Wraz z innymi gośćmi z niedowierzaniem spoglądaliśmy w stronę sceny, na której pojawił się legendarny zespół Queen. Marco wspominał iż Sergio jest w stanie zrobić dla Pilar wszystko, ale żeby zaprosić na ich własny ślub ulubiony zespół muzyczny kobiety? Miłość zdecydowanie robiła z ludzi wariatów. Zresztą, sama coś wiedziałam na ten temat.
Wraz z Marco zachowywaliśmy się niczym para zauroczonych nastolatków. Nasze dłonie nie chciały się od siebie oderwać, nie wspominając o ustach, które znajdywały do siebie drogę za każdym możliwym razem. Nacho z Marią, którzy towarzyszyli nam przy stoliku, zaczęli chichotać pod nosami z powodu naszego zachowania. Nawet obecność Alvaro i Alice była mi obojętna. Mogłam być im jedynie wdzięczna. To dzięki nim miałam szansę poznać Marco i go pokochać. Alvaro nawet na krok nie odstępował Alice. Naszą obecność całkowicie zignorował, co było mi jedynie na rękę. Musiałam jednak przyznać iż z jednej strony było mi go żal. Skoro miał wątpliwości co do swoich uczuć oraz zaplanowanego ślubu, nie mógł czuć tego, co ja w tym momencie. A wystarczyło, że spojrzałam na rozmawiającego z kolegami Marco, a moje serce chciało wyskoczyć z piersi. Wystarczyło, że posłał mi uśmiech, a byłam w stanie zgodzić się na wszystko.
Przyjęcie weselne Sergio i Pilar przypominało Wesołe Miasteczko połączone z koncertem zespołu rockowego. Diabelski młyn, elektryczne samochody, strzelnica czy miejsce do tańczenia z podświetlanym parkietem, wywoływały w człowieku zawroty głowy! Państwo młodzi zapragnęli, aby ich goście zapamiętali to wydarzenie do końca życia. Miał to być dzień wielkiej radości. A czy ktoś lepiej bawi się od dzieci? W tym przypadku dużych dzieci?
- Dzieciaku, robiłeś to kiedykolwiek? - zachichotałam zajadając się watą cukrową. Rozbawiona spoglądałam na skupionego Marco, mierzącego strzelbą do celu.
- Nie wierzysz we mnie?
- Wierzę. Ale gdy strzelasz do bramki. - przyznałam uważnie spoglądając na jego poczynania. Na parę sekund zapadła cisza, po czym "cel został zdobyty". Z uznaniem zaklaskałam w dłonie. Prowadzący strzelnicę poprosił Marco o wybranie nagrody. Ten jedynie uśmiechnął się cwaniacko pod nosem, a w moich dłoniach wylądowała Myszka Minnie. Gdyby nie głośna muzyka, mój wybuch śmiechu było by słychać w promieniu kilometra.
- Co sądzisz o tym wszystkim? - Marco skinął głową w stronę terenu na którym rozstawione były wszystkie atrakcje. Postanowiliśmy chwilę odpocząć i oddalić się na krótki spacer. Pobliski sad oliwny wręcz kusił, aby odetchnąć w cieniu jego drzew. - Dobrze się bawisz?
Przyjęcie weselne Sergio i Pilar przypominało Wesołe Miasteczko połączone z koncertem zespołu rockowego. Diabelski młyn, elektryczne samochody, strzelnica czy miejsce do tańczenia z podświetlanym parkietem, wywoływały w człowieku zawroty głowy! Państwo młodzi zapragnęli, aby ich goście zapamiętali to wydarzenie do końca życia. Miał to być dzień wielkiej radości. A czy ktoś lepiej bawi się od dzieci? W tym przypadku dużych dzieci?
- Dzieciaku, robiłeś to kiedykolwiek? - zachichotałam zajadając się watą cukrową. Rozbawiona spoglądałam na skupionego Marco, mierzącego strzelbą do celu.
- Nie wierzysz we mnie?
- Wierzę. Ale gdy strzelasz do bramki. - przyznałam uważnie spoglądając na jego poczynania. Na parę sekund zapadła cisza, po czym "cel został zdobyty". Z uznaniem zaklaskałam w dłonie. Prowadzący strzelnicę poprosił Marco o wybranie nagrody. Ten jedynie uśmiechnął się cwaniacko pod nosem, a w moich dłoniach wylądowała Myszka Minnie. Gdyby nie głośna muzyka, mój wybuch śmiechu było by słychać w promieniu kilometra.
- Co sądzisz o tym wszystkim? - Marco skinął głową w stronę terenu na którym rozstawione były wszystkie atrakcje. Postanowiliśmy chwilę odpocząć i oddalić się na krótki spacer. Pobliski sad oliwny wręcz kusił, aby odetchnąć w cieniu jego drzew. - Dobrze się bawisz?
- Oczywiście, że tak. - posłałam mu uśmiech, który odwzajemnił. - Ceremonia była piękna i wzruszająca. A przyjęcie ... w życiu nie spodziewałabym się czegoś takiego! Wesołe Miasteczko dla dorosłych to coś ... - zabrakło mi odpowiedniego słowa, aby to opisać.
- Na co mógł wpaść tylko Sergio Ramos. - zaśmiał się Marco.
- Cieszę się, że mogę tu być.
- A ja się cieszę, że jesteś tu ze mną. - zatrzymał się i objął mnie w pasie. - Nie mów tego Pilar, ale jest tu ślicznotka, która ją przebiła. - zniżył głos do konspiracyjnego szeptu.
- Lizus. - zachichotałam. - Marco, co powiedziałeś Pauli? - pogładziłam jego policzek. - Nie mogła zrozumieć tego, dlaczego nie jesteśmy razem. Nakrzyczała ze łzami w oczach na mojego ojca, broniąc Cię zaciekle.
- Pamiętasz jak padliśmy zmęczeni na kanapę gdy dzieciaki poszły spać? Zasnęłaś w moich ramionach. Wtedy właśnie powiedziałem, że Cię kocham. - czule założył kosmyk włosów za moje ucho. - W tym samym momencie Paula weszła do salonu, bo zachciało jej się pić. Poprosiłem ją, aby nic Ci nie mówiła. Wykręciłem się niespodzianką, podczas której miałem Ci udowodnić jak bardzo Cię kocham. Była zachwycona.
