sobota, 14 września 2019

23. Cioci rośnie brzuszek!

Alvaro Morata przerywa milczenie!

Na zaledwie kilka dni przed swoim ślubem, napastnik Atletico Madryt oraz Reprezentacji Narodowej postanowił zrobić rachunek sumienia przed swoimi fanami. 
"Nie jestem chodzącym ideałem. W przeszłości zraniłem osobę, która była dla mnie bardzo ważna. Byłem tchórzem zamiatając wszystko pod dywan. Dzisiaj, będąc mądrzejszą i dojrzalszą osobą, zrozumiałem iż popełniłem błąd nie zaprzeczając plotkom i spekulacjom, które były dla niej bardzo krzywdzące. Doskonale wiecie, o kogo mi chodzi. To nie Maria była winna naszemu rozstaniu oraz nie prawdą jest, że mnie nie wspierała. Wprost przeciwnie. To ja nie potrafiłem docenić jej poświęcenia. Życzę jej wszystkiego co najlepsze, bo na to zasługuje jak mało kto."

Żwawym krokiem ruszyłam w stronę holu, skąd dochodziły podniesione męskie głosy. W drodze minęłam zdezorientowaną Carlotę, którą poprosiłam, aby dołączyła do siostry w ogrodzie. Nie rozumiałam co, a raczej kto, doprowadził mojego ojca aż do takiej furii. Byłam święcie przekonana, że całe Socobio słyszało jego krzyki!
W salonie prawie potknęłam się o Lucky'ego, który rozradowany biegł przywitać "gościa". Kolejny, który zwariował! Przecież w taki sposób witał tylko mnie i ...
- Nie wyjdę stąd, dopóki nie porozmawiam z pańską córką. - zatrzymałam się gwałtownie w pół kroku. W głowie zaczęło mi wręcz szumieć z nadmiaru myśli. To było po prostu niemożliwe. Nie mógł być w dwóch miejscach jednocześnie! - Szanuje, że jest to pański dom i oczywiście ma pan prawo mnie stąd wyrzucić. Ale nie odjadę, dopóki ona mi tego nie rozkaże.
- Było z nią rozmawiać gdy sama tego chciała!
- Ma pan rację. Żałuję, że uniosłem się cholerną dumą. - po cichu podeszłam do ściany i się o nią oparłam. W skupieniu słuchałam głosu Marco. - Dlatego błagam, niech da mi pan szansę to wszystko naprawić.
- Po co? W końcu to tylko układ. - zironizował mój ojciec. - Perfidnie mnie oszukałeś! Wykorzystałeś moją córkę i zaciągnąłeś do łóżka. A potem bezczelnie skłamałeś patrząc mi prosto w oczy! Wiesz ile łez przez Ciebie wylała? Więcej niż za tym szczurem! Powinienem Cię udusić gołymi rękoma! Przez chwilę pomyślałem, że jesteś od niego o wiele lepszy! Powinieneś go stamtąd wywalić na zbity pysk i kazać się do niej nie zbliżać!
- Zrobiłem to.
- Niby co?!
- Nie będzie jej niepokoić. Powiedzmy, że przeprowadziłem z nim dość poważną rozmowę. - zmarszczyłam zdziwiona brwi na te słowa. - I nie skłamałem. Wszystko co powiedziałem tamtego dnia w jej mieszkaniu było prawdą! Nie potrafię aż tak kłamać! Powiedziałem to, co wówczas czułem.
- Nie rozśmieszaj mnie! - parsknął. - Maria powiedziała mi i mojej żonie całą prawdę. Gdyby było tak jak mówisz, nie przyjechała by do nas w stanie początkowej depresji!
- Bo nie zdążyłem jej o tym powiedzieć!
- Za to ją odepchnąłeś! Dałeś jej do zrozumienia, że była dla Ciebie jedynie ...
- To nie prawda!
- Twoje czyny mówią same za siebie!
