- Niespodzianka! - krzyknęliśmy po zaświeceniu się światła. Twarz mojej matki z początku wyrażała przerażenie, następnie zaskoczenie, a na sam koniec zalała się łzami wzruszenia. Starannie przygotowaliśmy dla niej przyjęcie urodzinowe, które miało być dobrze strzeżoną niespodzianką.
- Wszystkiego Najlepszego! - rzuciłam się na jej szyję.
- Co Ty tu robisz? - dotknęła z czułością moich policzków.
- Mamo, to Twoje urodziny. - zaśmiałam się. - Doskonale wiesz, że wszystko mam starannie zaplanowane. To wprost niemożliwe, aby zabrakło mnie tutaj podczas wszystkich ważnych wydarzeń. A Twoje święto właśnie takie jest. Po za tym, tak bardzo się stęskniłam.
- Ja również za Tobą tęskniłam. - mocno mnie objęła. - Sądziłam, że dzisiejszy wieczór spędzisz na stadionie. Ignacio wspominał coś o Lidze Mistrzów. Nie wolałabyś wspierać w tym momencie Marco?
- Na boisku mu nie pomogę. Da sobie radę.
- Skoro tak mówisz. - uśmiechnęła się. - Zaprosiłabyś go do nas. Albo my z ojcem wpadniemy któregoś dnia do stolicy. Bardzo chciałabym go poznać. Ty pojechałaś w tym samym celu do Holandii. Santander jest bliżej. - zauważyła z lekkim wyrzutem w głosie.
- Porozmawiam z nim. - obiecałam.
Z uśmiechem przyglądałam się jak mama zdmuchuje świeczki z urodzinowego tortu, a następnie przyjmuje życzenia od rodziny i swoich przyjaciół. Uwielbiałam moje życie w Madrycie, jednak brakowało mi na co dzień tych wszystkich ludzi. Wśród nich czułam się bezpieczna i nie obawiałam się być sobą.
Dzisiejszego wieczoru Real Madryt rozgrywał rewanżowy mecz w Lidze Mistrzów. Tym razem to Ajax Amsterdam był gościem, a drużyna z Madrytu gospodarzem. Mary wraz z przyjaciółmi i ojcem Marco udała się na Santiago Bernabeu, aby wspierać drużynę Królewskich. Ja również miałam się tam znaleźć, ale z przerażeniem zorientowałam się, że to wydarzenie koliguje z przyjęciem urodzinowym mojej mamy, który sama starannie zaplanowałam. Marco, na samo wspomnienie o tym, natychmiastowo kazał mi pojechać do Santander.
- Czyli załączamy meczyk w sąsiednim pokoju. - mój kuzyn Ignacio, zapalony kibic piłki nożnej oraz Realu Madryt, zatarł z uciechy swoje dłonie. Wywróciłam zażenowana oczami. Chciałam skomentować jego zachowanie, jednak Ignacio był już był w drodze do telewizora. No dobra, sama byłam ciekawa jak drużynie Marco pójdzie ten mecz. Czułam lekkie poddenerwowanie na samą myśl.
- Maria? Możemy porozmawiać? - zaskoczona spojrzałam na ojca, który wydawał się być dziwnie poważny i stanowczy. Skinęłam w odpowiedzi głową i ruszyłam za nim w stronę tarasu. Po drodze chwyciłam ciepły sweter, którym się owinęłam.
- Coś się stało? - ostrożnie przymknęłam za nami drzwi. Ojciec wyciągnął z kieszeni paczkę papierosów oraz zapalniczkę. - Tato, przecież rzuciłeś! - jęknęłam zrezygnowana, widząc jak odpala jednego. - Nie myśl, że będę Cię kryć przed mamą!
- Ja Cię kryję od jakiego czasu.
- Słucham? - wydukałam.
- Chcę wiedzieć jedno. Zapłacili Ci za to? - spojrzał na mnie pełnym rozczarowania wzrokiem. Przełknęłam ciężko ślinę rozumiejąc wszystko w mig. Dowiedział się. Nie wiedziałam w jaki sposób, ale jednak stało się to, czego obawiałam się najbardziej. - Odpowiedz!
- Nie.
- Więc dlaczego?
- Tato, to nie tak ...
- Więc jak?! - prychnął. - Dajesz się całować i obmacywać obcemu chłopakowi na oczach całej Hiszpanii! Wiesz jak to wygląda?! Wiesz jak to się nazywa?! - przymknęłam powieki, czując jak do moich oczu napływają łzy. - Niczego Ci nie brakuje! Zdobyłaś to wszystko w uczciwy sposób! Pieniądze, popularność ... jesteśmy z mamą pewni, że w końcu osiągniesz swój prawdziwy cel. Byłem z Ciebie taki dumny! A Ty zaczęłaś się bawić w damę do towarzystwa!
- To nie jest tak!
- Dlaczego się na to zgodziłaś? Podaj mi choć jeden sensowny argument! - zarządził. W mojej głowie pojawiły się setki odpowiedzi, ale każda z nich wydawała mi się być żenująca. Doskonale wiedziałam, że tata tego nie zrozumie. Ba! Ja sama nie wiedziałam co tak na prawdę pchnęło mnie w ten układ. - Tylko mi nie mów, że ma to coś wspólnego z Moratą. Chcesz żeby był zazdrosny?
- Może ... nie wiem. - jęknęłam. - Tato, ja się w tym wszystkim pogubiłam. Chyba chciałam, aby choć przez chwilę poczuł się tak, jak ja się czułam. Ale nie dało mi to zamierzonej satysfakcji. Zrzucił na mnie całą winę, chciałam się odegrać ...
- Twoją najlepszą zemstą było całkowite zignorowanie go. Życie własnym życiem. Zdobywanie zamierzonych celów. Udawało Ci się to przez ostatnie lata, więc co się nagle zmieniło? - wyrzucił peta do kosza. Nie odpowiedziałam. Nie potrafiłam. - Powiedzieć Ci do czego ta cała sytuacja doprowadzi? Jak będą Cię postrzegać ludzie? W końcu zakończycie ten układ, a Morata dalej będzie z tamtą dziewczyną. Asensio znajdzie sobie nową, a Ty? Zostaniesz z łatką tej, która spotyka się od czasu do czasu z piłkarzami. Będą się zastanawiać, który będzie następny. - pociągnęłam nosem, czując jak łzy spływają po moich policzkach. - Dziecko, przestaną Cię traktować poważnie. Przerwij to natychmiast i postaw jeden warunek.
- Słucham?
- Dla Asensio to i tak bez znaczenia, więc to niech on będzie wszystkiemu winny. Wystarczy, że pokaże się w towarzystwie jakiejś dziewczyny i ...
- Nie ma mowy! - oburzyłam się. - Marco to nie Alvaro!
