Dwa tygodnie przed niecierpliwie oczekiwanym ślubem Alvaro Morata i Alice Campello pojawili się na charytatywnej gali ELLE. Szerokie uśmiechy nie schodziły z twarzy szczęśliwych narzeczonych, którzy poświęcili swój cenny czas, aby być tu dzisiaj z nami ...
- Raczej wyczuli okazję do przypomnienia o sobie. - mruknęłam pod nosem wypakowując swoje rzeczy z walizki. Jak na złość zgubiłam pilota w stercie ubrań, co uniemożliwiało mi zmianę kanału na coś bardziej pożyteczniejszego. Jak na ten przykład przyrodniczy dokument o okresie godowym goryli.
"Wszystko mamy zapięte na ostatni guzik, jednak nie ukrywam że z każdym dniem jestem co raz bardziej zdenerwowana. Mam nadzieję, że wszystko pójdzie zgodnie z planem. Jesteśmy bardzo podekscytowani i szczęśliwi!"
- I to byłoby na tyle jeśli chodzi o szczytny cel. - parsknęłam sarkastycznie i wręcz z okrzykiem triumfu rzuciłam się w stronę zagubionego pilota. Oficjalne jestem wybawiona od tego ćwierkotania!
"Moje sukienki są romantyczne! Wybrałam dwie! Nie mogę wam powiedzieć więcej bo to niespodzianka ... "
- Interesujące do bólu. - wyłączyłam telewizor i z ciężkim westchnieniem usiadłam na kanapie. Do rąk wzięłam podkoszulek Marco, który zawieruszył się pośród moich rzeczy. Instynktownie przyłożyłam go do twarzy i przez chwilę wdychałam cudowny zapach męskich perfum.
Z samego rana wróciłam do Madrytu. Sama, ponieważ Marco dwa dni wcześniej musiał dość niespodziewanie stawić się na zgrupowaniu Reprezentacji Narodowej. Ówczesny trener musiał zrezygnować ze stanowiska z powodów zdrowotnych, dlatego zmiana planów była dość szybka. Powołani piłkarze musieli przejść badania wcześniej.
To był kolejny z powodów, które stanęły nam na drodze do swobodnej rozmowy we dwoje. Najpierw szaleństwo związane z moją siostrą i najważniejszym dniem w jej życiu, a teraz szybki powrót do stolicy. Za parę dni mieliśmy udać się do Sevilli na ślub Sergio Ramosa z Pilar Rubio. Ostateczny dzień naszego rozstania zbliżał się wielkimi krokami, choć mała iskierka nadziei tliła się w moim sercu. Postanowiłam się nie poddawać i wyznać Marco swoje uczucia. Nie wiedziałam czego mam oczekiwać, ale musiałam zaryzykować.
To był kolejny z powodów, które stanęły nam na drodze do swobodnej rozmowy we dwoje. Najpierw szaleństwo związane z moją siostrą i najważniejszym dniem w jej życiu, a teraz szybki powrót do stolicy. Za parę dni mieliśmy udać się do Sevilli na ślub Sergio Ramosa z Pilar Rubio. Ostateczny dzień naszego rozstania zbliżał się wielkimi krokami, choć mała iskierka nadziei tliła się w moim sercu. Postanowiłam się nie poddawać i wyznać Marco swoje uczucia. Nie wiedziałam czego mam oczekiwać, ale musiałam zaryzykować.
Dość szybko uporałam się z rozpakowaniem. Żwawym krokiem udałam się do kuchni, aby zeskanować zawartość mojej lodówki. Zdecydowanie potrzebowałam zakupów zanim wpadnie Marco i zacznie robić mi wymówki. Na samą myśl kąciki moich ust lekko się uniosły. Prawdę rzekł ten, który stwierdził iż miłość jest ślepa.
Dzwonek do drzwi był dla mnie nie małym zaskoczeniem. Z nikim się nie umawiałam. Ba! Nikt nie wiedział o moim dzisiejszym powrocie. Chyba że któraś z moich sióstr puściła parę z ust. Wręcz w podskokach udałam się w stronę drzwi będąc pewną kogo za nimi zastanę. Mój szeroki uśmiech zniknął wraz z widokiem męskiej sylwetki za progiem.
