Mówią iż zakupy to domena kobiet. Osobiście nie uważałam się za zakupoholiczkę, jednak skłamałabym mówiąc, że buszowanie po wieszakach nie sprawia mi radości. Szukałam unikatów, czegoś, co wpadnie mi w oko. Uwielbiałam bawić się modą. Już jako mała dziewczynka projektowałam sukienki dla lalek oraz organizowałam amatorskie pokazy mody z ubrań mojej matki. O dziwo, nigdy nie była na mnie zła z tego powodu. Dość często powtarzała, że pobudza to moją kreatywność.
Moda do dziś była dla mnie zabawą i eksperymentem. Starałam się, aby styl zawsze podkreślał moją osobowość. Dziecięcą radość sprawiały mi wszelkie komplementy. Dzięki ciężkiej pracy połączyłam moje hobby i pracę w jedno. Sprawiało mi to przyjemność, co było nagrodą za wszystkie wylane łzy.
Na początku kwietnia czekała mnie sesja zdjęciowa dla marki Mim Shoes, której zostałam oficjalną twarzą. Chociaż dokładniej rzecz ujmując, moje nogi były jej pierwszoplanową postacią. Było to dla mnie nowym i ciekawym doświadczeniem. Kompletnie nie czułam zmęczenia gdy wychodziłam ze studia. Dlatego też postanowiłam, iż odwiedzę Centrum Handlowe.
Mary wyjechała na kilka dni na Majorkę, aby spędzisz czas z Angelem. Ich związek stał się oficjalny, co nie umknęło uwadze mediów. Zaczęto łączyć fakty i zastanawiać się kto kogo "zeswatał". Osobiście cieszyłam się szczęściem mojej przyjaciółki. Lubiłam Angela i tak jak mówił Marco, był najbardziej ogarnięty z całej piątki.
Wchodziłam do moich ulubionych butików, starając się nie za bardzo rzucać w oczy. W skupieniu przeglądałam wieszaki, w głowie analizując z czym mogłabym połączyć poszczególne części garderoby. Nie byłam obładowana torbami, aczkolwiek nie wychodziłam z pustymi rękoma. W pewnej chwili miałam wrażenie, że znajoma sylwetka mignęła mi w tłumie. Westchnęłam ciężko i powróciłam do oglądania nowej kolekcji. Nie minęła minuta gdy mój telefon dał o sobie znać. Niechętnie wyciągnęłam go z torby. Na widok znajomego ciągu cyfr poczułam zimno na karku.
- Czego chcesz? - syknęłam.
- Nadal masz mój numer telefonu.
- I kto to mówi? - zironizowałam. Niepewnie rozejrzałam się wokół w poszukiwaniu męskiej sylwetki. Wcale mi się nie wydawało. Był tutaj na prawdę, a co gorsza, również mnie dostrzegł. Nie rozumiałam jednak w co on pogrywał. - Nie łatwo zapomnieć numer, który niegdyś znało się na pamięć.
- To prawda.
- Czego chcesz Alvaro?
- Chcę porozmawiać. Poświęć mi pięć minut.
- Ty chyba żartujesz. - zaśmiałam się nerwowo.
- Maria, proszę Cię. Muszę z Tobą porozmawiać zanim ... pamiętasz knajpę mojego kuzyna? - przerwał gwałtownie. - Tą niedaleko starego stadionu Atletico? Trwa tam remont, ale będziemy mogli w spokoju porozmawiać. Nikt nam nie przeszkodzi i nikt nas nie zauważy. To nie jest pułapka.
- Mam Ci zaufać po tym wszystkim? - prychnęłam.
- Nie ruszymy dalej jeśli nie przeprowadzimy tej rozmowy. Będę na Ciebie czekać. - rozłączył się.
Stałam przez chwilę w miejscu, spoglądając na telefon w mojej dłoni. Nie wiedziałam co robić. Z jednej strony chciałam tej rozmowy. Nigdy tak na prawdę nie zamknęliśmy wspólnego rozdziału. Jednak z drugiej strony nie miałam tej pewności, czy aby na pewno nie jest to pułapka. Morata i jego najbliżsi za bardzo zaszli mi za skórę, aby komukolwiek z nich zaufać.