- Chcesz żeby wina znów spadła na Ciebie?
- To moja sprawa jak to zakończę! - zdenerwowałam się. - Ale na pewno nie zrobię z Marco tego złego! Jesteśmy w tym razem i razem doprowadzimy to do końca!
- Popełniasz błąd za błędem!
- Może! Ale to są moje błędy!
- Dziecko, chcę dla Ciebie jak najlepiej!
- Więc mi zaufaj!
- Jak?! Gdybym nie podsłuchał rozmowy Twoich sióstr to nie miałbym o niczym pojęcia! Planowałem przeprowadzić z nim poważną rozmowę, chcąc się upewnić, czy to aby nie kolejny Morata, który złamie Ci serce!
- Nie uchronisz przed tym żadnej z nas. Nie uchroniłeś mnie wtedy, nie uchronisz i teraz. Nie chciałam, abyś się dowiedział. Wiedziałam, że tego nie zrozumiesz i nie mam Ci tego za złe. Boli mnie to, że się na mnie zawiodłeś, ale stało się i muszę to doprowadzić do końca.
- Czujesz coś do tego chłopaka?
- Wszystkiego Najlepszego! - rzuciłam się na jej szyję.
- Co Ty tu robisz? - dotknęła z czułością moich policzków.
- Mamo, to Twoje urodziny. - zaśmiałam się. - Doskonale wiesz, że wszystko mam starannie zaplanowane. To wprost niemożliwe, aby zabrakło mnie tutaj podczas wszystkich ważnych wydarzeń. A Twoje święto właśnie takie jest. Po za tym, tak bardzo się stęskniłam.
- Ja również za Tobą tęskniłam. - mocno mnie objęła. - Sądziłam, że dzisiejszy wieczór spędzisz na stadionie. Ignacio wspominał coś o Lidze Mistrzów. Nie wolałabyś wspierać w tym momencie Marco?
- Na boisku mu nie pomogę. Da sobie radę.
- Skoro tak mówisz. - uśmiechnęła się. - Zaprosiłabyś go do nas. Albo my z ojcem wpadniemy któregoś dnia do stolicy. Bardzo chciałabym go poznać. Ty pojechałaś w tym samym celu do Holandii. Santander jest bliżej. - zauważyła z lekkim wyrzutem w głosie.
- Porozmawiam z nim. - obiecałam.
Z uśmiechem przyglądałam się jak mama zdmuchuje świeczki z urodzinowego tortu, a następnie przyjmuje życzenia od rodziny i swoich przyjaciół. Uwielbiałam moje życie w Madrycie, jednak brakowało mi na co dzień tych wszystkich ludzi. Wśród nich czułam się bezpieczna i nie obawiałam się być sobą.
Dzisiejszego wieczoru Real Madryt rozgrywał rewanżowy mecz w Lidze Mistrzów. Tym razem to Ajax Amsterdam był gościem, a drużyna z Madrytu gospodarzem. Mary wraz z przyjaciółmi i ojcem Marco udała się na Santiago Bernabeu, aby wspierać drużynę Królewskich. Ja również miałam się tam znaleźć, ale z przerażeniem zorientowałam się, że to wydarzenie koliguje z przyjęciem urodzinowym mojej mamy, który sama starannie zaplanowałam. Marco, na samo wspomnienie o tym, natychmiastowo kazał mi pojechać do Santander.
- Czyli załączamy meczyk w sąsiednim pokoju. - mój kuzyn Ignacio, zapalony kibic piłki nożnej oraz Realu Madryt, zatarł z uciechy swoje dłonie. Wywróciłam zażenowana oczami. Chciałam skomentować jego zachowanie, jednak Ignacio był już był w drodze do telewizora. No dobra, sama byłam ciekawa jak drużynie Marco pójdzie ten mecz. Czułam lekkie poddenerwowanie na samą myśl.
- Maria? Możemy porozmawiać? - zaskoczona spojrzałam na ojca, który wydawał się być dziwnie poważny i stanowczy. Skinęłam w odpowiedzi głową i ruszyłam za nim w stronę tarasu. Po drodze chwyciłam ciepły sweter, którym się owinęłam.
- Coś się stało? - ostrożnie przymknęłam za nami drzwi. Ojciec wyciągnął z kieszeni paczkę papierosów oraz zapalniczkę. - Tato, przecież rzuciłeś! - jęknęłam zrezygnowana, widząc jak odpala jednego. - Nie myśl, że będę Cię kryć przed mamą!
- Ja Cię kryję od jakiego czasu.
- Słucham? - wydukałam.
- Chcę wiedzieć jedno. Zapłacili Ci za to? - spojrzał na mnie pełnym rozczarowania wzrokiem. Przełknęłam ciężko ślinę rozumiejąc wszystko w mig. Dowiedział się. Nie wiedziałam w jaki sposób, ale jednak stało się to, czego obawiałam się najbardziej. - Odpowiedz!
- Nie.
- Więc dlaczego?
- Tato, to nie tak ...
- Więc jak?! - prychnął. - Dajesz się całować i obmacywać obcemu chłopakowi na oczach całej Hiszpanii! Wiesz jak to wygląda?! Wiesz jak to się nazywa?! - przymknęłam powieki, czując jak do moich oczu napływają łzy. - Niczego Ci nie brakuje! Zdobyłaś to wszystko w uczciwy sposób! Pieniądze, popularność ... jesteśmy z mamą pewni, że w końcu osiągniesz swój prawdziwy cel. Byłem z Ciebie taki dumny! A Ty zaczęłaś się bawić w damę do towarzystwa!
- To nie jest tak!
- Dlaczego się na to zgodziłaś? Podaj mi choć jeden sensowny argument! - zarządził. W mojej głowie pojawiły się setki odpowiedzi, ale każda z nich wydawała mi się być żenująca. Doskonale wiedziałam, że tata tego nie zrozumie. Ba! Ja sama nie wiedziałam co tak na prawdę pchnęło mnie w ten układ. - Tylko mi nie mów, że ma to coś wspólnego z Moratą. Chcesz żeby był zazdrosny?
- Może ... nie wiem. - jęknęłam. - Tato, ja się w tym wszystkim pogubiłam. Chyba chciałam, aby choć przez chwilę poczuł się tak, jak ja się czułam. Ale nie dało mi to zamierzonej satysfakcji. Zrzucił na mnie całą winę, chciałam się odegrać ...
