piątek, 6 września 2019

22. To nie była zabawa!

Reprezentacja Hiszpanii rozpoczęła zgrupowanie w Las Rozas. Mimo zaledwie kilku dni przed najważniejszymi dniami w swoim życiu, kapitan Sergio Ramos oraz Alvaro Morata dołączyli do swoich kolegów, aby walczyć o kolejne punkty w ramach eliminacji do Mistrzostw Europy 2020. Pierwszy z nich, z szerokim uśmiechem dziękował nam za życzenia na nowej drodze życia, z kolei drugiego prawdopodobnie ogarnął przedślubny stres. Alvaro czmychnął przed pytaniami dziennikarzy, posyłając im wymuszony uśmiech ...

Zawsze uważałam iż najpiękniejszy wschód słońca był w mojej rodzinnej miejscowości. Wraz z siostrami uwielbiałyśmy czekać na ten moment otulone grubymi kocami. To była magiczna chwila, która kojarzyła mi się z domem. Z najbliższymi. Z bezpieczeństwem. Dziś jednak nie czułam nic po za zmęczeniem. Miałam za sobą kolejną nieprzespaną noc, której nawet nie pomógł rodzinny dom. Mój pokój również kojarzył mi się z Marco. Miałam wrażenie, że jest wręcz przesiąknięty jego perfumami.
Socobio powitało nowy dzień, który wcale nie złagodził mojego bólu. Wszystkie moje plany, które miały się ziścić po zakończeniu owego układu, przestały mieć jakikolwiek sens. Moje marzenia o Azji stały się nagle mało ważne, a zaplanowane projekty stały się najcięższą katorgą. Straciłam jakikolwiek zapał do tego, co dotychczas sprawiało mi radość.
- Tak czułam, że Cię tutaj znajdę. - zatroskany głos mojej matki oderwał mnie od depresyjnych myśli. W moich zziębniętych dłoniach wylądował kubek pełen ciepłej herbaty, a na ramionach miły w dotyku koc. Przyjemne dreszcze przemieściły się po mojej skórze. - Chcesz się przeziębić?
- A czy ma to jakiekolwiek znaczenie?
- Maria, tak nie można. - westchnęła zajmując miejsce obok mnie. - Martwimy się o Ciebie z ojcem. Od dwóch dni wręcz siłą wmuszam w Ciebie jedzenie. Powiesz mi wreszcie co się stało? Co się zmieniło w ciągu kilku dni pomiędzy wami, że chcesz mi zapaść w depresje?
- Rozstaliśmy się. - szepnęłam.
- Tak po prostu?
- Mamo, muszę Ci o czymś powiedzieć. - spojrzałam na nią niepewnie. - Zrozumiem jeśli nie będziesz chciała ze mną rozmawiać. Powinnam wyznać Ci prawdę już dawno temu, ale bałam się Twojej reakcji. Tego, że Cię zawiodę. Ale stało się, a ja jestem Ci winna prawdę.
Opowiedziałam jej wszystko. Dosłownie wszystko. Nie pominęłam żadnego detalu. Z każdym kolejnym słowem, z każdą wylaną łzą, czułam że z moich barków spadają nagromadzone przez ostatnie miesiące kamienie. Najbardziej w życiu bałam się zobaczyć w oczach rodziców zawód. Ale musiałam być silna i przyznać się do popełnionych błędów. Koniec z okłamywaniem najbliższych raz na zawsze.
- Nic nie powiesz? - szepnęłam.
- Co mam Ci powiedzieć? Że nie chcę Cię znać? Że nie chcę z Tobą rozmawiać? Że wyrzucam Cię z domu? Przecież byłyby to kłamstwa. - westchnęła przeczesując moje włosy. - Już wystarczająco cierpisz, abym dokładała Ci kolejnych powodów do łez. Jesteś moim dzieckiem i mimo to, że nie chce mi się wierzyć w to co usłyszałam, nie mam zamiaru Cię odpychać. Nie w momencie w którym najbardziej mnie potrzebujesz. - dodała. Pociągnęłam nosem wtulając się w jej bezpieczne ramiona. Miała rację. Potrzebowałam jej wsparcia całą sobą.
- Przepraszam mamo.

