piątek, 30 sierpnia 2019

21. Karma.

Dwa tygodnie przed niecierpliwie oczekiwanym ślubem Alvaro Morata i Alice Campello pojawili się na charytatywnej gali ELLE. Szerokie uśmiechy nie schodziły z twarzy szczęśliwych narzeczonych, którzy poświęcili swój cenny czas, aby być tu dzisiaj z nami ...

- Raczej wyczuli okazję do przypomnienia o sobie. - mruknęłam pod nosem wypakowując swoje rzeczy z walizki. Jak na złość zgubiłam pilota w stercie ubrań, co uniemożliwiało mi zmianę kanału na coś bardziej pożyteczniejszego. Jak na ten przykład przyrodniczy dokument o okresie godowym goryli.

"Wszystko mamy zapięte na ostatni guzik, jednak nie ukrywam że z każdym dniem jestem co raz bardziej zdenerwowana. Mam nadzieję, że wszystko pójdzie zgodnie z planem. Jesteśmy bardzo podekscytowani i szczęśliwi!"

- I to byłoby na tyle jeśli chodzi o szczytny cel. - parsknęłam sarkastycznie i wręcz z okrzykiem triumfu rzuciłam się w stronę zagubionego pilota. Oficjalne jestem wybawiona od tego ćwierkotania!

"Moje sukienki są romantyczne! Wybrałam dwie! Nie mogę wam powiedzieć więcej bo to niespodzianka ... "