- Twoją najlepszą zemstą było całkowite zignorowanie go. Życie własnym życiem. Zdobywanie zamierzonych celów. Udawało Ci się to przez ostatnie lata, więc co się nagle zmieniło? - wyrzucił peta do kosza. Nie odpowiedziałam. Nie potrafiłam. - Powiedzieć Ci do czego ta cała sytuacja doprowadzi? Jak będą Cię postrzegać ludzie? W końcu zakończycie ten układ, a Morata dalej będzie z tamtą dziewczyną. Asensio znajdzie sobie nową, a Ty? Zostaniesz z łatką tej, która spotyka się od czasu do czasu z piłkarzami. Będą się zastanawiać, który będzie następny. - pociągnęłam nosem, czując jak łzy spływają po moich policzkach. - Dziecko, przestaną Cię traktować poważnie. Przerwij to natychmiast i postaw jeden warunek.
- Słucham?
- Dla Asensio to i tak bez znaczenia, więc to niech on będzie wszystkiemu winny. Wystarczy, że pokaże się w towarzystwie jakiejś dziewczyny i ...
- Nie ma mowy! - oburzyłam się. - Marco to nie Alvaro!
- Chcesz żeby wina znów spadła na Ciebie?
- To moja sprawa jak to zakończę! - zdenerwowałam się. - Ale na pewno nie zrobię z Marco tego złego! Jesteśmy w tym razem i razem doprowadzimy to do końca!
- Popełniasz błąd za błędem!
- Może! Ale to są moje błędy!
- Dziecko, chcę dla Ciebie jak najlepiej!
- Więc mi zaufaj!
- Jak?! Gdybym nie podsłuchał rozmowy Twoich sióstr to nie miałbym o niczym pojęcia! Planowałem przeprowadzić z nim poważną rozmowę, chcąc się upewnić, czy to aby nie kolejny Morata, który złamie Ci serce!
- Nie uchronisz przed tym żadnej z nas. Nie uchroniłeś mnie wtedy, nie uchronisz i teraz. Nie chciałam, abyś się dowiedział. Wiedziałam, że tego nie zrozumiesz i nie mam Ci tego za złe. Boli mnie to, że się na mnie zawiodłeś, ale stało się i muszę to doprowadzić do końca.
- Czujesz coś do tego chłopaka?
- Czystą sympatię. Moglibyśmy być dobrymi przyjaciółmi. - uśmiechnęłam się smutno. - Ale los zdecydował za nas i po tym układzie nasze drogi się rozejdą. Marco jest w porządku, na pewno być go polubił.
- Nie chcę go widzieć na oczy.
- Rozumiem. Ale mama ...
- Jej również w to nie wciągniesz. - zastrzegł stanowczo. - Jak mogło Ci w ogóle przejść przez głowę oszukanie jej! Wiesz jak się ucieszyła na wiadomość, że jesteś zakochana i szczęśliwa? Jak przeżywała Twoje złamane serce? Pamiętasz co mi obiecywałaś przed zamieszkaniem w stolicy? Że zawsze pozostaniesz sobą. Zobacz co wielkie miasto z Tobą zrobiło!
- Przepraszam. - szepnęłam.
- Po prostu to zakończ, a potem wyznaj matce całą prawdę. Dopiero wtedy będę chciał Tobą rozmawiać. - opuścił taras, zostawiając mnie zalaną łzami. Zdawałam sobie sprawę z tego, że miał rację. Rozczarowałam go, a teraz nie chciał mnie nawet znać.
Zgadzają się na ten układ straciłam całkowitą kontrolę nad własnym życiem. Perfidnie oszukiwałam najbliższych, którzy cieszyli się moim wyimaginowanym szczęściem. Jak miałam spojrzeć mamie prosto w oczy i wyznać, że wcale nie kocham Marco? Że to wszystko było jedną wielką mistyfikacją? Z powodu głupiej satysfakcji mogłam stracić całkowicie jej zaufanie. A rodzina Marco? Babcia? Staruszka polubiła mnie od pierwszego wejrzenia i to z wzajemnością. Jak ona przyjmie tą wiadomość?
Pociągnęłam nosem wyciągając z kieszeni telefon. Musiałam natychmiast zadzwonić do Florentino Pereza i oznajmić mu, że kończę ten układ. Prawdopodobnie siedział w tym momencie w swojej loży na stadionie, ale co z tego? Moja rodzina była najważniejsza! Marco na pewno zrozumie moją decyzję.
- Ciociu, nie płacz. - poczułam drobną rączkę na swoim policzku. Odłożyłam telefon i posłałam uśmiech małej Carlocie. - Temu wujkowi będzie jeszcze bardziej przykro gdy zobaczy Twoje łzy.
- O czym Ty mówisz? - zmarszczyłam czoło.
- Wujek Ignacio powiedział, że jego gol nie wystarczył, bo tamci strzelili cztery. - wzruszyła ramionami. Przez chwile analizowałam słowa czterolatki, nie bardzo orientując się w tym co mówi. - I ten wujek Marco był bardzo smutny.
- Słucham? - wydukałam. Szybko sprawdziłam wynik meczu czując jak ogarnia mnie przerażające zimno. Ajax strzelił drużynie Marco cztery gole. Jeden jedyny dla drużyny Królewskich należał właśnie do Asensio, ale tak jak wspominała Carlota, nie wystarczyło to do awansu. Real Madryt odpadł z Ligi Mistrzów. Ostatnia nadzieja na ten sezon pękła niczym bańka mydlana. Bez zastanawiania wybrałam numer Mary.
- Tak?
- Jak Marco?
- Nie chce z nikim rozmawiać. Ani z tatą, ani z Igorem, ani z Angelem ... po prostu wziął klucze od samochodu i pojechał do domu. Powiedział, że chce zostać sam.
- Brzmi bardzo znajomo. - westchnęłam przeczesując nerwowo swoje włosy. Identycznie reagował Morata na wszelkie porażki i niepowodzenia. Sam chciał mierzyć się ze swoimi problemami. Zamykał się w domu, nie dopuszczając nikogo do siebie.
- Może Ty do niego zadzwoń?
- Jestem ostatnią osobą, która może mu pomóc. Przepraszam Cię Mary, ale muszę kończyć. - dodałam szybko, po czym się rozłączyłam. Na taras weszła mama z kocem w rękach, mierząc mnie zatroskanym spojrzeniem.
- Siedzisz tu od dwóch godzin. - okryła mnie ciepłym pledem. - Ignacio powiedział co się stało. Tak mi przykro. Marco na pewno jest załamany. - potarła moje zmarznięte dłonie. Przytaknęłam niepewnie, zdając sobie sprawę, że to najodpowiedniejszy moment, aby wyznać jej prawdę.
- Mamo, muszę Ci coś powiedzieć.
- Musisz wracać do Madrytu. Rozumiem
- Nie, to nie to. Marco i tak nie chce nikogo widzieć.
- I Ty na prawdę w to wierzysz? - uniosła brew ku górze. - Kochanie, to zrozumiałe że Marco nie chce od nikogo litości. Ale jak każdy potrzebuje wsparcia najbliższej osoby. Mężczyźni wcale nie są tacy silni emocjonalnie, jak próbują nam to wmówić. Po za tym nauka na błędach jest najbardziej przydatną nauką.
