogromnym zaszczytem. - odpowiedziałam dyplomatycznie. Ja i ekspert kinematografii? Asensio ewidentnie pcha się dzisiaj w gips!
- Muszę dodać, że przepięknie wyglądasz! - zmierzyła mnie pełnym aprobaty spojrzeniem. - Ale przyzwyczailiśmy się do tego, że Maria Pombo zawsze wygląda zjawiskowo. Choć tym razem Twój dodatek przebija wszystkie poprzednie. - zerknęła z aluzją na Marco.
- Ja tam uważam, że jej uroda zepchnęła mnie w cień.
- Oh, to było urocze! - zachwyciła się. - Muszę o to zapytać, inaczej nie byłabym sobą! Jak długo jesteście razem? Podzielicie się z fanami szczegółami waszego związku? W ciągu jednego dnia zostaliście najpopularniejszą parą w Hiszpanii!
- Sądzę, że to jednak gruba przesada. - zaśmiałam się. - Jesteśmy dopiero na samym początku naszego związku, więc wolelibyśmy wszystkie szczegóły zachować dla siebie. Po prostu cieszymy się każdym momentem, który spędzamy razem. Choć to bardzo trudne ze względu na nasze życie zawodowe.
- Jesteś szczęśliwa?
- Tak, bardzo. - odpowiedziałam patrząc z uśmiechem na Marco. - Ale czy inaczej mogłabym odpowiedzieć zakochana kobieta?