- Interesujące do bólu. - wyłączyłam telewizor i z ciężkim westchnieniem usiadłam na kanapie. Do rąk wzięłam podkoszulek Marco, który zawieruszył się pośród moich rzeczy. Instynktownie przyłożyłam go do twarzy i przez chwilę wdychałam cudowny zapach męskich perfum. 
Z samego rana wróciłam do Madrytu. Sama, ponieważ Marco dwa dni wcześniej musiał dość niespodziewanie stawić się na zgrupowaniu Reprezentacji Narodowej. Ówczesny trener musiał zrezygnować ze stanowiska z powodów zdrowotnych, dlatego zmiana planów była dość szybka. Powołani piłkarze musieli przejść badania wcześniej.
To był kolejny z powodów, które stanęły nam na drodze do swobodnej rozmowy we dwoje. Najpierw szaleństwo związane z moją siostrą i najważniejszym dniem w jej życiu, a teraz szybki powrót do stolicy. Za parę dni mieliśmy udać się do Sevilli na ślub Sergio Ramosa z Pilar Rubio. Ostateczny dzień naszego rozstania zbliżał się wielkimi krokami, choć mała iskierka nadziei tliła się w moim sercu. Postanowiłam się nie poddawać i wyznać Marco swoje uczucia. Nie wiedziałam czego mam oczekiwać, ale musiałam zaryzykować. 
Dość szybko uporałam się z rozpakowaniem. Żwawym krokiem udałam się do kuchni, aby zeskanować zawartość mojej lodówki. Zdecydowanie potrzebowałam zakupów zanim wpadnie Marco i zacznie robić mi wymówki. Na samą myśl kąciki moich ust lekko się uniosły. Prawdę rzekł ten, który stwierdził iż miłość jest ślepa.
Dzwonek do drzwi był dla mnie nie małym zaskoczeniem. Z nikim się nie umawiałam. Ba! Nikt nie wiedział o moim dzisiejszym powrocie. Chyba że któraś z moich sióstr puściła parę z ust. Wręcz w podskokach udałam się w stronę drzwi będąc pewną kogo za nimi zastanę. Mój szeroki uśmiech zniknął wraz z widokiem męskiej sylwetki za progiem.
- Co Ty tu robisz? - wydukałam.
- Chciałem porozmawiać.
- Rozmawialiśmy. Nie mam Ci niczego więcej do powiedzenia. - syknęłam. W zamiarze miałam zamknięcie mu drzwi przed nosem, jednak uniemożliwił mi to wkładając nogę. - Wynoś się!
- Daj mi coś powiedzieć!
- Że jesteś kretynem? Tak, jesteś! Wiem to od dawna!
- Błagam Cię. Mam kleknąć na kolanach? Proszę bardzo! - kretyn roku jak powiedział tak też zrobił. - Mam wywrzeszczeć na cały Madryt, że to ja jestem jedynym winnym naszego rozstania? Zrobię to! Tylko daj mi wszystko wyjaśnić. Zasługujesz na to, aby poznać całą prawdę.
- Po co? Podaj mi choć jeden sensowny argument!
- Aby upewnić się, że nasze rozstanie było najlepszą rzeczą jaka przytrafiła Ci się w życiu. - odpowiedział patrząc wprost w moje oczy. Biła w nich stanowczość, która spowodowała dreszcz przepływający po moich plecach. Niechętnie wpuściłam go do mieszkania, sama nie wiedząc czego oczekiwać.
Bez słowa usiedliśmy na przeciwko siebie. On na kanapie, a ja we fotelu. Jego wzrok omiótł moje mieszkanie z nieukrywanym zainteresowaniem. Nerwowo bawiłam się palcami oczekując jakichkolwiek słów. W końcu zirytowana odchrząknęłam. 
- Pamiętasz moje początki w Turynie? To było jak sen. W Madrycie byłem wiecznie rezerwowym. Na każdym kroku słyszałem, że mam jeszcze czas. Że muszę się uczyć od najlepszych. W Juventusie od okresu przygotowawczego grałem w pierwszym składzie. Nabrałem pewności siebie. Co raz częściej strzelałem do bramki. - westchnął ciężko. - A potem wszystko się posypało. Parę tygodni bez gola, pierwsze spekulacje na mój temat ... zamykałem się w mieszkaniu przed tym wszystkim. Nieudolnie udawałem silnego, choć w rzeczywistości chciało mi się płakać. Wyżywałem się na Tobie, na mamie, Marcie ... - potarł swoje skronie. - Doskonale zdawałem sobie sprawę, że nie spełniałem pokładanych we mnie nadziei. W Juventusie zastanawiali się czy zostawić mnie na kolejny sezon, a w Madrycie nie brali nawet pod uwagę. Słaby sezon oznaczał brak powrotu do Realu Madryt.
- Alvaro, ja doskonale zdawałam sobie z tego sprawę. Chciałam być wówczas przy Tobie, ale odrzucałeś mnie za każdym razem. Nie dałeś nam nawet szansy, aby przejść razem przez trudne chwile.
- Bo byłem zdesperowanym kretynem. - zacisnął dłoń w pięść. - Za wszelką cenę chciałem wrócić do formy i pokazać im wszystkim na co mnie stać. Inni nie grali lepiej ode mnie, ale z powodu wielkich nazwisk mogli sobie pozwolić na jeden słaby sezon. A ja? Chłopak bez doświadczenia z Hiszpanii, który miał szansę trenować z Cristiano Ronaldo. - prychnął.
- Nie mów tak. - oburzyłam się. - Rozegrałeś wiele meczy w koszulce Realu Madryt. Inni mogli tylko o tym pomarzyć. A finał Ligi Mistrzów w Lizbonie? Kto zmienił Karima Benzemę jak nie Ty? Kto miał duży wpływ na bramkę Sergio Ramosa? Ściągnąłeś na siebie obrońców, aby mógł oddać czysty strzał. Ten gol jest również Twojego autorstwa.