- Ma pan rację! Spieprzyłem wszystko! Zachowałem się jak tchórz bo bałem się od niej usłyszeć, że mu wybaczyła i chce mu dać drugą szansę! Wolałem uciec i tego nie słyszeć! Nigdy sobie nie wybaczę, że ją tym zraniłem i zrozumiem jeśli nie będzie chciała ze mną porozmawiać. Ale jedyne o co błagam, to o choć minutę! Chcę jej powiedzieć coś bardzo ważnego i tylko od niej będzie zależało czy wyrzuci mnie za drzwi czy nie.
- Nie! Już raz mnie oszukałeś!
- Panie Pombo ...
- Kochanie, powinieneś zapytać Marii o zdanie. - w holu pojawiła się moja matka. Mimowolnie otarłam łzę z policzka, walcząc z buzującymi we mnie emocjami. - Obydwoje się o nią martwimy, ale jest dorosła. Ma prawo go wysłuchać, o ile oczywiście będzie tego chciała.
- Znów będzie przez niego płakać!
- Można płakać z różnych powodów.
- Minutę. - odchrząknęłam stając w progu salonu. Poczułam na sobie trzy spojrzenia, lecz tylko jedno wywołało w moim brzuchu przyjemne łaskotanie. Po paru dniach mogłam znów stanąć z Marco Asensio twarzą w twarz. Miał na sobie dresy Reprezentacji Narodowej, a jego zarost był o wiele dłuższy niż zazwyczaj. Wyglądał przy tym jeszcze lepiej, o ile było to możliwe. - Możecie zostawić nas samych? - zwróciłam się do rodziców.
- Ale tylko minutę. - zastrzegł ojciec wychodząc.
- Myszko. - Marco momentalnie się przy mnie znalazł.
- Myślę, że nie powinieneś mnie już tak nazywać.
- Masz rację, nasz układ już nie istnieje. - przyznał. - Ale to dobrze. Koniec z odgrywaniem tej szopki i ukrywaniem prawdziwych uczuć. Obiecałem Ci rozmowę, a potem odepchnąłem. To, co wtedy powiedziałem i napisałem ... nie będę się usprawiedliwiał! Zresztą nie mam nic za swoje usprawiedliwienie. - przeczesał nerwowo swoje włosy. - Jestem po prostu idiotą! Dzieciakiem, który uciekł bo się przestraszył. Myślałem, że będzie mniej boleć jeśli nie usłyszę prawdy z Twoich ust. Chciałem wmówić sobie, że był to tylko układ. Ale to nie prawda i wiem, że Ty też tak uważasz.
- Nie dałeś mi dojść do słowa.
- Bo zobaczyłem was razem i coś we mnie pękło. Twój ojciec miał rację. Powinienem był wywalić go na zbity pysk. Ale pomyślałem, że może tego właśnie chcesz. Żeby to on tam był.
- Mówiłam Ci już że go nie kocham.
- Minuta minęła! - usłyszeliśmy ze strony kuchni. Uchyliłam usta, aby odkrzyknąć ojcu jednak zostałam uciszona. I to skutecznie. Marco przyciągnął mnie pewnym  ruchem w swoją stronę i złożył na ustach czuły pocałunek.
- Kocham Cię Maria. - wyszeptał. Wciągnęłam gwałtownie powietrze, jakby nagle zabrakło mi tlenu. Poruszałam ustami niczym ryba wyciągnięta z wody. Nie mogłam wydobyć siebie chociażby słowa. - Powiedziałem Ci to już wcześniej, ale spałaś i nie miałaś szansy usłyszeć.
- Na prawdę?
- Chciałem usłyszeć jak to brzmi. - uśmiechnął się. - Ale przez cały ten czas bałem się odpowiedzi. Nadal się boję. Nie chcę Cię stracić bo stałaś się dla mnie najważniejszą osobą na świecie. Nie mogę jednak Cię do niczego zmusić. - pogładził z czułością mój policzek. - Zanim jednak odpowiesz chcę abyś wiedziała, że będę walczył z Tobą o prawa do opieki nam Lucky'm. I to nie jest szantaż. - w jego oczach pojawił się błysk cwaniactwa.