*

Poprosiłam Santiago, aby odwołał wszystkie moje zobowiązania. Potrzebowałam kilku dni dla siebie, aby w miarę uporządkować swoje życie. Po rozmowie z mamą poczułam się odrobinę lepiej, jednak czekało na mnie o wiele trudniejsze zadanie. Stanięcie z ojcem twarzą w twarz i przyznanie się do oszustwa było czymś, czego nie życzę największemu wrogowi. Wyszedł bez słowa zostawiając mnie z zasłużonymi wyrzutami sumienia. Nie oczekiwałam zrozumienia oraz szybkiego wybaczenia. Oszukałam go dwukrotnie, więc miał prawo omijać mnie szerokim łukiem.
Podczas pobytu w rodzinnej miejscowości dużo spacerowałam po rozległych łąkach oraz polnych drogach. Kochałam to miejsce całą sobą. Było idealne to zresetowania się oraz nabrania sił przed powrotem do życia w stolicy. W Madrycie czekało mnie totalne zawirowanie. Gdy media dowiedzą się o moim "rozstaniu" z Marco, nie będę miała życia przez dłuższy czas. Kompletnie nie wzięłam tego od uwagę gdy w styczniu zgadzałam się na owy układ. Jakbym podświadomie liczyła na szczęśliwe zakończenie.
Wracając z jednej z moich wędrówek zauważyłam przed domem rudą kulkę, zawzięcie kopiącą w ziemi. Moje serce zabiło mocniej, a szeroki uśmiech pojawił się na bladej twarzy.
- Lucky! - zawołałam prze szczęśliwa. Psiak podniósł swój łebek ukazując światu pobrudzony ziemią nosek. Dostrzegając moją sylwetkę jego ogonek zaczął zawzięcie wiwatować. Po chwili puścił się pędem w moją stronę. Zaśmiałam się serdecznie gdy obiegł mnie szczęśliwy parę razy. Chwyciłam moją ukochaną rudą kuleczkę na ręce i mocno do siebie przytuliłam. - Kto Cię tu przywiózł? - pogładziłam go czule. Tylko jedna myśl pojawiła mi się w głowie. - Marco ...
Zerwałam się na równe nogi i szybkim krokiem udałam się w stronę domu. Serce wręcz chciało wyrwać się z mojej piersi. To było wprost niemożliwe, a jednak trzymałam prawdziwego Lucky'ego w ramionach!
Pierwszy raz w życiu widok Mary mnie zdołował. Siedziała wraz z moją mamą w salonie popijając kawę. Podniosła na mnie zaniepokojone spojrzenie, jakby domyśliła się iż spodziewałam się kogoś innego.
- Znalazł mamusię? - uśmiechnęła się lekko.
- Marco go oddał?
- Lucky należy do Ciebie.
- Zostawię was same. - mama taktownie wstała z kanapy i wyszła z domu. Z ciężkim westchnieniem zajęłam jej miejsce, sadzając zadowolonego psa obok siebie. Jego łebek błyskawicznie wylądował na moim udzie, co umożliwiło mi gładzenie przyjemnej w dotyku sierści.
- Rozmawiałaś z nim?
- Nie. Poprosił Angela, aby odwiózł go do mnie. - ostrożnie odłożyła filiżankę. - Zrobił to jednak z ciężkim sercem. On również przywiązał się do tego psiaka. Doskonale wiedział, co będziesz czuć, gdy Ci go odbierze. - poczułam jak irytujące łzy cisną się do moich oczu.
- W życiu nie można mieć wszystkiego. - szepnęłam.
- Powiedziałam Angelowi, że Marco źle wszystko zrozumiał. Że gdyby Cię wysłuchał, spojrzałby na wszystko z innej perspektywy. - westchnęła. - Ale on w ogóle nie chce o Tobie słyszeć.
- Dziękuję wam, ale najwidoczniej to wszystko jest mu na rękę. Nie będę go zmuszała do rozmów ze mną, skoro nie ma na to ochoty. Dobitnie dał mi do zrozumienia, że to koniec naszej relacji. Taka była umowa.
- Obydwie doskonale wiemy ...
- Mary. - przerwałam jej. - Nie chcę znów wzbudzać w sobie niepotrzebnych nadziei. Sądziłam, że gdy emocje opadną, Marco wszystko przemyśli. Że zgodzi się na krótką rozmowę.
- Jest na zgrupowaniu ... nie może od tak wyjść ...
- Są inne formy komunikacji. Gdyby mu na tym zależało, wykonałby jakikolwiek ruch. Oddał mi psa, to ostateczny dowód na to, abym rozpoczęła kolejny rozdział w swoim życiu. Dziękuję Ci, że przy mnie jesteś. - uścisnęłam jej dłoń. - Wiem, że chcesz dla mnie jak najlepiej. Ale nie mogę go zmusić do rozmowy.
Przyjazd Mary, mimo iż kilkugodzinny, wprowadził mnie w lepszy nastrój, a do tego dochodziła świadomość, że mam przy sobie ukochanego psa. Moje myśli całkowicie pochłonęło znalezienie nowego mieszkania bądź  domu, w którym moglibyśmy wspólnie zamieszkać. Z zainteresowaniem przeglądałam oferty w internecie. Towarzyszył mi przy tym Lucky, słodko pochrapujący przy moim boku. Z uśmiechem podrapałam go za uszkiem. Jego łebek leniwie się podniósł, a smutne ślepka uważnie mi się przyglądnęły.
- Ja też za nim tęsknie.