- Obydwie bardzo Cię lubią.
- Z wzajemnością.
- Nie uważacie, że tytuł swatki bardziej by do mnie pasował? Mam wrażenie, że lepiej odnajduję się w tej roli. - usłyszeliśmy za sobą charakterystyczny głos. Zaśmiałam się pod nosem i odwróciłam w stronę Florentino Pereza. - Taki widok chciałem zastać dzisiejszego dnia. - wyznał. Podeszłam do niego i bez słowa mocno objęłam. - Nawet nie dziękuj. - zastrzegł. - Jedynie czego chcę, to zaproszenia na kolejny ślub. - puścił mi oczko.
- Kolejny?
- W swoim czasie będzie pan honorowym gościem. - poczułam jak Marco obejmuje mnie od tyłu. Na moich policzkach pojawiły się rumieńce spowodowane jego słowa. - Dziękuję prezesie. Za wszystko.
- Obiecałem Twojej matce, że się Tobą zaopiekuję. - poklepał go po ramieniu. - Młodzi jesteście, więc uciekajcie na parkiet. Macie dwa tygodnie dla siebie, a potem masz go oddać. - zagroził mi żartobliwie. - Jakoś wytrzymacie te ponad dwadzieścia dni osobno.
- Prezes znał Twoją mamę? - spytałam odprowadzając starszego mężczyznę wzrokiem.
- Można rzec, że poznali się parę lat temu. Miałem wówczas siedem lat. Florentino spędzał wakacje z rodziną na Majorce. Wraz z Igorem i rodzicami byliśmy w porcie, aby pooglądać jachty. Na jednym z nich dostrzegłem Florentino Pereza. - uśmiechnął się na samo wspomnienie. - Wskazałem go mamie. Bez zastanowienia chwyciła mnie za rękę i podeszła bliżej. Poprosiła go o wspólne zdjęcie. Po wszystkim powiedziała, że nazywam się Marco Asensio. Kazała dobrze zapamiętać to nazwisko, bo za parę lat się spotkamy, gdy oficjalnie przedstawi mnie jako piłkarza Realu Madryt. Obiecał wówczas, że gdy tylko ta chwila nadejdzie, osobiście się mną zaopiekuje. Zapamiętał.
- Na prawdę? - szepnęłam wzruszona.
- Niestety nie wszystko wyszło zgodnie z planem.
- Ona tam była. - pogładziłam jego policzek. - I była z Ciebie bardzo dumna. Wychowała dwóch wspaniałych synów, którzy skoczyliby za siebie w ogień. Którzy dyskretnie opiekują się ojcem, tak aby sądził, że to on opiekuje się nimi. Wiedziała, że sobie poradzicie. W końcu to ona stworzyła tą silną drużynę.
- Maria? Obiecasz, że nigdy mnie nie zostawisz? - szepnął niespodziewanie drżącym głosem. - Nie chcę kolejny raz stracić kobiety swojego życia. Drugi raz nie dam sobie rady. - w jego oczach zalśniły łzy.
Obiecałam. Staliśmy wtuleni w siebie nie zwracając uwagi na czas. Gładziłam jego włosy oraz plecy, wiedząc, że bardzo tego potrzebuje. Jego słowa bardzo mnie poruszyły. Nazwał mnie kobietą swojego życia, bez której nie wyobrażał sobie dalszego istnienia. Tak wiele się zmieniło od chwili gdy wparował do mojej garderoby, podnosząc ciśnienie do maksymalnej skali. W trakcie tych kilku miesięcy dzieciak stał się mężczyzną z którym chciałam iść przez życie. Którym chciałam się opiekować, mając świadomość tego, że on zaopiekuje się mną.
- Wynoście się stąd!
Życie nie zawsze było sprawiedliwe. Byliśmy bezwładnymi marionetkami losu, który niweczył wszystkie nasze plany. Pisał scenariusze, o których nawet w najgorszych koszmarach byśmy nie śnili. W naturze występowała równowaga. Latając w chmurach ze szczęścia, nie mogliśmy zapomnieć iż w każdej chwili możemy uderzyć w ziemię niczym rozpędzona kometa. A takie upadki bywały najboleśniejsze.
Zerwanie więzadła krzyżowego przedniego i uszkodzenie łąkotki bocznej w lewej nodze. Już sama nazwa wywoływała nieprzyjemne dreszcze. Przynajmniej pół roku rehabilitacji, o ile operacja uda się w stu procentach. Zrobiło mi się słabo gdy te słowa padły z ust Igora. Widok Marco zwijającego się z bólu wywołał u mnie falę łez. A teraz potwierdziło się najgorsze. Mógł zapomnieć o nadchodzącym sezonie.
Sytuacja ta wydarzyła się podczas meczu towarzyskiego w Stanach Zjednoczonych. Marco upadł na murawę trzymając się za kolano. Z bólu i wściekłości zaczął uderzać pięściami w ziemię. Nie wyglądało to dobrze, co kilka godzin później jedynie się potwierdziło. Bez zastanowienia zadzwoniłam na lotnisko i zapytałam o pierwszy możliwy lot do Miami.
- Słyszeliście?! Chcę być sam!
Poczułam dłoń Igora na moim ramieniu. W trójkę staliśmy nad szpitalnym łóżkiem Marco, patrząc na jego wykrzywioną w bólu twarz. Nie był to ból fizyczny, ponieważ specjalnymi środkami medycznymi został on zagłuszony. Cierpiało jego serce, ponieważ stracił coś ważnego. Tylko najbliżsi wiedzieli jak bardzo się starał, aby ten sezon okazał się sukcesem. Spędzał wiele godzin w siłowni, nawet podczas naszych wakacji w Indonezji. Rozumiałam to i wspierałam go jak tylko mogłam. Podczas okresu przygotowawczego wszystkie gazety rozpisywały się nad jego świetną formą. Wszystko to rozpadło się niczym domek z kart.
- Maria ... powinniśmy ...