- Co Ty tu robisz? - wydukałam.
- Chciałem porozmawiać.
- Rozmawialiśmy. Nie mam Ci niczego więcej do powiedzenia. - syknęłam. W zamiarze miałam zamknięcie mu drzwi przed nosem, jednak uniemożliwił mi to wkładając nogę. - Wynoś się!
- Daj mi coś powiedzieć!
- Że jesteś kretynem? Tak, jesteś! Wiem to od dawna!
- Błagam Cię. Mam kleknąć na kolanach? Proszę bardzo! - kretyn roku jak powiedział tak też zrobił. - Mam wywrzeszczeć na cały Madryt, że to ja jestem jedynym winnym naszego rozstania? Zrobię to! Tylko daj mi wszystko wyjaśnić. Zasługujesz na to, aby poznać całą prawdę.
- Po co? Podaj mi choć jeden sensowny argument!
- Aby upewnić się, że nasze rozstanie było najlepszą rzeczą jaka przytrafiła Ci się w życiu. - odpowiedział patrząc wprost w moje oczy. Biła w nich stanowczość, która spowodowała dreszcz przepływający po moich plecach. Niechętnie wpuściłam go do mieszkania, sama nie wiedząc czego oczekiwać.
Bez słowa usiedliśmy na przeciwko siebie. On na kanapie, a ja we fotelu. Jego wzrok omiótł moje mieszkanie z nieukrywanym zainteresowaniem. Nerwowo bawiłam się palcami oczekując jakichkolwiek słów. W końcu zirytowana odchrząknęłam.
Dzwonek do drzwi był dla mnie nie małym zaskoczeniem. Z nikim się nie umawiałam. Ba! Nikt nie wiedział o moim dzisiejszym powrocie. Chyba że któraś z moich sióstr puściła parę z ust. Wręcz w podskokach udałam się w stronę drzwi będąc pewną kogo za nimi zastanę. Mój szeroki uśmiech zniknął wraz z widokiem męskiej sylwetki za progiem.
- Co Ty tu robisz? - wydukałam.
- Chciałem porozmawiać.
- Rozmawialiśmy. Nie mam Ci niczego więcej do powiedzenia. - syknęłam. W zamiarze miałam zamknięcie mu drzwi przed nosem, jednak uniemożliwił mi to wkładając nogę. - Wynoś się!
- Daj mi coś powiedzieć!
- Że jesteś kretynem? Tak, jesteś! Wiem to od dawna!
- Błagam Cię. Mam kleknąć na kolanach? Proszę bardzo! - kretyn roku jak powiedział tak też zrobił. - Mam wywrzeszczeć na cały Madryt, że to ja jestem jedynym winnym naszego rozstania? Zrobię to! Tylko daj mi wszystko wyjaśnić. Zasługujesz na to, aby poznać całą prawdę.
- Po co? Podaj mi choć jeden sensowny argument!
- Aby upewnić się, że nasze rozstanie było najlepszą rzeczą jaka przytrafiła Ci się w życiu. - odpowiedział patrząc wprost w moje oczy. Biła w nich stanowczość, która spowodowała dreszcz przepływający po moich plecach. Niechętnie wpuściłam go do mieszkania, sama nie wiedząc czego oczekiwać.
Bez słowa usiedliśmy na przeciwko siebie. On na kanapie, a ja we fotelu. Jego wzrok omiótł moje mieszkanie z nieukrywanym zainteresowaniem. Nerwowo bawiłam się palcami oczekując jakichkolwiek słów. W końcu zirytowana odchrząknęłam.
- Pamiętasz moje początki w Turynie? To było jak sen. W Madrycie byłem wiecznie rezerwowym. Na każdym kroku słyszałem, że mam jeszcze czas. Że muszę się uczyć od najlepszych. W Juventusie od okresu przygotowawczego grałem w pierwszym składzie. Nabrałem pewności siebie. Co raz częściej strzelałem do bramki. - westchnął ciężko. - A potem wszystko się posypało. Parę tygodni bez gola, pierwsze spekulacje na mój temat ... zamykałem się w mieszkaniu przed tym wszystkim. Nieudolnie udawałem silnego, choć w rzeczywistości chciało mi się płakać. Wyżywałem się na Tobie, na mamie, Marcie ... - potarł swoje skronie. - Doskonale zdawałem sobie sprawę, że nie spełniałem pokładanych we mnie nadziei. W Juventusie zastanawiali się czy zostawić mnie na kolejny sezon, a w Madrycie nie brali nawet pod uwagę. Słaby sezon oznaczał brak powrotu do Realu Madryt.