*

Z ostatniej chwili : Alvaro Morata opuszcza zgrupowanie!

Rzecznik prasowy Reprezentacji Hiszpanii w piłce nożnej w oficjalnym komunikacie ogłosił iż napastnik doznał drobnego urazu podczas treningu. Morata miał się przypadkowo zderzyć z jednym z kolegów ... 

- Ale jeśli pan i pani się kochają to są razem. Tak jak tatuś i mamusia, prawda? - usta Carloty wygięły się w podkówkę, a smutny wzrok Pauli wbił się w jej kolorowe trampki. Westchnęłam ciężko poprawiając włosy targane przez letni wiatr. Starałam się jak mogłam, aby wytłumaczyć dziewczynkom powód mojego "rozstania" z Marco.
- Prawda. - szepnęłam. - Jednak czasami ...
- Przecież kochasz wujka. On Ciebie też bo się z Tobą ożenił.
- Kochanie, to była zabawa.
- To nie była zabawa! - oburzyła się Paula.
- Właśnie! - zawtórowała jej Carlota. - Wujek powiedział, że musi być noc poślubna! A tatuś powiedział, że to taka noc gdzie mąż i żona piszą list do bociana, żeby przyniósł im dzidziusia. Zobacz czy brzuszek Ci nie rośnie!
- Gwarantuje Ci, że mi nie urośnie. - odchrząknęłam.
- Nie napisaliście listu? - zdziwiły się. Pokręciłam przecząco głową, błagając w duchu niebiosa o więcej cierpliwości. - Czyli się nie liczy. - westchnęły zawiedzione. Pogładziłam ich po mądrych główkach, po czym weszłam do kuchni, aby nalać im lemoniady. Zastałam tam ojca czytającego gazetę.
- Jeszcze tego by brakowało. - mruknął pod nosem.
- Tato, jeśli chcesz mi coś powiedzieć to proszę bardzo, ale nie przy dziewczynkach. - wskazałam na czterolatki, które zaciekawione usiadły na przeciwko niego.
- Nie lubisz wujka Marco? Dlaczego?
- Dam wam radę. - uśmiechnął się do nich. - Trzymajcie się z dala od piłkarzy. To najgorszy gatunek mężczyzn, który stąpa po ziemi. Jedyne co robią to łamią serca dziewczyn.
- Nie prawda! Wujek jest fajny! - oburzyła się Paula. - Nosił nas na ramionach i wysoko podrzucał! A nawet uczył jak grać w piłkarzy w telewizorze! I mówił, że dziewczynki też mogą! A po za tym rozśmieszał ciocię i sprawiał że się uśmiechała, nie to co teraz! - zerwała się z krzesła i uciekła z kuchni.
- Widzisz co narobiłeś?
- Widać nie tylko Tobie namieszał w głowie.
- Zasłużyłam na oschłość z Twojej strony. - przyznałam. - Ale nie musisz mieszać wszystkich wokół do tego. - opuściłam pomieszczenie śladami czterolatki. Znalazłam ją dość szybko, ponieważ zazwyczaj uciekała do ogrodu, aby posiedzieć na huśtawce. Tak było i tym razem. - Cukiereczku, dlaczego się smucisz? - usiadłam obok niej.
- Czy wujek złamał Ci serduszko? - pociągnęła noskiem.
- Oczywiście że nie. - objęłam ją.
- To dlaczego jesteś smutna?
- Wiesz, życie dorosłych jest dość skomplikowane. Gdy jest się dzieckiem, wszystko jest bardzo proste. Nie potrafię Ci tego wytłumaczyć, bo sama mam z tym problem. Pamiętaj jednak, że wujek Marco zawsze sprawiał mi dużo radości, dobrze? - pogładziłam jej włosy. - Jest mi smutno, bo już nie będę z nim spędzać czasu. Ale to kiedyś minie. 
- Czyli nie jest już moim wujkiem?
- Zawsze będzie Twoim wujkiem. - uśmiechnęłam się.
- Jednego nie rozumiem. On mi powiedział że ...
- Jakim prawem przyjeżdżasz do mojego domu?! - usłyszałam krzyk ojca dochodzący z wnętrza domu. - Doskonale wiesz, że nie jesteś tu mile widziany! 