Musiałam jednak zaryzykować. Dla mojego życia z którym powinnam ruszyć na przód. Obiecałam sobie, że po zakończeniu układu z Marco wyjadę na wymarzone wakacje, aby odciąć się od tego wszystkiego. Oczami wyobraźni widziałam Azję, którą od zawsze chciałam odwiedzić. A potem wrócę i z wysoko podniesioną głową rozpocznę nowy rozdział w moim życiu, w którym nie będzie piłkarzy oraz tej idiotycznej medialnej rywalizacji. Musiałam być silna i zdusić w sobie ból, który pojawiał się na samą myśl o tym wszystkim.
Dla ostrożności zaparkowałam dwie ulice dalej. Miałam wrażenie, że wszyscy się na mnie patrzą, co oczywiście było absurdem. Ruszyłam w stronę znajomego miejsca, uważnie rozglądając się wokół. Zawahałam się przed samymi drzwiami, lecz po chwili pchnęłam je z odwagą. Wokół na podłodze walały się puszki z farbą, a stoły i krzesła okryte były białymi płótnami. Na barowym krześle siedział Alvaro Morata we własnej osobie, bawiąc się telefonem.
- Przyszłaś.
- Wyłącz telefon i mów co masz mi do powiedzenia.
- Aż tak mi nie ufasz? Myślisz, że Cię nagrywam? - prychnął nerwowo. Założyłam ręce na piersi, oczekując iż spełni moją prośbę. Zrobił to, aczkolwiek niechętnie. - Zadowolona?
- Wybacz, ale nie ufam Ci. I tak na prawdę wcale Cię nie znam. Nie wiem czy byłam zaślepiona miłością do Ciebie czy może zmieniłeś się z czasem, ale faktem jest że stałeś się dla mnie obcą osobą. A to, że jestem co rusz atakowana przez Twoich najbliższych, wcale nie działa na Twoją korzyść.
- Zakazałem im insynuacji pod Twoich adresem.
- Czyli zdawałeś sobie z tego sprawę przez ostatni czas? - zaśmiałam się nerwowo. - Dlaczego nagle teraz? Co się zmieniło Alvaro? Zrozumieliście, że jedynie się ośmieszanie, czy jest drugie dno tego wszystkiego?
- Nie ma drugiego dna. Możesz w to uwierzyć bądź nie, ale nadal jesteś dla mnie ważną osobą. - uniosłam wzrok pełen politowania ku górze. - Po prostu pogubiliśmy się w tym wszyscy. Wiesz jaka jest moja matka ...
- Twoja matka? - prychnęłam. - Wierzy Ci we wszystko! To Ty zrzuciłeś całą winę za nasze rozstanie na mnie! Nie mogliśmy się po prostu rozejść jak normalni ludzie? Musiałeś mnie zdradzać, a potem twierdzić, że to przez mój brak wsparcia? Przecież odpychałeś mnie za każdym razem gdy chciałam Ci pomóc! Rozumiem, że się zakochałeś. Że ona była na miejscu. Ale istnieją jakieś granice godności.
- Sama zaczęłaś porównywać Marco do mnie. - zarzucił mi.
- A wiesz dlaczego? - spojrzałam wprost w jego oczy. - Bo mam dość odgrywania ofiary! Nie mam sobie nic do zarzucenia! Już wystarczająco długo ja i moi najbliżsi znosiliśmy wasze insynuacje pod moim adresem. Skończyło się, rozumiesz? Po za tym, nie powiedziałam nic, co nie byłoby prawdą.
- Poczułaś się pewniej przy Asensio? - przymrużył wściekle swoje oczy. - Myślisz, że masz wparcie ludzi bo was uwielbiają, więc będziesz opowiadać ...
- To o to chodzi! - przerwałam mu. - Przestraszyłeś się mojego ostatniego wywiadu i boisz się, że będą kolejne. To dlatego zabroniłeś mówić wszystkim o mnie! Nie chcesz mnie prowokować i stąd ta rozmowa! Co się z Tobą do cholery jasnej stało!? - nie wytrzymałam i zaczęłam na niego wrzeszczeć.