- Ale zapamiętuje się tylko strzelców, prawda? - uśmiechnął się smutno. - Może masz rację. Zagrałem w tamtym finale, więc radość ze zwycięstwa była jeszcze większa. Odszedłem do Turynu pewny siebie, a potem odbiłem się od ściany. Jeden z członków Zarządu wyznał mi, iż większość chce się mnie pozbyć. Uważali, że nie jestem silny mentalnie i dość szybko się poddaje. Że nie zaadaptowałem się we Włoszech. Nie miałem nikogo, kto mógłby mnie bronić przed takimi komentarzami.
- Dlatego wdałeś się w romans? - nie dowierzałam.
- To zbyt dużo powiedziane. - westchnął. - Na wiosennej gali poznałem Andreę Campello, ojca Alice. Jako generalny dyrektor salonów sprzedaży FIAT'a i Jeep'a był jednym ze sponsorów. I o dziwo miał wiele do powiedzenia w Zarządzie.
- Zaraz. - przerwałam mu zdezorientowana. - Zacząłeś się spotykać z Alice, bo była córką wpływowego człowieka?
- Andrea powiedział mi, że powinienem być bardziej rozpoznawalny we Włoszech. Spotykając się z córką jednego z najbogatszych ludzi w tym kraju, miałem na to ogromne szanse. A Alice ... to pomogłoby jej w karierze.
- Nie wierzę. - szepnęłam. - I nawet przez chwilę nie pomyślałeś wtedy o mnie?! - zerwałam się z fotela. - O swojej dziewczynie, którą podobno kochałeś?! Sprzedałeś się!
- Oczywiście że o Tobie pomyślałem!
- Nie rozśmieszaj mnie nawet! I nie pieprz mi głupot, że byłeś zdesperowany! Zdesperowany to może być ojciec, który nie ma za co wykarmić swojej rodziny! Albo ktoś kto walczy o życie bliskiej osoby! Nie widziałeś niczego, po za czubkiem własnego nosa! Z premedytacją złamałeś moje serce i je podeptałeś!
- Może masz rację, ale dokonałem wyboru i muszę teraz z tym żyć. Żałuje tego co Ci zrobiłem. - podszedł do mnie, jednak zdołałam się wycofać. - Były momenty gdy chciałem rzucić to w cholerę i błagać Cię o wybaczenie. Kochałem Cię przez ten cały czas i jestem pewien, że nadal coś do Ciebie czuję. Gdybyś mi teraz powiedziała ...
- Dosyć! - przerwałam mu. - Oświadczyłeś się Alice. Masz ślub w przyszłym tygodniu! Czy choć przez chwile pomyślałeś o niej?
- Boję się, że to co do niej czuję, jest częścią naszego układu. - wyznał. - Pokochałem ją po pewnym czasie i było nam ze sobą dobrze. Ale potem dowiedziałem się, że jesteś z Marco i ogarnęła mnie furia. Myślałem że zamorduję go z zazdrości! - mimowolnie jego pięść znów się zacisnęła. - Pogubiłem się we własnych uczuciach.
- Wybacz, ale ja Ci w tym nie pomogę.
- Przepraszam Cię. - westchnął. - Za wszystko.
- Tak widocznie miało być. - usiadłam ciężko. - Przemyśl na spokojnie czy na pewno chcesz tego ślubu. Jeśli jej nie kochasz, nie oszukuj jej, bo zranisz ją bardziej niż odwołując to wszystko. Ale mnie w to nie mieszaj, bo nasz rozdział zakończył się dwa lata temu. Kocham kogoś innego, a Tobie mogę być jedynie wdzięczna. Więc jeśli chcesz wybaczenia to je dostaniesz. Tylko nie nazywaj córki Maria. - zastrzegłam.
- To Twoje marzenie. Mam nadzieję, że je spełnisz. - kucnął przy mnie i chwycił moją rękę.. - Obydwoje wiemy, że nie zasługuje na Twoje przebaczenie. Mam nadzieję, że będziesz szczęśliwa. - ucałował wnętrze mojej dłoni. W tym samym momencie drzwi wejściowe się otworzyły. Zdezorientowana odwróciłam głowę w stronę wejścia w którym stał Marco z kamiennym wyrazem twarzy. Moje ciało błyskawicznie ogarnęła panika.
- Marco! - zerwałam się gdy trzasnął drzwiami. Wybiegłam za nim z mieszkania mając gdzieś fakt, że jestem boso. - Zaczekaj! To nie tak! - wołałam zbiegając za nim ze schodów. On jednak nie miał zamiaru się zatrzymywać, a ja niekoniecznie się mu dziwiłam. - Błagam Cię! Zatrzymaj się!
- Po co?! - wrzasnął przy wyjściu z kamienicy. - Koniec z udawaniem! Kończymy tą szopkę! Możesz do niego wracać bo widocznie od początku Ci na tym zależało!
- Nie prawda! - pociągnęłam nosem. - Posłuchaj mnie ...
- Nie interesuje mnie co masz mi do powiedzenia! Wypełniłem swoje zobowiązanie z nawiązką, więc jesteśmy kwita! Chyba nie sądziłaś, że będziemy po tym wszystkim przyjaciółmi?!
- Marco, mieliśmy porozmawiać ...
- Tak, jak to zakończyć. - syknął. - Samo się rozwiązało! Lucky zostaje ze mną, bo i tak nie masz dla niego miejsca. - dodał z goryczą w głosie, po czym wyszedł. Pode mną dosłownie załamały się nogi. Opadłam na zimną podłogę próbując unormować swój oddech. Dusiłam się. Miałam wrażenie, że jestem w amoku z którego nie potrafię się wydostać. 
- Maria ...
- Zostaw mnie. - warknęłam.
- Ale ...
- Powiedziałam zostaw! - wrzasnęłam. - Zadowolony jesteś z siebie?! Zadowolony?! - skoczyłam na równe nogi i zaczęłam okładać klatkę piersiową Alvaro pięściami. - Zrobiłeś to specjalnie! Bawi Cię niszczenie mi życia?! Łamanie mojego serca?! Nienawidzę Cię, rozumiesz?! Nienawidzę!
- Porozmawiacie i wszystko sobie wyjaśnicie ...
- Ty nic nie rozumiesz! - załkałam i wyminęłam go. Wróciłam załamana do swojego mieszkania. Oparłam się o drzwi, po których zjechałam plecami. Sama już nie wiedziałam co czułam. Nie miałam sił, aby płakać, a mimo to łzy spływały po moich policzkach. Z każdym ciężkim oddechem miałam wrażenie, że rozsypuje się na drobne kawałeczki.