- Nie rozumiem.
- Podświadomie wiesz o czym mówię. - poprawiła moje włosy. - Nie lubię gdy prowadzisz samochód w nocy, ale im szybciej wyjedziesz, tym szybciej dojedziesz. Nie zwlekaj, bo doskonale wiem że i tak nie zaśniesz. Wolałabym, abyś nie wsiadała za kierownicę nad ranem.
- Nie wiem czy to dobry pomysł.
- Chcesz znów płakać w poduszkę, bo nie byłaś zbyt stanowcza? - uchyliłam usta, jednak nie wydobył się z nich żaden dźwięk. - To taka sama sytuacja, Maria. Napraw swoje błędy z przeszłości. - ucałowała moją skroń, po czym zniknęła za szklanymi drzwiami.
- Rozumiem. Ale mama ...
- Jej również w to nie wciągniesz. - zastrzegł stanowczo. - Jak mogło Ci w ogóle przejść przez głowę oszukanie jej! Wiesz jak się ucieszyła na wiadomość, że jesteś zakochana i szczęśliwa? Jak przeżywała Twoje złamane serce? Pamiętasz co mi obiecywałaś przed zamieszkaniem w stolicy? Że zawsze pozostaniesz sobą. Zobacz co wielkie miasto z Tobą zrobiło!
- Przepraszam. - szepnęłam.
- Po prostu to zakończ, a potem wyznaj matce całą prawdę. Dopiero wtedy będę chciał Tobą rozmawiać. - opuścił taras, zostawiając mnie zalaną łzami. Zdawałam sobie sprawę z tego, że miał rację. Rozczarowałam go, a teraz nie chciał mnie nawet znać.
Zgadzają się na ten układ straciłam całkowitą kontrolę nad własnym życiem. Perfidnie oszukiwałam najbliższych, którzy cieszyli się moim wyimaginowanym szczęściem. Jak miałam spojrzeć mamie prosto w oczy i wyznać, że wcale nie kocham Marco? Że to wszystko było jedną wielką mistyfikacją? Z powodu głupiej satysfakcji mogłam stracić całkowicie jej zaufanie. A rodzina Marco? Babcia? Staruszka polubiła mnie od pierwszego wejrzenia i to z wzajemnością. Jak ona przyjmie tą wiadomość?
Pociągnęłam nosem wyciągając z kieszeni telefon. Musiałam natychmiast zadzwonić do Florentino Pereza i oznajmić mu, że kończę ten układ. Prawdopodobnie siedział w tym momencie w swojej loży na stadionie, ale co z tego? Moja rodzina była najważniejsza! Marco na pewno zrozumie moją decyzję.
- Ciociu, nie płacz. - poczułam drobną rączkę na swoim policzku. Odłożyłam telefon i posłałam uśmiech małej Carlocie. - Temu wujkowi będzie jeszcze bardziej przykro gdy zobaczy Twoje łzy.
- O czym Ty mówisz? - zmarszczyłam czoło.
- Wujek Ignacio powiedział, że jego gol nie wystarczył, bo tamci strzelili cztery. - wzruszyła ramionami. Przez chwile analizowałam słowa czterolatki, nie bardzo orientując się w tym co mówi. - I ten wujek Marco był bardzo smutny.
- Słucham? - wydukałam. Szybko sprawdziłam wynik meczu czując jak ogarnia mnie przerażające zimno. Ajax strzelił drużynie Marco cztery gole. Jeden jedyny dla drużyny Królewskich należał właśnie do Asensio, ale tak jak wspominała Carlota, nie wystarczyło to do awansu. Real Madryt odpadł z Ligi Mistrzów. Ostatnia nadzieja na ten sezon pękła niczym bańka mydlana. Bez zastanawiania wybrałam numer Mary.
- Tak?
- Jak Marco?
- Nie chce z nikim rozmawiać. Ani z tatą, ani z Igorem, ani z Angelem ... po prostu wziął klucze od samochodu i pojechał do domu. Powiedział, że chce zostać sam.
- Brzmi bardzo znajomo. - westchnęłam przeczesując nerwowo swoje włosy. Identycznie reagował Morata na wszelkie porażki i niepowodzenia. Sam chciał mierzyć się ze swoimi problemami. Zamykał się w domu, nie dopuszczając nikogo do siebie.
- Może Ty do niego zadzwoń?
- Jestem ostatnią osobą, która może mu pomóc. Przepraszam Cię Mary, ale muszę kończyć. - dodałam szybko, po czym się rozłączyłam. Na taras weszła mama z kocem w rękach, mierząc mnie zatroskanym spojrzeniem.
- Siedzisz tu od dwóch godzin. - okryła mnie ciepłym pledem. - Ignacio powiedział co się stało. Tak mi przykro. Marco na pewno jest załamany. - potarła moje zmarznięte dłonie. Przytaknęłam niepewnie, zdając sobie sprawę, że to najodpowiedniejszy moment, aby wyznać jej prawdę.
- Mamo, muszę Ci coś powiedzieć.
- Musisz wracać do Madrytu. Rozumiem
- Nie, to nie to. Marco i tak nie chce nikogo widzieć.
- I Ty na prawdę w to wierzysz? - uniosła brew ku górze. - Kochanie, to zrozumiałe że Marco nie chce od nikogo litości. Ale jak każdy potrzebuje wsparcia najbliższej osoby. Mężczyźni wcale nie są tacy silni emocjonalnie, jak próbują nam to wmówić. Po za tym nauka na błędach jest najbardziej przydatną nauką.
- Nie rozumiem.
- Podświadomie wiesz o czym mówię. - poprawiła moje włosy. - Nie lubię gdy prowadzisz samochód w nocy, ale im szybciej wyjedziesz, tym szybciej dojedziesz. Nie zwlekaj, bo doskonale wiem że i tak nie zaśniesz. Wolałabym, abyś nie wsiadała za kierownicę nad ranem.
- Nie wiem czy to dobry pomysł.
- Chcesz znów płakać w poduszkę, bo nie byłaś zbyt stanowcza? - uchyliłam usta, jednak nie wydobył się z nich żaden dźwięk. - To taka sama sytuacja, Maria. Napraw swoje błędy z przeszłości. - ucałowała moją skroń, po czym zniknęła za szklanymi drzwiami.
- Przecież dyskutowaliśmy o tym zanim podpisałeś kontrakt. Wiedzieliśmy, że będzie ciężko. Ja również Cię potrzebuje, ale wiem że nie mogę Cię mieć na kiwnięcie palcem.
- Kiwnięcie palcem?! Jestem tutaj sam!