- Idźcie. - poprosiłam. - Jeśli on chce, abym wyszła, musi mnie najpierw zabić. - dodałam. Marco wcale nie chciał opuszczenia przez nas owego pomieszczenia. Doskonale o tym wiedziałam. - Poradzę sobie, choć może być głośno. - dodałam. Igor skinął głową, po czym zniknął z ojcem za drzwiami.
- Ciebie też to dotyczyło. - syknął wściekle młodszy Asensio.
- To masz problem. - wzruszyłam ramionami, po czym usiadłam wygodnie na pobliskim krześle. - Obiecałam Ci, że nigdy Cię nie zostawię. Ostatecznie mogę iść po skalpel, abyś miał mnie czym zamordować. W innym przypadku ani mi się śni stąd wychodzić. - chwyciłam gazetę do rąk.
- Irytujesz mnie!
- Szkoda, że w łóżku mi tego nie powiesz.
- Maria!
- Przymknij się bo cały szpital Cię słyszy. Nie jesteś tu jedyną osobą. - skarciłam go. - A po za tym rozwiązuję krzyżówkę i chciałabym się na niej skupić. Ostatecznie możesz mi pomóc. Jak nazywa się ...
- Pieprzę to!
- Moje towarzystwo również, prawda? - spojrzałam na niego stanowczo. Marco przymknął powieki oddychając ciężko. - Mam rozumieć, że gdyby taka sytuacja przydarzyła się mi, to też byś powiedział, że to pieprzysz i zostawiałbyś mnie samą? Po co ja Ci jestem Marco potrzebna? Do łóżka? Do zabijania czasu? Skoro nie jestem wystarczającą osobą do przebywania z Tobą w takim momencie, to znaczy że to wszystko było jedynym wielkim kłamstwem. Okazuje się, że Cię irytuję!
- To nie prawda. - szepnął.
- Masz szczęście, że Cię doskonale znam. - usiadłam na jego łóżku i chwyciłam za dłoń. - Wszyscy cierpimy razem z Tobą. Ale nie możesz się poddawać, chociaż to bardzo trudne w tym momencie. Poradzimy sobie z tym, słyszysz?
- A jeśli nie?
- Nie ma nawet takiej opcji. Gdybym mogła, wzięłabym ten uraz na siebie.
- Nie mów tak! - oburzył się.
- Ale taka jest prawda. - westchnęłam. - Przejdziemy przez to razem. Będę się Tobą opiekowała, odwoziła na rehabilitację i za każdym razem kopała w tyłek, jeśli pomyślisz o poddaniu się. Nie odstąpię Cię na krok, aż w końcu serio zacznę Cię irytować. - zaśmiałam się.
- Nigdy to nie nastąpi. Powiedziałem to w nerwach. - posłał mi skruszone spojrzenie. - Zrobiłbym dla Ciebie to samo, nigdy w to nie wątp. Ale masz też swoją pracę ...
- A Ty masz jeszcze tatę, Igora i przyjaciół. - przypomniałam mu. - Z chęcią mnie przez chwilę zastąpią. Ale tylko chwilę. - zaznaczyłam.
- Przepraszam Cię za to co powiedziałem.
- To tylko słowa.
- To z jakim hasłem miałaś problem?
To był prawdziwy test naszego związku. Wcale nie było łatwo, co zresztą sama przewidziałam. Było wiele krzyków, łez i bólu. Ale krok po kroku Marco odzyskiwał pełną sprawność. Świętowaliśmy każdy, nawet najmniejszy sukces. Pierwsze kroki, pełne zgięcie nogi, pierwszy trucht oraz zielone światło co do cięższych treningów na siłowni. Gdy Marco mógł na wiosnę wbiec na murawę ośrodka treningowego, ukradkiem ocierałam łzy wzruszenia. Tak samo jak podczas ostatniego ligowego meczu, podczas którego Zizou wpuścił go na boisko. Fani wstali z miejsc skandując jego nazwisko. Wtedy zrozumiałam, że to wszystko było warte tej chwili.
"Dziękuję fanom za cudowną niespodziankę. Nie spodziewałem się czegoś takiego i na prawdę brak mi słów, aby opisać to, co w tym momencie czuję. Mam za sobą dziesięć ciężkich miesięcy, które były dla mnie cenną lekcją. Chciałbym z tego miejsca podziękować osobie, dzięki której wróciłem na murawę Santiago Bernabeu. To ona mnie motywowała i pilnowała, abym się nie poddał. Gdy wchodziłem na boisko, myślałem tylko o niej. O mojej Marii."
- Na co mógł wpaść tylko Sergio Ramos. - zaśmiał się Marco.
- Cieszę się, że mogę tu być.
- A ja się cieszę, że jesteś tu ze mną. - zatrzymał się i objął mnie w pasie. - Nie mów tego Pilar, ale jest tu ślicznotka, która ją przebiła. - zniżył głos do konspiracyjnego szeptu.
- Lizus. - zachichotałam. - Marco, co powiedziałeś Pauli? - pogładziłam jego policzek. - Nie mogła zrozumieć tego, dlaczego nie jesteśmy razem. Nakrzyczała ze łzami w oczach na mojego ojca, broniąc Cię zaciekle.
- Pamiętasz jak padliśmy zmęczeni na kanapę gdy dzieciaki poszły spać? Zasnęłaś w moich ramionach. Wtedy właśnie powiedziałem, że Cię kocham. - czule założył kosmyk włosów za moje ucho. - W tym samym momencie Paula weszła do salonu, bo zachciało jej się pić. Poprosiłem ją, aby nic Ci nie mówiła. Wykręciłem się niespodzianką, podczas której miałem Ci udowodnić jak bardzo Cię kocham. Była zachwycona.
- Obydwie bardzo Cię lubią.
- Z wzajemnością.
- Nie uważacie, że tytuł swatki bardziej by do mnie pasował? Mam wrażenie, że lepiej odnajduję się w tej roli. - usłyszeliśmy za sobą charakterystyczny głos. Zaśmiałam się pod nosem i odwróciłam w stronę Florentino Pereza. - Taki widok chciałem zastać dzisiejszego dnia. - wyznał. Podeszłam do niego i bez słowa mocno objęłam. - Nawet nie dziękuj. - zastrzegł. - Jedynie czego chcę, to zaproszenia na kolejny ślub. - puścił mi oczko.