 W końcu zakończycie ten układ, a Morata dalej będzie z tamtą dziewczyną. Asensio znajdzie sobie nową, a Ty?

Karma to wiara, że wszystkie uczynki wracają do osoby, która je zrobiła. Jeśli więc ktoś zrobił dobry uczynek to w przyszłości przydarzy mu się coś dobrego. Natomiast jeśli zrobi komuś coś złego, to odpowiednio stanie się mu coś przykrego. Zawsze podchodziłam do tego z lekkim dystansem. Dzisiaj jednak na własnej skórze przekonałam się, że jest to najprawdziwszą prawdą. Mój ojciec miał rację. Moją zemstą na Alvaro było całkowite zignorowanie jego istnienia. Zgadzając się na układ Florentino Pereza podpisałam pakt z diabłem, który w ostateczności doprowadził do mojego cierpienia. Każde działanie ma swój skutek, a ja otrzymałam to, na co zasłużyłam. Złamane serce.
Byłabym hipokrytką nie wybaczając Alvaro. Wraz z Marco stworzyliśmy iluzję, którą już wcześniej wykorzystał Morata. Byliśmy sobie równi. Nie miałam już prawa oskarżać go o cokolwiek. Sprzedaliśmy się oboje. Szydziłam z Alice i jej bycia w centrum uwagi za wszelką cenę, a jednak sama zgodziłam się zrobić to samo.
Los postanowił się na mnie zemścić. Dał mi szansę na pokochanie Marco, a potem perfidnie mi go odebrał. Choć po prawdzie, on nigdy nie należał do mnie. Ironią było to, iż to właśnie Morata był powodem tej katastrofy. A może był on znakiem? Przestrogą?
Ciężko podniosłam się z podłogi i usiadłam na kanapie. Otarłam swoje mokre policzki, po których bez przerwy spływały słone krople łez. Co miałam zrobić? Walczyć? Spróbować się z nim skontaktować? Upokorzyć się ostatecznie mówiąc, że to jego kocham? Pod wpływem impulsu chwyciłam za telefon i wybrałam numer Marco. Jeden sygnał. Odrzucone połączenie. Spróbowałam ponownie. Znów jednej sygnał i odrzucone połączenie. Zakryłam usta dłonią chcąc zatamować kolejny bolesny szloch. W tej samej chwili przyszła wiadomość, która przekreśliła jakąkolwiek moją nadzieję.

