Stanęłam przed kamienicą uważnie rozglądając się wokół. Zirytowana zerknęłam na zegarek, którego wskazówki były dowodem na to, iż Asensio spóźniał się już dobre pięć minut. Najpierw sam do mnie zadzwonił, prosząc o przysługę, a teraz miał czelność nie zjawić się na czas. Nienawidziłam spóźnień. Miałam alergię na to zjawisko! Sama wolałam być na miejscu kilka minut wcześniej niż pojawić się po czasie.
Za plecami usłyszałam dźwięk silnika. Zerknęłam przez ramię, mając nadzieję że jaśnie pan się zjawił. Z irtytacją wypuściłam powietrze dostrzegając ciemny kolor pojazdu, który o dziwo zatrzymał się obok mnie. Jeszcze taniego podrywacza mi brakowało!
- Cześć myszko. - wyszczerzył się Marco.
- Miałeś biały samochód. - wydukałam zaskoczona.
- Ten jest nowy. Odebrałem go wczoraj. Wskakuj. - kiwnął głową. Niepewnie okrążyłam czarne Audi, po czym zajęłam miejsce pasażera. Wszystko wręcz lśniło, aż strach było dotknąć. - Szlag. Powinienem Ci otworzyć drzwi.
- Nie pajacuj. Co się stało z tamtym samochodem?
- Musiałem oddać. - wzruszył ramionami, po czym włączył się do ruchu. - Tak na prawdę nie jestem właścicielem tego samochodu. Audi jest jednym z głównych sponsorów Realu Madryt, więc co sezon daje nam po jednym wozie w prezencie. To znaczy każdy piłkarz wybiera sobie model i do woli nim jeździć. - wyjaśnił. Zaskoczona uniosłam brwi ku górze. Zdecydowanie Ci faceci mieli więcej szczęścia niż rozumu. - Nazywają to reklamą. Po prostu po Madrycie muszę poruszać się tym samochodem. A już na pewno mam nim jeździć na każdy trening i na zgrupowania przed meczami. Podpisałem umowę, której nie mogę zerwać.
- To śmieszne.
- Dwa lata temu mogliśmy zatrzymać samochody. Wygraliśmy wówczas Ligę Mistrzów i Ligę Hiszpańską. Taki mały prezent od Florentino. A skoro jesteśmy przy temacie prezentów ... potrzebuję Twojej pomocy. - westchnął ciężko. - Zajrzyj proszę do schowka i wyciągnij niebieską kopertę. - posłusznie wykonałam jego prośbę. Uważnie przyglądnęłam się kopercie na której koślawymi literami napisane było "Marco". - To zaproszenie na kinderbal. Syn Keylor Navasa kończy pięć lat. Nie mam zielonego pojęcia co kupić dziecku w prezencie.
- Nie rozumiem w czym Ty widzisz problem. Wy nigdy nie dojrzewacie. Lubicie wszystko co związane z motoryzacją i sportem. Ten chłopiec niczym nie różni się od tatusia i jego kolegów. - zachichotałam, na co Marco posłał mi mordercze spojrzenie. - Ale to urocze, że tak się tym przejmujesz. I że w ogóle się tam wybierasz. To na pewno wiele znaczy dla ... jak on ma na imię?
- Mateo.
- Ślicznie. - uśmiechnęłam się. - Pomogę Ci, ale pod jednym warunkiem. - zastrzegłam gdy zaparkował pod Centrum Handlowym El Jardin de Serrano. - Pozwolisz mi choć przez chwilę poprowadzić to cacko. - złożyłam dłonie jak do modlitwy i przybrałam niewinną minkę.
- Masz mnie za idiotę?
- Potrafię jeździć samochodem!
- To Audi A7 Sportback 50 TDI!
- Zatrzymałam się na słowie Audi. Dziękuję! - cmoknęłam go w policzek i wyskoczyłam z samochodu zanim zdążył zareagować. Po chwili pojawił się obok mnie w czapce z daszkiem. Równym krokiem ruszyliśmy przed siebie w stronę sklepu zabawkowego. - Powiedz mi coś więcej o tym chłopcu. - poprosiłam.
- Cóż, do tej pory widywałem go jedynie podczas piłkarskich wydarzeń. - wzruszył ramionami. - Kopał z nami piłkę, więc na pewno to lubi. Keylor kiedyś wspominał, że jak na swój wiek jest bardzo kreatywny. Aha! Są dość religijną rodziną, więc sama rozumiesz.
- Czyli butelka Ognistej odpada. - mruknęłam rozbawiona. Przekroczyliśmy próg sklepu czując na sobie zaciekawione spojrzenia. Pociągnęłam Marco w głąb pomieszczenia, szukając wzrokiem odpowiedniej półki. - Tadam! - okręciłam się wokół własnej osi, wskazując na otaczające nas pudełka.
- Klocki Lego. - zaśmiał się. - Jesteś genialna.
- Większość pójdzie na łatwiznę i kupi mu coś związanego z piłką nożną. Albo samochody. Dzieciaki uwielbiają klocki, szczególnie te kreatywne. Z siostrami i kuzynostwem mieliśmy całe pudła! Budowałyśmy z nich dosłownie wszystko.
- Masz siostry? - oderwał wzrok od kolorowych pudełek.
- Lucię i Martę. - wzruszyłam ramionami.
- Na pewno jesteś najmłodsza. - uśmiechnął się. Przytaknęłam zaskoczona. - Mały roztrzepaniec. - poczochrał mnie po włosach, po czym uchylił się rozbawiony przed moją ręką. - Wiedzą?
- Umm ... siostry tak. Nie wiedziałam jak mam wyjaśnić tą sytuację rodzicom. - westchnęłam ciężko. - I tak są dość sceptycznie nastawieni do "naszego związku". Boją się, że okażesz się być drugim Moratą.
- To zrozumiałe. Martwią się o Ciebie.
- Wiesz, żałuję że nie poznaliśmy się w innych okolicznościach. Mógłbyś być moim kumplem, którego przedstawiłabym im z przyjemnością. - uśmiechnęłam się smutno pod nosem, po czym chwyciłam jedno z pudeł. - Sądzę, że to będzie idealny prezent dla Mateo.
Krążyłam po sklepie podczas gdy Marco regulował zapłatę. Młoda ekspedientka wychodziła wręcz z siebie, aby zwrócił na nią swoją uwagę. Kompletnie nie robiąc sobie problemu z mojej obecności. Uważnie przyglądnęłam się profilowi Asensio, który cierpliwie czekał aż dłonie dziewczyny przestaną się trząść. Był przystojny, nawet bardzo. Na samą myśl o jego wysportowanym ciele moje policzki niebezpiecznie zaczynały płonąć. Ale czy to był powód do takiego zachowania?
Doskonale pamiętałam żenujące sceny z przeszłości gdy fanki prosiły Alvaro o zdjęcie czy też autograf. Oczywiście rozumiałam ich chęć posiadania pamiątki z idolem, jednak piski oraz zalotne uśmiechy były lekko przesadzone. Tym bardziej że zdawały sobie sprawę z mojej obecności obok. Nie raz sprzeczałam się o to z Moratą, który nie widział w takim zachowaniu niczego złego. Uwielbiał być w centrum zainteresowania. Próbowałam podchodzić do tego z dystansem i zaufaniem, jednak nie miłe uczucie za każdym razem ogarniało moje serce.