- Kolejny?
- W swoim czasie będzie pan honorowym gościem. - poczułam jak Marco obejmuje mnie od tyłu. Na moich policzkach pojawiły się rumieńce spowodowane jego słowa. - Dziękuję prezesie. Za wszystko.
- Obiecałem Twojej matce, że się Tobą zaopiekuję. - poklepał go po ramieniu. - Młodzi jesteście, więc uciekajcie na parkiet. Macie dwa tygodnie dla siebie, a potem masz go oddać. - zagroził mi żartobliwie. - Jakoś wytrzymacie te ponad dwadzieścia dni osobno.
- Prezes znał Twoją mamę? - spytałam odprowadzając starszego mężczyznę wzrokiem.
- Można rzec, że poznali się parę lat temu. Miałem wówczas siedem lat. Florentino spędzał wakacje z rodziną na Majorce. Wraz z Igorem i rodzicami byliśmy w porcie, aby pooglądać jachty. Na jednym z nich dostrzegłem Florentino Pereza. - uśmiechnął się na samo wspomnienie. - Wskazałem go mamie. Bez zastanowienia chwyciła mnie za rękę i podeszła bliżej. Poprosiła go o wspólne zdjęcie. Po wszystkim powiedziała, że nazywam się Marco Asensio. Kazała dobrze zapamiętać to nazwisko, bo za parę lat się spotkamy, gdy oficjalnie przedstawi mnie jako piłkarza Realu Madryt. Obiecał wówczas, że gdy tylko ta chwila nadejdzie, osobiście się mną zaopiekuje. Zapamiętał.
- Na prawdę? - szepnęłam wzruszona.
- Niestety nie wszystko wyszło zgodnie z planem.
- Ona tam była. - pogładziłam jego policzek. - I była z Ciebie bardzo dumna. Wychowała dwóch wspaniałych synów, którzy skoczyliby za siebie w ogień. Którzy dyskretnie opiekują się ojcem, tak aby sądził, że to on opiekuje się nimi. Wiedziała, że sobie poradzicie. W końcu to ona stworzyła tą silną drużynę.
- Maria? Obiecasz, że nigdy mnie nie zostawisz? - szepnął niespodziewanie drżącym głosem. - Nie chcę kolejny raz stracić kobiety swojego życia. Drugi raz nie dam sobie rady. - w jego oczach zalśniły łzy.
Obiecałam. Staliśmy wtuleni w siebie nie zwracając uwagi na czas. Gładziłam jego włosy oraz plecy, wiedząc, że bardzo tego potrzebuje. Jego słowa bardzo mnie poruszyły. Nazwał mnie kobietą swojego życia, bez której nie wyobrażał sobie dalszego istnienia. Tak wiele się zmieniło od chwili gdy wparował do mojej garderoby, podnosząc ciśnienie do maksymalnej skali. W trakcie tych kilku miesięcy dzieciak stał się mężczyzną z którym chciałam iść przez życie. Którym chciałam się opiekować, mając świadomość tego, że on zaopiekuje się mną.
marcoasensio10 : Moja partnerka w zbrodni ❤️🐭
#bodasergioypilar
#bodasergioypilar
*
- Wynoście się stąd!
Życie nie zawsze było sprawiedliwe. Byliśmy bezwładnymi marionetkami losu, który niweczył wszystkie nasze plany. Pisał scenariusze, o których nawet w najgorszych koszmarach byśmy nie śnili. W naturze występowała równowaga. Latając w chmurach ze szczęścia, nie mogliśmy zapomnieć iż w każdej chwili możemy uderzyć w ziemię niczym rozpędzona kometa. A takie upadki bywały najboleśniejsze.
Zerwanie więzadła krzyżowego przedniego i uszkodzenie łąkotki bocznej w lewej nodze. Już sama nazwa wywoływała nieprzyjemne dreszcze. Przynajmniej pół roku rehabilitacji, o ile operacja uda się w stu procentach. Zrobiło mi się słabo gdy te słowa padły z ust Igora. Widok Marco zwijającego się z bólu wywołał u mnie falę łez. A teraz potwierdziło się najgorsze. Mógł zapomnieć o nadchodzącym sezonie.
Sytuacja ta wydarzyła się podczas meczu towarzyskiego w Stanach Zjednoczonych. Marco upadł na murawę trzymając się za kolano. Z bólu i wściekłości zaczął uderzać pięściami w ziemię. Nie wyglądało to dobrze, co kilka godzin później jedynie się potwierdziło. Bez zastanowienia zadzwoniłam na lotnisko i zapytałam o pierwszy możliwy lot do Miami.
- Słyszeliście?! Chcę być sam!
Poczułam dłoń Igora na moim ramieniu. W trójkę staliśmy nad szpitalnym łóżkiem Marco, patrząc na jego wykrzywioną w bólu twarz. Nie był to ból fizyczny, ponieważ specjalnymi środkami medycznymi został on zagłuszony. Cierpiało jego serce, ponieważ stracił coś ważnego. Tylko najbliżsi wiedzieli jak bardzo się starał, aby ten sezon okazał się sukcesem. Spędzał wiele godzin w siłowni, nawet podczas naszych wakacji w Indonezji. Rozumiałam to i wspierałam go jak tylko mogłam. Podczas okresu przygotowawczego wszystkie gazety rozpisywały się nad jego świetną formą. Wszystko to rozpadło się niczym domek z kart.
- Maria ... powinniśmy ...
- Idźcie. - poprosiłam. - Jeśli on chce, abym wyszła, musi mnie najpierw zabić. - dodałam. Marco wcale nie chciał opuszczenia przez nas owego pomieszczenia. Doskonale o tym wiedziałam. - Poradzę sobie, choć może być głośno. - dodałam. Igor skinął głową, po czym zniknął z ojcem za drzwiami.
- Ciebie też to dotyczyło. - syknął wściekle młodszy Asensio.