- Nie mam prawa rozbijać mu rodziny.
- Rodziny?
- To zabawne, ale to dzięki niemu zrozumiałam co do Ciebie czuję. Dotarło to do mnie w chwili gdy zawróciłeś do Schroniska i go stamtąd zabrałeś. - zerknęłam na psiaka, który z zaciekawieniem się nam przyglądał. - Powiedziałeś mojemu ojcu, że nie da się mnie nie pokochać. Ale to samo tyczy się Ciebie. - pogładziłam jego zarost. - Kocham Cię Marco. Ciebie i tylko Ciebie. Zrozum to dzieciaku.
- Myślę, że jeśli będziesz mi to codziennie powtarzała, to jest szansa, że w końcu to do mnie dotrze. - uśmiechnął się szeroko i objął mnie w pasie. - Ale najpierw musisz mi wybaczyć. Obiecuję Ci, że wynagrodzę Ci każdą łzę, którą wylałaś z powodu mojej głupoty.
- Nie musisz. Po prostu bądź.
- Tylko tyle?
- Aż tyle. - wtuliłam się z ufnością w jego ramiona. Chciałam czuć jego obecność całą sobą. Przymknęłam powieki wdychając cudowny zapach jego perfum. Chciałam cała nim przesiąknąć. - Nie wierzę, że tu jesteś ... aua! - oburzyłam się. - Jak mogłeś?! - rozmasowałam sobie bolące miejsce na pośladku. - Uszczypałeś mnie!
- Przynajmniej masz tą pewność, że nie śnisz. - uśmiechnął się szeroko. - No dobrze, mogłem to zrobić w inny sposób. - chwycił moją twarz w dłonie, a na ustach złożył namiętny pocałunek. Błyskawicznie odwzajemniłam ten gest, zarzucając swoje ręce na jego szyję. Zaśmiałam się w jego usta, czując jak unosi moją sylwetkę i okręca nas wokół własnej osi. - Kocham Cię. - powtarzał pomiędzy pocałunkami, po czym ostrożnie mnie postawił.
- Lepiej mi powiedz co tu robisz. - zaśmiałam się.
- Zwiałem. - wzruszył niedbale ramionami. Szeroki uśmiech momentalnie zniknął z mojej twarzy. - Trener dał mi kilka godzin wolnego każąc się wyciszyć. Pod wpływem impulsu wsiadłem do samochodu i ruszyłem tutaj. Nie mogłem dłużej czekać. - jęknął.
- Zaraz! Trener kazał Ci się wyciszyć? Dlaczego? - przyjrzałam się mu uważnie. Odchrząknął i uciekł wzrokiem w drugą stronę. - Marco!
- Myszko, to męskie sprawy. Nie ma o czym mówić.
- Jeśli chcemy zbudować coś poważnego to musimy mówić sobie o wszystkim. Nie chcę niedomówień. Chcę wiedzieć na czym stoję. - chwyciłam go za dłoń. Cichy syk wydobył się z jego ust. Zdezorientowana zerknęłam na zewnętrzną część dłoni, która była otarta na kostkach. - Ty ... uderzyłeś Alvaro?!
- Sam się prosił. - mruknął.
- Marco, to nie jest odpowiedni sposób na ...
- Czasami to idealny sposób na rozwiązywanie problemów. - przerwał mi. - Wy kobiety tego nie zrozumiecie. Śmiał mnie pouczać, a czy sam jest w porządku? Za plecami swojej narzeczonej odwiedza byłą dziewczynę i czule ją dotyka. Nie wspominając o tym, że wcześniej perfidnie ją porzucił. Nie potrzebuję dobrych rad od kogoś takiego jak on. Sam doskonale wiem, że zawaliłem. Jeszcze śmiał mi zasugerować, abym dał Ci spokój ...