- Przyjeżdżam tak często jak tylko mogę! Podpisałam kilka kontraktów i muszę je wypełnić. Nie mogę ich zerwać, nie stać mnie na pokrycie kosztów.
- Więc ja je pokryję.
- Alvaro ...
- Koszta są tylko Twoją wymówką. Doskonale zdaje sobie sprawę, że skupiasz się wyłącznie na swojej karierze. Nie dostrzegasz tego, że Cię potrzebuję!
- Odpychasz mnie za każdym razem! Nie odbierasz moich telefonów! Zamykasz się w domu i nikogo do siebie nie dopuszczasz! Zawsze tak robisz, a potem masz pretensje, że byłeś sam w ciężkiej chwili!
- Bo nie potrzebuje litości!
- Więc zastanów się czego tak właściwie chcesz!
Czując niemiłosierny ból w karku mijałam tabliczkę z napisem "Madryt". Dwugodzinna droga z Santander dała mi mocno w kość, a do tego sprzeczne emocje nie dawały ani chwili wytchnienia. Nigdy nie uważałam, że jestem bez winy jeśli chodzi o rozstanie z Alvaro. W jednym miał rację, nie wsparłam go wystarczająco w trudnych momentach. Odległość mi to wszystko utrudniała, a do tego dochodziły zobowiązania zawodowe. Zbyt dużo wzięłam sobie na głowę.
Starałam się jak tylko mogłam. Każdą wolną chwilę wykorzystywałam po to, aby lecieć do Turynu. Dzwoniłam. Pisałam. A jednak co jakiś czas odpychał mnie i moje próby wsparcia. Marco miał rację. Morata mógł ze mną zerwać skoro nie byłam dla niego wystarczająca. Jego decyzja na pewno złamałaby mi serce, jednak zdrada i zrzucenie całej winy na moje barki było o wiele boleśniejsze.
Dlaczego jednak mnie odpychał? Dlaczego Marco odpycha swoich najbliższych? Przecież to nie litość, a chęć wsparcia i bycia przy danej osobie w trudnym momencie. Podobno to my kobiety jesteśmy niezdecydowane i gdy mówimy Nie, oznacza to Tak. Okazuje się, że mężczyźni byli tacy sami, a nawet gorsi. Wyrośnięci gówniarze!
Zaparkowałam przed domem Marco o drugiej nad ranem. Sama nie wiedziałam, co tutaj robię. Ostatnio moje czyny i rozum to były dwie różne rzeczy. Zapukałam donośnie w drzwi. Wątpiłam w jego spokojny sen. Na pewno wierci się jak nienormalny na łóżku, analizując każdą minutę przegranego meczu.
- Czego w zdaniu "chcę zostać sam" nie zrozumieliście?! - w progu pojawił się Marco Asensio we własnej osobie. Ubrany jedynie w szare spodnie od dresu, świecący swoim nagim i umięśnionym torsem. - Maria? - wydukał zaskoczony. - Miałaś być w Santander.
- Jesteś skończonym egoistą Asensio jeśli sądzisz, że będziesz dołować się w samotności. Ojciec nazwał mnie damą do towarzystwa i nie chce widzieć na oczy! Kto według Ciebie ma gorzej? - pociągnęłam niespodziewanie nosem.
- Twój ojciec po prostu się martwi i prędzej czy później mu przejdzie. - westchnął ciężko, po czym wpuścił mnie do środka.
- Łatwo Ci mówić. Twój tata też się o Ciebie martwi, a Ty co wyprawiasz? - założyłam ręce na piersi. - Samotność wcale nie jest odpowiednim wyjściem. Rozumiem, że masz doła, ale obecność najbliższych jedynie by Ci pomogła.
- Nie chcę litości.
- To nie jest żadna litość!
- Zawaliłem, rozumiesz? Zawaliłem cały sezon i moja przyszłość w tym klubie wisi na włosku! Nie chcę słuchać, że wszystko będzie dobrze! - wrzasnął. - Przegraliśmy wszystkie tytuły w jeden pieprzony tydzień!
- Cała drużyna zawaliła, nie tylko Ty.
- Ale mogłem zrobić więcej!
- Niby co? - prychnęłam. - Rozdwoić się?
- Stać mnie na więcej!
- Więc weź się w garść i udowodnij wszystkim, że jest to prawdą! Wyciągnij wnioski z popełnionych błędów. To nie jest koniec świata, wprost przeciwnie. Może Ci to wyjść jedynie na dobre. - podeszłam do komody na której stały miniaturki pucharów. - Zdobyliście trzy Ligi Mistrzów pod rząd! Nie sądzę, aby to było takie łatwe. - strzeliłam palcami. - Jesteście ambitni i to naturalne, że chcecie więcej i więcej. Ale czasami zaciągnięcie hamulca ręcznego jest potrzebne, aby docenić to, co zdobyliście do tej pory.
- Mówiłaś mu to samo? - prychnął.
- Pieprzyć Moratę! - odwróciłam się gwałtownie od komody. - Tu chodzi o Ciebie! Ty się nie poddajesz! Nie gwiazdorzysz! Winy szukasz najpierw w sobie. Chcesz wziąć tą przegraną na swoje barki. Cholera, rozumiem Florentino i jego słowa o Tobie. - zaśmiałam się nerwowo. - Jeśli sądzisz, że pozwoli Ci odejść to jesteś w wielkim błędzie! Nie zawiedziesz go, jestem pewna. - dodałam. Marco wpatrywał się we mnie nieodgadnionym wzrokiem od którego poczułam gorąc na ciele. Kilka sekund później pokonał dzielącą nas odległość i pewnym ruchem posadził mnie na komodzie. Jęknęłam gdy złączył nasze usta w pełnym pasji pocałunku. Z pełnym zaangażowaniem oddałam ten gest, czując że to coś, czego w tej chwili potrzebuję. Niczym tonący powietrza. - Całujesz też zdecydowanie lepiej. - wyszeptałam.
- Odepchnij mnie. Nawet nie mam ...
- Mówiłeś, że wolisz bez. - kąciki moich ust lekko się uniosły. Jego ciemne od pożądania oczy wywiercały mi dziurę w twarzy. Na ten widok straciłam resztki samokontroli. - To nic nie znaczy. Jutro wracamy do starego układu, jasne?
- Tylko seks? - upewnił się, na co kiwnęłam głową. Jego dłonie wślizgnęły się pod moją sukienkę. Wstrzymałam oddech gdy dotknął mojej bielizny. - Nie będziesz żałować?