***
Kto przyjechał do rodzinnego domu Marii? Czy Alvaro tak łatwo odpuści? Czy Marco zdecyduje się na rozmowę z nią? Historia ta powoli zbliża się ku końcowi, więc jesteśmy na ostatniej prostej :)

W mojej głowie zakiełkował kolejny pomysł, który postanowiłam zrealizować. Miejmy nadzieję, że coś z tego wyjdzie. Zainteresowane osoby zapraszam na Prolog :)

5 komentarzy:

  1. no wiesz!bo jak sie przejadę do ciebie to w trymiga będziesz dodawać nowe rozdziały i nie będziesz nas zostawiać z takim zakończeniem! jak można przerwać w takim momencie, teraz będe się zastanawiać który to przyjechał, chyba że to Alice hahaha! jeszcze tej by brakowało, aby przyjechała i wygarnęła wszystko Marii. Choć Marco zrobił już pierwszy krok, oddał dziecko znaczy się psa i dobrze, oboje pokochali ta małą, rudą kulkę i może dzięki niej się pogodzą? mam taką nadzieję, bo jestem tego samego zdania co te dwie urocze czterolatki, które zdecydowanie za dużo przyswajają sobie do głowy to co wujek mówił hahaha

    OdpowiedzUsuń
  2. Biedna Maria. Jest całkowicie rozbita po tym nieporozumieniu stulecia i zakończeniu wszystkiego między nią a Marco. Dobrze, że przynajmniej może liczyć na wsparcie swojej mamy, która po poznaniu całej prawdy nie oceniała jej, a jedynie otoczyło swoją troską.
    Maria wykazała się naprawdę ogromną odwagą, że przyznała się do wszystkiego rodzicom. Zwłaszcza tacie, którego okłamała dwukrotnie. Nic dziwnego, że go to zabolało i jest teraz wobec niej zdystansowany i oschły. Mam jednak nadzieję, że gdy emocje trochę opadną, wybaczy Marii i ponownie zaufa. Przecież widać, jak źle ona znosi obecną sytuację między nimi.
    Marco postanowił oddać Marii Luckiego, co na pewno było trudną decyzją. Ciekawi mnie, co nim kierowało. Czy zrobił to, bo wie, że Marii bardzo na nim zależy, a może chce zakończyć każdy rozdział związany z Marią. W dodatku unika na wszelkie sposoby jakichkolwiek kontaktów z nią. Czego zupełnie nie rozumiem. Naprawdę tak trudno pozwolić się wytłumaczyć Marii. Przecież to rani ją jeszcze bardziej.
    Zastanawia mnie także Alvaro. Wygląda na to, że pomysł ślubu z Alice podoba mu się coraz mniej. W dodatku opuścił zgrupowanie. Co on znowu kombinuje? Jakoś to wszystko nie bardzo mi się podoba.
    Kochane i niezwadone dziewczynki nie dają za wygraną i starają się poznać prawdę odnośnie relacji ich cioci z wujkiem. Ich niektóre pytania są naprawdę mistrzowskie. Dziewczynki swoją obecnością wprowadziły sporo radości do tej ponurej atmosfery panującej aktualnie w domu Marii.
    Oczywiście najbardziej zastanawia mnie, kto jest tym niespodziewanym gościem. Sądząc po reakcji pana Pombo może to być jedynie Alvaro albo Marco. Oby był to jednak ten drugi Hiszpan.
    Czekam z niecierpliwością na kolejny rozdział.