- Spokojnie. - pogładziłam jego napięte ramię.
- Jak mam być spokojny? Gdybym był na jego miejscu, moje myśli całkowicie pochłonęłaby narzeczona oraz zbliżający się ślub. A jego bardziej interesujesz Ty. - prychnął. - Ufam Twoim słowom, więc dałem mu jasno do zrozumienia, aby trzymał się od Ciebie z daleka. Przynajmniej wyręczyłem Twojego ojca. Wiem, że też miał na to ochotę.
- Mój ojciec nigdy by ...
- Nie lubię być wyręczany, ale ostatecznie mogę się zgodzić na takie ustępstwo. - z oburzeniem zerknęłam w stronę wejścia do salonu. - Jesteś młodszy, więc i rękę masz silniejszą. Ja bym jedynie potłukł stare kości.
- Tato!
- Co tato? Chłopak ma rację.
- Dopiero co chciałeś wyrzucić go z domu.
- Szanuję stanowczych ludzi. - wzruszył ramionami. - A po tym nie tylko wy możecie stwarzać iluzję. Uważam, że dobrze wypadłem w roli surowego ojca i teścia. - zmiótł niewidzialny kurz ze swojej koszuli. - Przynajmniej mam pewność, że Marco nie jest tchórzem.
- Wujek Marco! - do salonu wbiegły bliźniaczki.
- Cześć łobuziary.
- Dobrze, że się pogodziliście!
- Ja też się cieszę. - odwzajemnił ich uśmiechy.
- Czyli noc poślubna się udała! Cioci rośnie brzuszek! - zawołała podekscytowana Paula. W salonie zapanowała przeraźliwa cisza. Zaczerwieniłam się z zażenowania, a Marco wbił we mnie pełne zdezorientowania spojrzenie. - Nie cieszysz się?
- Paula! Rozmawiałyśmy o tym.
- Ciociu, ale tatuś się pomylił! Nie potrzeba do tego listu! - zawtórowała siostrze Carlota. - Wujek Ignacio nam wszystko wytłumaczył! Wystarczy że pan i pani w łóżeczku się przytulą i ...
- Ignacio! - wrzasnęłam na cały dom. - Wychodź gadzie gdziekolwiek jesteś!
- I muszą się pocałować! - Paula pacnęła się w czółko. - Ty i wujek dużo się całujecie, więc na pewno zasiał w Tobie ziarenko.
-  Spokój. A teraz posłuchacie mnie uważnie. - kucnęłam na przeciwko dziewczynek i chwyciłam je za rączki. - Nie rośnie mi brzuszek. To prawda, potrzeba do tego ziarenko. - odchrząknęłam, na co mój ojciec wyszedł z salonu podśmiewując się pod nosem. - Ale takie ziarenko pan daje pani po ślubie. Prawdziwym ślubie w kościele, który udziela prawdziwy ksiądz, a nie mały Isco. Dzidziuś rośnie w brzuszku swojej mamusi, więc bajka z bocianem to tylko bajka dla dzieci. Wyjątkiem jest wujek Ignacio, którego znaleziono w kapuście. - dodałam perfidnie.
- Jego tatuś źle zasiał ziarenko?
- Coś zdecydowanie poszło nie tak.- przyznałam.
- Ale przecież pani Elena nie ma męża, a ma dzidziusia ...
- Marco ratuj. - jęknęłam.
- Jeśli będę miał kiedyś córkę, to mogłaby być taka jak one. - zaskoczona tym wyznaniem, odwróciłam głowę w jego stronę. - Co powiecie na to, aby obejrzeć mecz na stadionie? - klasnął w dłonie. Dziewczynki momentalnie zainteresowały się nowym tematem i zaczęły skakać wokół niego uradowane. Z uśmiechem przyglądałam się temu szczęśliwemu obrazkowi, mając wrażenie że od kolejnego depresyjnego poranka minęło kilka tygodni, a nie godzin.