- Ziemia do myszki. - poczułam na swoim policzku usta Asensio, po czym objął mnie ramieniem. Spojrzałam na niego zdezorientowana. - Ewakuujemy się stąd w trybie natychmiastowym. Następnym razem dam Ci swoją kartę. Uregulujesz rachunek za mnie. Jakoś wątpię w zbiegi okoliczności i zawieszoną kasę fiskalną. - mruknął wyprowadzając mnie ze sklepu.
- Często Cię to spotyka?
- Uwierz, za często. - westchnął ciężko. - Masz ochotę na coś do jedzenia? - zapytał, lecz pokręciłam przecząco głową. - To chociaż kupię Ci Shake'a. Zasłużyłaś. - zaczął ciągnąć mnie do pobliskiego baru. W pewnym momencie zatrzymał się gwałtownie i odwrócił za siebie. - Paparazzi. - jęknął.
- Jeszcze tego nam dzisiaj brakowało. - mruknęłam, zerkając kątem oka na mężczyznę z aparatem w dłoniach, który "ukrywał się" za rośliną kompozycją. - Damy radę go zgubić? - zwróciłam się do Marco, który w odpowiedzi zerknął na moje botki na obcasie. - Wybacz, nie sądziłam że będę uciekać przed ... Marco! - pisnęłam gdy niespodziewanie pociągnął mnie za dłoń i zaczął biec. Ok, uprawiałam z Mary jogging, ale byłam zwykłym amatorem! Na pewno nie mogłam się równać z profesjonalnym piłkarzem, który w ciągu pięciu sekund pokonywał dystans od jednej bramki do drugiej! - Mam obcasy! - krzyknęłam gdy wybiegliśmy na parking.
- Z wami to tak zawsze! - odezwał się sprinter roku. Na całe szczęście nie zaparkował daleko, więc po kilku sekundach mogłam dyszeć wykończona na miejscu pasażera. Serce o mały włos, a wyskoczyłoby mi z piersi! - Żyjesz? - spytał wielce rozbawiony.
- Nie gadam z Tobą! - wydyszałam. - Było powiedzieć jakie atrakcje szykujesz! Założyłabym adidasy albo rolki! - wrzasnęłam pełnym ironii głosem. Asensio jednak nic sobie nie zrobił z mojej wściekłości.
- Do urodzin Mateo Ci przejdzie? - spytał. Posłałam mu zdezorientowane spojrzenie. - Czyli nie powiedziałem Ci, że wybieramy się tam razem? - podrapał się nerwowo po karku. Uchyliłam zszokowana usta, patrząc na niego jak na wariata. - Zaproszenie obejmuje naszą dwójkę. Żonie Keylora bardzo na tym zależy. Jest bardzo miła i otwarta na nowe znajomości. Niektóre ... jak to się mówi na dziewczyny piłkarzy?
- WAGs? Wiem o co chodzi. - westchnęłam ciężko. - Zapominasz, że byłam jedną z nich parę lat temu. Chodzi o integrację. Dość często spotykacie się na terenie prywatnym, więc dobre stosunki pomiędzy życiowymi partnerkami są mile widziane. Byłam dość blisko z Marią i Vicky, ale na przykład doskonale pamiętam Clarice, żonę Marcelo. Jej szczególnie zależało na tym, abyście się czuli jak w rodzinie.
- Bo tak jest. - uśmiechnął się pod nosem. - Zdobyliśmy trzy Ligi Mistrzów pod rząd bo jesteśmy rodziną. Sergio i Marcelo zawsze nam to powtarzają. Są najlepszymi kapitanami na świecie.
- Są dla Ciebie jak bracia.
- To prawda. Poznałaś Andreę?
- Minęłyśmy się. - poruszyłam w powietrzu paluszkami.
- Zrozumiem jeśli nie będziesz chciała tam ze mną pójść. Jakoś to wytłumaczę prezesowi. - wzruszył ramionami. - W końcu nie musimy cały czas pokazywać się w swoim towarzystwie.
- Florentino Perez również tam będzie?
- Nie przechodzimy przez najlepsze chwile. - westchnął ciężko. - Kontuzje, zmęczenie Mundialem, wypalenie ... odkąd odszedł od nas Zizou, wszystko dosłownie się wali. Została nam jedynie Liga Mistrzów, chociaż bez niego będzie bardzo trudno. Presi okazuje nam jeszcze większe wsparcie, stąd jego obecność na urodzinach Mateo. - wyjaśnił, po czym zjechał z głównej drogi.
- Oczekuje mojej obecności.
- Nikt Cię do niczego nie zmusi.
- Umowa to umowa. - westchnęłam. - Po za tym muszę z nim porozmawiać. Dokąd jedziesz? - spytałam zdziwiona. Zamiast w stronę Centrum, Marco bez mrugnięcia okiem kierował się po za miasto. - Chcesz mnie wywieźć i zamordować?
- Jedno z drugim ma coś wspólnego. - zatrzymał samochód na poboczu, po czym obdarzył mnie swoim zainteresowaniem. - Jeśli zrobisz temu cacku krzywdę, wylądujesz w lesie dwa metry pod ziemią. - zastrzegł.
- Masz w bagażniku łopatę? - błysnęłam ząbkami.
- Wskakuj za kierownicę zanim się rozmyślę.
Idąc przez ogród udekorowany różnokolorowymi balonami oraz serpentynami, miałam wrażenie że znalazłam się w jakiejś czarodziejskiej krainie. Na samym środku stała okazała dmuchana zjeżdżalnia, która była ogromną imitacją prehistorycznego dinozaura. Z jego paszczy co rusz wyskakiwało kolejne dziecko. Obok, kobieta przebrana za Arlekina przedstawiała show z bańkami mydlanymi. Zaczarowane oczy najmłodszych ani na sekundę nie oderwały się od jej poczynań. Dalej umiejscowiona była trampolina, z której dochodziły głośne piski i śmiechy radości. Wokół biegały dzieci z wymalowanymi farbkami twarzami, wymachując w rączkach czym się tylko dało.
- Mam wrażenie, że Twój kolega zatrudnił całe Wesołe Miasteczko. - zaśmiałam się nerwowo, zerknęłam na idącego obok mnie Marco. Posłusznie trzymałam się jego dłoni, aby nie zaginąć w tym kolorowym gąszczu. Skłamałabym mówiąc, że się nie denerwuje. Równym krokiem szliśmy w stronę białego namiotu, w którym siedzieli rodzice dzieciaków, spoglądając na nich czujnym okiem. A wśród nich znajome mi twarze, których reakcji lekko się obawiałam.
- Witajcie. - przed nami stanął uśmiechnięty mężczyzna z południowoamerykańskim akcentem. - Cieszę się, że przyjęliście zaproszenie od Mateo. Gdzieś tu biega ... - rozejrzał się wokół, po czym machnął ręką w stronę chłopca w koszulce Realu Madryt. Pięciolatek posłusznie zbliżył się do nas.
- Hej mały. - Marco wyciągnął ku niemu dłoń, którą uścisnął. - Dziękuję za zaproszenie. To dla Ciebie. - podał mu zapakowane przeze mnie pudełko. - Wszystkiego Najlepszego. Mam nadzieję, że trafiliśmy z prezentem.
- Dziękuję. - Mateo posłał nam nieśmiały uśmiech.
- Poznajcie się. To Maria, moja dziewczyna. - Asensio położył dłoń na dole moich pleców. - Kochanie, to właśnie Keylor Navas. - Kostarykanin uprzejmie ucałował moje policzki, jeszcze raz dziękując za nasze przybycie.