    OdpowiedzUsuń
  3. Jaki koniec? Ja protestuję, o! :D
    Upływające dni były dla Marii trudne, myślała że odwiedziny w rodzinnym domu okażą się odskocznią, ale jak skoro wszystko i tak przypominało jej o Marco? Naprawdę strasznie jej współczuję, bo ani trochę nie zasługuje na to, co musi przeżywać. Myśli o Marco, a bieżące sprawy, takie jak zobowiązania zawodowe, czy marzenia o podróży do Azji straciły na wartości. Przykre to jest, bo gdyby Marco dał sobie wytłumaczyć zaistniałą sytuację to byłoby prościej, ale wolał unieść się dumą i tyle z tego wyszło. Wizyta Marii w domu, pobyt w rodzinnych stronach i przebywanie w ważnych dla niej miejscach skłoniły jednak dziewczynę, by wyznała swoim rodzicom całą prawdę. Już wystarczająco długo się z tym męczyła i przeżywała katusze musząc ich okłamywać. Było jej ciężko, ale udało się, zrzuciła z siebie ten ciężar i poczuła się lepiej. Cieszę się, że jej mama jej nie oceniała, tylko wysłuchała, była przy niej i jej nie odepchnęła :) Wsparcie rodziców jest bardzo ważne i dobrze, że Maria je uzyskała. Trudniej jest z ojcem, w końcu został okłamany dwukrotnie, ale mam nadzieję, że zrozumie i wybaczy córce :)
    Myślałam, że to Marco poszedł po rozum do głowy, ale jednak to Mary wpadła w odwiedziny i przywiozła przyjaciółce rudą kuleczkę szczęścia :) Dobrze, że Marco się na to zdobył! Maria tęskniła za swoją psinką, więc ani trochę nie dziwi mnie jej radość na widok Lucky'ego <3 Odwiedziny Mary odrobinę podniosły Marię na duchu, ale i tak cały czas tęskni za piłkarzem i ta tęsknota udziela się również pieskowi. Naprawdę, gdyby tylko zechciał jej wysłuchać! Chłop to jednak chłop, jak się uprze to nie ma rady. Niech chociaż to on będzie odpowiedzialny za to uszkodzenie Moraty :D ^^
    Bliźniaczki jak zwykle rozwalają system <3 Dla nich wszystko jest proste. Skoro ciocia z wujkiem wzięli ślub to znaczy, że się kochają i że wkrótce pojawi się dzidziuś. Rozumieją po dziecięcemu, ale jak Maria ma im to wyjaśnić skoro sama błądzi? Dziewczynki polubiły Marco i nie mogą znieść, że nie jest już z ciocią i za wszelką cenę próbują dociec, dlaczego stało się tak a nie inaczej. Tata Marii powinien się wstrzymać z tymi niepotrzebnymi uwagami w ich towarzystwie, bo do niczego dobrego to nie doprowadziło, przeciwnie, tylko do łez :( Ciekawi mnie co takiego Marco powiedział Pauli, że czterolatka tak usilnie broni swoich przekonań :)
    Oho! I jak to tak można kończyć w takim momencie? Czyżby jednak Marco poszedł po rozum do głowy i przyjechał do Marii? Niech to będzie on, a nie Morata, który opuścił zgrupowanie. Temu panu już dziękujemy!
    <3333

    OdpowiedzUsuń
  4. Ej, ale żeby w takim momencie przerywać?! :o To nie fair. Ja chcę wiedzieć, co powiedział Marco małej i kto przyjechał! ;p

    Czekam na next. Buziaki!

    OdpowiedzUsuń
  5. Ej, ale jak tak można?! Ja tu na jednym wdechu czytam cały rozdział, nerwy zżerają mnie od środka, a Ty kończysz w takim momencie. No skandal po prostu!
    Dobra, może jednak nie będę się wydziczać. Ale przyznam bez bicia, że pierwsze co zrobiłam po zobaczeniu tego rozdziału, to sprawdziłam jak się końcu. Ja po prostu nie mogę znieść myśli, że Marco i Maria nie są razem.
    Zabieram się za główny komentarz, ale zbyt składny i długi to on nie będzie.
    Strasznie współczuję Marii. Po tym wszystkim, co się stało ciężko jej się pozbierać. Gdziekolwiek by spojrzała widzi Mario, wszystko jej o nim przypomina. Nie dziwię się, że straciła radość życia, a marzenia nagle wydały się błahe. Gdy się kogoś kocha, świata się po za nim nie widzi.
    Ale i tak powrót do rodzinnego domu trochę pomógł. Przynajmniej Maria powiedziała bliskim prawdę. Strasznie się cieszę, że otrzymała takie wsparcie ze strony swojej mamy. Dzięki temu wie, że niezależnie co się stanie, zawsze ma obok kogoś, kto będzie ją kochać i wspierać.
    Oczywiście z ojcem było ciężej, ale myślę, że w końcu wybaczy córce. W końcu ją kocha.
    Sama nie wiem, co mam myśleć o Marco. Kurczę, wiem, że czuje się skrzywdzony, ale tak bardzo bym chciała, by wysłuchał wersję Marii, by zrozumiał, co tak naprawdę się stało. Ale on na razie nawet nie chce o niej słyszeć. Nie mam pojęcia, co mogłoby sprawić, by znów ją zobaczył. No i jeszcze ta akcja z Alvaro. To wszystko śmierdzi na kilometr. Mam jednak nadzieję, że dobrze się skończy.
    W każdym razie, dużo weny życzę i z niecierpliwością czekam na kolejny rozdział.
    Pozdrawiam
    Violin

    OdpowiedzUsuń