*

Marco zdecydowanie nie rzucał słów na wiatr. W moich rękach wylądowały wejściówki na Santiago Bernabeu gdzie Hiszpania miała rozegrać kolejny mecz eliminacyjny ze Szwecją. To co się działo, było prawdziwym rollercoasterem. Spoglądając na podekscytowane dziewczynki, nie mogłam uwierzyć, że to dzieje się naprawdę. Jeszcze wczoraj rano mój świat wyglądał niczym pogorzelisko, a dzisiaj? Miałam na sobie prezent od Marco w postaci koszulki Reprezentacji Narodowej z jego numerem i nazwiskiem na plecach. Wzruszenie ścisnęło moje gardło gdy wyciągnęłam ją z upominkowej torebki. To był zdecydowanie lepszy podarunek niż biżuteria czy bukiet kwiatów. Miałam na sobie coś, co wiele dla niego znaczyło.
Dreszcz podekscytowania przebiegł po moim ciele gdy usłyszałam pierwsze takty hymnu Hiszpanii. Nigdy nie miałam tej przyjemności, aby być na meczu Reprezentacji Narodowej. Nie sądziłam, iż towarzyszą temu aż tak mocne emocje. Skupiona twarz Marco, która mignęła mi w wiszącym obok telewizorze, wywołała falę dumy i szczęścia. Cieszyłam się jego sukcesem, którym bez wątpienia był występ w pierwszym składzie.
Mecz się rozpoczął wraz z gwizdkiem sędziego. Usiadłam na wygodnym krześle, śledząc uważnie sylwetkę Marco. Był idealny w każdym calu. Jego ruchy z piłką były płynne, jakby co najmniej urodził się z nią przy nodze. Żadnych trudności nie sprawiało mu pokonywanie rywali, których mijał niczym pachołki. Uwiecznił to dograniem na głowę Sergio Ramosa, który umieścił piłkę w siatce.
- Po dzisiejszym meczu dostanie same wysokie noty. - usłyszałam z boku dumny głos pana Gilberto. Uśmiechnęłam się w odpowiedzi. - Nie wiem co nawywijał, ale cieszę się, że mu wybaczyłaś. Przez ostatnie dni chodził wściekły jak osa. Bardzo mu na Tobie zależy, a po za tym widzę jaki jest z Tobą szczęśliwy.
- Obydwoje zawiniliśmy. - przyznałam.
- Kłótnie i ciche dni w związkach to najnormalniejsza rzecz na świecie. Dzięki temu można zrozumieć jak bardzo zależy nam na drugiej osobie.
- To prawda. Moje serce mu wybaczyło gdy oczy go ujrzały. - uśmiechnęłam się. - Marco potrafi przyznać się do winy, co bardzo w nim cenie. Wiem wówczas, że jest ze mną szczery. Nie mogłabym mu nie wybaczyć. Za bardzo kocham pańskiego syna.
- Miło mi to słyszeć. - dotknął ostrożnie mojej dłoni. - Właściwie nie rozumiem dlaczego dotąd nie zjedliśmy wspólnie obiadu. Jesteście z Marco parę miesięcy ze sobą, a nadal nie mieliśmy okazji, aby wspólnie usiąść przy stole i porozmawiać. Może znalazłabyś dla nas chwilę czasu?
- Z przyjemnością. - zgodziłam się z ochotą.
Zdradziecki uśmiech nie chciał zniknąć z mojej twarzy. Czułam się wolna nie musząc okłamywać wszystkich wokół. Do tej pory unikałam pana Gilberto jak ognia, bojąc się że przez przypadek palnę jakąś gafę. Teraz nie musiałam się niczym przejmować. Mogłam być sobą i bez analizowania stawiać kolejny krok za krokiem.
Ojciec Marco miał rację. Rozgrywał on wspaniały mecz. Hiszpania wygrywała już dwoma golami, praktycznie zapewniając sobie zwycięstwo w tym spotkaniu. Niespodziewanie jednak jeden z zawodników padł w polu karnym, a sędzia odgwizdał rzut karny. Sergio Ramos, ku zaskoczeniu wszystkich wokół, podszedł do Marco zamiast w stronę bramki. Podał mu piłkę i coś szepnął z uśmiechem. Do tej pory to on był wykonawcą tak zwanych "jedenastek". Oddał jednak ten strzał swojemu młodszemu koledze. Kilka chwil później wiedziałam już dlaczego.
Marco idealne umieścił piłkę w siatce, po czym z szerokim uśmiechem podbiegł do kamery, aby przypomnieć całemu piłkarskiemu światu słynną cieszynkę z Derbów Madrytu. Utworzona litera M z palców, zamieniła się w serce, a do moich oczu napłynęły łzy wzruszenia.
- Ja Ciebie też kocham. - szepnęłam.

"Kapitanie, dlaczego oddałeś Asensio tego karnego?"
"Chencho* rozegrał wspaniały mecz. Zasłużył na to, aby zadedykować tego gola najważniejszej osobie w jego życiu. Dzięki jego asyście mogłem zrobić to samo. Odwdzięczyłem się ponieważ wiem jakie jest to ważne"
"Co mu powiedziałeś?"
"Żeby tego nie spieprzył bo go wytargam za uszy."