- Wejdźcie proszę do namiotu. Dzięki Bogu pogoda się udała i dzieciaki mogą wyszaleć się w ogrodzie. - zmierzył uważnym wzrokiem całe zbiegowisko. - Andrea już czeka wewnątrz. Thiago chyba wyczuł przyjęcie, bo nie ma zamiaru zasnąć.
Przekraczając "próg" namiotu, poczułam zaciekawione spojrzenia, które padły na naszą dwójkę. Marco, jakby nigdy nic, zaczął się ze wszystkimi witać. Dostrzegając Marię, wielki kamień spadł z mojego serca. Zanim jednak do niej podeszłam, przede mną wyrosła piękna kobieta z niemowlakiem na rękach.
- Ty na pewno jesteś Maria. - posłała mi swój idealny uśmiech. W mig zrozumiałam, że stoi przede mną gospodyni, z którą powinnam najpierw się przywitać. - Andrea. Cieszę się, że przyjęłaś nasze zaproszenie.
- Za które bardzo dziękuję. - odwzajemniłam gest. - To bardzo miłe z waszej strony. Mam nadzieję, że prezent spodoba się Mateo. Marco podszedł do tego bardzo poważnie, chociaż to ja odpowiadam za ostateczny wybór.
- Mężczyźni. - zaśmiała się. - Liczy się sam gest. Przepraszam Cię, ale muszę uciekać do kolejnych gości. Mam nadzieję, że kiedyś będziemy miały szansę dłużej ze sobą porozmawiać. Bardzo lubimy z mężem Marco i cieszymy się jego szczęściem. - dodała na odchodne, wprowadzając mnie w kolejne wyrzuty sumienia.
Asensio uprzejmie odsunął mi krzesło. Znaleźliśmy się przy jednym stoliku z Marią i jej mężem Nacho oraz z Isco. Zaskoczyła mnie nieobecność Sary. Widać łatka "dziewczyny piłkarza" przeszkadzała jej do tego stopnia, że wolała nie pokazywać się w towarzystwie innych "WAGs".
- Myślałam, że nigdy sobie nie pójdą. - mruknęła zniecierpliwiona Maria, gdy tylko męskie towarzystwo poszło szukać dzieciaków. Za chwilę miał pojawić się tort, więc ich obecność była wręcz obowiązkowa. - W tej chwili mi się spowiadaj! Myślałam, że z krzesła spadnę gdy zobaczyłam Twój wpis!
- Oh, mówisz o Marco ...
- Oczywiście, że mówię o Tobie i Marco! - podkreśliła. - Jak to się stało? Gdzie się poznaliście? Gdy ostatni raz się widziałyśmy, nie dałaś nawet po sobie poznać, że jesteś kimś zainteresowana. Gdyby nie ten uroczy balast ... - wskazała na swój brzuch. - ... wpadłabym do Ciebie niczym burza na ploteczki!
- To się stało bardzo szybko. - odchrząknęłam.
- Miłość od pierwszego wejrzenia?
- Można tak powiedzieć ...
- Jestem ciekawy czy poznasz tą panią. - usłyszałam za sobą głos Isco. Zaciekawiona odwróciłam się w jego stronę. Moją twarz rozświetlił uśmiech na widok chłopca obok jego nóg. Mały Isco spoglądał na mnie nieśmiało, jednak w jego oczkach pojawił się błysk.
- Ciocia Maria. - szepnął.
- Jak Ty urosłeś! - zachwyciłam się kucając na przeciwko niego. - Gdzie się podział mój mały bąbelek? I co na jego miejscu robi ten przystojny młody mężczyzna? - połaskotałam go pod bródką, na co zaczął uroczo chichotać.
- Ciociu, przyjdziesz też na moje urodziny?
- A będzie zjeżdżalnia? - szepnęłam konspiracyjnie. Junior zaczął energicznie kiwać główką. - W takim razie jeśli dostanę zaproszenie, to na pewno się pojawię. - obiecałam. W tym samym momencie pojawił się tort, więc dzieciaki pobiegły w stronę Mateo.
Kinderbal z każdą chwilą co raz bardziej się rozkręcał. Po mojej początkowej nerwowości nie zostało ani śladu. Nikt nie patrzył na mnie nieprzychylnym wzrokiem, a samo towarzystwo Marii było nie tylko moim wybawieniem, ale i miło spędzonym czasem.
Wracając z łazienki dostrzegłam w oddali Florentino Pereza pogrążonego w rozmowie z nieznanym mi mężczyzną. Niepewnie się do nich zbliżyłam, mając nadzieję na choć chwilową rozmowę z Prezesem. Gdy tylko znalazłam się w zasięgu jego wzroku, przeprosił swojego rozmówce.
- Witaj Mario.
- Dzień dobry panie Perez. - odwzajemniłam uśmiech, który mi posłał. - Moglibyśmy porozmawiać? Sądzę, że jest wiele kwestii jakie musimy omówić. - dodałam. Mężczyzna skinął głową, po czym wskazał mi odległy zakątek ogrodu.
- Muszę przyznać, że jesteście z Marco bardzo wiarygodni. Gdybym nie znał prawdy, uwierzyłbym wam w każdy gest i w każde słowo. Tak jak sądziłem, media są wami zachwycone. Zaprzestano pisać o kolejnych wyimaginowanych podbojach Marco, a i druga strona medalu zareagowała tak jak przewidzieliśmy.
- Ile to ma trwać?
- Nie rozumiem.
- Obydwoje doskonale wiemy, że nie możemy tego ciągnąć w nieskończoność. - założyłam ręce na piersi i posłałam mu stanowcze spojrzenie. - To jest bardziej skomplikowane niż może się wydawać. Szczególnie chodzi mi tu o nasze rodziny i znajomych, których musimy oszukiwać. Źle się z tym czuję i wierzę, że Marco również.
- Mieliście tego pełną świadomość.
- Ale nie podpisywaliśmy cyrografu. Chcę po prostu wiedzieć, jak zaplanował pan zakończenie tego układu. Oczywiście rozumiem, że teraz jest to niemożliwe, ponieważ wszyscy wierzą, że jesteśmy w sobie bezgranicznie zakochani. Musimy to delikatnie rozwiązać, bo od razu zastrzegam, że nie ma mowy o jakichkolwiek zdradach. Chcę po prostu wiedzieć ... kiedy?
- Do końca sezonu. - oznajmił. - Musicie pojawić się razem na ślubie Sergio i Pilar. Potem jakakolwiek decyzja będzie należała do was. Także to, w jaki sposób to zakończycie.
- Ciociu! - podbiegł do mnie mały Isco, gdy wracałam po rozmowie z Florentino Perezem. - Wejdziesz ze mną na zjeżdżalnie? Wujek Marco powiedział, że jesteś odważna! A ja chciałbym pokazać Alejandrze, że też jestem! - dodał konspiracyjnie przyciszonym głosem.
- Zaraz, zaraz! Co Ci powiedział wujek Marco?
- Że jesteś odważna.
- I że wejdę na dmuchaną zjeżdżalnie, tak? - Junior pokiwał głową. - Gdzie on jest? - mruknęłam. Posłuszne dziecko wskazało palcem na winowajcę, stojącego obok jego tatusia. Chwyciłam czterolatka za rękę i pociągnęłam w stronę piłkarzy. - Marco, czy Tobie słoneczko przygrzało?