- Może nigdy mnie nie znałaś. - odpowiedział z goryczą w głosie.
- Znałam Alvaro Moratę, któremu sodówka nie uderzyła do głowy. Liczył się dla Ciebie Real Madryt, Twoi przyjaciele, rodzina ... nie bycie w centrum medialnego zainteresowania za wszelką cenę. Co się z Tobą stało? - pokręciłam bezsilnie głową.
- Kochasz go? - zapytał niespodziewanie.
- Słucham?
- Pytam, czy kochasz Marco. - spojrzał wprost w moje oczy.
- A co to ma do rzeczy? - zaśmiałam się nerwowo.
- Bo chcę mieć pewność, że na prawdę jesteś szczęśliwa. Że kochasz i jesteś kochana. Że on dba o Ciebie i jesteś dla niego najważniejsza. Maria, ja muszę to wiedzieć!
Moda do dziś była dla mnie zabawą i eksperymentem. Starałam się, aby styl zawsze podkreślał moją osobowość. Dziecięcą radość sprawiały mi wszelkie komplementy. Dzięki ciężkiej pracy połączyłam moje hobby i pracę w jedno. Sprawiało mi to przyjemność, co było nagrodą za wszystkie wylane łzy.
Na początku kwietnia czekała mnie sesja zdjęciowa dla marki Mim Shoes, której zostałam oficjalną twarzą. Chociaż dokładniej rzecz ujmując, moje nogi były jej pierwszoplanową postacią. Było to dla mnie nowym i ciekawym doświadczeniem. Kompletnie nie czułam zmęczenia gdy wychodziłam ze studia. Dlatego też postanowiłam, iż odwiedzę Centrum Handlowe.
Mary wyjechała na kilka dni na Majorkę, aby spędzisz czas z Angelem. Ich związek stał się oficjalny, co nie umknęło uwadze mediów. Zaczęto łączyć fakty i zastanawiać się kto kogo "zeswatał". Osobiście cieszyłam się szczęściem mojej przyjaciółki. Lubiłam Angela i tak jak mówił Marco, był najbardziej ogarnięty z całej piątki.
Wchodziłam do moich ulubionych butików, starając się nie za bardzo rzucać w oczy. W skupieniu przeglądałam wieszaki, w głowie analizując z czym mogłabym połączyć poszczególne części garderoby. Nie byłam obładowana torbami, aczkolwiek nie wychodziłam z pustymi rękoma. W pewnej chwili miałam wrażenie, że znajoma sylwetka mignęła mi w tłumie. Westchnęłam ciężko i powróciłam do oglądania nowej kolekcji. Nie minęła minuta gdy mój telefon dał o sobie znać. Niechętnie wyciągnęłam go z torby. Na widok znajomego ciągu cyfr poczułam zimno na karku.
- Czego chcesz? - syknęłam.
- Nadal masz mój numer telefonu.
- I kto to mówi? - zironizowałam. Niepewnie rozejrzałam się wokół w poszukiwaniu męskiej sylwetki. Wcale mi się nie wydawało. Był tutaj na prawdę, a co gorsza, również mnie dostrzegł. Nie rozumiałam jednak w co on pogrywał. - Nie łatwo zapomnieć numer, który niegdyś znało się na pamięć.
- To prawda.
- Czego chcesz Alvaro?
- Chcę porozmawiać. Poświęć mi pięć minut.
- Ty chyba żartujesz. - zaśmiałam się nerwowo.
- Maria, proszę Cię. Muszę z Tobą porozmawiać zanim ... pamiętasz knajpę mojego kuzyna? - przerwał gwałtownie. - Tą niedaleko starego stadionu Atletico? Trwa tam remont, ale będziemy mogli w spokoju porozmawiać. Nikt nam nie przeszkodzi i nikt nas nie zauważy. To nie jest pułapka.
- Mam Ci zaufać po tym wszystkim? - prychnęłam.
- Nie ruszymy dalej jeśli nie przeprowadzimy tej rozmowy. Będę na Ciebie czekać. - rozłączył się.