Zapięłam śpiące bliźniaczki w fotelikach, dziękując panu Gilberto za pomoc. Spoglądając na nie, biłam się z własnymi myślami. Powinnam je zawieźć do swojego mieszkania zamiast czekać na Marco w podziemnym parkingu. Z drugiej jednak strony były nim tak zafascynowane, że same chciały osobiście mu pogratulować. Skąd mogły jednak wiedzieć że zmęczenie weźmie nad nimi górę.
- To chyba potrwa dłużej niż przypuszczałam. - westchnęłam opierając się o maskę samochodu. Ludzie przemierzali podziemny parking z szerokimi uśmiechami, zadowoleni z końcowego wyniku. - Na pewno zatrzymali go w strefie dla dziennikarzy.
- Będziesz musiała się do tego przyzwyczaić.
- Zasłużył na to.
- Wolałby być z Tobą. - pan Gilberto posłał mi uśmiech, który odwzajemniłam. W tym samym momencie dostrzegłam gwiazdora dzisiejszego wieczoru, który zbliżał się do nas zawzięcie rozmawiając z jednym z kolegów. Pożegnali się w typowy męski sposób, po czym mogliśmy go mieć dla siebie. Taktownie poczekałam aż ojciec pogratuluje mu występu. Wystarczyło jednak aby wyciągnął do mnie ręce, a z przyjemnością wtuliłam się w jego ramiona.
- Wyglądasz pięknie w tej koszulce. - wymruczał mi do ucha.
- Dziękuję za nią.
- Podobało Ci się? - pogładził z czułością mój policzek.
- Szczerze mówiąc nie mogłam oderwać wzroku od zawodnika z "10" na plecach. Także mało co pamiętam z tego meczu. - uśmiechnęłam się niewinnie. - Może go znasz? Jest cholernie przystojny. A jaki ma zgrabny tyłek! - szepnęłam konspiracyjnie. Marco jedynie zaśmiał się pod nosem.
- Kobiety zwracają uwagę na męskie tyłki?
- To temat na kiedy indziej. Muszę zawieźć dziewczynki.
- Sama nie dasz sobie rady z nimi dwoma. - zauważył rezolutnie. - Odwieziemy mojego ojca do domu, a sami pojedziemy do Ciebie. Mój samochód tu zostanie do jutra. A po za tym znalazłem idealne rozwiązanie Twojego problemu związanego z Lucky'm. - oznajmił zadowolony z siebie. - Zamieszkaj z nami.
- Z wami? - wydukałam.
- Ze mną i z Lucky'm. Choć szczerze mówiąc najbardziej siebie mam na myśli. - spojrzał z niemą prośbą wprost w moje oczy. - Wiem, że chłopaki są dość częstymi gośćmi w moim domu, nie wspominając o bracie i ojcu. Zrozumiem jeśli będzie to dla Ciebie przeszkodą.
- Cóż, czasami lubię chodzić po domu w bieliźnie. A jedną przygodę związaną z nimi mam za sobą ...
- Zmienię zamki!
- Jesteś pewien?
- Jestem pewien, że Cię kocham. Reszta nie ma znaczenia.

***



* ksywka nadana Marco przez Sergio Ramosa 

Nareszcie znalazłam chwilę oddechu, aby opublikować ten rozdział :) Cóż, sądziłyście że mogłabym odseparować Dzieciaka od Myszki? Oczywiście, że nie ^^ Lecz niestety zbliżamy się ku końcowi. Jeszcze tylko jeden rozdział i epilog, po czym przenoszę się na nowy adres :)

4 komentarze:

  1. powiem tak, najlepszym bohaterem tego rozdziału bez wątpienia jest ojciec Marii. Jak czytałam o nim to aż się śmiałam, zwłaszcza jak wycierał niewidzialny kurz z koszuli :D ale dobrze, że się chłopak w końcu ogarnął i przyjechał i teraz będzie brzuszek rosnąć haha dziewczynki są genialne, i w przyszłości wszyscy będą się z tego śmiać. Ale państwo Asensio zamieszka razem...no, no, no będzie zapewne ciekawe i słowo bielizna i nagle pojawiają się nowe zamki, faceci haha i w sumie szkoda, że to opowiadanie się już kończy, zdecydowanie zleciało to za szybko, ale dobrze, że zaraz pojawi się nowe ;) więc czekam na ciąg dalszy i zapraszam do siebie