- Dlaczego? - wyszczerzył się w moją stronę. W odpowiedzi wskazałam na Juniora, a następnie na moją sukienkę, która sięgała mi przed kolano. - No przecież ślicznie wyglądasz. Prawda Isco? - zwrócił się do chłopca.
- Doskonale wiesz o co mi chodzi.
- Chodź synku, ja z Tobą wejdę. - wtrącił się rozbawiony Alarcon. - Ciocia z wujkiem muszą poważnie porozmawiać.
- Będą się całować? Fuj!
- Jak mogłeś mu powiedzieć, że wejdę razem z nim na ... mmm! - Marco przyciągnął mnie jednym ruchem do siebie i skutecznie uciszył pocałunkiem. - Co Ty robisz? - wyszeptałam w jego usta.
- Jesteśmy obserwowani.
- Ja wiem że miłość jest ślepa, ale nie wiem jak bardzo musiałabym być w Tobie zakochana, aby nie zauważyć Twojej głupoty. - syknęłam. - W sukience na dmuchanej zjeżdżalni? Chciałeś żeby wszyscy zobaczyli co pod nią mam?
- A właśnie. - położył dłonie na moich biodrach. - Byłaś na tym castingu? - zapytał, lecz w odpowiedzi pokręciłam przecząco głową. - Dlaczego? Przecież mówiłaś, że się zdecydowałaś.
- Alice została ich nową twarzą. - wzruszyłam ramionami. Zaskoczony Asensio uniósł brwi ku górze. - Mój agent mnie o tym poinformował, więc stwierdziłam że pokazywanie się tam nie ma żadnego sensu. Z logicznego punktu widzenia ona bardziej się do tego nadaje. Jest chudsza i ...
- Co Ty mówisz? - oburzył się.
- Marco, ja nie jestem modelką. Jestem za niska i ... no wiesz.
- Promowanie bielizny bez biustu? Śmiech na sali! - parsknął. - Nie patrz tak na mnie. Pewne rzeczy rzucają się mężczyźnie w oczy prawda? Nie bez powodu powiedziałem Ci w Amsterdamie żebyś poszła na ten casting.
- Bezczelnie mnie podglądałeś!
- Mały szczegół. - wzruszył ramionami.
- Po za tym, jesteś nieobiektywny.
- Nie spieraj się ze mną, bo jesteśmy obserwowani. - szepnął przyciągając mnie znów do siebie. Automatycznie zarzuciłam ręce na jego szyję. W ostatnim czasie przyzwyczailiśmy się do pocałunków, których świadkami byli inni ludzie. Musiałam przyznać, że Marco potrafił całować i te niewinne gesty zaczęły sprawiać mi przyjemność.
Za plecami usłyszałam dźwięk silnika. Zerknęłam przez ramię, mając nadzieję że jaśnie pan się zjawił. Z irtytacją wypuściłam powietrze dostrzegając ciemny kolor pojazdu, który o dziwo zatrzymał się obok mnie. Jeszcze taniego podrywacza mi brakowało!
- Cześć myszko. - wyszczerzył się Marco.
- Miałeś biały samochód. - wydukałam zaskoczona.
- Ten jest nowy. Odebrałem go wczoraj. Wskakuj. - kiwnął głową. Niepewnie okrążyłam czarne Audi, po czym zajęłam miejsce pasażera. Wszystko wręcz lśniło, aż strach było dotknąć. - Szlag. Powinienem Ci otworzyć drzwi.
- Nie pajacuj. Co się stało z tamtym samochodem?
- Musiałem oddać. - wzruszył ramionami, po czym włączył się do ruchu. - Tak na prawdę nie jestem właścicielem tego samochodu. Audi jest jednym z głównych sponsorów Realu Madryt, więc co sezon daje nam po jednym wozie w prezencie. To znaczy każdy piłkarz wybiera sobie model i do woli nim jeździć. - wyjaśnił. Zaskoczona uniosłam brwi ku górze. Zdecydowanie Ci faceci mieli więcej szczęścia niż rozumu. - Nazywają to reklamą. Po prostu po Madrycie muszę poruszać się tym samochodem. A już na pewno mam nim jeździć na każdy trening i na zgrupowania przed meczami. Podpisałem umowę, której nie mogę zerwać.
- To śmieszne.
- Dwa lata temu mogliśmy zatrzymać samochody. Wygraliśmy wówczas Ligę Mistrzów i Ligę Hiszpańską. Taki mały prezent od Florentino. A skoro jesteśmy przy temacie prezentów ... potrzebuję Twojej pomocy. - westchnął ciężko. - Zajrzyj proszę do schowka i wyciągnij niebieską kopertę. - posłusznie wykonałam jego prośbę. Uważnie przyglądnęłam się kopercie na której koślawymi literami napisane było "Marco". - To zaproszenie na kinderbal. Syn Keylor Navasa kończy pięć lat. Nie mam zielonego pojęcia co kupić dziecku w prezencie.
- Nie rozumiem w czym Ty widzisz problem. Wy nigdy nie dojrzewacie. Lubicie wszystko co związane z motoryzacją i sportem. Ten chłopiec niczym nie różni się od tatusia i jego kolegów. - zachichotałam, na co Marco posłał mi mordercze spojrzenie. - Ale to urocze, że tak się tym przejmujesz. I że w ogóle się tam wybierasz. To na pewno wiele znaczy dla ... jak on ma na imię?
- Mateo.
- Ślicznie. - uśmiechnęłam się. - Pomogę Ci, ale pod jednym warunkiem. - zastrzegłam gdy zaparkował pod Centrum Handlowym El Jardin de Serrano. - Pozwolisz mi choć przez chwilę poprowadzić to cacko. - złożyłam dłonie jak do modlitwy i przybrałam niewinną minkę.
- Masz mnie za idiotę?
- Potrafię jeździć samochodem!
- To Audi A7 Sportback 50 TDI!
- Zatrzymałam się na słowie Audi. Dziękuję! - cmoknęłam go w policzek i wyskoczyłam z samochodu zanim zdążył zareagować. Po chwili pojawił się obok mnie w czapce z daszkiem. Równym krokiem ruszyliśmy przed siebie w stronę sklepu zabawkowego. - Powiedz mi coś więcej o tym chłopcu. - poprosiłam.
- Cóż, do tej pory widywałem go jedynie podczas piłkarskich wydarzeń. - wzruszył ramionami. - Kopał z nami piłkę, więc na pewno to lubi. Keylor kiedyś wspominał, że jak na swój wiek jest bardzo kreatywny. Aha! Są dość religijną rodziną, więc sama rozumiesz.
- Czyli butelka Ognistej odpada. - mruknęłam rozbawiona. Przekroczyliśmy próg sklepu czując na sobie zaciekawione spojrzenia. Pociągnęłam Marco w głąb pomieszczenia, szukając wzrokiem odpowiedniej półki. - Tadam! - okręciłam się wokół własnej osi, wskazując na otaczające nas pudełka.
- Klocki Lego. - zaśmiał się. - Jesteś genialna.
- Większość pójdzie na łatwiznę i kupi mu coś związanego z piłką nożną. Albo samochody. Dzieciaki uwielbiają klocki, szczególnie te kreatywne. Z siostrami i kuzynostwem mieliśmy całe pudła! Budowałyśmy z nich dosłownie wszystko.
- Masz siostry? - oderwał wzrok od kolorowych pudełek.
- Lucię i Martę. - wzruszyłam ramionami.