- Alvaro, ja doskonale zdawałam sobie z tego sprawę. Chciałam być wówczas przy Tobie, ale odrzucałeś mnie za każdym razem. Nie dałeś nam nawet szansy, aby przejść razem przez trudne chwile.
- Bo byłem zdesperowanym kretynem. - zacisnął dłoń w pięść. - Za wszelką cenę chciałem wrócić do formy i pokazać im wszystkim na co mnie stać. Inni nie grali lepiej ode mnie, ale z powodu wielkich nazwisk mogli sobie pozwolić na jeden słaby sezon. A ja? Chłopak bez doświadczenia z Hiszpanii, który miał szansę trenować z Cristiano Ronaldo. - prychnął.
- Nie mów tak. - oburzyłam się. - Rozegrałeś wiele meczy w koszulce Realu Madryt. Inni mogli tylko o tym pomarzyć. A finał Ligi Mistrzów w Lizbonie? Kto zmienił Karima Benzemę jak nie Ty? Kto miał duży wpływ na bramkę Sergio Ramosa? Ściągnąłeś na siebie obrońców, aby mógł oddać czysty strzał. Ten gol jest również Twojego autorstwa.
- Ale zapamiętuje się tylko strzelców, prawda? - uśmiechnął się smutno. - Może masz rację. Zagrałem w tamtym finale, więc radość ze zwycięstwa była jeszcze większa. Odszedłem do Turynu pewny siebie, a potem odbiłem się od ściany. Jeden z członków Zarządu wyznał mi, iż większość chce się mnie pozbyć. Uważali, że nie jestem silny mentalnie i dość szybko się poddaje. Że nie zaadaptowałem się we Włoszech. Nie miałem nikogo, kto mógłby mnie bronić przed takimi komentarzami.
- Dlatego wdałeś się w romans? - nie dowierzałam.
- To zbyt dużo powiedziane. - westchnął. - Na wiosennej gali poznałem Andreę Campello, ojca Alice. Jako generalny dyrektor salonów sprzedaży FIAT'a i Jeep'a był jednym ze sponsorów. I o dziwo miał wiele do powiedzenia w Zarządzie.
- Zaraz. - przerwałam mu zdezorientowana. - Zacząłeś się spotykać z Alice, bo była córką wpływowego człowieka?
- Andrea powiedział mi, że powinienem być bardziej rozpoznawalny we Włoszech. Spotykając się z córką jednego z najbogatszych ludzi w tym kraju, miałem na to ogromne szanse. A Alice ... to pomogłoby jej w karierze.
- Nie wierzę. - szepnęłam. - I nawet przez chwilę nie pomyślałeś wtedy o mnie?! - zerwałam się z fotela. - O swojej dziewczynie, którą podobno kochałeś?! Sprzedałeś się!
- Oczywiście że o Tobie pomyślałem!
- Nie rozśmieszaj mnie nawet! I nie pieprz mi głupot, że byłeś zdesperowany! Zdesperowany to może być ojciec, który nie ma za co wykarmić swojej rodziny! Albo ktoś kto walczy o życie bliskiej osoby! Nie widziałeś niczego, po za czubkiem własnego nosa! Z premedytacją złamałeś moje serce i je podeptałeś!
- Może masz rację, ale dokonałem wyboru i muszę teraz z tym żyć. Żałuje tego co Ci zrobiłem. - podszedł do mnie, jednak zdołałam się wycofać. - Były momenty gdy chciałem rzucić to w cholerę i błagać Cię o wybaczenie. Kochałem Cię przez ten cały czas i jestem pewien, że nadal coś do Ciebie czuję. Gdybyś mi teraz powiedziała ...
- Dosyć! - przerwałam mu. - Oświadczyłeś się Alice. Masz ślub w przyszłym tygodniu! Czy choć przez chwile pomyślałeś o niej?