Stałam przez chwilę w miejscu, spoglądając na telefon w mojej dłoni. Nie wiedziałam co robić. Z jednej strony chciałam tej rozmowy. Nigdy tak na prawdę nie zamknęliśmy wspólnego rozdziału. Jednak z drugiej strony nie miałam tej pewności, czy aby na pewno nie jest to pułapka. Morata i jego najbliżsi za bardzo zaszli mi za skórę, aby komukolwiek z nich zaufać.
Musiałam jednak zaryzykować. Dla mojego życia z którym powinnam ruszyć na przód. Obiecałam sobie, że po zakończeniu układu z Marco wyjadę na wymarzone wakacje, aby odciąć się od tego wszystkiego. Oczami wyobraźni widziałam Azję, którą od zawsze chciałam odwiedzić. A potem wrócę i z wysoko podniesioną głową rozpocznę nowy rozdział w moim życiu, w którym nie będzie piłkarzy oraz tej idiotycznej medialnej rywalizacji. Musiałam być silna i zdusić w sobie ból, który pojawiał się na samą myśl o tym wszystkim.
Dla ostrożności zaparkowałam dwie ulice dalej. Miałam wrażenie, że wszyscy się na mnie patrzą, co oczywiście było absurdem. Ruszyłam w stronę znajomego miejsca, uważnie rozglądając się wokół. Zawahałam się przed samymi drzwiami, lecz po chwili pchnęłam je z odwagą. Wokół na podłodze walały się puszki z farbą, a stoły i krzesła okryte były białymi płótnami. Na barowym krześle siedział Alvaro Morata we własnej osobie, bawiąc się telefonem.
- Przyszłaś.
- Wyłącz telefon i mów co masz mi do powiedzenia.
- Aż tak mi nie ufasz? Myślisz, że Cię nagrywam? - prychnął nerwowo. Założyłam ręce na piersi, oczekując iż spełni moją prośbę. Zrobił to, aczkolwiek niechętnie. - Zadowolona?
- Wybacz, ale nie ufam Ci. I tak na prawdę wcale Cię nie znam. Nie wiem czy byłam zaślepiona miłością do Ciebie czy może zmieniłeś się z czasem, ale faktem jest że stałeś się dla mnie obcą osobą. A to, że jestem co rusz atakowana przez Twoich najbliższych, wcale nie działa na Twoją korzyść.
- Zakazałem im insynuacji pod Twoich adresem.
- Czyli zdawałeś sobie z tego sprawę przez ostatni czas? - zaśmiałam się nerwowo. - Dlaczego nagle teraz? Co się zmieniło Alvaro? Zrozumieliście, że jedynie się ośmieszanie, czy jest drugie dno tego wszystkiego?
- Nie ma drugiego dna. Możesz w to uwierzyć bądź nie, ale nadal jesteś dla mnie ważną osobą. - uniosłam wzrok pełen politowania ku górze. - Po prostu pogubiliśmy się w tym wszyscy. Wiesz jaka jest moja matka ...
- Twoja matka? - prychnęłam. - Wierzy Ci we wszystko! To Ty zrzuciłeś całą winę za nasze rozstanie na mnie! Nie mogliśmy się po prostu rozejść jak normalni ludzie? Musiałeś mnie zdradzać, a potem twierdzić, że to przez mój brak wsparcia? Przecież odpychałeś mnie za każdym razem gdy chciałam Ci pomóc! Rozumiem, że się zakochałeś. Że ona była na miejscu. Ale istnieją jakieś granice godności.
- Sama zaczęłaś porównywać Marco do mnie. - zarzucił mi.
- A wiesz dlaczego? - spojrzałam wprost w jego oczy. - Bo mam dość odgrywania ofiary! Nie mam sobie nic do zarzucenia! Już wystarczająco długo ja i moi najbliżsi znosiliśmy wasze insynuacje pod moim adresem. Skończyło się, rozumiesz? Po za tym, nie powiedziałam nic, co nie byłoby prawdą.
- Poczułaś się pewniej przy Asensio? - przymrużył wściekle swoje oczy. - Myślisz, że masz wparcie ludzi bo was uwielbiają, więc będziesz opowiadać ...