- Na pewno jesteś najmłodsza. - uśmiechnął się. Przytaknęłam zaskoczona. - Mały roztrzepaniec. - poczochrał mnie po włosach, po czym uchylił się rozbawiony przed moją ręką. - Wiedzą?
- Umm ... siostry tak. Nie wiedziałam jak mam wyjaśnić tą sytuację rodzicom. - westchnęłam ciężko. - I tak są dość sceptycznie nastawieni do "naszego związku". Boją się, że okażesz się być drugim Moratą.
- To zrozumiałe. Martwią się o Ciebie.
- Wiesz, żałuję że nie poznaliśmy się w innych okolicznościach. Mógłbyś być moim kumplem, którego przedstawiłabym im z przyjemnością. - uśmiechnęłam się smutno pod nosem, po czym chwyciłam jedno z pudeł. - Sądzę, że to będzie idealny prezent dla Mateo.
Krążyłam po sklepie podczas gdy Marco regulował zapłatę. Młoda ekspedientka wychodziła wręcz z siebie, aby zwrócił na nią swoją uwagę. Kompletnie nie robiąc sobie problemu z mojej obecności. Uważnie przyglądnęłam się profilowi Asensio, który cierpliwie czekał aż dłonie dziewczyny przestaną się trząść. Był przystojny, nawet bardzo. Na samą myśl o jego wysportowanym ciele moje policzki niebezpiecznie zaczynały płonąć. Ale czy to był powód do takiego zachowania?
Doskonale pamiętałam żenujące sceny z przeszłości gdy fanki prosiły Alvaro o zdjęcie czy też autograf. Oczywiście rozumiałam ich chęć posiadania pamiątki z idolem, jednak piski oraz zalotne uśmiechy były lekko przesadzone. Tym bardziej że zdawały sobie sprawę z mojej obecności obok. Nie raz sprzeczałam się o to z Moratą, który nie widział w takim zachowaniu niczego złego. Uwielbiał być w centrum zainteresowania. Próbowałam podchodzić do tego z dystansem i zaufaniem, jednak nie miłe uczucie za każdym razem ogarniało moje serce.
- Ziemia do myszki. - poczułam na swoim policzku usta Asensio, po czym objął mnie ramieniem. Spojrzałam na niego zdezorientowana. - Ewakuujemy się stąd w trybie natychmiastowym. Następnym razem dam Ci swoją kartę. Uregulujesz rachunek za mnie. Jakoś wątpię w zbiegi okoliczności i zawieszoną kasę fiskalną. - mruknął wyprowadzając mnie ze sklepu.
- Często Cię to spotyka?
- Uwierz, za często. - westchnął ciężko. - Masz ochotę na coś do jedzenia? - zapytał, lecz pokręciłam przecząco głową. - To chociaż kupię Ci Shake'a. Zasłużyłaś. - zaczął ciągnąć mnie do pobliskiego baru. W pewnym momencie zatrzymał się gwałtownie i odwrócił za siebie. - Paparazzi. - jęknął.
- Jeszcze tego nam dzisiaj brakowało. - mruknęłam, zerkając kątem oka na mężczyznę z aparatem w dłoniach, który "ukrywał się" za rośliną kompozycją. - Damy radę go zgubić? - zwróciłam się do Marco, który w odpowiedzi zerknął na moje botki na obcasie. - Wybacz, nie sądziłam że będę uciekać przed ... Marco! - pisnęłam gdy niespodziewanie pociągnął mnie za dłoń i zaczął biec. Ok, uprawiałam z Mary jogging, ale byłam zwykłym amatorem! Na pewno nie mogłam się równać z profesjonalnym piłkarzem, który w ciągu pięciu sekund pokonywał dystans od jednej bramki do drugiej! - Mam obcasy! - krzyknęłam gdy wybiegliśmy na parking.
- Z wami to tak zawsze! - odezwał się sprinter roku. Na całe szczęście nie zaparkował daleko, więc po kilku sekundach mogłam dyszeć wykończona na miejscu pasażera. Serce o mały włos, a wyskoczyłoby mi z piersi! - Żyjesz? - spytał wielce rozbawiony.
- Nie gadam z Tobą! - wydyszałam. - Było powiedzieć jakie atrakcje szykujesz! Założyłabym adidasy albo rolki! - wrzasnęłam pełnym ironii głosem. Asensio jednak nic sobie nie zrobił z mojej wściekłości.
- Do urodzin Mateo Ci przejdzie? - spytał. Posłałam mu zdezorientowane spojrzenie. - Czyli nie powiedziałem Ci, że wybieramy się tam razem? - podrapał się nerwowo po karku. Uchyliłam zszokowana usta, patrząc na niego jak na wariata. - Zaproszenie obejmuje naszą dwójkę. Żonie Keylora bardzo na tym zależy. Jest bardzo miła i otwarta na nowe znajomości. Niektóre ... jak to się mówi na dziewczyny piłkarzy?
- WAGs? Wiem o co chodzi. - westchnęłam ciężko. - Zapominasz, że byłam jedną z nich parę lat temu. Chodzi o integrację. Dość często spotykacie się na terenie prywatnym, więc dobre stosunki pomiędzy życiowymi partnerkami są mile widziane. Byłam dość blisko z Marią i Vicky, ale na przykład doskonale pamiętam Clarice, żonę Marcelo. Jej szczególnie zależało na tym, abyście się czuli jak w rodzinie.
- Bo tak jest. - uśmiechnął się pod nosem. - Zdobyliśmy trzy Ligi Mistrzów pod rząd bo jesteśmy rodziną. Sergio i Marcelo zawsze nam to powtarzają. Są najlepszymi kapitanami na świecie.
- Są dla Ciebie jak bracia.
- To prawda. Poznałaś Andreę?
- Minęłyśmy się. - poruszyłam w powietrzu paluszkami.
- Zrozumiem jeśli nie będziesz chciała tam ze mną pójść. Jakoś to wytłumaczę prezesowi. - wzruszył ramionami. - W końcu nie musimy cały czas pokazywać się w swoim towarzystwie.
- Florentino Perez również tam będzie?
- Nie przechodzimy przez najlepsze chwile. - westchnął ciężko. - Kontuzje, zmęczenie Mundialem, wypalenie ... odkąd odszedł od nas Zizou, wszystko dosłownie się wali. Została nam jedynie Liga Mistrzów, chociaż bez niego będzie bardzo trudno. Presi okazuje nam jeszcze większe wsparcie, stąd jego obecność na urodzinach Mateo. - wyjaśnił, po czym zjechał z głównej drogi.
- Oczekuje mojej obecności.
- Nikt Cię do niczego nie zmusi.
- Umowa to umowa. - westchnęłam. - Po za tym muszę z nim porozmawiać. Dokąd jedziesz? - spytałam zdziwiona. Zamiast w stronę Centrum, Marco bez mrugnięcia okiem kierował się po za miasto. - Chcesz mnie wywieźć i zamordować?
- Jedno z drugim ma coś wspólnego. - zatrzymał samochód na poboczu, po czym obdarzył mnie swoim zainteresowaniem. - Jeśli zrobisz temu cacku krzywdę, wylądujesz w lesie dwa metry pod ziemią. - zastrzegł.
- Masz w bagażniku łopatę? - błysnęłam ząbkami.
- Wskakuj za kierownicę zanim się rozmyślę.