- To masz problem. - wzruszyłam ramionami, po czym usiadłam wygodnie na pobliskim krześle. - Obiecałam Ci, że nigdy Cię nie zostawię. Ostatecznie mogę iść po skalpel, abyś miał mnie czym zamordować. W innym przypadku ani mi się śni stąd wychodzić. - chwyciłam gazetę do rąk.
- Irytujesz mnie!
- Szkoda, że w łóżku mi tego nie powiesz.
- Maria!
- Przymknij się bo cały szpital Cię słyszy. Nie jesteś tu jedyną osobą. - skarciłam go. - A po za tym rozwiązuję krzyżówkę i chciałabym się na niej skupić. Ostatecznie możesz mi pomóc. Jak nazywa się ...
- Pieprzę to!
- Moje towarzystwo również, prawda? - spojrzałam na niego stanowczo. Marco przymknął powieki oddychając ciężko. - Mam rozumieć, że gdyby taka sytuacja przydarzyła się mi, to też byś powiedział, że to pieprzysz i zostawiałbyś mnie samą? Po co ja Ci jestem Marco potrzebna? Do łóżka? Do zabijania czasu? Skoro nie jestem wystarczającą osobą do przebywania z Tobą w takim momencie, to znaczy że to wszystko było jedynym wielkim kłamstwem. Okazuje się, że Cię irytuję!
- To nie prawda. - szepnął.
- Masz szczęście, że Cię doskonale znam. - usiadłam na jego łóżku i chwyciłam za dłoń. - Wszyscy cierpimy razem z Tobą. Ale nie możesz się poddawać, chociaż to bardzo trudne w tym momencie. Poradzimy sobie z tym, słyszysz?
- A jeśli nie?
- Nie ma nawet takiej opcji. Gdybym mogła, wzięłabym ten uraz na siebie.
- Nie mów tak! - oburzył się.
- Ale taka jest prawda. - westchnęłam. - Przejdziemy przez to razem. Będę się Tobą opiekowała, odwoziła na rehabilitację i za każdym razem kopała w tyłek, jeśli pomyślisz o poddaniu się. Nie odstąpię Cię na krok, aż w końcu serio zacznę Cię irytować. - zaśmiałam się.
- Nigdy to nie nastąpi. Powiedziałem to w nerwach. - posłał mi skruszone spojrzenie. - Zrobiłbym dla Ciebie to samo, nigdy w to nie wątp. Ale masz też swoją pracę ...
- A Ty masz jeszcze tatę, Igora i przyjaciół. - przypomniałam mu. - Z chęcią mnie przez chwilę zastąpią. Ale tylko chwilę. - zaznaczyłam.
- Przepraszam Cię za to co powiedziałem.
- To tylko słowa.
- To z jakim hasłem miałaś problem?
To był prawdziwy test naszego związku. Wcale nie było łatwo, co zresztą sama przewidziałam. Było wiele krzyków, łez i bólu. Ale krok po kroku Marco odzyskiwał pełną sprawność. Świętowaliśmy każdy, nawet najmniejszy sukces. Pierwsze kroki, pełne zgięcie nogi, pierwszy trucht oraz zielone światło co do cięższych treningów na siłowni. Gdy Marco mógł na wiosnę wbiec na murawę ośrodka treningowego, ukradkiem ocierałam łzy wzruszenia. Tak samo jak podczas ostatniego ligowego meczu, podczas którego Zizou wpuścił go na boisko. Fani wstali z miejsc skandując jego nazwisko. Wtedy zrozumiałam, że to wszystko było warte tej chwili.
"Dziękuję fanom za cudowną niespodziankę. Nie spodziewałem się czegoś takiego i na prawdę brak mi słów, aby opisać to, co w tym momencie czuję. Mam za sobą dziesięć ciężkich miesięcy, które były dla mnie cenną lekcją. Chciałbym z tego miejsca podziękować osobie, dzięki której wróciłem na murawę Santiago Bernabeu. To ona mnie motywowała i pilnowała, abym się nie poddał. Gdy wchodziłem na boisko, myślałem tylko o niej. O mojej Marii."
*
Z szerokim uśmiechem spoglądałam na ogród pełen gości. Nasze rodziny oraz najbliżsi przyjaciele siedzieli przy wspólnym stole, na którym królował tort z napisem "ELLE". Do chwili obecnej nie miałam pojęcia o niespodziance, którą Marco szczegółowo przygotował.
Spełniło się jedno z moich największych marzeń. Tydzień temu redaktor naczelna magazynu modowego ELLE zaprosiła mnie na rozmowę do swojego biura. Byłam święcie przekonana iż tematem naszej rozmowy będzie wywiad bądź kolejna sesja. Zszokowana wpatrywałam się w kobietę, która zaproponowała mi współpracę. Nie jako modelka, a dziennikarka. Nie mogłam się nie zgodzić. Byłam przerażona, jak i podekscytowana zarazem. Z tego też powodu wprowadziłam Marco w przerażenie. Po powrocie do domu rozpłakałam się niczym małe dziecko, nie będąc w stanie wytłumaczyć mu powodu łez. Bezczelnie śmieje się ze mnie do dzisiaj.
Mary, która jak się okazało działała wraz z Marco, zaproponowała mi babski wypad na zakupy. Gdy wróciłyśmy, zastałyśmy dom pełen ludzi, oraz mojego dzieciaka z tortem w dłoniach. Chciał, abym świętowała ten sukces z najbliższymi mi ludźmi. Zaskoczyła mnie obecność jego holenderskiej rodziny, aczkolwiek sprawiła ogrom radości.
- Babciu, masz prawie sto lat? - zdziwiły się bliźniaczki siedzące w towarzystwie seniorki rodu. - To bardzo dużo. Tyle spała Śpiąca Królewna i jej poddani.
- Na całe szczęście jeszcze się nie rozsypuję. - puściła im oczko, na co uroczo zachichotały. - A Śpiąca Królewna tyle spała, bo czekała na wartościowego kawalera. Dlatego zapamiętajcie, że czasami lepiej cierpliwie zaczekać. Kto wie, może znajdzie się książę i dla was.
- Ciociu, czy wujek jest księciem?
- Cóż, czasami potrafi zachować się jak książę. - przyznałam. Stojący za nami Marco pociągnął dziewczynki za kitki. Pokręciłam rozbawiona głową gdy zaczęły go gonić w stronę wejścia do domu. - Czasami są niemożliwi.