- To o to chodzi! - przerwałam mu. - Przestraszyłeś się mojego ostatniego wywiadu i boisz się, że będą kolejne. To dlatego zabroniłeś mówić wszystkim o mnie! Nie chcesz mnie prowokować i stąd ta rozmowa! Co się z Tobą do cholery jasnej stało!? - nie wytrzymałam i zaczęłam na niego wrzeszczeć.
- Może nigdy mnie nie znałaś. - odpowiedział z goryczą w głosie.
- Znałam Alvaro Moratę, któremu sodówka nie uderzyła do głowy. Liczył się dla Ciebie Real Madryt, Twoi przyjaciele, rodzina ... nie bycie w centrum medialnego zainteresowania za wszelką cenę. Co się z Tobą stało? - pokręciłam bezsilnie głową.
- Kochasz go? - zapytał niespodziewanie.
- Słucham?
- Pytam, czy kochasz Marco. - spojrzał wprost w moje oczy.
- A co to ma do rzeczy? - zaśmiałam się nerwowo.
- Bo chcę mieć pewność, że na prawdę jesteś szczęśliwa. Że kochasz i jesteś kochana. Że on dba o Ciebie i jesteś dla niego najważniejsza. Maria, ja muszę to wiedzieć!
- Kocham. - odchrząknęłam.
- Więc możesz już iść. - odwrócił się ode mnie, po czym podszedł do okna. Przez chwilę wpatrywałam się w jego plecy, nie bardzo rozumiejąc co się przed chwilą wydarzyło. Chciał, abym zaprzeczyła. Byłam tego pewna. Przez kilka sekund był dawnym Alvaro, w którego spojrzeniu można było dostrzec szczerość i niewinność. Zniknął, wraz z moją odpowiedzą.
- Więc możesz już iść. - odwrócił się ode mnie, po czym podszedł do okna. Przez chwilę wpatrywałam się w jego plecy, nie bardzo rozumiejąc co się przed chwilą wydarzyło. Chciał, abym zaprzeczyła. Byłam tego pewna. Przez kilka sekund był dawnym Alvaro, w którego spojrzeniu można było dostrzec szczerość i niewinność. Zniknął, wraz z moją odpowiedzą.
*
- Przepraszamy.
- Nie jesteśmy jakimiś zboczeńcami! Po prostu tak nam się weszło ... po za tym byłaś pod pościelą!
- Nie pomagasz Berto!
- To Twoje słowa!
- Oni chcieli powiedzieć, że jest nam okropnie wstyd za ten poranny incydent. Nic nas nie usprawiedliwia, ale byłoby miło gdybyś nam wybaczyła. Przysięgam na własny honor, że niczego nie widzieliśmy.
- Ty masz honor Javi?
- Berto!
- Może po prostu wstaniecie z tych kolan? To wcale nie jest potrzebne. - odchrząknęłam nerwowo. Marco poprosił, abym popołudniu przyjechała do jego domu. W holu natknęłam się na klęczących młodych mężczyzn z bukietami kwiatów w dłoniach. Rozbawiony Asensio znajdował się za nimi, nonszalancko oparty o ścianę. - Po prostu zapomnijmy o tym całym incydencie.
- To po co kupowałem kwiaty?
- Berto!
- Są piękne. - zaśmiałam się pod nosem.
- Widzisz głąbie? Kobietom daje się kwiaty, bo je uwielbiają. Naucz się tego, a może wreszcie znajdziesz tą jedyną. - jeden z chłopaków podniósł się z kolan i stanął na przeciwko mnie. - Jestem Javi. I jeszcze raz przepraszam.
- Dziękuję. - wzięłam od niego pierwszy bukiet.
- A ja jestem Brandon!
- Marco dużo o was mówił. - zauważyłam. Cała trójka zerknęła niepewnie w stronę Asensio. - Oczywiście w samym superlatywach. - zastrzegłam rozbawiona. Dobrze, że było ich tylko trzech, bo w innym przypadku nie pomieściłabym w rękach czwartego bukietu. - Skoro uparliście się na kwiaty to wystarczyłby tylko jeden.