*
Idąc przez ogród udekorowany różnokolorowymi balonami oraz serpentynami, miałam wrażenie że znalazłam się w jakiejś czarodziejskiej krainie. Na samym środku stała okazała dmuchana zjeżdżalnia, która była ogromną imitacją prehistorycznego dinozaura. Z jego paszczy co rusz wyskakiwało kolejne dziecko. Obok, kobieta przebrana za Arlekina przedstawiała show z bańkami mydlanymi. Zaczarowane oczy najmłodszych ani na sekundę nie oderwały się od jej poczynań. Dalej umiejscowiona była trampolina, z której dochodziły głośne piski i śmiechy radości. Wokół biegały dzieci z wymalowanymi farbkami twarzami, wymachując w rączkach czym się tylko dało.
- Mam wrażenie, że Twój kolega zatrudnił całe Wesołe Miasteczko. - zaśmiałam się nerwowo, zerknęłam na idącego obok mnie Marco. Posłusznie trzymałam się jego dłoni, aby nie zaginąć w tym kolorowym gąszczu. Skłamałabym mówiąc, że się nie denerwuje. Równym krokiem szliśmy w stronę białego namiotu, w którym siedzieli rodzice dzieciaków, spoglądając na nich czujnym okiem. A wśród nich znajome mi twarze, których reakcji lekko się obawiałam.
- Witajcie. - przed nami stanął uśmiechnięty mężczyzna z południowoamerykańskim akcentem. - Cieszę się, że przyjęliście zaproszenie od Mateo. Gdzieś tu biega ... - rozejrzał się wokół, po czym machnął ręką w stronę chłopca w koszulce Realu Madryt. Pięciolatek posłusznie zbliżył się do nas.
- Hej mały. - Marco wyciągnął ku niemu dłoń, którą uścisnął. - Dziękuję za zaproszenie. To dla Ciebie. - podał mu zapakowane przeze mnie pudełko. - Wszystkiego Najlepszego. Mam nadzieję, że trafiliśmy z prezentem.
- Dziękuję. - Mateo posłał nam nieśmiały uśmiech.
- Poznajcie się. To Maria, moja dziewczyna. - Asensio położył dłoń na dole moich pleców. - Kochanie, to właśnie Keylor Navas. - Kostarykanin uprzejmie ucałował moje policzki, jeszcze raz dziękując za nasze przybycie.
- Wejdźcie proszę do namiotu. Dzięki Bogu pogoda się udała i dzieciaki mogą wyszaleć się w ogrodzie. - zmierzył uważnym wzrokiem całe zbiegowisko. - Andrea już czeka wewnątrz. Thiago chyba wyczuł przyjęcie, bo nie ma zamiaru zasnąć.
Przekraczając "próg" namiotu, poczułam zaciekawione spojrzenia, które padły na naszą dwójkę. Marco, jakby nigdy nic, zaczął się ze wszystkimi witać. Dostrzegając Marię, wielki kamień spadł z mojego serca. Zanim jednak do niej podeszłam, przede mną wyrosła piękna kobieta z niemowlakiem na rękach.
- Ty na pewno jesteś Maria. - posłała mi swój idealny uśmiech. W mig zrozumiałam, że stoi przede mną gospodyni, z którą powinnam najpierw się przywitać. - Andrea. Cieszę się, że przyjęłaś nasze zaproszenie.
- Za które bardzo dziękuję. - odwzajemniłam gest. - To bardzo miłe z waszej strony. Mam nadzieję, że prezent spodoba się Mateo. Marco podszedł do tego bardzo poważnie, chociaż to ja odpowiadam za ostateczny wybór.
- Mężczyźni. - zaśmiała się. - Liczy się sam gest. Przepraszam Cię, ale muszę uciekać do kolejnych gości. Mam nadzieję, że kiedyś będziemy miały szansę dłużej ze sobą porozmawiać. Bardzo lubimy z mężem Marco i cieszymy się jego szczęściem. - dodała na odchodne, wprowadzając mnie w kolejne wyrzuty sumienia.
Asensio uprzejmie odsunął mi krzesło. Znaleźliśmy się przy jednym stoliku z Marią i jej mężem Nacho oraz z Isco. Zaskoczyła mnie nieobecność Sary. Widać łatka "dziewczyny piłkarza" przeszkadzała jej do tego stopnia, że wolała nie pokazywać się w towarzystwie innych "WAGs".
- Myślałam, że nigdy sobie nie pójdą. - mruknęła zniecierpliwiona Maria, gdy tylko męskie towarzystwo poszło szukać dzieciaków. Za chwilę miał pojawić się tort, więc ich obecność była wręcz obowiązkowa. - W tej chwili mi się spowiadaj! Myślałam, że z krzesła spadnę gdy zobaczyłam Twój wpis!
- Oh, mówisz o Marco ...
- Oczywiście, że mówię o Tobie i Marco! - podkreśliła. - Jak to się stało? Gdzie się poznaliście? Gdy ostatni raz się widziałyśmy, nie dałaś nawet po sobie poznać, że jesteś kimś zainteresowana. Gdyby nie ten uroczy balast ... - wskazała na swój brzuch. - ... wpadłabym do Ciebie niczym burza na ploteczki!
- To się stało bardzo szybko. - odchrząknęłam.
- Miłość od pierwszego wejrzenia?
- Można tak powiedzieć ...
- Jestem ciekawy czy poznasz tą panią. - usłyszałam za sobą głos Isco. Zaciekawiona odwróciłam się w jego stronę. Moją twarz rozświetlił uśmiech na widok chłopca obok jego nóg. Mały Isco spoglądał na mnie nieśmiało, jednak w jego oczkach pojawił się błysk.
- Ciocia Maria. - szepnął.
- Jak Ty urosłeś! - zachwyciłam się kucając na przeciwko niego. - Gdzie się podział mój mały bąbelek? I co na jego miejscu robi ten przystojny młody mężczyzna? - połaskotałam go pod bródką, na co zaczął uroczo chichotać.
- Ciociu, przyjdziesz też na moje urodziny?
- A będzie zjeżdżalnia? - szepnęłam konspiracyjnie. Junior zaczął energicznie kiwać główką. - W takim razie jeśli dostanę zaproszenie, to na pewno się pojawię. - obiecałam. W tym samym momencie pojawił się tort, więc dzieciaki pobiegły w stronę Mateo.
Kinderbal z każdą chwilą co raz bardziej się rozkręcał. Po mojej początkowej nerwowości nie zostało ani śladu. Nikt nie patrzył na mnie nieprzychylnym wzrokiem, a samo towarzystwo Marii było nie tylko moim wybawieniem, ale i miło spędzonym czasem.
Wracając z łazienki dostrzegłam w oddali Florentino Pereza pogrążonego w rozmowie z nieznanym mi mężczyzną. Niepewnie się do nich zbliżyłam, mając nadzieję na choć chwilową rozmowę z Prezesem. Gdy tylko znalazłam się w zasięgu jego wzroku, przeprosił swojego rozmówce.
- Witaj Mario.
- Dzień dobry panie Perez. - odwzajemniłam uśmiech, który mi posłał. - Moglibyśmy porozmawiać? Sądzę, że jest wiele kwestii jakie musimy omówić. - dodałam. Mężczyzna skinął głową, po czym wskazał mi odległy zakątek ogrodu.