- Boję się, że to co do niej czuję, jest częścią naszego układu. - wyznał. - Pokochałem ją po pewnym czasie i było nam ze sobą dobrze. Ale potem dowiedziałem się, że jesteś z Marco i ogarnęła mnie furia. Myślałem że zamorduję go z zazdrości! - mimowolnie jego pięść znów się zacisnęła. - Pogubiłem się we własnych uczuciach.
- Wybacz, ale ja Ci w tym nie pomogę.
- Przepraszam Cię. - westchnął. - Za wszystko.
- Tak widocznie miało być. - usiadłam ciężko. - Przemyśl na spokojnie czy na pewno chcesz tego ślubu. Jeśli jej nie kochasz, nie oszukuj jej, bo zranisz ją bardziej niż odwołując to wszystko. Ale mnie w to nie mieszaj, bo nasz rozdział zakończył się dwa lata temu. Kocham kogoś innego, a Tobie mogę być jedynie wdzięczna. Więc jeśli chcesz wybaczenia to je dostaniesz. Tylko nie nazywaj córki Maria. - zastrzegłam.
- To Twoje marzenie. Mam nadzieję, że je spełnisz. - kucnął przy mnie i chwycił moją rękę.. - Obydwoje wiemy, że nie zasługuje na Twoje przebaczenie. Mam nadzieję, że będziesz szczęśliwa. - ucałował wnętrze mojej dłoni. W tym samym momencie drzwi wejściowe się otworzyły. Zdezorientowana odwróciłam głowę w stronę wejścia w którym stał Marco z kamiennym wyrazem twarzy. Moje ciało błyskawicznie ogarnęła panika.
- Marco! - zerwałam się gdy trzasnął drzwiami. Wybiegłam za nim z mieszkania mając gdzieś fakt, że jestem boso. - Zaczekaj! To nie tak! - wołałam zbiegając za nim ze schodów. On jednak nie miał zamiaru się zatrzymywać, a ja niekoniecznie się mu dziwiłam. - Błagam Cię! Zatrzymaj się!
- Po co?! - wrzasnął przy wyjściu z kamienicy. - Koniec z udawaniem! Kończymy tą szopkę! Możesz do niego wracać bo widocznie od początku Ci na tym zależało!
- Nie prawda! - pociągnęłam nosem. - Posłuchaj mnie ...
- Nie interesuje mnie co masz mi do powiedzenia! Wypełniłem swoje zobowiązanie z nawiązką, więc jesteśmy kwita! Chyba nie sądziłaś, że będziemy po tym wszystkim przyjaciółmi?!
- Marco, mieliśmy porozmawiać ...
- Tak, jak to zakończyć. - syknął. - Samo się rozwiązało! Lucky zostaje ze mną, bo i tak nie masz dla niego miejsca. - dodał z goryczą w głosie, po czym wyszedł. Pode mną dosłownie załamały się nogi. Opadłam na zimną podłogę próbując unormować swój oddech. Dusiłam się. Miałam wrażenie, że jestem w amoku z którego nie potrafię się wydostać.
- Alvaro, ja doskonale zdawałam sobie z tego sprawę. Chciałam być wówczas przy Tobie, ale odrzucałeś mnie za każdym razem. Nie dałeś nam nawet szansy, aby przejść razem przez trudne chwile.
- Bo byłem zdesperowanym kretynem. - zacisnął dłoń w pięść. - Za wszelką cenę chciałem wrócić do formy i pokazać im wszystkim na co mnie stać. Inni nie grali lepiej ode mnie, ale z powodu wielkich nazwisk mogli sobie pozwolić na jeden słaby sezon. A ja? Chłopak bez doświadczenia z Hiszpanii, który miał szansę trenować z Cristiano Ronaldo. - prychnął.
- Nie mów tak. - oburzyłam się. - Rozegrałeś wiele meczy w koszulce Realu Madryt. Inni mogli tylko o tym pomarzyć. A finał Ligi Mistrzów w Lizbonie? Kto zmienił Karima Benzemę jak nie Ty? Kto miał duży wpływ na bramkę Sergio Ramosa? Ściągnąłeś na siebie obrońców, aby mógł oddać czysty strzał. Ten gol jest również Twojego autorstwa.