Spełniło się jedno z moich największych marzeń. Tydzień temu redaktor naczelna magazynu modowego ELLE zaprosiła mnie na rozmowę do swojego biura. Byłam święcie przekonana iż tematem naszej rozmowy będzie wywiad bądź kolejna sesja. Zszokowana wpatrywałam się w kobietę, która zaproponowała mi współpracę. Nie jako modelka, a dziennikarka. Nie mogłam się nie zgodzić. Byłam przerażona, jak i podekscytowana zarazem. Z tego też powodu wprowadziłam Marco w przerażenie. Po powrocie do domu rozpłakałam się niczym małe dziecko, nie będąc w stanie wytłumaczyć mu powodu łez. Bezczelnie śmieje się ze mnie do dzisiaj.
Mary, która jak się okazało działała wraz z Marco, zaproponowała mi babski wypad na zakupy. Gdy wróciłyśmy, zastałyśmy dom pełen ludzi, oraz mojego dzieciaka z tortem w dłoniach. Chciał, abym świętowała ten sukces z najbliższymi mi ludźmi. Zaskoczyła mnie obecność jego holenderskiej rodziny, aczkolwiek sprawiła ogrom radości.
- Babciu, masz prawie sto lat? - zdziwiły się bliźniaczki siedzące w towarzystwie seniorki rodu. - To bardzo dużo. Tyle spała Śpiąca Królewna i jej poddani.
- Na całe szczęście jeszcze się nie rozsypuję. - puściła im oczko, na co uroczo zachichotały. - A Śpiąca Królewna tyle spała, bo czekała na wartościowego kawalera. Dlatego zapamiętajcie, że czasami lepiej cierpliwie zaczekać. Kto wie, może znajdzie się książę i dla was.
- Ciociu, czy wujek jest księciem?
- Cóż, czasami potrafi zachować się jak książę. - przyznałam. Stojący za nami Marco pociągnął dziewczynki za kitki. Pokręciłam rozbawiona głową gdy zaczęły go gonić w stronę wejścia do domu. - Czasami są niemożliwi.
- Niech ćwiczy. Kiedyś się mu to przyda. - pani Ana chwyciła mnie za dłoń. - Ogromnie się cieszę z Twojego sukcesu. Pamiętam jak z błyskiem w oku opowiadałaś mi o swoich marzeniach. A teraz mogę świętować z Tobą ten sukces. - pogładziła mnie po policzku. - Od samego początku wiedziałam, że jesteście z Marco dla siebie stworzeni. Moja córka by Cię polubiła.
- Chcę tak myśleć. - szepnęłam.
- Chcę tak myśleć. - szepnęłam.
- Bałam się, że Marco trafi na dziewuchę, którą bardziej będzie obchodziła jego sława i pieniądze. Na całe szczęście stanęłaś mu na drodze. Jestem Ci ogromnie wdzięczna, że byłaś przy nim w złych chwilach.
- Na tym właśnie polega miłość.
- Chciałbym coś powiedzieć. - nasza rozmowa została przerwana. Zaskoczona odwróciłam się w stronę Marco, który stanął u szczytu stołu. Wszystkie dyskusje ucichły. - Dziękuję wam, że przyjęliście moje zaproszenie. Jestem bardzo dumny z Marii oraz cieszę się jej sukcesem. - posłał mi uśmiech, który odwzajemniłam. - Chciałem więc wznieść za nią toast. Za osobę, która nie pozwoliła mi się poddać. Która ocierała moje łzy i motywowała do dalszej walki. Która wiele poświęciła, aby być przy mnie. Opiekować się mną. Myszko, zasługujesz na to, aby świętować swój sukces wokół życzliwych Ci ludzi. Wszyscy doskonale wiemy, że będziesz idealną dziennikarką. Zasługujesz na to, aby Twoje marzenie się spełniło. - wszyscy unieśli swoje kieliszki, a ja podeszłam do Marco i z czułością go pocałowałam. - To nie wszystko. Ostatnie miesiące dały mi wiele do myślenia.
- Marco nie musisz ... - przerwałam ponieważ wyciągnął z kieszeni ozdobne pudełeczko i uklęknął przede mną na kolano.
- Całe szczęście, że zerwałem lewe bo nie wiem czy byłbym w stanie na nim uklęknąć. - uśmiechnął się szeroko. Zakryłam usta dłońmi, wpatrując się w niego zszokowana. - Pytam o to z błogosławieństwem Twojego ojca. - zaznaczył. - Maria, wyjdziesz za mnie? - uchylił wieczko. Zerknęłam zaskoczona na tatę, w którego oczach błyszczały łzy wzruszenia.
- Tak. - pokiwałam pewnie głową.
- Nareszcie! - pisnęła Paula rozbawiając wszystkich.
- Będziemy mogły sypać kwiaty?! - zawtórowała jej Carlota.
- Na moim ślubie możecie robić co tylko chcecie. - zaśmiał się wsuwając cudowny pierścionek na mój palec. Z uśmiechem zarzuciłam ręce na jego szyję i mocno pocałowałam. Jeszcze nigdy w życiu nie byłam tak szczęśliwa jak w tym momencie. - Kocham Cię Myszko.
- Ja Ciebie też. - pociągnęłam nosem i spojrzałam na pierścionek z niebieskim oczkiem.
- Należał do mojej mamy. - szepnął. Uniosłam na niego zaskoczone spojrzenie. - Nie mieliśmy siostry, więc miał zabrać go ten z braci, który pierwszy się ogarnie i ustatkuje. Wcześniej taką samą umowę uzgodnił mój ojciec z bratem. Historia mojej rodziny pokazuje, że dostają go jedynie szczególne kobiety.
- Czyli muszę o niego dbać jeszcze bardziej.
- Poradzisz sobie idealnie.
- Na tym właśnie polega miłość.