- Jestem dorosła, wiem co robię. - wydukałam czując jak zsuwa ze mnie zbędną koronkę. Przez przypadek strąciłam jeden z pucharów, jednak Marco nic sobie z tego nie zrobił, a jedynie zrzucił resztę. Niecierpliwie pomogłam zsunąć mu dresy, po czym objęłam nogami jego biodra. Czując go w sobie miałam wrażenie, że rozpadam się na małe kawałeczki. Żadne z nas nie miało ochoty na czułości. Obydwoje chcieliśmy zaznać ogromnej przyjemności, którą zapewnić mogły nam nasze złączone ciała. Komoda trzęsła się przy każdym jego pchnięciu, potęgując to niesamowite doznanie. Nie kontrolowaliśmy naszych westchnień rozkoszy, marząc jedynie o kulminacyjnym momencie, który zbliżał się z każdą sekundą. Zamarłam wykrzykując jego imię. Przyjemne ciepło rozlało się w moim podbrzuszu. Opadłam na ramię Marco próbując uspokoić przyspieszony do granic możliwości oddech. - Zdecydowanie nie będę żałować. - wydyszałam.
- A ja zdecydowanie nie zamierzam dzisiaj spać. - wymruczał w moje ucho, które lekko nadgryzł. Po chwili chwycił mnie na swoje ręce i skierował kroki w stronę sypialni. - Dobrze pamiętam, że ubóstwiasz moją pościel?
- Kiwnięcie palcem?! Jestem tutaj sam!
- Przyjeżdżam tak często jak tylko mogę! Podpisałam kilka kontraktów i muszę je wypełnić. Nie mogę ich zerwać, nie stać mnie na pokrycie kosztów.
- Więc ja je pokryję.
- Alvaro ...
- Koszta są tylko Twoją wymówką. Doskonale zdaje sobie sprawę, że skupiasz się wyłącznie na swojej karierze. Nie dostrzegasz tego, że Cię potrzebuję!
- Odpychasz mnie za każdym razem! Nie odbierasz moich telefonów! Zamykasz się w domu i nikogo do siebie nie dopuszczasz! Zawsze tak robisz, a potem masz pretensje, że byłeś sam w ciężkiej chwili!
- Bo nie potrzebuje litości!
- Więc zastanów się czego tak właściwie chcesz!
Czując niemiłosierny ból w karku mijałam tabliczkę z napisem "Madryt". Dwugodzinna droga z Santander dała mi mocno w kość, a do tego sprzeczne emocje nie dawały ani chwili wytchnienia. Nigdy nie uważałam, że jestem bez winy jeśli chodzi o rozstanie z Alvaro. W jednym miał rację, nie wsparłam go wystarczająco w trudnych momentach. Odległość mi to wszystko utrudniała, a do tego dochodziły zobowiązania zawodowe. Zbyt dużo wzięłam sobie na głowę.
Starałam się jak tylko mogłam. Każdą wolną chwilę wykorzystywałam po to, aby lecieć do Turynu. Dzwoniłam. Pisałam. A jednak co jakiś czas odpychał mnie i moje próby wsparcia. Marco miał rację. Morata mógł ze mną zerwać skoro nie byłam dla niego wystarczająca. Jego decyzja na pewno złamałaby mi serce, jednak zdrada i zrzucenie całej winy na moje barki było o wiele boleśniejsze.
Dlaczego jednak mnie odpychał? Dlaczego Marco odpycha swoich najbliższych? Przecież to nie litość, a chęć wsparcia i bycia przy danej osobie w trudnym momencie. Podobno to my kobiety jesteśmy niezdecydowane i gdy mówimy Nie, oznacza to Tak. Okazuje się, że mężczyźni byli tacy sami, a nawet gorsi. Wyrośnięci gówniarze!
Zaparkowałam przed domem Marco o drugiej nad ranem. Sama nie wiedziałam, co tutaj robię. Ostatnio moje czyny i rozum to były dwie różne rzeczy. Zapukałam donośnie w drzwi. Wątpiłam w jego spokojny sen. Na pewno wierci się jak nienormalny na łóżku, analizując każdą minutę przegranego meczu.
- Czego w zdaniu "chcę zostać sam" nie zrozumieliście?! - w progu pojawił się Marco Asensio we własnej osobie. Ubrany jedynie w szare spodnie od dresu, świecący swoim nagim i umięśnionym torsem. - Maria? - wydukał zaskoczony. - Miałaś być w Santander.
- Jesteś skończonym egoistą Asensio jeśli sądzisz, że będziesz dołować się w samotności. Ojciec nazwał mnie damą do towarzystwa i nie chce widzieć na oczy! Kto według Ciebie ma gorzej? - pociągnęłam niespodziewanie nosem.
- Twój ojciec po prostu się martwi i prędzej czy później mu przejdzie. - westchnął ciężko, po czym wpuścił mnie do środka.
- Łatwo Ci mówić. Twój tata też się o Ciebie martwi, a Ty co wyprawiasz? - założyłam ręce na piersi. - Samotność wcale nie jest odpowiednim wyjściem. Rozumiem, że masz doła, ale obecność najbliższych jedynie by Ci pomogła.
- Nie chcę litości.
- To nie jest żadna litość!
- Zawaliłem, rozumiesz? Zawaliłem cały sezon i moja przyszłość w tym klubie wisi na włosku! Nie chcę słuchać, że wszystko będzie dobrze! - wrzasnął. - Przegraliśmy wszystkie tytuły w jeden pieprzony tydzień!
- Cała drużyna zawaliła, nie tylko Ty.
- Ale mogłem zrobić więcej!
- Niby co? - prychnęłam. - Rozdwoić się?
- Stać mnie na więcej!
- Więc weź się w garść i udowodnij wszystkim, że jest to prawdą! Wyciągnij wnioski z popełnionych błędów. To nie jest koniec świata, wprost przeciwnie. Może Ci to wyjść jedynie na dobre. - podeszłam do komody na której stały miniaturki pucharów. - Zdobyliście trzy Ligi Mistrzów pod rząd! Nie sądzę, aby to było takie łatwe. - strzeliłam palcami. - Jesteście ambitni i to naturalne, że chcecie więcej i więcej. Ale czasami zaciągnięcie hamulca ręcznego jest potrzebne, aby docenić to, co zdobyliście do tej pory.
- Mówiłaś mu to samo? - prychnął.
- Pieprzyć Moratę! - odwróciłam się gwałtownie od komody. - Tu chodzi o Ciebie! Ty się nie poddajesz! Nie gwiazdorzysz! Winy szukasz najpierw w sobie. Chcesz wziąć tą przegraną na swoje barki. Cholera, rozumiem Florentino i jego słowa o Tobie. - zaśmiałam się nerwowo. - Jeśli sądzisz, że pozwoli Ci odejść to jesteś w wielkim błędzie! Nie zawiedziesz go, jestem pewna. - dodałam. Marco wpatrywał się we mnie nieodgadnionym wzrokiem od którego poczułam gorąc na ciele. Kilka sekund później pokonał dzielącą nas odległość i pewnym ruchem posadził mnie na komodzie. Jęknęłam gdy złączył nasze usta w pełnym pasji pocałunku. Z pełnym zaangażowaniem oddałam ten gest, czując że to coś, czego w tej chwili potrzebuję. Niczym tonący powietrza. - Całujesz też zdecydowanie lepiej. - wyszeptałam.