- Ale zapamiętuje się tylko strzelców, prawda? - uśmiechnął się smutno. - Może masz rację. Zagrałem w tamtym finale, więc radość ze zwycięstwa była jeszcze większa. Odszedłem do Turynu pewny siebie, a potem odbiłem się od ściany. Jeden z członków Zarządu wyznał mi, iż większość chce się mnie pozbyć. Uważali, że nie jestem silny mentalnie i dość szybko się poddaje. Że nie zaadaptowałem się we Włoszech. Nie miałem nikogo, kto mógłby mnie bronić przed takimi komentarzami.
- Dlatego wdałeś się w romans? - nie dowierzałam.
- To zbyt dużo powiedziane. - westchnął. - Na wiosennej gali poznałem Andreę Campello, ojca Alice. Jako generalny dyrektor salonów sprzedaży FIAT'a i Jeep'a był jednym ze sponsorów. I o dziwo miał wiele do powiedzenia w Zarządzie.
- Zaraz. - przerwałam mu zdezorientowana. - Zacząłeś się spotykać z Alice, bo była córką wpływowego człowieka?
- Andrea powiedział mi, że powinienem być bardziej rozpoznawalny we Włoszech. Spotykając się z córką jednego z najbogatszych ludzi w tym kraju, miałem na to ogromne szanse. A Alice ... to pomogłoby jej w karierze.
- Nie wierzę. - szepnęłam. - I nawet przez chwilę nie pomyślałeś wtedy o mnie?! - zerwałam się z fotela. - O swojej dziewczynie, którą podobno kochałeś?! Sprzedałeś się!
- Oczywiście że o Tobie pomyślałem!
- Nie rozśmieszaj mnie nawet! I nie pieprz mi głupot, że byłeś zdesperowany! Zdesperowany to może być ojciec, który nie ma za co wykarmić swojej rodziny! Albo ktoś kto walczy o życie bliskiej osoby! Nie widziałeś niczego, po za czubkiem własnego nosa! Z premedytacją złamałeś moje serce i je podeptałeś!
- Może masz rację, ale dokonałem wyboru i muszę teraz z tym żyć. Żałuje tego co Ci zrobiłem. - podszedł do mnie, jednak zdołałam się wycofać. - Były momenty gdy chciałem rzucić to w cholerę i błagać Cię o wybaczenie. Kochałem Cię przez ten cały czas i jestem pewien, że nadal coś do Ciebie czuję. Gdybyś mi teraz powiedziała ...
- Dosyć! - przerwałam mu. - Oświadczyłeś się Alice. Masz ślub w przyszłym tygodniu! Czy choć przez chwile pomyślałeś o niej?
- Boję się, że to co do niej czuję, jest częścią naszego układu. - wyznał. - Pokochałem ją po pewnym czasie i było nam ze sobą dobrze. Ale potem dowiedziałem się, że jesteś z Marco i ogarnęła mnie furia. Myślałem że zamorduję go z zazdrości! - mimowolnie jego pięść znów się zacisnęła. - Pogubiłem się we własnych uczuciach.
- Wybacz, ale ja Ci w tym nie pomogę.
- Przepraszam Cię. - westchnął. - Za wszystko.
- Tak widocznie miało być. - usiadłam ciężko. - Przemyśl na spokojnie czy na pewno chcesz tego ślubu. Jeśli jej nie kochasz, nie oszukuj jej, bo zranisz ją bardziej niż odwołując to wszystko. Ale mnie w to nie mieszaj, bo nasz rozdział zakończył się dwa lata temu. Kocham kogoś innego, a Tobie mogę być jedynie wdzięczna. Więc jeśli chcesz wybaczenia to je dostaniesz. Tylko nie nazywaj córki Maria. - zastrzegłam.
- To Twoje marzenie. Mam nadzieję, że je spełnisz. - kucnął przy mnie i chwycił moją rękę.. - Obydwoje wiemy, że nie zasługuje na Twoje przebaczenie. Mam nadzieję, że będziesz szczęśliwa. - ucałował wnętrze mojej dłoni. W tym samym momencie drzwi wejściowe się otworzyły. Zdezorientowana odwróciłam głowę w stronę wejścia w którym stał Marco z kamiennym wyrazem twarzy. Moje ciało błyskawicznie ogarnęła panika.