Z westchnieniem ulgi usiedliśmy na swoich miejscach, które mieliśmy obok siebie. Doskonale wiedziałam, że nie był to przypadek. Na całe szczęście z mojej drugiej strony miała znaleźć się Mary, która prawdopodobnie biegała ze swoim telefonem wokół aktorów i aktorek.
- Dziękuję.
- Za co? - spojrzał na mnie zdziwiony.
- Podkreśliłeś w swojej wypowiedzi, że nie jestem tutaj ze względu na "związek" z Tobą. Przygotowałeś się na to, prawda? - przyjrzałam się mu uważnie, jednak jego twarz nie wyrażała żadnych emocji. - Tak dobrałeś słowa, aby ludzie sądzili, że to Ty jesteś osobą towarzyszącą.
- Powiedziałem tylko prawdę. - wzruszył ramionami.
- Obecność na tej Gali wiele dla mnie znaczy. To wielkie wyróżnienie, które otrzymałam dzięki swojej pracy. Nie chcę kolejny raz zostać niesprawiedliwie oceniona ze względu na moje życie prywatne bądź osobę z którą je dzielę. Nawet jeśli zrobiłeś to nieświadomie, to i tak bardzo Ci dziękuję. - dotknęłam na krótką chwilę jego dłoni. Marco w milczeniu przyglądał się mojemu profilowi, po czym odwrócił wzrok ku scenie. Miałam wrażenie, że zaczął bić się z własnymi myślami.
- Boże, czy nawet tutaj musimy być razem? - usłyszałam znajomy głos. Zimny dreszcz przeszedł po moim kręgosłupie. Marco wstał ze śmiechem ze swojego miejsca, po czym zaczął witać się z Isco Alarconem. Gdy wzrok Andaluzyjczyka padł na moją osobę, nie wiedziałam jak mam się zachować i co powiedzieć. - Witaj Maria. - odchrząknął.
- Isco. - skinęłam głową.
- Gdzie masz Sarę? - zagadnął Asensio.
- Oh, udziela wywiadu. - wzruszył ramionami. Isco wraz ze swoją ciężarną partnerką mieli miejsca obok nas. Temat mężczyzn dość szybko przeszedł na piłkę nożną. Nerwowo zaczęłam rozglądać się za Mary.
Pomiędzy mną a Isco nie było żadnego konfliktu. Jednak los postanowił postawił nas po dwóch stronach barykady. I to podwójnie! Andaluzyjczyk był przyjacielem Moraty, a ja miałam świetny kontakt z Victorią, jego byłą narzeczoną oraz matką pierwszego dziecka. Dość często spędzaliśmy czas we czwórkę. Z kolei ja, Vicky i Maria Cortes byłyśmy nierozłącznymi towarzyszkami podczas meczów. Kto by pomyślał, że od tamtego czasu minęły aż cztery lata.
Po chwili miałam ochotę zamordować Asensio gołymi rękoma. Jak gdyby nigdy nic przeprosił nas i oddalił się z dzwoniącym telefonem w rękach. Miał tu siedzieć! Obok mnie! Pomiędzy mną, a Isco! Cholera jasna, czy ten dzieciak w ogóle posiadał mózg? Jeszcze nigdy wcześniej nie byłam w tak niezręcznej sytuacji!
- Nie gryzę. - oznajmił rozbawiony Alarcon.
- Słucham?
- Mówię, że nie gryzę. Nie musisz spoglądać za nim nerwowo. - kiwnął głową w stronę Marco. - Zaskoczył mnie wasz związek, ale fajnie razem wyglądacie.
- Dziękuję. - odchrząknęłam. - Co u Juniora?
- Zaczyna stawiać na swoim i trochę pyskować. - zaśmiał się. Uśmiechnęłam się na wspomnienie małego Isco. - To już nie ten sam brzdąc, którego rozpieszczałaś. Ale Cię pamięta. Podczas wakacji byliśmy w Wesołym Miasteczku. Pokazał na karuzelę i powiedział, że był na takiej samej z ciocią Marią.
- To miłe. - przyznałam. - I gratuluję drugiego potomka.
- Chciałbym dziewczynkę, ale coś czuję, że to drugi chłopak. - oglądnął się w poszukiwaniu swojej dziewczyny. - W każdym bądź razie jakoś wychodzi nam ta niezręczna rozmowa, nie uważasz? Rozstaliśmy się z Vicky w zgodzie i mamy dobre relacje ze względu na Juniora. Nie musisz ...
- To nie o Vicky chodzi. - westchnęłam.
- Z powodu Alvaro tym bardziej nie musisz patrzeć na mnie ze strachem. - zauważył. Uchyliłam zaskoczona usta, lecz nie wydobyło się z nich żadne słowo. - Jesteśmy przyjaciółmi, ale to nie znaczy, że popierałem wszystkie jego decyzje. Znałem prawdę. I nie mam nic przeciwko Twojej relacji z Marco. Wszyscy jesteśmy dorośli.
- Kochanie?
- O, jesteś. - Isco podniósł się ze swojego miejsca. Sara Salamo spojrzała na mnie nieodgadnionym wzorkiem, który po chwili przeniosła na wracającego Marco. - To Maria Pombo, dziewczyna Marco. Maria, to moja narzeczona Sara. - Andaluzyjczyk przedstawił nas sobie. Uprzejmie stanęłam na przeciwko niej wyciągając dłoń. Uścisnęła ją, aczkolwiek jej twarz była bez wyrazu.
- Gdyby wzrok mógł zabijać, to leżałabym martwa przed rozpoczęciem się gali. - mruknęłam pod nosem, gdy Salamo zaciągnęła Isco do poznania kogoś. Marco uniósł rozbawiony brwi, odprowadzając ich wzrokiem. - Jeszcze tego by brakowało, abym podrywała Isco Alarcona.
- To nie o niego była zazdrosna.
- Słucham?
- Sądzi, że jesteś drugą Alice. - wzruszył ramionami. - Sara to fanatyczka jeśli chodzi o niezależność i feminizm. Nienawidzi, gdy ktoś nazywa ją "dziewczyną Isco". Jest aktorką i w jakimś stopniu popularną osobą w Hiszpanii, więc również idealnym materiałem na przyjaciółkę dla Campello. Nie wiesz tego, ale z powodu dziewczyn, relacja Alvaro i Isco się oziębiła. Sarę zaczęło irytować zachowanie Alice, która po jednym spotkaniu zaczęła opowiadać w mediach o ich przyjaźni.
- Zaczęła promować się na jej nazwisku.
- Dokładnie. Isco wyznał, że Sara nie chce się z nimi widywać.
- Co to ma ze mną wspólnego?
- Nasze pojawienie się na tej gali zepchnęło ją w cień. Nie zauważyłaś jak ostentacyjnie obnosi się ze swoją ciążą. - kiwnął w stronę Salamo, która udzielała wywiadu, kurczowo trzymając dłonie na brzuchu. - Mr. & Mrs. "M" skradli całe show.
- Asensio ...
- Jestem dzieciak, wiem. Nie wściekaj się myszko.

***

Kolejna odsłona przygód Myszki i Dzieciaka :)


 Myszka na Gali ^^