"Dzięki za pomoc, ale nasz układ już nie istnieje. 
Nie kontaktuj się ze mną więcej."



***

Spodziewałyście się nie jednego, a dwóch układów? ^^

4 komentarze:

  1. ahh robię trzecie podejście do komentarza, więc jak się pojawią to możesz usunąć ten spam ;) ale zaczynając od nowa...

    co za ku***! nigdy bym nie pomyślała, że są dwa układy, choć alvaro sprzedał się gorzej na prawdę i współczuje Marii, w takim momencie przyszedl Marcos, który również strzelił fochem bo jest gorszym tchórzem niż maria, ona przyznaje się do swoich uczuc a ten foch i jeszcze dziecko jej zabiera. Nie kontaktuj się ze mną - ciekawe co na to ich dziecko, zapewne będzie bardzo smutny, że mamusi nie ma. nich mu pogryzie wszystkie rzeczy na złość ot co! ale mam nadzieję, ze się to wszystko wyjaśni, że jednak nie uniesie się tak dumą i da dojść do słowa Marii. Zresztą, niech alvaro się już nie pojawia, gumiś mnie irytuje i coś czuję, że to było specjalnie zrobione! ot co.

    OdpowiedzUsuń
  2. Ej, ej, ale co tu się stało? Coś tak czułam po poprzednim rozdziale, że niedługo sielanka się skończy. Jakoś tak za dobrze było. Wiadomo, ja to bym chciała żeby sielanka trwała nadal, ale opowiadania rządzą się własnymi prawami.
    To, że Alice jest irytująca pisałam już z milion razy. Nawet jeśli nie pojawia się w rozdziale osobiście, to i tak mnie irytuje. Już tak po prostu mam.
    Kurczę, na początku rozdziału tak bardzo się cieszyłam, że Maria zdecydowała się wyznać Marco, co czuję. Oczami wyobraźni już widziałam, jak on też wyznaje jej miłość i są szczęśliwi do końca życia. No po prostu nie wierzyłam w inny scenariusz.
    I wtedy pojawił się Alvaro. Tak, szczerze, to czy ten facet musi wszystko zepsuć? I czy nie może nauczyć się ruszyć mózgiem? tak coś przypuszczałam, że ma jakiś interes wiążąc się z Alice. Niespecjalnie mnie to zdziwiło. Alvaro jednak jest człowiekiem, który dla kariery zrobi wszystko. Inna sprawa, że niespecjalnie mu to wyszło. Wkurza mnie tylko, że dopiero teraz powiedział o wszystkim Marii. Serio, nie mógł zrobić tego miesiąc, dwa wcześniej? To był aż tak wielki problem? Oszczędził by wszystkim wiele nerwów.
    No i niestety całą sytuacje zobaczył Marco, wyciągnął pochopne wnioski i wszystko posypało się jak domek z kart. Strasznie szkoda, że nie postanowił jednak wysłuchać Marii. Wtedy zrozumiałby, jak wygląda sytuacja i wszystko byłoby dobrze. A tak to postanowił zerwać układ i jeszcze zabrać psa. No czy mogłoby być gorzej.
    Szczerze? Nie mam pojęcia, co może teraz zrobić Maria. Na pewno powinna się uspokoić. To nie jej wina, że wszystko tak się potoczyło. Musi pozbyć się wyrzutów sumienia i zrobić wszystko co w jej mocy, by przekonać Marco do rozmowy. Może, gdy emocje opadną zrozumieją, że są dla siebie stworzeni.
    A Alvaro niech się trzyma od nich z daleka! Nie chcę już o nim więcej słyszeć!
    Ah, w ogóle to w takiej sytuacji nie pozostaje Ci nic innego, jak jak najszybciej wstawić kolejny rozdział. Bo po prostu umieram z ciekawości jak to się wszystko skończy.
    Pozdrawiam
    Violin