- Chciałbym coś powiedzieć. - nasza rozmowa została przerwana. Zaskoczona odwróciłam się w stronę Marco, który stanął u szczytu stołu. Wszystkie dyskusje ucichły. - Dziękuję wam, że przyjęliście moje zaproszenie. Jestem bardzo dumny z Marii oraz cieszę się jej sukcesem. - posłał mi uśmiech, który odwzajemniłam. - Chciałem więc wznieść za nią toast. Za osobę, która nie pozwoliła mi się poddać. Która ocierała moje łzy i motywowała do dalszej walki. Która wiele poświęciła, aby być przy mnie. Opiekować się mną. Myszko, zasługujesz na to, aby świętować swój sukces wokół życzliwych Ci ludzi. Wszyscy doskonale wiemy, że będziesz idealną dziennikarką. Zasługujesz na to, aby Twoje marzenie się spełniło. - wszyscy unieśli swoje kieliszki, a ja podeszłam do Marco i z czułością go pocałowałam. - To nie wszystko. Ostatnie miesiące dały mi wiele do myślenia.
- Marco nie musisz ... - przerwałam ponieważ wyciągnął z kieszeni ozdobne pudełeczko i uklęknął przede mną na kolano.
- Całe szczęście, że zerwałem lewe bo nie wiem czy byłbym w stanie na nim uklęknąć. - uśmiechnął się szeroko. Zakryłam usta dłońmi, wpatrując się w niego zszokowana. - Pytam o to z błogosławieństwem Twojego ojca. - zaznaczył. - Maria, wyjdziesz za mnie? - uchylił wieczko. Zerknęłam zaskoczona na tatę, w którego oczach błyszczały łzy wzruszenia.
- Tak. - pokiwałam pewnie głową.
- Nareszcie! - pisnęła Paula rozbawiając wszystkich.
- Będziemy mogły sypać kwiaty?! - zawtórowała jej Carlota.
- Na moim ślubie możecie robić co tylko chcecie. - zaśmiał się wsuwając cudowny pierścionek na mój palec. Z uśmiechem zarzuciłam ręce na jego szyję i mocno pocałowałam. Jeszcze nigdy w życiu nie byłam tak szczęśliwa jak w tym momencie. - Kocham Cię Myszko.
- Ja Ciebie też. - pociągnęłam nosem i spojrzałam na pierścionek z niebieskim oczkiem.
- Należał do mojej mamy. - szepnął. Uniosłam na niego zaskoczone spojrzenie. - Nie mieliśmy siostry, więc miał zabrać go ten z braci, który pierwszy się ogarnie i ustatkuje. Wcześniej taką samą umowę uzgodnił mój ojciec z bratem. Historia mojej rodziny pokazuje, że dostają go jedynie szczególne kobiety.
- Czyli muszę o niego dbać jeszcze bardziej.
- Poradzisz sobie idealnie.
Przepełniona szczęściem odebrałam gratulacje od wszystkich zebranych. Marco nie mógł wymyślić tego w lepszy sposób. Zadał mi to pytanie pośród naszych rodzin, które za naszą sprawą miały się połączyć w jedną. Wzruszona spoglądałam na dziewczynki, które w skupieniu ćwiczyły swoją rolę. Na mojego ojca, który wraz z panem Gilberto usiadł na drugim końcu ogrodu, rozmawiając przy tym niczym dwaj najwięksi przyjaciele. Na mamę, która podekscytowana rozmawiała z babcią i ciocią Marco. Na chłopaków, którzy poklepywali mojego narzeczonego, żartując że wyrwał się jako pierwszy z ich grona. Na moje siostry wraz z Mary i Tess, planujące już pierwsze szczegóły panieńskiego wyjazdu. Zerknęłam na mojego psiaka, który stał obok mnie wiwatując swoim ogonkiem. Pogłaskałam go z uśmiechem. Jednego byłam pewna. Byłam szczęściarą.
***
Podsumowałam wszystkie najważniejsze wydarzenia :) Te wesołe i te niestety smutne. Mam nadzieję, że kontuzja Marco (tak jak w tej historii) zakończy się tak zwanym happy endem.
Przed nami już tylko Epilog.
* chciałam zaznaczyć, że szalone przyjęcie weselne Sergio i Pilar wcale nie było wymysłem mojej wyobraźni xD
powiem tak - jego kontuzja była straszna... mam nadzieję, że wróci do pełnej sprawności, byłoby przykro widzieć go na emeryturze jak Rico ;) w dodatku oświadczyny - pierwsza klasa, dobrze to sobie dzieciak zaplanował, od razu sprosił całą rodzinę więc nie musiał organizować kolejnego spotkania rodziców, w dodatku zrobił to tak jak Maria zawsze marzyła, a nie na jakichś deskach teatru dla szpanu ;d szkoda, że ta historia w sumie dobiega końca i jestem ciekawa jak będzie wyglądał epilog. Czyżby oni też planowali szalone wesele jak Ramosy? :)
OdpowiedzUsuńJak się bawić to się bawić! :D Sergio i Pilar w stu procentach zadbali o to, aby gościom na ich weselu niczego nie brakowało :) Te wszystkie atrakcje! Idealnie trafili, trzeba im to przyznać ^^ W dodatku fakt, że Sergio zaprosił na ślub ukochany zespół Pilar... Cudo! <3
OdpowiedzUsuńMaria i Marco już bez żadnych przeszkód mogli delektować się swoim uczuciem i dzielić się nim z innymi. Układ przestał obowiązywać, nie muszą już niczego udawać i bać się, że ktoś pozna prawdę. Prawda jest jedna, a mianowicie, że kochają się do szaleństwa :) Cieszę się, że spędzili znakomicie czas i nie zwracali uwagi na Alvaro i Alice. Może Morata w końcu się ogarnie i zapanuje nad swoim własnym życiem już bez wtrącania się do spraw innych. Czas, aby zajął się sobą. I oczywiście przyszłą żonką :D