- Powiedzmy, że nie mogliśmy się zdecydować.
- Znając życie pokłóciliście się w kwiaciarni. - odezwał się do tej pory milczący Marco. - Daj, pomogę Ci. - wziął ode mnie dwie wiązanki, po czym skinął w stronę kuchni. Jego przyjaciele udali się do salonu, gdzie najprawdopodobniej stoczyli bój o PlayStation. Wywnioskowałam to z ich krzyków. - Nie mam żadnych wazonów. Co może je zastąpić?
- Masz trzy miniaturki pucharów Ligi Mistrzów.
- Serio?
- Żartuje. - zaśmiałam się. - Nie zbezczeszczałabym ich za nic w świecie, więc może być jakiś garnek. O ile coś takiego posiadasz. - otworzyłam górną szafkę stając lekko na palcach. - Marco! - pisnęłam czując jego ręce oplatające mnie w pasie. Ustami zaczął oznaczać moją szyję i ramię. - Twoi przyjaciele są za ścianą.
- Niestety. - puścił mnie niechętnie. - Jak minął dzień?
- Muszę Ci o czymś powiedzieć. - westchnęłam ciężko. Marco zerknął na mnie uważnie znad ekspresu. - Rozmawiałam dzisiaj z Moratą. - brzdęk spadającej łyżeczki rozległ się po całej kuchni. Wyraz twarzy Asensio momentalnie się zmienił. Stał się nagle stanowczy i podejrzliwy. - Myślałam, że dzięki tej rozmowie zamknę pewien etap mojego życia. A okazało się, że spanikował z powodu mojego wywiadu. Mogę mieć jedynie pewność, że jego najbliżsi przestaną o mnie dyskutować. Boją się, że sprowokują mnie tym do dalszych wypowiedzi.
- Skontaktował się z Tobą?
- Można powiedzieć, że wpadliśmy na siebie w Centrum Handlowym. - oparłam się o szafkę obok niego i opowiedziałam wszystko. Dosłownie wszystko. Podświadomie nie chciałam mieć przed nim tajemnic, szczególnie jeśli chodziło o sprawę z Moratą. Podzieliłam się z nim nawet przemyśleniami dotyczącymi ostatniego pytania. Choć tak na prawdę nadal nie wiedziałam co Alvaro chciał tym osiągnąć.
- Pamiętasz jak Ci mówiłem, że zachowuje się on jak pies ogrodnika?
- To by oznaczało, że nadal mnie kocha. Co jest kompletną bzdurą. - podałam mu filiżanki, które zalał świeżą kawą. - Albo zrobił to z premedytacją, abym tak sądziła. Tylko nie rozumiem jednego. Dlaczego?
- Teoria Mary o jego wybujałym ego wydaje się być co raz bardziej prawdopodobna. Jak widać i ja go tak na prawdę nie poznałem. Pogrywa w jakąś chorą grę. Nie spotykaj się z nim więcej, bo mam wrażenie że chce zasiać w Tobie wątpliwości. Chyba że ... będziesz ze mną szczera? - położył dłonie na moim biodrach i spojrzał prosto w oczy. - Czujesz coś jeszcze do niego?
- Marco, już raz odpowiedziałam Ci na to pytanie. Nie, nie kocham go. Jego widok nie wywołuje we mnie żadnych emocji. Dzisiaj przekonałam się, że Alvaro Morata to jedynie moja przeszłość. Nie mam zamiaru więcej z nim rozmawiać.
- Marco, oddajesz mi wygraną walkowerem?! - zawołał Javi.
- Twoje niedoczekanie!
- Ktoś musi się zająć damą!
- O co chodzi?
- Cóż, za każdym razem gdy przyjeżdżają, toczymy ze sobą batalię. Znaczy, rozgrywamy turniej piłkarski. I teraz jakby jest moja kolej, abym zmierzyć się z Javim. - Marco podrapał się nerwowo po karku.
- Dzieciaczki. - uśmiechnęłam się słodko.