    OdpowiedzUsuń
  3. Co tutaj się właśnie wydarzyło?
    Alice dalej irytuje swoim ćwierkaniem o ślubie, jakby to miało być wydarzenie roku. To doprawdy urocze, że ma aż dwie romantyczne sukienki, nie mam pojęcia jak ona się zdecyduje na to, którą założyć :D Może do tego czasu zdąży przygotować trzecią opcję? Nie zdziwiłabym się :D Dokument o okresie godowym goryli na pewno był ciekawszy od trajkotania Alice! :D Ale... Kiedy wydawało się, że Marii uda się odetchnąć to jej spokój zakłócił sam Alvaro Morata. Że też miał czelność! Maria miała nadzieję, że to Marco i że w końcu uda im się szczerze porozmawiać, bo przez ślub oraz obowiązki związane z reprezentacją nie było na to czasu, a tutaj co? Przyszedł Morata i znów namieszał, jakby mało było tego, co zrobił. W związku ze zbliżającym się wielkimi krokami ślubem postanowił wyznać, jak było naprawdę. Trochę czasu minęło, ale lepiej późno niż później. Jak na spowiedzi powiedział Marii, co się stało, o co dokładnie chodziło i aż mi szczęka opadła! Wpakował się w chory układ, zgodził się na propozycję ojca Alice, bo był aż tak zdesperowany? Rozumiem, że miał prawo czuć się źle poprzez sytuację, w jakiej się znalazł, w Juventusie mu nie szło, o powrocie do Realu nie miał co marzyć, ale to, co zrobił... Nie mam słów! Odpychał od siebie Marię, obwiniał ją o wszystko i zadowolony wpakował się w układ z Alice. Myślał wtedy o Marii? Cały czas coś do niej czuje? Dobre sobie! Na takie wyznania pora już dawno minęła. Maria ma rację nie chcąc tego słuchać. Odcięła się już od tego, pokochała innego i nie potrzebuje Alvaro w swoim życiu. On ma Alice i ślub na karku. Tym powinien się zająć, a nie... Skoro nie jest pewien swoich uczuć to czym prędzej powinien skonfrontować się z Alice, a nie mącić Marii w głowie. Ten rozdział jest już zamknięty. Maria mu wybaczyła, bo ma dobre serce i może było jej to potrzebne, aby już bez żadnych przeszkód ruszyć na przód? Ale niestety w najmniej oczekiwanym momencie do jej mieszkania wpadł Marco, zobaczył Marię i Alvaro w dwuznacznej sytuacji, dorobił sobie własny scenariusz i wypadł jakby się paliło. Powinien jej chociaż wysłuchać, a nie wierzyć temu, co zobaczył! Ugh, faceci! Myślałam, że da jej szansę na wytłumaczenie, ale oczywiście wolał strzelić focha i unieść się męską dumą. Grrr, Marco! Alvaro, zadowolony jesteś z siebie? Naprawdę mam nadzieję, że zniknie z życia Marii już na zawsze. Dość krzywd jej wyrządził.
    Tak bardzo szkoda mi Marii :( Pokochała Marco i to całą sobą i nie dostała nawet szansy, aby wyjaśnić całe to zajście. Przecież Marco ją poznał, więc jak mógł pomyśleć, że po tym wszystkim będzie chciała wrócić do Alvaro? No nie, nie, nie! Marii jest ciężko, ale niech nie porównuje układu jej i Marco do tego Alvaro i Alice. To inna sprawa... Tak jej współczuję, bo nie zasłużyła sobie na to wszystko :( I jeszcze Lucky ma zostać z Marco, ech... Jejku strasznie smutno :( I jeszcze ta wiadomość od Asensio. Jakbym go trzepnęła to tylko raz! Ma się z nim nie kontaktować? Mhm, zobaczymy jak on sam długo wytrzyma. Mimo wszystko mam nadzieję, że piłkarz pójdzie po rozum do głowy i spojrzy na całą sytuację trzeźwym okiem. I że da wyjaśnić Marii wszystko! Przecież to się nie może tak skończyć...
    Teraz mnie będzie ciekawość zżerać, jak to się wszystko potoczy ^^
    <3333