    OdpowiedzUsuń
  2. Jestem w głębokim szoku. W życiu bym się nie spodziewała, że Alvaro zdecyduje się szczerze wyznać opinii publicznej, że to on ponosi winę za rozstanie z Marią. Można powiedzieć, że choć trochę zmądrzał i zrozumiał pewne sprawy. Oczywiście stało się to za późno, a Maria wiele zdążyła przez niego wycierpieć, ale dobrze, że zdecydował się na ten krok. Teraz niech da już Marii spokój i zajmie się ślubem z Alice. Każde z nich ma swoje życie i już nie warto wracać do przeszłości ^^
    Marco! Brawa dla niego, że poszedł po rozum do głowy i zdecydował się przyjechać do domu rodzinnego Marii, aby szczerze porozmawiać i wyjaśnić całą sytuację. On też zmądrzał! :D Nieszczególnie dziwię się reakcji taty Marii, w końcu widział córkę, gdy cierpiała po tym rozstaniu i obwiniał piłkarza za krzywdę, którą jej wyrządził. Marco jednak się nie poddał, tylko wyjaśnił, że kocha Marię tak naprawdę i zrobi wszystko, aby to naprawić i być z nią. Dobrze, że mama dziewczyny interweniowała i że sama Maria zgodziła się na tę rozmowę :) Nie przeżyłabym, gdyby Myszka i Dzieciak nie byli razem! Układ układem, ale w czasie jego trwania oboje się pokochali i w pewnym momencie ten układ zaczął im ciążyć. Cieszę się, że Marco wyjaśnił Marii to co nim kierowało i przyznał się do błędu. Źle wszystko wtedy zrozumiał i wolał unieść się dumą niż od razu wszystko wyjaśnić... A mówią, że to kobiety stwarzają nieistniejące problemy ^^ Na szczęście na swoje wyjaśnienia otrzymał więcej niż minutę i wyznał dosłownie wszystko, co leżało mu na sercu, w tym najważniejsze, że kocha Marię! <3 Maria nie mogłaby mu nie wybaczyć, bo przecież sama oddała mu serce <3 Dopełnieniem tego szczęścia był merdający ogonkiem Lucky <3 i wiadomość o tym, że Marco po męsku rozprawił się z Alvaro :D Tak trzeba było postąpić i już :D Nawet tata Marii się z tym zgodził i muszę przyznać, że fachowo odegrał swoją rolę haha :D Marco musiał się postarać i już ^^
    Hahahaha, dziewczynki rozwalają system! <3 Jak ich nie uwielbiać? Chciałabym zobaczyć minę Marco, gdy powiedziały, że cioci rośnie brzuszek ^^ W ogóle cała ta rozmowa o nasionkach mnie rozczuliła <3 W bardzo fajny sposób można wytłumaczyć dzieciom pewne sprawy :) Tekst o tym, że tatuś wujka Ignacio źle zasiał ziarenko mnie dosłownie powalił hahahaha :D
    A wujek Marco to jest gość! Obiecał wejściówki i je załatwił, dzięki czemu Maria i małe mogły obejrzeć na żywo mecz Reprezentacji :) To na pewno było niesamowite przeżycie dla dziewczyny! W dodatku Marco świetnie się spisywał, ale nie mogło być inaczej skoro miał taką motywację na trybunach :) Cieszę się również z tego, że Maria już bez żadnych oporów może rozmawiać z jego tatą. Na pewno ciężar spadł jej z barków :)
    Awww Sergio! To jest Kapitan przez duże K! :) Dzięki temu, że oddał Marco strzał, ten mógł zadedykować tego gola Marii wykonując wspaniałą cieszynkę :) A późniejsze słowa Sergio hahahaha :D Marco niech sobie je weźmie do serca, bo z nim to nie ma żartów ^^
    Bliźniaczki zasnęły po pełnym emocji meczu, ale nie ma co się dziwić :) Ale dzięki temu Marco mógł porozmawiać z Marią i zaproponować jej wspólne mieszkanie :) Nie ma lepszego miejsca dla niej i Lucky'ego! <3 Kochają się, więc jak to powiedział Marco, reszta nie ma znaczenia :)
    Och, tylko jeden i epilog? :(
    <3333