*
W towarzystwie Marco i jego przyjaciół spędziłam udane popołudnie. Fakt, że rozgrywali pomiędzy sobą turniej, wcale nie doprowadzał mnie do nudy. Wprost przeciwnie. Berto, mimo specyficznego charakteru, okazał się być jaskinią wiedzy dotyczącej kompromitujących momentów z życia Asensio. Biedny Marco przegrał w swoim pojedynku z Javim, ponieważ co jakiś czas musiał rzucać w "kapusia" poduszkami.
Z kolei Brandon był mistrzem gotowania czegoś z niczego. Prawdopodobnie dzięki niemu cała piątka nie padła nigdy z głodu. Chciałam mu nawet pomóc, jednak jak na prawdziwego dżentelmena przystało, pozwolił mi jedynie patrzeć. W końcu byłam gościem!
Nasz poranny incydent stał się jedynie zabawną anegdotą. Z szerokim uśmiechem postawiłam trzy piękne bukiety na komodzie. To było bardzo miłe z ich strony, aczkolwiek Marco miał na to nie mały wpływ.
Do kieliszka nalałam czerwonego wina, czując iż potrzebuje tego po ciężkim dniu. Ułożyłam się wygodnie na kanapie, włączając ulubioną playlistę. Po salonie rozbrzmiały jej pierwsze takty. Westchnęłam błogo. Uwielbiałam takie leniwe i pełne relaksu wieczory. Czasami pobycie z samym sobą było niczym błogosławieństwo. Szczególnie gdy Twoje życie przypomina bieganinę.
Leniwie przesuwałam palcem po moim Iphonie, przeglądając media społecznościowe oraz czytając wiadomości z całego dnia. Z uśmiechem spojrzałam na opublikowane przez Mary zdjęcie. Przedstawiało ono ją samą w towarzystwie Angela. Wyglądali razem idealnie i właśnie taki komentarz zostawiłam.
W pewnej chwili otrzymałam powiadomienie od jednego z fanów Moraty. Irytowali mnie ludzie, którzy oznaczali mnie na zdjęciach Alice bądź odwrotnie. Nie rozumiałam tego. Dlaczego ktoś tracił swój cenny czas na porównywanie nas, skoro nigdy z nami nie rozmawiał i tak na prawdę nie znał? Westchnęłam ciężko i z nudów zaglądnęłam w owy post. Był nim krótki filmik, więc bez zastanowienia go włączyłam.
Scena, jakby w teatrze, a na nim Alvaro z Alice. Prowadzący coś do nich mówił, a ludzie siedzący na sali w skupieniu przyglądali się całemu przedstawieniu. Z boku wisiał wielki szyld "Magic Show". W pewnej chwili mężczyzna chwycił Alice za ręce i odwrócił tyłem do Moraty. Przez kilka sekund mówił coś o wyborze kart. Nagle Alvaro uklęknął na jedno kolano, a prowadzący wskazał go blondynce. Wstrzymałam oddech, nie wierząc w to co widzę. Dopiero teraz dostrzegłam komentarze pełne gratulacji oraz życzeń na nowej drodze życia. Oświadczyny? Na scenie w teatrze? Przed publicznością? Po tym jak ...
Bo chcę mieć pewność, że na prawdę jesteś szczęśliwa. Że kochasz i jesteś kochana. Że on dba o Ciebie i jesteś dla niego najważniejsza. Maria, ja muszę to wiedzieć!
- W co Ty pogrywasz Alvaro? - szepnęłam.
***
Jaka jest przyczyna dziwnego zachowania Alvaro? ^^ Zaznaczam iż we oświadczyny na prawdę miały miejsce, także to akurat nie moja wyobraźnia.
Publikuję rozdział po dość pechowym jak i dobijającym dla Marco tygodniu, w którym zerwał więzadła krzyżowe, czyli doznał najgorszej z możliwych kontuzji dla piłkarza. Jak widać życie pisze scenariusze, które są zdecydowanie gorsze od moich "wypocin".
Publikuję rozdział po dość pechowym jak i dobijającym dla Marco tygodniu, w którym zerwał więzadła krzyżowe, czyli doznał najgorszej z możliwych kontuzji dla piłkarza. Jak widać życie pisze scenariusze, które są zdecydowanie gorsze od moich "wypocin".