- Muszę przyznać, że jesteście z Marco bardzo wiarygodni. Gdybym nie znał prawdy, uwierzyłbym wam w każdy gest i w każde słowo. Tak jak sądziłem, media są wami zachwycone. Zaprzestano pisać o kolejnych wyimaginowanych podbojach Marco, a i druga strona medalu zareagowała tak jak przewidzieliśmy.
- Ile to ma trwać?
- Nie rozumiem.
- Obydwoje doskonale wiemy, że nie możemy tego ciągnąć w nieskończoność. - założyłam ręce na piersi i posłałam mu stanowcze spojrzenie. - To jest bardziej skomplikowane niż może się wydawać. Szczególnie chodzi mi tu o nasze rodziny i znajomych, których musimy oszukiwać. Źle się z tym czuję i wierzę, że Marco również.
- Mieliście tego pełną świadomość.
- Ale nie podpisywaliśmy cyrografu. Chcę po prostu wiedzieć, jak zaplanował pan zakończenie tego układu. Oczywiście rozumiem, że teraz jest to niemożliwe, ponieważ wszyscy wierzą, że jesteśmy w sobie bezgranicznie zakochani. Musimy to delikatnie rozwiązać, bo od razu zastrzegam, że nie ma mowy o jakichkolwiek zdradach. Chcę po prostu wiedzieć ... kiedy?
- Do końca sezonu. - oznajmił. - Musicie pojawić się razem na ślubie Sergio i Pilar. Potem jakakolwiek decyzja będzie należała do was. Także to, w jaki sposób to zakończycie.
- Ciociu! - podbiegł do mnie mały Isco, gdy wracałam po rozmowie z Florentino Perezem. - Wejdziesz ze mną na zjeżdżalnie? Wujek Marco powiedział, że jesteś odważna! A ja chciałbym pokazać Alejandrze, że też jestem! - dodał konspiracyjnie przyciszonym głosem.
- Zaraz, zaraz! Co Ci powiedział wujek Marco?
- Że jesteś odważna.
- I że wejdę na dmuchaną zjeżdżalnie, tak? - Junior pokiwał głową. - Gdzie on jest? - mruknęłam. Posłuszne dziecko wskazało palcem na winowajcę, stojącego obok jego tatusia. Chwyciłam czterolatka za rękę i pociągnęłam w stronę piłkarzy. - Marco, czy Tobie słoneczko przygrzało?
- Dlaczego? - wyszczerzył się w moją stronę. W odpowiedzi wskazałam na Juniora, a następnie na moją sukienkę, która sięgała mi przed kolano. - No przecież ślicznie wyglądasz. Prawda Isco? - zwrócił się do chłopca.
- Doskonale wiesz o co mi chodzi.
- Chodź synku, ja z Tobą wejdę. - wtrącił się rozbawiony Alarcon. - Ciocia z wujkiem muszą poważnie porozmawiać.
- Będą się całować? Fuj!
- Jak mogłeś mu powiedzieć, że wejdę razem z nim na ... mmm! - Marco przyciągnął mnie jednym ruchem do siebie i skutecznie uciszył pocałunkiem. - Co Ty robisz? - wyszeptałam w jego usta.
- Jesteśmy obserwowani.
- Ja wiem że miłość jest ślepa, ale nie wiem jak bardzo musiałabym być w Tobie zakochana, aby nie zauważyć Twojej głupoty. - syknęłam. - W sukience na dmuchanej zjeżdżalni? Chciałeś żeby wszyscy zobaczyli co pod nią mam?
- A właśnie. - położył dłonie na moich biodrach. - Byłaś na tym castingu? - zapytał, lecz w odpowiedzi pokręciłam przecząco głową. - Dlaczego? Przecież mówiłaś, że się zdecydowałaś.
- Alice została ich nową twarzą. - wzruszyłam ramionami. Zaskoczony Asensio uniósł brwi ku górze. - Mój agent mnie o tym poinformował, więc stwierdziłam że pokazywanie się tam nie ma żadnego sensu. Z logicznego punktu widzenia ona bardziej się do tego nadaje. Jest chudsza i ...
- Co Ty mówisz? - oburzył się.
- Marco, ja nie jestem modelką. Jestem za niska i ... no wiesz.
- Promowanie bielizny bez biustu? Śmiech na sali! - parsknął. - Nie patrz tak na mnie. Pewne rzeczy rzucają się mężczyźnie w oczy prawda? Nie bez powodu powiedziałem Ci w Amsterdamie żebyś poszła na ten casting.
- Bezczelnie mnie podglądałeś!
- Mały szczegół. - wzruszył ramionami.
- Po za tym, jesteś nieobiektywny.
- Nie spieraj się ze mną, bo jesteśmy obserwowani. - szepnął przyciągając mnie znów do siebie. Automatycznie zarzuciłam ręce na jego szyję. W ostatnim czasie przyzwyczailiśmy się do pocałunków, których świadkami byli inni ludzie. Musiałam przyznać, że Marco potrafił całować i te niewinne gesty zaczęły sprawiać mi przyjemność.
Uuu, zaskakująca akcja? To ja się już nie mogę doczekać! :D
OdpowiedzUsuńhaha skąd ja znam ten probem Marco, też nigdy nie wiem co kupić bratankowi z okazji urodzin/świąt/dnia dziecka... a klocki jak zawsze są najlepszym wyjściem. Zgadzam się z Marią, zwłaszcza dla dzieci kreatywnych. W dodatku wszystko byłoby fajnie, gdyby nie paparazzi, uczepili się ich jak nie wiem co, a oni tylko robili zakupy... i w dodatku musze przyznać, ze świetnie się dogadują i coś ostatnio zbyt często ich usta spotykają się z policzkami. Czyżby jednak całowanie przypadło im do gustu? i szkoda, że nie ma sceny jak jej poszło z jazdą, jestem pewna, że Marco siedział po stronie pasażera z zamkniętymi oczami i modlił się, aby nic się nie stało jego samochodzikowi.
OdpowiedzUsuńhaha Maria od razu chciała wszystko wyciągnąć z Pombito, i ja czekam na więcej rozdziałów z jej osobą, bo jest chyba jedyną wags z realu, którą lubię hahaha wygląda na taką normalną. A do tego mamy spotkanie z Isco juniorem, i wolę nie wiedzieć jak będzie wyglądać impreza w dmuchanym zamku, bo w sumie... nie wiem dlaczego to jest tylko dla dzieci hahaha,
I mówiłam! ich ciągnie do siebie i to bardzo, zwłaszcza ich usta i niech nawet nie zwalają winy na obserwatorów... bo ja w to nie uwierzę, choć Perez dowalił z tym "do końca sezonu"... mam nadzieję, że jednak tu będzie happy end a nie, koniec sezonu nastąpi i rozejdą się w swoje strony... co jak co, ale na to się nie zgadzam :D
ps. od wczoraj mam migrenę więc wybacz za komentarz bez sensu.