Ceremonia na pewno była niezwykle wzruszająca, a Pilar i jej suknia *o* Jednak dla Marco to Maria wyglądała najpiękniej, ale nie ma co się mu dziwić, w końcu jest zakochany i to jak! Floro! <3 Co to jest za człowiek! :D Ma nosa do wszystkich spraw, jak się okazuje. Nie pomylił się, co do Marco i Marii i już snuje plany o ich ślubie haha ^^ Wszystko w swoim czasie ^^ Kilka razy poleciały mi łzy przy czytaniu tego rozdziału, a zaczęło się od wyznania Marco, który mówił, jak jego mama zrobiła mu zdjęcie z Florentino :) Nie pomyliła się, jej syn spełnił marzenia i gra dla Realu :) Szkoda tylko, że nie doczekała tej chwili :( ale na pewno wspiera syna z góry i jest z niego dumna! Słowa Marco, wyznanie, że Maria jest kobietą jego życia... Jakże ona mogłaby go kiedykolwiek zostawić? Nie da się! Marco nie musi się o to martwić, bo Maria kocha go szczerze i nie ma po prostu takiej opcji :)
Jednak... Faktycznie nie wszystko jest zawsze kolorowe, a gdy się układa to coś musi się popsuć. Idealnym przykładem jest kontuzja Marco, i to taka koszmarna kontuzja. Piłkarz na pewno nie tak sobie to wszystko wyobrażał. Chciał grać pierwsze skrzypce w nadchodzącym sezonie, a jedno wydarzenie to zniweczyło. Nie dziwi mnie jego złość, w końcu tak jak zauważyła Maria nie cierpiał tylko fizycznie, ale również psychicznie. Nie chciał nikogo widzieć, ale dziewczyna się nie dała i została przy nim, tak jak mu obiecała. Marco pod wpływem jej słów zrozumiał pewne sprawy i cieszył się z jej obecności. Oczywiście nie byliby sobą, gdyby nie wymienili między sobą uszczypliwości haha :D Na całe szczęście Marco dzięki swojemu uporowi oraz ambicji, z pomocą Marii i bliskich doszedł do siebie i wyleczył kontuzję. Ciężka praca popłaca! Wsparcie kibiców również na pewno dodało mu skrzydeł i dodatkowej motywacji :) Fakt, że jednak wystąpił w ostatnim ligowym meczu był tego wart! :) Mam nadzieję, że i naprawdę Marco szybko wróci do siebie po kontuzji i dalej będzie cieszył oko swoją grą! :)
Marzenie zawodowe Marii również się spełniło :) Dziewczyna doczekała się, została dziennikarką, co od zawsze było jej celem. Początkowo była w szoku, ale absolutnie się jej nie dziwię. Warto dążyć do obranego celu choćby dla takich chwil :) Marco wspaniale przygotował przyjęcie niespodziankę, na którym zebrały się dwie rodziny. Wszyscy odnaleźli ze sobą kontakt i to jest wspaniałe :) Bliźniaczki i babcia! <3
Oświadczyny Marco były wspaniałe i tutaj znowu się popłakałam! Do tego jeszcze ten pierścionek... Nie idzie się nie wzruszyć! <3 Maria oczywiście zgodziła się zostać jego żoną, nie było innej opcji haha :) Marco zrobił wszystko tak, jak Maria sobie wymarzyła i to pokazuje, że ich miłość jest wielka. Mają siebie, u swego boku rodzinę oraz przyjaciół i oczywiście psiaka, który również cieszy się szczęściem swoich właścicieli :) Czego można chcieć więcej? ^^
I jak tu się z nimi wszystkimi rozstać? :(
<3333
Aaaaaa! Jak ja się cieszę, że wytrwali w tym wszystkim i w końcu są tak szczęśliwi! Nie mogę się doczekać epilogu i mam nadzieję, że niczego tam między nimi nie popsujesz ;p
OdpowiedzUsuńMiłość Marii i Marco kwitnie. Obydwoje odnaleźli szczęście u swego boku. Będąc przekonanymi, że nareszcie to właśnie ta osoba, z którą chcą iść przez swoje życie. Ich układ niespodziewanie przerodził się w głębokie uczucie o jakim od dawna marzyli. A Pan Prezes ma na swoim koncie kolejną świetnie wyswataną parę. 😁 Widocznie poza świetnym rozeznaniem w świecie piłki i umiejętnym prowadzeniem klubu ma także inne ukryte talenty.
OdpowiedzUsuńWesele Pilar i Sergio to było coś... Ale czego się nie robi dla swojej ukochanej. Sergio naprawdę ogromnie się postarał z tym ulubionym zespołem. Na pewno każdy z zaproszonych gości był pod ogromnym wrażeniem i ani przez chwilę się nie nudził.
Dzięki temu wszystkiemu nawet obecność Alice i Alvaro nie były w stanie zepsuć Marii humoru. Dobrze, że Morata w końcu dał sobie spokój z mieszaniem się w życie Marii i odpuścił. Szkoda tylko, że nie starczyło mu jeszcze odwagi na poważne zastanowienie się nad związkiem z Alice. Jednak to jego życie i decyzje, których to on będzie ponosił konsekwencje.
Ta okropna kontuzja na pewno była dla Marco olbrzymim ciosem. Nic dziwnego, że był załamany i nie wiedział jak ma się w tym wszystkim odnaleźć. Na całe szczęście Maria potrafiła do niego dotrzeć. Na przekór i nie słuchając Marco będąc cały czas przy nim. Od tego ma się w końcu ukochaną osobę. Aby zawsze była i to nie tylko w tym dobrych chwilach.
Dzięki swojej determinacji Marco udało się powrócić na boisko, co na pewno każdy przyjął z wielką radością.
Także Marii udało się zrealizować swoje największe zawodowe marzenie i będzie miała okazję sprawdzić się jako prawdziwa dziennikarka. Jestem pewna, że wspaniale sobie poradzi w tej roli. Kto jak nie ona?
Oświadczyny Marco były idealne. Właśnie takie o jakich Maria marzyła. W gronie najbliższych i bez zbędnego przepychu. Nie mogła się więc nie zgodzić. Ta dwójka bez wątpienia będzie cudownym małżeństwem.
I jeszcze ten pierścionek. Będący rodzinną pamiątką przekazywaną z pokolenia na pokolenia. Coś takiego jest o wiele cenniejszego od najdroższych błyskotek. Maria ma prawo czuć się przez to wyjątkowo. Czekam z ogromną ciekawością na epilog. Mimo że po raz kolejny bardzo trudno będzie mi rozstać z Twoimi bohaterami. 😊