    OdpowiedzUsuń
  4. A miało być tak pięknie...Naprawdę wciąż nie mogę uwierzyć w to, co się tutaj wydarzyło. 😐
    Alice oczywiście jak zawsze musiała mnie zirytować. Rozdział bez dzielenia się ze światem każdą sekundą jej życia, to rozdział stracony. Czy ona naprawdę myśli, że informacja iż ma dwie "romantyczne" sukienki wpłynie na dalsze dzieje świata? Albo ktoś nada temu faktowi rangę wagi państwowej? Mam coraz mniej nadziei, że ta dziewczyna kiedyś zmądrzeje... Nic dziwnego, że Maria nie mogła słuchać tych głupot. Film dokumentalny przy tym to po prostu największa rozrywka z możliwych.
    Niestety jakby mało było Alice, to jeszcze Alvaro postanowił złożyć niespodziewaną wizytę Marii. Wybierając sobie do tego wprost cudowny moment.
    Prawda, którą postanowił wyznać swojej byłej partnerce wprost mnie zszokowała. Tego za nic bym się nie spodziewała, że na początku tylko udawał z Alice, aby zdobyć rozgłos i utrzymać jako taką pozycję w drużynie. Gdzie ten Alvaro ma rozum? Był przecież wtedy z Marią! Podobno kocha ją do dzisiaj, ale czy choć przez chwilę o niej pomyślał, gdy decydował się na tę szopkę? Zastanowił się, jak bardzo ją skrzywdzi czymś takim?
    Gdyby naprawdę darzył ją bezgraniczym uczuciem. W życiu by tego nie zrobił. Nic nie byłoby ważniejsze od związku z Marią. Dlatego jego tłumaczenia za bardzo do mnie nie trafiają i jeszcze te przed ślubne wątpliwości... Najwyższy czas, aby Alvaro dorósł i wziął się za swoje życie. Skoro się waha to nie wróży za dobrze jego małżeństwu z Alice. Sam nie wie, co do niej czuje. Dlatego też ten ślub to chyba najgorsze, co mogą tego zrobić.
    Maria oczywiście ma za dobre serce, aby nie wybaczyć Alvaro. Dobrze jednak, że od razu postawiła granicę i jasno powiedziała, że Morata nie ma co liczyć na więcej.
    Szkoda tylko, że Marco musiał akurat wtedy wejść i wszystko tak błędnie zinterpretować. Ten widok na pewno bardzo go zranił, ale mógł przynajmniej pozwolić się Marii wytłumaczyć, zamiast w taki sposób ją potraktować. Kończąc wszystko tak jakby nie miało to dla niego żadnego znaczenia.
    Biedna Maria... Tak bardzo mi jej szkoda. Chciała szczerze porozmawiać z Marco, wyznać mu swoje uczucia, a skończyło się na złamanym sercu przez głupie nieporozumienie. Mam nadzieję, że Marco jednak zmądrzeje i wszystko sobie wyjaśnią. To nie może się tak zakończyć.
    Dlatego z ogromną niecierpliwością czekam na kolejny rozdział. 😊

    OdpowiedzUsuń