ps2. zapraszam do siebie xd
Też za bardzo nie lubię, kiedy ktoś się spóźnia, dlatego popieram działania Marii, co do tego, aby być odrobinkę wcześniej haha :D Także niech Marco sobie to zapamięta na przyszłość, zwłaszcza że sam prosił o spotkanie hihi ^^ Ale w końcu się zjawił wraz ze swoim nowym cackiem :D Aż sobie musiałam sprawdzić, jak wygląda ten samochód i nie dziwię się Marii, że zrobił na niej wrażenie ^^ Przejechałoby się haha :D W każdym razie Marco wyjawił po co chciał zobaczyć się z dziewczyną. Prezent urodzinowy! I to nie dla byle kogo, więc trzeba było się poważnie zastanowić nad wyborem :) Na szczęście Maria okazała się mieć smykałkę do takich rzeczy i trafnie wybrała klocki :) Ale oni to mają... Nawet spokojnie nie mogą wybrać się zakupy, bo zaraz coś się dzieje. Też za bardzo nie uwierzyłam w historyjkę z zaciętą kasą. Ech... W dodatku zlecieli się paparazzi i Maria została zmuszona do biegu w botkach na obcasie. Marco nie ma serca haha :D On to mądry, a ona się biedna męczyć musiała! Na szczęście nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło ^^ Dał się Marii przejechać swoim cackiem oczywiście wcześniej wyrażając swoje obawy. Te chłopy! Jeśli chodzi o samochody to nie ma zmiłuj :D
OdpowiedzUsuńNie dziwię się Marii, że początkowo miała obawy, aby pojawić się na przyjęciu urodzinowym, ale sprostała! Zresztą, kto jak nie ona :) Poznała małego solenizanta, który ucieszył się z prezentu oraz jego rodzinę, która przyjęła ją z serdecznością :) I takie przyjęcie urodzinowe to ja rozumiem! Aż im pozazdrościłam tych wszystkich atrakcji :) Dzieciaki na pewno wybawiły się za wszystkie czasy :) Maria miała okazję do ponownego spotkania żony Nacho, która była zdziwiona jej związkiem z Marco. Dziewczyna źle się czuje z tym, że musi okłamywać coraz więcej osób, ale co poradzić... Zdecydowała się porozmawiać z prezesem, który stwierdził, że muszą wytrzymać ze swoim układem do ślubu Pilar i Sergio. Godząc się na to Maria pewnie nie spodziewała się jak ta sprawa wpłynie na jej rodzinę oraz otoczenie, ale jeśli się zdecydowali to muszą to dokończyć. Nie ma innej opcji.
Hahaha, tylko Marco mógł wpaść na taki pomysł, aby Maria zjeżdżała ze zjeżdżali w sukience ^^ Mógłby się przyznać, że chciałby z tego czerpać korzyści haha :D Ale... Muszę przyznać, że publiczne okazywanie sobie uczuć wychodzi im nad wyraz perfekcyjnie :) I może wcale nie robią tego, aby inni to zauważyli, tylko że po prostu dobrze im ze sobą i dobrze się z tym czują... ^^
W każdym razie cieszę się, że Maria zdecydowała się przyjąć zaproszenie i pojawiła się na urodzinach :) Spotkała synka Isco, który się za nią stęsknił <3 a i być może jest to szansa na odnowienie kontaktu z Marią? :) Czemu nie! ^^
<33
Okej. Od razu ostrzegam, że ten komentarz będzie totalnie chaotyczny i nie jakoś specjalnie długi. Powiedzmy, że upały wypalają mi połączenia mózgowe i nie jestem wstanie sklecić nic sensownego.
OdpowiedzUsuńSzczerze? Totalnie rozwaliła mnie reakcja Marii na samochód Marco. Dla mnie auta nie są niczym wyjątkowym, ale skoro to było takie cudeńko, to niespecjalnie dziwię się Marii. I Marco w sumie też. Faceci są czasami totalnie niemożliwi. Czy naprawdę myślał, że Maria mogłaby zrobić coś samochodowi? Przepraszam bardzo, ale kobiety aż takimi złymi kierowcami nie są ;)
Scena z wybieraniem zabawek była urocza. Nawet nie do końca wiem dlaczego. Wyobraziłam sobie naszą parę w dziale z zabawkami i po prostu momentalnie się rozpłynęłam.
Ale ucieczka przed paparazzi ––– geniusz po prostu. A wcześniej ta scenka przy kasie. I po raz kolejny okazuje się, jak bardzo Marco różni się od Alvaro. Marco owszem docenia i szanuje swoich fanów, ale chciałby również żeby i oni szanowali jego. Szczególnie, gdy pojawia się gdzieś prywatnie, z dziewczyną. Bo to znaczy o jego szacunku do niej. A Alvaro jak widać po prostu kochał pławić się we własnej sławie.
Urodzinki małego Mateo to coś, o czym mogę czytać w kółko. Ja po prostu uwielbiam te wszystkie urocze scenki z małymi dziećmi. Z resztą sama z chęcią pobawiłabym się na dmuchanej zjeżdżalni.
Cóż... z każdym kolejnym dniem Marco zaczyna nabierać wprawę w uciszaniu Marii. I to w jaki sposób. A co do zakończenia ich "związku", to coś czuję, że nic nie potoczy się tak jak przewidują ;)
W każdym razie z niecierpliwością czekam na kolejny rozdział.
Pozdrawiam
Violin
Marco musi zdecydowanie bardziej popracować nad swoją punktualnością, jeżeli nie chce więcej podpaść Marii. 😃
OdpowiedzUsuńDziewczyna ma rację, że lepiej być gdzieś parę minut przed czasem niż po.
Tym razem można mu jednak wybaczyć. W końcu był zafascynowany swoją nową "zabawką". Swoją drogą całkiem wypasioną. 🤣
Zresztą nawet na Marii samochód wywarł niemałe wrażenie, także nie ma co się dziwić.
Dziewczyna miała nawet okazję go poprowadzić, mimo sporych obaw Marco. Mam nadzieję, że udowodniła mu, że wcale nie jest gorszym kierowcą od niego.
Wspólne zakupy naszej pary bardzo mi się spodobały. Obydwoje byli w tym tacy naturalni. Widać, że im więcej spędzają ze sobą czasu tym udawanie pary przychodzi im z większą łatwością. W dodatku coraz lepiej się dogadują i rozumieją.
Pomysł Marii z zakupem klocków był moim zdaniem bardzo trafny. Na pewno będzie się wyróżniał na tle innych i jestem pewna, że Mateo się spodoba.
Oczywiście, żeby nie było za pięknie to ktoś musiał zakłócić spokój Marco i Marii w centrum handlowym. Nie dziwię się Marco, że jest zmęczony takimi sutuacjami, jak ta z rzekomo zawieszającą się kasą czy uciekaniem przed paparazzi. Niektórzy ludzie naprawdę nie potrafią uszanować, choćby grama prywatności innych.
Przyjęcie Mateo było wspaniałe. Te wszystkie atrakcje i panująca atmosfera na pewno sprawiła ogrom radości wszystkim obecnym tam osobą.
Maria została przyjęta bardzo ciepło do grona przyjaciół Marco i ich partnerek. W dodatku ma szansę na odbudowanie swojej relacji z żoną Nacho.
Oczywiście jest też gorsza strona tego wszystkiego. Maria musi w końcu wszystkich okłamywać z czym czuje się coraz gorzej. Do czasu ślubu Sergio i Pilar muszą z Marco jednak jakoś wytrzymać, a potem zobaczymy jak wszystko się potoczy.
Tylko Marco mógł wpaść na tak genialny pomysł, jak zabawa Marii na zjeżdżalni w sukience. 😆 Nie wiem skąd on bierze te niektóre pomysły. Dobrze, że przynajmniej coraz lepiej opanowuje sposób uciszania Marii. Inaczej miałby przechlapane.
Te pocałunki poza odgrywaniem swojej roli zaczynają sprawiać im przyjemność, co niezwykle mnie cieszy.
Nie mogę się już doczekać tej zaskakującej akcji w następnym rozdziale. 😊