- Marco! - zerwałam się gdy trzasnął drzwiami. Wybiegłam za nim z mieszkania mając gdzieś fakt, że jestem boso. - Zaczekaj! To nie tak! - wołałam zbiegając za nim ze schodów. On jednak nie miał zamiaru się zatrzymywać, a ja niekoniecznie się mu dziwiłam. - Błagam Cię! Zatrzymaj się!
- Po co?! - wrzasnął przy wyjściu z kamienicy. - Koniec z udawaniem! Kończymy tą szopkę! Możesz do niego wracać bo widocznie od początku Ci na tym zależało!
- Nie prawda! - pociągnęłam nosem. - Posłuchaj mnie ...
- Nie interesuje mnie co masz mi do powiedzenia! Wypełniłem swoje zobowiązanie z nawiązką, więc jesteśmy kwita! Chyba nie sądziłaś, że będziemy po tym wszystkim przyjaciółmi?!
- Marco, mieliśmy porozmawiać ...
- Tak, jak to zakończyć. - syknął. - Samo się rozwiązało! Lucky zostaje ze mną, bo i tak nie masz dla niego miejsca. - dodał z goryczą w głosie, po czym wyszedł. Pode mną dosłownie załamały się nogi. Opadłam na zimną podłogę próbując unormować swój oddech. Dusiłam się. Miałam wrażenie, że jestem w amoku z którego nie potrafię się wydostać.
- Maria ...
- Zostaw mnie. - warknęłam.
- Ale ...
- Powiedziałam zostaw! - wrzasnęłam. - Zadowolony jesteś z siebie?! Zadowolony?! - skoczyłam na równe nogi i zaczęłam okładać klatkę piersiową Alvaro pięściami. - Zrobiłeś to specjalnie! Bawi Cię niszczenie mi życia?! Łamanie mojego serca?! Nienawidzę Cię, rozumiesz?! Nienawidzę!
- Porozmawiacie i wszystko sobie wyjaśnicie ...
- Ty nic nie rozumiesz! - załkałam i wyminęłam go. Wróciłam załamana do swojego mieszkania. Oparłam się o drzwi, po których zjechałam plecami. Sama już nie wiedziałam co czułam. Nie miałam sił, aby płakać, a mimo to łzy spływały po moich policzkach. Z każdym ciężkim oddechem miałam wrażenie, że rozsypuje się na drobne kawałeczki.
Karma to wiara, że wszystkie uczynki wracają do osoby, która je zrobiła. Jeśli więc ktoś zrobił dobry uczynek to w przyszłości przydarzy mu się coś dobrego. Natomiast jeśli zrobi komuś coś złego, to odpowiednio stanie się mu coś przykrego. Zawsze podchodziłam do tego z lekkim dystansem. Dzisiaj jednak na własnej skórze przekonałam się, że jest to najprawdziwszą prawdą. Mój ojciec miał rację. Moją zemstą na Alvaro było całkowite zignorowanie jego istnienia. Zgadzając się na układ Florentino Pereza podpisałam pakt z diabłem, który w ostateczności doprowadził do mojego cierpienia. Każde działanie ma swój skutek, a ja otrzymałam to, na co zasłużyłam. Złamane serce.
Byłabym hipokrytką nie wybaczając Alvaro. Wraz z Marco stworzyliśmy iluzję, którą już wcześniej wykorzystał Morata. Byliśmy sobie równi. Nie miałam już prawa oskarżać go o cokolwiek. Sprzedaliśmy się oboje. Szydziłam z Alice i jej bycia w centrum uwagi za wszelką cenę, a jednak sama zgodziłam się zrobić to samo.
Los postanowił się na mnie zemścić. Dał mi szansę na pokochanie Marco, a potem perfidnie mi go odebrał. Choć po prawdzie, on nigdy nie należał do mnie. Ironią było to, iż to właśnie Morata był powodem tej katastrofy. A może był on znakiem? Przestrogą?