- Odepchnij mnie. Nawet nie mam ...
- Mówiłeś, że wolisz bez. - kąciki moich ust lekko się uniosły. Jego ciemne od pożądania oczy wywiercały mi dziurę w twarzy. Na ten widok straciłam resztki samokontroli. - To nic nie znaczy. Jutro wracamy do starego układu, jasne?
- Tylko seks? - upewnił się, na co kiwnęłam głową. Jego dłonie wślizgnęły się pod moją sukienkę. Wstrzymałam oddech gdy dotknął mojej bielizny. - Nie będziesz żałować?
- Jestem dorosła, wiem co robię. - wydukałam czując jak zsuwa ze mnie zbędną koronkę. Przez przypadek strąciłam jeden z pucharów, jednak Marco nic sobie z tego nie zrobił, a jedynie zrzucił resztę. Niecierpliwie pomogłam zsunąć mu dresy, po czym objęłam nogami jego biodra. Czując go w sobie miałam wrażenie, że rozpadam się na małe kawałeczki. Żadne z nas nie miało ochoty na czułości. Obydwoje chcieliśmy zaznać ogromnej przyjemności, którą zapewnić mogły nam nasze złączone ciała. Komoda trzęsła się przy każdym jego pchnięciu, potęgując to niesamowite doznanie. Nie kontrolowaliśmy naszych westchnień rozkoszy, marząc jedynie o kulminacyjnym momencie, który zbliżał się z każdą sekundą. Zamarłam wykrzykując jego imię. Przyjemne ciepło rozlało się w moim podbrzuszu. Opadłam na ramię Marco próbując uspokoić przyspieszony do granic możliwości oddech. - Zdecydowanie nie będę żałować. - wydyszałam.
- A ja zdecydowanie nie zamierzam dzisiaj spać. - wymruczał w moje ucho, które lekko nadgryzł. Po chwili chwycił mnie na swoje ręce i skierował kroki w stronę sypialni. - Dobrze pamiętam, że ubóstwiasz moją pościel?
O mamuniu! Ależ namieszałaś, moja droga! :D
OdpowiedzUsuńJestem ciekawa, jak to będzie teraz wyglądać. Jakoś nie wydaje mi się, żeby oboje potrafiło przejść nad tym, co się wydarzyło do porządku dziennego.
No nic. Pożyjemy, zobaczymy. Czekam na kolejny!
Buziaki!
zacznę od tego... OSTRZEGAJ! ja tu sobie siedzę przy rodzinnym stole i czytam... a tu takie sceny! i jak ja mam zachować kamienną twarz kiedy tu takie akcje?!
OdpowiedzUsuńnajpierw - to miłe ze strony chłopaka, że kazał jej jechać i spędzić ten czas z rodziną, widać, że to dla niego ważne... ale rozmowa Marii z ojcem - łał... z jednej strony go rozumiem, martwi się o swoją córkę i nie dziwne, że tak skomentował całą tą sytuacje, choć z drugiej strony, nie może wywierać na dziewczynie aż takiej presji, i jeszcze mówić, że z nią porozmawia dopiero wtedy kiedy ona wszystko załatwi raz a porządnie. Nie było to miłe, choć mamusia i tak najlepsza. Kazała jej jechać do chłopaka, choć zapewne nie w takim celu. Mam nadzieję, zresztą, że tu dzidzi nie będzie po tym szybkim numerku... chyba, że z dalszej akcji w sypialni. Wracając jednak do tego co było przed... Maria dobrze mu powiedziała, nie powinien się chować przed bliskimi, którzy chcą mu pomóc a nie dopiec. Powinien przyjąć ich pomoc w poprawieniu humoru, choć jemu zdecydowanie wersja Marii bardziej pasuje i to nie będzie tylko zwykły numerek - ot co... tu ewidentnie rodzi się coś innego, ale oboje są ślepi - ale wiadomo starość, to już okularki trzeba nosić. Czekam zdecydowanie na więcej... zwłaszcza na pościelowy rozdział :D
Dosłownie zamurowało mnie po przeczytaniu tego rozdziału. 😃
OdpowiedzUsuńTakiego obrotu sprawy w życiu bym się nie spodziewała. Zarówno jeśli chodzi o wizytę w rodzinnym domu Marii, jak i o finał jej wizyty u Marco... Nasza para tym razem porządnie zaszalała. 🙈
Urodziny mamy Marii były doskonałą okazją, aby dziewczyna mogła spędzić trochę czasu z najbliższymi, którzy są dla niej niezwykle ważni. O czym świadczy, choćby jej zaangażowanie w przygotowanie tego przyjęcia i sprawienie tym samym radości jej rodzicielce. Mimo osiągnięcia przez Marię sukcesu, ani na chwilę nie zapomniała ona o rodzinie i tym co naprawdę jest w życiu ważne. Zresztą tak samo oni chcą dla niej jak najlepiej.
Mama Marii wprost nie może się doczekać poznania Marco. Tylko czy będzie miała na to okazję? Na razie się na to niestety nie zanosi...
Wszystko doskonale się układało do momentu rozmowy Marii z ojcem, który na nieszczęście przez przypadek poznał prawdę o jej układzie z Marco, co wyjątkowo mocno go rozczarowało.
W dużym stopniu go rozumiem. W końcu nie chce, aby ludzie zaczęli niesprawiedliwie oceniać Marię i uważać za osobę jaką nigdy nie była, co może się wydarzyć po rzekomym rozstaniu z Marco. Z drugiej jednak strony uważam, że potraktował córkę zbyt ostro. Nie próbował nawet jej zrozumieć i wysłuchać argumentów, które mu przedstawiła. Z góry zakładając, że wszystko wie najlepiej.
W dodatku te słowa, że dopóki Maria nie zakończy tego wszystkiego, to ma się do niego nie odzywać. To na pewno bardzo ją zabolało. Nic więc dziwnego, że naprawdę chciała się wycofać z obietnicy złożonej prezesowi Realu. Przeszkodziła jej jednak przykra wiadomość o odpadnięciu drużyny z Ligi Mistrzów i fatalne samopoczucie Marco. Dobrze, że Maria postanowiła posłuchać mamy i złożyła wizytę piłkarzowi. Bardzo szybko przemawiając mu do rozsądku. Marco nie powinien odsuwać się od bliskich po każdej porażce i radzić sobie z nią w samotności. To do niczego dobrego go nie doprowadzi. Mam nadzieję, że słowa Marii do niego dotarły i zmieni on swoje nastawienie.