    OdpowiedzUsuń
  3. Alvaro chyba naprawdę poszedł po rozum do głowy i powoli zaczyna ogarniać swoje życie. Nareszcie zaczyna też brać odpowiedzialność za swoje decyzje i czyny. Próbując w jakimś stopniu naprawić popełnione błędy.
    Publiczne wzięcie na siebie winy za rozstanie z Marią na pewno wymagało od niego sporo odwagi, ale lepiej późno niż wcale.
    Być może teraz Maria nareszcie przestanie być z góry przez niektóre osoby niesprawiedliwie oceniana. Przykrych chwil jej to już nie wynagrodzi, ale przynajmniej przestanie być obarczana winą za coś czego nie zrobiła. Przy okazji może niektórych skłoni to do jakichś refleksji.
    Najbardziej w tym rozdziale zaimponował mi jednak Marco. Najpierw "wyjaśnił" sobie wszystko z Alvaro... czym już mi zaimponował, a potem w końcu nie wytrzymał i odwiedził Marię. Decydując się na szczerą rozmowę z dziewczyną. Był na tyle zdeterminowany, że nawet starcie z panem Pombo nie było w stanie go powstrzymać. Co pokazało, jak bardzo zależy mu na jego Myszce.
    Swoją drogą tata Marii wymiata i okazało się, że wcale nie jest aż tak straszny, jak mogłoby się niekiedy wydawać. Marco może na szczęście odetchnąć z ulgą, przynajmniej na razie. 😂 Powinien jednak uważać na swojego przyszłego teścia i więcej mu już nie podpadać.
    Strasznie się cieszę z pogodzenia naszej pary i wyznania sobie przez nich wzajemnych uczuć. Trochę to trwało, ale nareszcie się na to zdobyli. Co obydwoje ogromnie uszczęśliwiło.
    Od teraz mogą wreszcie skończyć z udawaniem i bez żadnych przeszkód cieszyć się miłością oraz tworzyć wspólne plany na przyszłość. Jak choćby te o rośnięciu brzuszka Marii. 😁 Bliźniaczki znowu nie zawiodły. Te dziewczynki są po prostu nie do podrobienia.
    Pomysł Marco z zamieszkaniem u niego Marii bardzo mi się podoba. Przecież to idealne rozwiązanie. Lucky na pewno będzie zadowolony, gdy jego państwo znajdzie się pod jednym wspólnym dachem. Zresztą nie tylko on. Marco będzie po prostu wniebowzięty.
    Wszystko zaczyna się układać, co niestety oznacza nieuchronny koniec historii.
    Czekam mimo to jak zawsze z niecierpliwością na kolejny rozdział.

    OdpowiedzUsuń
  4. Jest! W końcu! Nawet nie wiesz, z jaką niecierpliwością czekałam na ten rozdział. Sytuacja między Marco i Marią była skrajnie irytująca i naprawdę miałam jej dość. Szczególnie po poprzednim rozdziale. Dlatego z westchnieniem ulgi przyjęłam fakt, że to Marco pojawił się w domu dziewczyny. Trochę bałam się, że będzie to Alvaro, który znów tylko niepotrzebnie namiesza.
    W ogóle Alvaro trochę mnie zaskoczył. I to na plus. Nie spodziewałam się, że opublikuje oficjalne oświadczenie. W końcu poszedł po rozum do głowy i zrozumiał, jak bardzo skrzywdził Marię i jej bliskich. Teraz wszyscy będą musieli zweryfikować swoje opinie na temat dziewczyny.
    Za to Marco... No z niego też jestem dumna. A jednocześnie mam ochotę przywalić mu w łeb. No bo kurczę, naprawdę musiał tak długo zwlekać? Nie mógł powiedzieć Marii wcześniej, co do niej czuje? Dlaczego faceci są tak strasznie niedomyślni?
    Ale dobrze, że w końcu psię ogarnął. Zaczynając od tego, że przywalił Alvaro. Należało mu się i dobrze, że w końcu ktoś dał mu nauczkę. A jednocześnie Marco zrozumiał, że jeśli czegoś nie zrobi, to straci Marię na zawsze.
    No i wyjaśnili sobie wszystko, rozumieją, że są dla siebie stworzeni, czego chcieć więcej? Teraz już nie pozostaje im już nic innego, tylko wieść spokojne i szczęśliwe życie. Uwielbiam ich razem, więc, gdy wyznali sobie miłość, to aż zapiszczałam z radości.
    Ojciec Marii rozwalił system. Niby taki zły, surowy teść, ale to tylko na pokaz. Cieszę się, że zrozumiał, że Maria naprawdę zakochała się w Marco i że to już nie jest tylko układ. To też na pewno było ważne dla Marii.
    Dziewczynki jak zwykle są rozkoszne. Ale z tym brzuchem to nieźle wypaliły. Choć kto wie, może za jakiś czas doczekamy się małego Marco.
    I na końcu jeszcze pan Gilberto. Wszystko układa się wspaniale. Teraz Maria nie musi ukrywać już swojego uczucia, może być szczera. To wspaniałe. I jeszcze zamieszka z Marco. Po prostu super.
    Jedynie co, to szkoda mi, że niedługo rozstaniemy się z tym opowiadaniem. Liczę jednak, że w jego miejsce pojawi się kolejne, równie świetne.
    Pozdrawiam
    Violin

    OdpowiedzUsuń