Ciężko podniosłam się z podłogi i usiadłam na kanapie. Otarłam swoje mokre policzki, po których bez przerwy spływały słone krople łez. Co miałam zrobić? Walczyć? Spróbować się z nim skontaktować? Upokorzyć się ostatecznie mówiąc, że to jego kocham? Pod wpływem impulsu chwyciłam za telefon i wybrałam numer Marco. Jeden sygnał. Odrzucone połączenie. Spróbowałam ponownie. Znów jednej sygnał i odrzucone połączenie. Zakryłam usta dłonią chcąc zatamować kolejny bolesny szloch. W tej samej chwili przyszła wiadomość, która przekreśliła jakąkolwiek moją nadzieję.
- Zostaw mnie. - warknęłam.
- Ale ...
- Powiedziałam zostaw! - wrzasnęłam. - Zadowolony jesteś z siebie?! Zadowolony?! - skoczyłam na równe nogi i zaczęłam okładać klatkę piersiową Alvaro pięściami. - Zrobiłeś to specjalnie! Bawi Cię niszczenie mi życia?! Łamanie mojego serca?! Nienawidzę Cię, rozumiesz?! Nienawidzę!
- Porozmawiacie i wszystko sobie wyjaśnicie ...
- Ty nic nie rozumiesz! - załkałam i wyminęłam go. Wróciłam załamana do swojego mieszkania. Oparłam się o drzwi, po których zjechałam plecami. Sama już nie wiedziałam co czułam. Nie miałam sił, aby płakać, a mimo to łzy spływały po moich policzkach. Z każdym ciężkim oddechem miałam wrażenie, że rozsypuje się na drobne kawałeczki.
W końcu zakończycie ten układ, a Morata dalej będzie z tamtą dziewczyną. Asensio znajdzie sobie nową, a Ty?
Karma to wiara, że wszystkie uczynki wracają do osoby, która je zrobiła. Jeśli więc ktoś zrobił dobry uczynek to w przyszłości przydarzy mu się coś dobrego. Natomiast jeśli zrobi komuś coś złego, to odpowiednio stanie się mu coś przykrego. Zawsze podchodziłam do tego z lekkim dystansem. Dzisiaj jednak na własnej skórze przekonałam się, że jest to najprawdziwszą prawdą. Mój ojciec miał rację. Moją zemstą na Alvaro było całkowite zignorowanie jego istnienia. Zgadzając się na układ Florentino Pereza podpisałam pakt z diabłem, który w ostateczności doprowadził do mojego cierpienia. Każde działanie ma swój skutek, a ja otrzymałam to, na co zasłużyłam. Złamane serce.
Byłabym hipokrytką nie wybaczając Alvaro. Wraz z Marco stworzyliśmy iluzję, którą już wcześniej wykorzystał Morata. Byliśmy sobie równi. Nie miałam już prawa oskarżać go o cokolwiek. Sprzedaliśmy się oboje. Szydziłam z Alice i jej bycia w centrum uwagi za wszelką cenę, a jednak sama zgodziłam się zrobić to samo.
Los postanowił się na mnie zemścić. Dał mi szansę na pokochanie Marco, a potem perfidnie mi go odebrał. Choć po prawdzie, on nigdy nie należał do mnie. Ironią było to, iż to właśnie Morata był powodem tej katastrofy. A może był on znakiem? Przestrogą?
Ciężko podniosłam się z podłogi i usiadłam na kanapie. Otarłam swoje mokre policzki, po których bez przerwy spływały słone krople łez. Co miałam zrobić? Walczyć? Spróbować się z nim skontaktować? Upokorzyć się ostatecznie mówiąc, że to jego kocham? Pod wpływem impulsu chwyciłam za telefon i wybrałam numer Marco. Jeden sygnał. Odrzucone połączenie. Spróbowałam ponownie. Znów jednej sygnał i odrzucone połączenie. Zakryłam usta dłonią chcąc zatamować kolejny bolesny szloch. W tej samej chwili przyszła wiadomość, która przekreśliła jakąkolwiek moją nadzieję.
"Dzięki za pomoc, ale nasz układ już nie istnieje.
Nie kontaktuj się ze mną więcej."
Nie kontaktuj się ze mną więcej."