Obydwoje mieli za sobą trudny wieczór z masą negatywnych emocji. Nic dziwnego, że chcieli to wszystko odreagować i stało się! Postanowili spędzić ze sobą tę noc. Oczywiście zarzekając się, że to nic między nimi nie zmieni, w co absolutnie nie wierzę. Oni zaczynają zbyt dużo dla siebie znaczyć, aby o tym zapomnieć.
Czekam z niecierpliwością na kolejny rozdział. 😊
Dobra, zacznijmy od tego, że jestem zła. Napisałam prawie cały komentarz po czym przez przypadek wcisnęłam cofnij. I cały komentarz straciłam. Więc teraz piszę go po raz drugi. Ale pewnie będzie krótszy niż pierwszy.
OdpowiedzUsuńPrzyznam, że nie spodziewałam się, że tak się wszystko potoczy. Gdy zaczynałam czytać ten rozdział raczej szykowałam się na ochy i achy, jak wspaniale rozwija się relacja między Marią i Marco. A tu takie zaskoczenie. No cóż, musze sobie z tym poradzić.
Początek był przyjemny i tak optymistyczny. Mama Marii musiała się naprawdę bardzo ucieszyć, gdy zobaczyła ukochaną córkę na urodzinach. W końcu jednak dawno się nie widziały. Marco zdobył u mnie dużego plusa wysyłając Marię do rodzinnej miejscowości zamiast na mecz. To tylko pokazuje jak bardzo Marco różni się od Alvaro.
Ale niestety szybko skończyła się sielanka. Choć w pewnym stopniu rozumiem ojca Marii, to według mnie zareagował zbyt gwałtownie. Rozumiem, że martwi się o swoją małą córeczkę, o opinie na jej temat, o jej życie. Maria jest jednak dorosła i potrafi decydować sama za siebie. Wie, w co się wpakowała i jeśli ma to zakończyć to na własnych zasadach. Bo Marco to nie Alvaro i zasługuje na choć odrobine przyzwoitość. A sugestia co do panien "lekkich obyczajów", była okropna. Mam nadzieję, że Maria jeszcze przekona ojca co do swoich działań.
Zupełnie za to nie dziwię się Marco, że był załamany po meczu. Kto by nie był? W końcu przegrali 4 do 1 i tak naprawdę stracili szansę na jakiekolwiek większe sukcesy. To może być naprawdę frustrujące. Jednak Marco nie powinien odrzucać bliskich. Oni naprawdę chcą mu pomóc.
Dobrze, że w porę pojawiła się Maria. Ta dziewczyna naprawdę wie, o co chodzi, w końcu trochę piłkarskiego świata liznęła. Dobrze, że przemówiła Marco do rozumu, bo jeszcze kompletnie by się chłopak załamał.
No a końcówka... przyznam, że nie mam pojęcia, co o tym wszystkim myśleć. W życiu bym nie przypuszczała, że nasza parka tak szybko skończy w łóżku. Szczególnie, że raczej żadne z nich nie wydawało mi się wcześniej zainteresowane takimi nocami bez zobowiązań. A tu takie zaskoczenie. Oczywiście teraz wszystko dodatkowo się skomplikuję. Rano naszą parę czeka bardzo poważna rozmowa. Strasznie ciekawi mnie jak to się dalej potoczy i trzymam kciuki za szczęśliwe zakończenie.
Pozdrawiam
Violin
Widać, że dla Marii rodzina jest najważniejsza :) Bardzo sobie ceni chwile, które może spędzić w gronie najbliższych, a urodziny jej mamy były co do tego najlepszą okazją :) Zresztą, przecież nie mogłoby jej zabraknąć na przyjęciu, które sama organizowała! Nie dziwię się jej mamie, że była zaskoczona i wzruszona :) Kobieta też na pewno tęskni za córką, tak jak i Maria. Dobrze, że nadarzyła się okazja, aby pobyć w swoim gronie :) Urodziny mamy Marii zbiegły się z rewanżowym meczem Ligi Mistrzów i Marco spisał się na medal wysyłając dziewczynę do swojego rodzinnego miasta :) Na przyjęciu oczywiście nie mogło zabraknąć tematu meczu, co z kolei doprowadziło do nieprzyjemnej rozmowy z tatą... Z jednej strony rozumiem mężczyznę. Chce dla swoich dzieci jak najlepiej, martwi się o nie i nie pozwoli, aby ktoś je krzywdził swoim zachowaniem bądź przykrymi słowami. Nie potrafi zrozumieć sytuacji, w której znalazła się Maria ani co skłoniło ją do podjęcia takiej, a nie innej decyzji. Maria sama nie potrafi tego racjonalnie wytłumaczyć i jej też się nie dziwię. Tylko... Te słowa o tym, że Maria zachowuje się jak panienka do towarzystwa musiały ją zaboleć. Jej tata chyba się zagalopował z tymi słowami, ale co teraz można poradzić? W dodatku kazał Marii zakończyć ten układ zwalając całą winę na Marco, czego Maria zrobić nie może, bo przecież Marco na to nie zasługuje. Ciężka i skomplikowana sytuacja, ale wierzę, że pewnego dnia jej tata to zrozumie i przeprosi ją za swoje słowa :) W końcu jest jego córką!
OdpowiedzUsuńNo i masz... Marii nie było na meczu to i Real przegrał przy okazji odpadając z LM. Jedynego gola dla Realu strzelił Marco, ale to i tak nie wystarczyło. Chłopak się załamał i unikał kontaktu ze wszystkimi. Mama Marii jest świetną kobietą! ^^ Nie zważając na nic powiedziała córce, aby udała się do Madrytu, bo Marco może jej potrzebować. I tak też było, ale przecież to chłop i się nie przyzna :D I to nie żadna litość kierowała Marią, a troska! Marco to nie Alvaro, w ogóle co to za porównania haha :D
Maria przybyła do Madrytu, wygłosiła jakże trafną przemowę no i masz... Zbieram szczękę z podłogi! (Dobrze, że moje zęby są całe hihi ^^ :D). Czy zaskoczyłaś? Oczywiście! I to jak! :D Cóż, emocje wzięły nad nimi górę, zawładnęło nimi pożądanie i chwile zbliżenia najpierw na komodzie ^^, a później w sypialni gotowe :D Jestem ciekawa, ile wytrwają w tym postanowieniu, że to tylko nic nie znaczące zbliżenie hihi :D Nie ma, co ukrywać, chcieli tego i w pełni świadomie spędzili ze sobą te gorące chwile ^^ I było się tak zamartwiać przegranym meczem haha? :D No dobra, wiem, że było, ale Maria skutecznie odwróciła uwagę Marco ^^
Aż mnie zżera ciekawość, co będzie dalej! :D
<33